Można powiedzieć, że wszystkie derby Merseyside są wyjątkowe, ale te ostatnie były inne niż wszystkie. Kibiców Evertonu i Liverpoolu wiele łączy i mało dzieli. Potwierdzenie tego obejrzeliśmy w minioną sobotę na Goodison Park, kiedy niebiescy i czerwoni sprzymierzyli się przeciwko wzrostowi przestępczości w mieście i uczcili pamięć dziewięcioletniej Olivii Pratt-Korbel, która stała się ofiarą wojny gangów na ulicach miasta. – Nasze miasto jest zjednoczone – te słowa wybrzmiały wyraźnie, jak nigdy dotąd.
To było fantastyczne widowisko, które może nie przyniosło bramek, ale przyniosło sporo emocji. 241. derby Merseyside zakończyły się wynikiem 0:0, co nie może być wielkim zaskoczeniem, zważywszy na to, że w minionych latach ten wynik powtarzał się wielokrotnie. Piłkarze dali jednak prawdziwe show i każdy kibic chciałby, żeby zawsze bezbramkowy remis w futbolu wyglądał właśnie w ten sposób. Jednak trzeba podkreślić, że pomimo wszystkich emocji i atmosfery wielkiej rywalizacji pomiędzy oboma klubami z Liverpoolu, nie piłka nożna była najważniejsza tamtego popołudnia.
Derby Liverpoolu
Przyjacielskie derby
Tak naprawdę wydaje się, że derbów Merseyside nie można nazwać prawdziwymi derbami. Oczywiście przyjęło się, że w ten sposób określa się każdą rywalizację pomiędzy klubami pochodzącymi z jednego miasta czy regionu i to bez względu na to, czy pomiędzy nimi faktycznie zachodzą jakieś różnice. W przypadku Evertonu i Liverpoolu trudno doszukać się jakichkolwiek różnic, a żeby uświadomić sobie, dlaczego tak jest, trzeba sięgnąć głębiej do historii. W zasadzie należy otwarcie powiedzieć, że oba kluby były kiedyś jednością i tylko różnice polityczne, a raczej czysto biznesowe sprawiły, że doszło do rozłamu.
Pierwszym prezesem Evertonu i późniejszym założycielem Liverpoolu był John Houlding – znany w całym kraju piwowar, któremu daleko było do nazywanej nieco prześmiewczo „Narodową Federacją Umiaru” Partii Liberalnej. A znaczna większość ówczesnego zarządu The Toffees była właśnie związana z tym ugrupowaniem. Dlatego dążono do tego, aby sprawowanie rządów w klubie było bardziej demokratyczne niż dotychczas, co niespecjalnie podobało się świcie Houldinga. Dlatego w 1892 roku protestujący przeciwko prezesowi postanowili wykupić ziemię po drugiej stronie Stanley Park, opuścić Anfield, gdzie właśnie początkowo grał Everton i przenieść klub.
Houlding pozostał na Anfield i postanowił odpowiedzieć na to, zakładając właśnie Liverpool FC. Od tamtej pory siedziby obu klubów są oddzielone od siebie o niecały kilometr, co już nieco burzy nawet aspekt geograficzny klasyfikujący ich starcia jako derby. Do tego jakby nie patrzeć jedni i drudzy mieli wspólnych założycieli i wywodzili się z podobnego środowiska. Różnice zaczęły narastać nieco później, przede wszystkim te polityczne czy religijne, ale nigdy nie były one specjalnie wyraźne.
Dlatego od zawsze w Liverpoolu wyglądało to w ten sposób, że kibice jednego i drugiego klubu żyli ze sobą w dobrych stosunkach. Pomiędzy fanami obu zespołów raczej nigdy nie dochodziło do większych spięć, oczywiście poza samymi meczami. Nie ma tam czegoś takiego, jak strefy czy całe dzielnice kontrolowane przez jednych, czy drugich. Znacznie różni się to, chociażby od derbów Glasgow, gdzie mamy wyraźne różnice przede wszystkim religijne i polityczne. W Merseyside kibice żyją wspólnie, a w wielu rodzinach znajdą się kibice zarówno Evertonu, jak i Liverpoolu. Często wspominał o tym między innymi Steven Gerrard, który jest legendą The Reds, ale spora część jego bliskich to fani The Toffees.
Nie ma znaczenia liga, a samoświadomość. Dlaczego „Lewy” i Haaland dalej strzelają?
Od Heysel do Hillsborough
To, że oba kluby raczej żyją w harmonii w porównaniu do innych, nie oznacza, że nie było tych trudniejszych momentów. Tutaj sam nasuwa się jeden przykład, czyli tragedia na Heysel z 1985 roku. Od tamtych wydarzeń konflikt pomiędzy oboma klubami poważnie się zaognił i pomimo późniejszych wspólnych inicjatyw, nigdy nie wygasł całkowicie. Wydarzenia, do których doszło na brukselskim stadionie, sprawiły, że nie tylko Liverpool został wykluczony z europejskich rozgrywek, ale dotknęło to także inne angielskie kluby, w tym właśnie Everton.
Skoro Liverpool i Everton podzieliła katastrofa na Heysel, to połączyły ich inne przykre wydarzenia, a więc Hillsborough. Wtedy to fani obu drużyn złączyły się w walce o prawdę. Kibice The Toffees przyłączyli się między innymi do bojkotu dziennika „The Sun” i okazywali wsparcie rodzinom ofiar na Goodison Park. Później kilkukrotnie odwdzięczali się za to fani The Reds, jak chociażby po zabójstwie 11-letniego kibica Evertonu Rhysa Jonesa w 2007 roku. I właśnie tutaj dochodzimy do ciemnej strony miasta. Młody kibic zginął od kul wystrzelonych przez jednego z członków gangu Croxteth Crew, który sam miał wtedy zaledwie 16-lat. Przyczyny tamtej zbrodni do dziś nie są jasne.
Wzrost przestępczości w Liverpoolu to ogromny problem, szczególnie od początku XXI wieku. Nie dotyczy to tylko tego miasta, bo z tym samym zmagają się, chociażby w Manchesterze czy Nottingham. W ostatnich latach dotyczy to przede wszystkim zdarzeń z użyciem broni palnej, ale w ciągu ostatnich kilku lat zauważono także znaczny wzrost przestępstw z użyciem broni białej. Co roku dochodzi do grubo ponad 1000 takich zdarzeń i dlatego mieszkańcy zaczynają zdecydowanie protestować przeciwko opieszałości policji i lokalnych władz.
Tutaj na czoło wysuwają się właśnie kibice piłkarscy, ponieważ akurat w Anglii są to wielkie społeczności, mające spory wpływ na mieszkańców. Widzimy tutaj znacznie inną specyfikę środowiska piłkarskiego niż w innych częściach Europy, gdzie często gangi są blisko związane ze środowiskiem kibicowskim. W Liverpoolu przez lata było już kilka protestów przeciwko wzrostowi przestępczości, ale żaden nie był tak wyraźny i nie odbił się tak szerokim echem, jak ten z ostatnich derbów Merseyside.
Kuzyn Thiago Alcantary i „niewolnik” Petera Lima. Kim jest Rodrigo Moreno?
Najniebezpieczniejsze miejsce
Dokładnie w 9. minucie sobotnich derbów Merseyside owacją na stojąco uczczono pamięć 9-letniej Olivii Pratt-Korbel, która została postrzelona we własnym domu 22 sierpnia. Dziewczynka, która miała przed sobą jeszcze całe życie, stała się kolejną ofiarą wojny gangów w Liverpoolu. I co najgorsze – kolejnym dzieckiem, które straciło życie w ten sposób. Tamtej feralnej nocy ucierpiała także matka dziewczynki, która próbowała powstrzymać napastnika przed wejściem do domu. Udało jej się przeżyć, ale straciła coś ważniejszego, niż własne życie.
The whole crowd are on their feet applauding in the 9th minute at Goodison Park in memory of Olivia Pratt-Korbel 💙❤️ #EFC #LFC pic.twitter.com/wCjgC9rPQx
— CapitalLivNews (@CapitalLivNews) September 3, 2022
Do całego zdarzenia doszło późnym wieczorem. Matka Olivii – Cheryl usłyszała na ulicy spore zamieszanie, więc postanowiła otworzyć drzwi i sprawdzić, co się dzieje. Wtedy do jej domu wbiegł postrzelony człowiek, który był ścigany przez zamaskowanego napastnika. Właścicielka domu próbowała zablokować drzwi przed człowiekiem, który zbliżał się do domu z bronią w ręku, ale ten zdołał oddać w ich kierunku dwa strzały. Jeden trafił ją w nadgarstek, a drugi niestety przeszył klatkę piersiową dziewczynki, która nieszczęśliwie znalazła się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Niestety pomimo szybkiej reakcji policji i ratowników medycznych, dziecka nie udało się uratować.
To był kolejny atak na ulicach Liverpoolu w tamtym tygodniu. Dwa dni wcześniej niespełna dwie mile dalej zamordowana została 28-latka, która zginęła w wyniku pomyłki, ponieważ napastnik rozpoznał w niej inną osobę. Jeszcze kilkadziesiąt godzin wcześniej w Kirkby, gdzie znajduje się ośrodek treningowy Liverpoolu, zginęła 50-latka dźgnięta nożem pod jednym z pubów. To tylko część przypadków napadów, do których dochodziło w ostatnim czasie. Liverpool wyrósł na prawdopodobnie najniebezpieczniejsze miasto w całej Anglii, w którym naprawdę w każdej chwili można stracić życie nawet przez przypadek.
– Mieszkańcy Liverpoolu i całego Merseyside są znani ze współczucia i współpracy w czasach kryzysu. Wiem, że nasza społeczność chce pomóc w każdy możliwy sposób. Nadszedł czas, aby nasza społeczność się zjednoczyła i uczyniła z Merseyside miejsce, w którym używanie broni na ulicach jest całkowicie niedopuszczalne, a ci, którzy jej używają, zostaną pociągnięci do odpowiedzialności – w ten sposób zaapelowała do mieszkańców komendant główna Serena Kennedy. Problem w tym, że lokalni mieszkańcy właśnie policję i lokalne władze obwiniają o to, jak wygląda sytuacja w mieście.
Brazylijski magik przekroczył wrota piekieł. Antony w końcu zawitał na Old Trafford
Nasze miasto jest zjednoczone
Wydarzenia z 22 sierpnia rozpoczęły wielką kampanię mającą na celu zwiększenie bezpieczeństwa w mieście. Policja i lokalne władze prowadzą szeroko zakrojone działania w mediach społecznościowych, zwiększono liczbę patroli na ulicach miasta, udano się także do szkół, gdzie rozpoczęto specjalną akcję edukującą najmłodszych. Do tego wszystkiego dołączyli się kibice Evertonu i Liverpoolu. Z inicjatywy obu stowarzyszeń fanowskich podpisano specjalny list, w którym jedni i drudzy nawołują do zatrzymania szaleństwa panującego na ulicach.
– Naszym miastem w ostatnich tygodniach wstrząsnęły przestępstwa z użyciem broni palnej i noży, w tym tragiczna śmierć dziewięcioletniej Olivii Pratt-Korbel. Czas, aby cała społeczność – niebiesko-czerwona – zjednoczyła się ponownie. Jeśli coś wiesz lub masz jakieś informacje, poinformuj o tym władze. Milczenie nie wchodzi w grę – czytamy w specjalnym oświadczeniu kibiców obu drużyn. To pierwsza taka akcja od kilku dobrych lat, ale udowadnia, że pomiędzy fanami The Toffees i The Reds nie ma zbyt wiele złej krwi, a w odpowiednich momentach potrafią się połączyć i działać wspólnie na rzecz lokalnej społeczności.
Niestety, to dopiero początek walki, ponieważ sytuacja naprawdę jest trudna, a skala problemu niewyobrażalna. Od sobotnich derbów doszło już do kilku kolejnych incydentów z użyciem broni. Na szczęście żaden z nich nie okazał się śmiertelny.
Czytaj więcej o Premier League:
- Czy Bournemouth zostanie nowym Norwich?
- „Lisy” przestały gryźć. Dlaczego Leicester City tak słabo zaczęło sezon?
- To już nie Szkocja. Bolesna weryfikacja Stevena Gerrarda
Fot. Newspix