Do Bożego Narodzenia daleko, nawet Last Christmas jeszcze nie słychać, a kibice Lecha Poznań już dostali prezent. Mikael Ishak przedłużył kontrakt do czerwca 2025. Hip, hip, hurra! Bo nawet gdyby Szwed miał go nie wypełnić do końca, to wspaniała wiadomość dla wszystkich sympatyzujących z Kolejorzem.
To było w 1944 roku. Reporter Melchior Wańkowicz poznał podporucznika komandosów – niejakiego Bachledę. I tenże Bachleda po jednej z akcji święcie wierzył, że kule się go nie imają, co hardo zakomunikował dziennikarzowi. Absolutnie. Bez wątpliwości. Koniec i kropka. A skoro w to wierzył, osiem dni po zapoznaniu z Wańkowiczem ruszył do boju bez hełmu. Bo i po co mu? Zginął trafiony odłamkiem w głowę.
Wiara czasem pomaga, a bywa, że przeszkadza. Słowem – różnie to z tą wiarą bywa, a w Poznaniu to już szczególnie, przecież tam wiara to także grupa ludzi. A z wiarą wiary… to już szkoda gadać. Człowiek nie dojdzie, co i jak.
Pewnie wszyscy w stolicy Wielkopolski (czyli cała wiara) wiedzieli, że Mikael Ishak to człowiek wielkiej wiary od przemiany podczas drugiego podejścia do ligi niemieckiej, ale raczej mało kto odważył się wierzyć, że Szwed zostanie w Lechu dłużej niż do końca czerwca 2023. Dotrwa do końca umowy, ruszy dalej w świat i w sumie co się dziwić, w europejskich pucharach błyszczy, więc może wierzyć, że pogra w silniejszej lidze niż Ekstraklasa, za lepsze pieniądze. Znowu ta wiara… W każdym razie pozostanie Ishaka w Kolejorzu wydawało się równie prawdopodobne, co lot w kosmos latawcem.
A jednak. W całkowitej ciszy dogadano przedłużenie kontraktu. Niewypowiadane głośno słowa ciałem się stały. Jeden z najlepszych obcokrajowców w naszej lidze w ostatnich latach zgodził się podpisać podsunięte mu dokumenty. Ponoć nawet koledzy z zespołu nic nie wiedzieli o rozmowach i kapitan po oficjalnym ogłoszeniu porozumienia „tłumaczył się” z tej całej hecy. To trzeci po Vladanie Kovaceviciu i Ivim Lopezie z Rakowa Częstochowa gwiazdor, który w ostatnim czasie nie czmychnął przy pierwszej lepszej okazji. Czapki z głów!
Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było. Tak było w Szwejku i to czysta, brudna prawda. A z Ishakiem jakby teraz nie było w Lechu, będzie dobrze. Bo najbardziej realne scenariusze są dwa. Pierwszy – napastnik faktycznie zostaje do połowy 2025 roku nad Wartą. Strzela, asystuje, odbiera, instruuje, mobilizuje, a czasem pomoże jeszcze zepsute auto popchnąć. Niby Szwed, a jak szwajcarski scyzoryk. Do wszystkiego się przyda. I w ten sposób zapracuje na miano legendy. Mistrzostwo na stulecie, dwie przygody w europejskich pucharach, a kto wie, co jeszcze. Przecież to nie koniec. Generalnie – sportowo zaświeci oślepiającym blaskiem.
Teraz wszyscy wierzą w ten bieg wydarzeń i pięknie. Cieszmy się chwilą, nie jesteśmy takimi obdartusami. Polacy nie gęsi, swoją ligę mają, a w niej utrzymali Kovacevicia, Lopeza i Ishaka! Brawo! Ale istnieje też druga opcja, niekoniecznie gorsza – Ishak przedłużył kontrakt, żeby za kilka miesięcy nie odchodzić za darmo. Warto to wziąć pod uwagę. W takiej sytuacji Kolejorz na nim zarobi, pewnie jakiś procencik z transferu skapnie do Szweda i wszyscy będą zadowoleni. Będą gole, potem będzie euro, będzie zabawa. Dla szefostwa mistrzów Polski w pewnym sensie to jakby zjeść rogala marcińskiego i mieć rogala marcińskiego.
Ale bez względu na to, co będzie (a jakoś będzie, bo zawsze jakoś jest, pamiętamy, prawda?), nowa umowa Ishaka w zestawieniu z Kovaceviciem i Lopezem to sygnał, że da się. Można zatrzymać kluczowych zawodników. To wiadomość wysyłana reszcie – patrzcie, chcemy być mocni i stać nas na to. Chcemy więcej i wierzą nam nasi liderzy! W przypadku Lecha to też potwierdzenie, że inwestycja w akademię się spłaca. Nie byłoby kasy na obecnego kapitana drużyny, gdyby nie miliony wykładane przez zagraniczne kluby na wychowanków Kolejorza. Lokomotywa toczy się w odpowiednim kierunku.
Karol Klimczak, Piotr Rutkowski i Tomasz Rząsa po słabym początku jesieni u jej schyłku mogą czuć się spokojniej. Znowu zasłużyli na wiarę wiary.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Zwoliński: Piłkarze mieli fatalną opinię na uczelni
- Szota: Po debiucie w Ekstraklasie rozbeczałem się jak dziecko, bo wreszcie się udało
- 18 twarzy Kosty. Historia Runjaica w Pogoni
foto. Newspix