Lechia Gdańsk to podwójny wstyd dla polskiej piłki. Po pierwsze dlatego, że to żenująco zarządzany klub, oparty głównie na kontaktach towarzyskich, bez jakiejkolwiek przejrzystości, ktoś kogoś zna, to zatrudni, a jak nie zna, to gorzej. Bez planu, bez sensu. Dziś rządzący mówią, że czekają na zmianę właścicielską i wtedy będzie plan. Zupełnie tak, jakby trafili do tej Lechii na chwilę, tydzień temu, a nie parę lat temu. No, ale po drugie – to wstyd dlatego, bo takie szkaradztwo osiągało jednak sukcesy.
W ostatnich latach Lechia sięgnęła po Puchar Polski, Superpuchar, grała o mistrzostwo, dwukrotnie wystąpiła w Europie i dwukrotnie się nie skompromitowała. Za pierwszym razem odpadła z Broendby, które ograła u siebie, a na wyjeździe doprowadziła do dogrywki – takiej Pogoni do dogrywki brakowało czterech bramek, czyli sporo, co? Za drugim było spokojne przejście Macedończyków (bez porażki, znów spójrzmy na Pogoń…), a potem gdyby nie sędziowie, być może udałoby się przejść też Rapid.
No, wstydu nie było.
Ponadto Lechia w większości przypadków trzymała się czuba tabeli, nigdy nie była faworytem do mistrzostwa, ale jak przed sezonem rozmawialiśmy o pucharach, to gdańszczanie w tych dyskusjach byli.
Wydawałoby się, że fajnie, niezłe wyniki, ale dla polskiej piłki… Niezbyt fajnie.
Lechia jest przecież postawiona na głowie. Nie wiadomo, kto tam odpowiada za transfery. Nigdy nie było wiadomo, jaki jest plan na ten klub, poza tym, że najpierw wydawano masę kasy na piłkarzy, potem trochę mniej, potem trochę więcej, a teraz nic. Trenerów brano metodą chybił-trafił, zapomnijcie o jakimkolwiek skautingu, skoro był tam Niemiec-terrotysta (zapomniałem nazwiska, bo i po co pamiętać), gość od fitnessu (też bym zapomniał nazwiska, ale Owen to Owen), ale też porządny Stokowiec czy przyszły selekcjoner Brzęczek.
Szkolenie młodzieży? Dajcie spokój, ile talentów wypuściła Lechia w ostatnim czasie? Jej akademia jest sto lat za cywilizowanym światem.
No i ta pokraka, ten ogólny bezsens, potrafiła wysoko zajść na polskim podwórku. Kiedy inni gadali o długoterminowych planach, perspektywach, sezonach przejściowych, Lechia wykręcała przyzwoite wyniki. Nawet nie musiała za nie płacić w terminie – gdy przecież walczyła o mistrzostwo, piłkarze mieli zaległości. Potem rozwiązywali kontrakty, pozywali własnego pracodawcę, rany boskie, co za wstyd (nie dla nich, dla pracodawcy). Wszystko stało tam na głowie od początku do końca, nie było sezonu, kiedy nie słyszeliśmy o patologiach w gdańskim klubie.
A jednak, lepiej lub gorzej, lecz się udawało. I to jest wstyd. Taka prowizorka powinna tkwić w środku tabeli (najwyżej) przez lata i niczego nie osiągać. Niestety ta liga to jedna wielka zabawa i – wydawałoby się – ludzie poważniejsi nie byli w stanie Lechii ogrywać. Dziś można się z Lechii śmiać, ale to jak w tym powiedzeniu – z kogo się śmiejecie, z samych siebie się śmiejecie.
Choć muszę zaznaczyć, że nie chcę Lechii bronić, bo dziś jest tam, gdzie zasłużyła sobie być, latami swojego prostactwa w zarządzaniu. Życzę kibicom tego klubu, by w końcu trafił tam poważny właściciel, który będzie się przejmował losem Lechii i będzie miał na nią pomysł. To jest świetne miejsce, by robić piłkę – masa fanów, piękny stadion, ładna historia.
Polskiemu futbolowi przydałaby się silna Lechia, ale jeśli szybko nie znajdzie się tam ktoś profesjonalny, to mimo pokracznych dryblingów przez lata, będzie trzeba ten zespół budować od pierwszej ligi.
WOJCIECH KOWALCZYK