To chyba byłoby na tyle, jeśli chodzi o Wisłę Płock na szczycie tabeli. “Nafciarze” konsekwentnie obniżają loty, a to, co zobaczyliśmy w Radomiu, stanowiło kwintesencję trendu trwającego już od paru tygodni. Podopieczni Pavola Stano nie mieli nic do powiedzenia z Radomiakiem, przegrywając bezdyskusyjnie i zasłużenie.
Dużym osłabieniem dla gości był oczywiście brak zawieszonego za czerwoną kartkę Rafała Wolskiego. Bez niego ofensywa płocczan zupełnie nie funkcjonowała. Mateusz Szwoch i Michał Mokrzycki swoją obecnością na boisku w żaden sposób nie potrafili zrekompensować tej absencji.
Radomiak – Wisła Płock 2:0. “Nafciarze” bez armat
Stano poszedł ze zmianami w składzie dalej niż musiał. Piotra Tomasika zabrakło nawet na ławce rezerwowych, więc można zakładać, że Adam Chrzanowski wystąpił z konieczności. Obecność na ławce Damiana Rasaka czy Łukasza Sekulskiego była już wyłącznie wyborem trenera i po fakcie można napisać, że okazał się on nietrafiony. Mokrzycki w drugiej połowie zanotował kilka lepszych momentów, ale ogólnie widać było po nim, że dopiero zaczyna na tym poziomie. Marko Kolar nie miał szans w starciach z Raphaelem Rossim czy Justiniano, nie licząc jednej akcji, w której został sfaulowany w środku pola. Justiniano otrzymał wtedy żółtą kartkę. Mimo to generalnie znów dał radę, jego postawa mogła się podobać. Mateusz Cichocki chyba musi się na nieco dłużej oswoić z ławką rezerwowych.
Radomiak wypadł świetnie jako zespół. Agresja, pressing, solidność w tyłach, niepohamowana chęć zwycięstwa – od pierwszych minut było wiadomo, kto tego dnia jest lepiej dysponowany. Przy braku Wolskiego wystarczyło jeszcze wyłączyć z gry Davo, co także się udało. Mateusz Grzybek w rozmowie w przerwie przyznał przed kamerami Canal+, że jego priorytetem było maksymalne utrudnienie życia Hiszpanowi. Z tego zadania wywiązał się co najmniej przyzwoicie, choć kosztem mocnego ograniczenia swojego udziału w akcjach zaczepnych.
Beznadziejna w ofensywie Wisła do przerwy nie oddała ŻADNEGO STRZAŁU. A generalnie w całym meczu większe zagrożenia stworzyła tylko dwa razy po uderzeniach zza pola karnego. W pierwszym przypadku Gabriel Kobylak sparował piłkę na poprzeczkę po mocnym strzale Kristiana Vallo, a w drugim w kontrolowany sposób odbił piłkę do boku po próbie Rasaka.
Trochę szczęścia, trochę jakości
Goście po przerwie często długo rozgrywali, mieli przewagę w posiadaniu, ale nic z tego nie wynikało. Mogliby tak klepać do końca świata i jeden dzień dłużej, a gol i tak by nie padł. Radomiak w pełni świadomie wszedł w taki układ, mając korzystny dla siebie wynik. Gospodarze nie musieli stwarzać multum okazji, żeby prowadzić 2:0. Uśmiechnęło się do nich szczęście, był duży rykoszet od Jakuba Rzeźniczaka po strzale Luisa Machado i Bartłomiej Gradecki skapitulował. Później Maurides podał w polu karnym do zupełnie niepilnowanego Roberto Alvesa, który ładnie przymierzył pod poprzeczkę. Zawodnicy Wisły domagali się interwencji sędziego, bo parę sekund wcześniej Chrzanowski ucierpiał w starciu z Danielem Pikiem, ale było to zupełnie przypadkowe zderzenie, którego nie wymagało przerwania gry.
Radomiak mógł wygrać jeszcze wyżej, ale Matos obił poprzeczkę, a uderzenie głową Abramowicza na sam koniec wyłapał Gradecki.
Drużyna Lewandowskiego dzięki temu zwycięstwu ponownie zakręciła się tuż za podium i uspokoiła atmosferę po dwóch porażkach z rzędu. Wisła w ostatnich trzech meczach zdobyła jeden punkt i nie jest to przypadek. Jeżeli Pavol Stano nie znajdzie recepty na grę bez Wolskiego (to jeszcze trzy kolejki zawieszenia) passa bez zwycięstwa może się znacznie wydłużyć.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
Fot. Newspix