Reprezentanci Anglii przekonywali, że przekaz tęczowej opaski z napisem „OneLove” na ramieniu Harry’ego Kane’a nie jest przemielonym frazesem i pustym hasełkiem, a prawdziwie ważnym i istotnym gestem solidarności z mniejszościami seksualnymi. Lwy Albionu miały stanąć w obronie swoich wartości na przekór katarskiemu prawu i zapowiadanym konsekwencjom finansowym. I co? Ano nic. Anglicy zlękli się żółtej kartki, gdy Irańczycy, ich przeciwnicy, nie odśpiewali hymnu, bo tłuką się z państwem reżimem.
Narażają się tym samym na gniew znacznie groźniejszych ludzi niż fifowskie garnitury. Pasują tu jak ulał słowa Harper Lee z „Zabić Drozda”: „Naprawdę odważnym jest się tylko wtedy, gdy się wie jeszcze przed walką, że się dostanie cięgi, ale mimo to przystępuje się do tej walki tak czy inaczej i doprowadza się ją do końca bez względu na przeszkody. Zwycięża się wtedy rzadko, ale przecież czasami się zwycięża”.
A tak ładnie klękali…
Anglicy wyszli na miękkich, a tacy byli zdecydowani, tak filozofowali. Jude Bulllingham opowiadał o szatniowej atmosferze jedności ideowej. Conor Coady burzył się, że żaden kibic nie powinien czuć się wkluczony podczas tego święta futbolu. Eric Dier grzmiał, że zawsze postępuje według zasad wyniesionych z domu, a szacunek do drugiego człowieka to jedna z pierwszych wartości, które wpojono mu za dzieciństwa. No i w końcu Harry Kane był jednym z trzech pierwszych mundialowych kapitanów, który zapowiedział, że na boisku w Katarze będzie paradował z opaską „OneLove”.
Czy można było uwierzyć, że Anglikom naprawdę zależy na stanięciu po stronie mniejszości i rozpropagowaniu jakiejś wyższej myśli za pośrednictwem kopania piłki? Najtęższe głowy kłócą się od lat, czy takie gesty mają swoje znaczenie i wymiar, czy też są tylko znakiem dla znaku i symbolem dla symbolu, bo co też taki piłkarz może, i nie sposób przesądzić tego na „tak” albo na „nie”, ale akurat Lwy Albionu do tej pory posługiwały się spójnym wizerunkiem. Najpierw klękali w ramach solidarności z ruchem Black Lives Matter, nawet kiedy byli wygwizdywani, a następnie zaczęli identyfikować się z akcją „OneLove” w prowokacyjnej perspektywie do katarskiego prawa. Można było dyskutować nad sensem tego wszystkiego, ale o coś im chodziło, zajmowali jakieś stanowisko w żywych międzynarodowych dyskusjach.
Aż wreszcie FIFA pokręciła nosem i pogroziła palcem – będzie tęczowa opaska, będzie żółta kartka dla kapitana. I to tak śmieszne, jak paradne, że nagle Anglicy, Walijczycy, Belgowie, Holendrzy, Szwajcarzy, Niemcy i Duńczycy – ci wszyscy nowocześni i odważni – nagle wycofali się ze swojej akcji „OneLove”. Do lamusa schowane zostały wszystkie słowa o „braku strachu przed ewentualnymi konsekwencjami”. Tych wszystkich odważnych i nowoczesnych nastraszyła perspektywa żółtek kartki.
Żółtej kartki, bloody hell.
Piłkarze Iranu głosem narodu
Odwaga i nowoczesność skończyła się, kiedy trzeba było wynieść gest poza samą jego fasadowość i zaryzykować „korzystny wynik”, jak zostało to ujęte w oświadczenie. Harry Kane wyprowadził drużynę z neutralną opaską FIFA. Na tyle Anglicy wycenili sobie akcję „OneLove”.
Tymczasem Irańczycy nie odśpiewali hymnu. Nie śpiewali, bo dwa ostatnie wersy prawią o „trwałej, ciągłej i wiecznej” islamskiej republice. Nie śpiewali, bo Ehsan Hajsafi, kapitan tamtejszej reprezentacji, już wcześniej mówił na konferencji prasowej: – Musimy zaakceptować fakt, że warunki w naszym kraju nie są odpowiednie, a ludzie w naszym kraju nie są szczęśliwi. Chciałbym złożyć kondolencje wszystkim pogrążonym w żałobie rodzinom w Iranie. Jesteśmy z nimi myślami. Skoro jesteśmy tutaj, będziemy ich głosem.
To jest prawdziwa odwaga.
To jest prawdziwy gest i prawdziwa solidarność.
W Iranie dyskryminowane są kobiety. Zginęły tysiące obywateli. Pałowani i zastraszani są protestujący. Właśnie policjanci ostrzelali ludzi w metrze. Cierpią też na tym piłkarze, którzy stając po stronie dobra, występują przeciwko barbarzyńskiemu reżimowi. Niektórzy ryzykują tym samym utratę uprzywilejowanej pozycji. I narażają na niebezpieczeństwo swoje rodziny. Przecież każdy zna tam przypadki Aliego Daeii czy Aliego Karimiego. Niedawno straszony był Sardar Azmoun, który zareagował po tragicznej śmierci 22-letniej Mahsy Amini. Można się bać. Tu rozgrywają się większe sprawy niż lęk przed zobaczeniem żółtej kartki.
Ale w tym wszystkim chodzi o stanięcie po właściwej stronie barykady. Przede wszystkim: po swojej stronie barykady. Irańczycy to rozumieją, Anglicy nie mają o tym najmniejszego pojęcia.
Czytaj więcej o mistrzostwach świata: