Sebastien Haller walczy obecnie z rakiem jąder. Znajduje się w trakcie cyklu chemioterapii, mimo to zdołał odebrać nagrodę od Eredivisie i powiedzieć o swojej chorobie. Nie jest pierwszym piłkarzem, który został postawiony przed tą próbą. Zamierza wygrać z nowotworem, a jego marzeniem jest, by wejść na boisko i strzelić gola przed “Żółtą Ścianą” na stadionie Borussii Dortmund.
Pozbawiony jakichkolwiek włosów na głowie, z twarzą wyraźnie zmęczoną, ale uśmiechnięty i pełen nadziei wszedł na scenę gali Eredivisie, by odebrać nagrodę dla najlepszego napastnika poprzedniego sezonu ligi holenderskiej. Od ponad miesiąca toczy walkę z rakiem jąder. Sebastien Haller tak jak kilku piłkarzy przed nim jest na dobrej drodze, by wygrać najważniejszy mecz w swoim życiu. Mecz, który, gdy się rozpoczyna, wystawia człowieka na dużą próbę, zamykając go na wiele dni w szpitalnym pokoju i w okowach wytrzymałości własnego organizmu.
– Teraz doceniam to, że mogę wypić wodę, która nie smakuje dziwnie i móc jeść bez chęci wymiotowania – Yeray Alvarez.
– Chemioterapia doszczętnie wyniszczała mój organizm. Nie pamiętam, jak mijały mi dni. Byłem permanentnie zmęczony. Niemal cały czas spałem lub o tym marzyłem. Z trudem zwlekałem się z łózka – Jonas Gutierrez.
– Momentalnie piłka nożna przestała być ważna – Arjen Robben.
– Nagle musiałem zastanawiać się nad oczywistymi rzeczami. Jak powrócić do normalnego życia? – Jose Francisco Molina.
– Choroba była od razu widoczna. Włosy na głowie, cóż, założyłem czapkę i nikt nie widział. Ale moja twarz stała się taką, że każdy spojrzał i od razu widział, że jest coś nie tak. Trochę mi to przeszkadzało, potem powiedziałem: trudno. Brwi nie ręka – Kamil Kuczak.
Rak jąder u piłkarza. Diagnoza
Haller nie jest pierwszym piłkarzem, którzy zmierzył się z rakiem jąder. Wszystkie wyżej wymienione wypowiedzi pochodzą od zawodników, którzy przezwyciężyli tę chorobę. Jednym z pierwszych graczy, u którego zdiagnozowano ten rodzaj nowotworu był Bułgar Ljubosław Penew. Mimo tego, że od tego wydarzenia dzieli nas już ponad 25 lat, niewiele się zmieniło. Zawodnik w wysokiej formie, u progu dużego transferu albo nawet po nim, ból w okolicach krocza i fatalna diagnoza.
– Bardzo się bałem. To był trudny czas. Znalazłem mały guzek i poszedłem do lekarza. Powiedział mi, że potrzebuję operacji. Potem musiałem czekać na wyniki i nie wiedziałem, czy to dobra, czy zła wiadomość. Czekanie przez kilka dni było okropne. Nie wiedziałem, co się ze mną stanie. Oczekiwanie okazało się moją zmorą. Po usłyszeniu pozytywnych informacji poczułem ogromną ulgę – mówił w 2004 roku w “Daily Mail” Robben.
Wszystkie historie zaczynają się w podobny sposób. Niewielka zmiana, guzek, bóle w okolicach krocza, które zdaniem wszystkich miały przejść. Dla jednych, jak u Jonasa Gutierreza, zbawieniem okazało się zderzenie z Bacarym Sagną, po którym ból się nasilił na tyle, że poszedł do lekarza. U innych, jak u Hallera doszło do osłabienia całego ciała, dlatego wysłano go na szczegółowe badania. Diagnoza zawsze była jednak szokiem. W końcu jak mogło to przytrafić się mężczyźnie w kwiecie wieku. Prawda jest jednak taka, że zachorowalność na nowotwór jąder w ostatnich trzech dekadach wzrosła trzykrotnie, a najczęściej (25% przypadków) dotyka mężczyzn w wieku od 20 do 44 lat.
– Moja żona była w szoku, ale poradziła sobie z tym. Natomiast mama nie zareagowała tak samo. Mama to jednak mama. Zadzwoniłem do moich braci i sióstr, żeby się upewnić, że będą przy niej, by nie czuła się samotna. Ja nie mogłem jej pomóc – zdradził w rozmowie z ESPN Haller.
– Po diagnozie trudny był moment zwierzenia się rodzinie. Przede wszystkim były to chwile niepewności. Nie powiedziałbym strachu – nie stawiałem czoła chorobie ze strachem, ale była niepewność. Również dlatego, że nowotwór jest słowem, które sprawia, że wszyscy myślą o śmierci. Wiele wynika z tego, że ludzie są niedoinformowani. W przeszłości rak był nieuleczalny, teraz można go wyleczyć w 100 procentach – stwierdził Gutierrez dla “Premier League World”.
Chemioterapia
Jedni mają więcej szczęścia bowiem jedna operacja może załatwić całą sprawę. Tak stało się chociażby z piłkarzem Herthy BSC Marco Richterem, który krótko przed napastnikiem Borussii Dortmund również otrzymał informację o nowotworze jądra. Wycięcie guza jest naturalnym krokiem w tej sytuacji. Jeśli jednak to nie pomaga, pacjentów czeka długa i żmudna chemioterapia, która wyniszcza organizm do cna. To spotkało Hallera czy Gutierreza.
– Podczas tygodni, w których przechodzisz chemioterapię, zawsze czujesz się bardzo zmęczony, do tego stopnia, że kiedy wracasz do domu, zawsze śpisz. Odbywa się ona cyklami, dlatego po okresie leczenia miałem dwutygodniową przerwę. Wtedy moje ciało zaczynało regenerować. Ale gdy zbliżałem się do wyzdrowienia, od razu musiałem iść na kolejne sesje chemii. To jednak najlepszy dostępny sposób walki z rakiem. Wszystko jest jednak tak inwazyjne, że nie pamiętasz, jak minęły ci dni. Wierzę, że z tej choroby wiele wyciągnąłem i była to dla mnie wartościowa lekcja. Lekcja pokory, selekcjonowania wartości i walki. Dowiedziałem się również, że bez względu na okoliczności nie można się poddawać – kontynuował Gutierrez.
– Na początku leczenia poszedłem do szpitala na pięć dni. Codziennie przez 24 godziny przyjmowałem dożylnie chemię. Nie mogłem się ruszać. Po prostu leżałem w łóżku. Zwłaszcza w te dni traci się siłę mięśni i ogólną sprawność. Wiedziałem jednak, co mnie czeka, dlatego pierwszego dnia po powrocie wyszedłem na spacer. Potem dołożyłem do tego siłownię. Mieszkańcy Amsterdamu mogli mnie zobaczyć biegającego po lesie. Był przy mnie fizjoterapeuta. Była tam też moja żona i mama, więc mogłem dobrze zjeść. Codziennie sprawdzam swoje ciało. Nie straciłem tak dużo mięśni po dwóch tygodniach. Jestem nawet na podobnym poziomie, co kilka miesięcy temu. To dobry znak i mam nadzieję, że tak już pozostanie. Czuję się bardzo dobrze – dodał Haller.
– Drugi cykl chemii zniosłem gorzej, natomiast trzeci mnie poskładał muszę przyznać. Spałem całe dni. Nie robiłem nic. Nie miałem siły nawet jeść. Po wyjściu trzymało mnie jeszcze ponad tydzień mocno. Organizm szalał. Dopiero wtedy puściło, choć realny brak odczuwania chemii skończył się dopiero z miesiąc temu – mówił nam Kuczak.
Nawrót
Przejście całego cyklu chemioterapii nie oznacza końca walki z rakiem. Czasem dochodzi do nawrotu choroby. Wtedy zaczyna się mecz rewanżowy między pacjentem a nowotworem. Znajomość przeciwnika pomaga tylko w niewielkim stopniu. Najważniejsze jest odpowiednie nastawienie, wsparcie i wiara w pełne wyleczenie choroby. Te elementy pomogły zwalczyć raka choćby Molinie czy Alvarezowi.
– To najgorszy moment w moim życiu. Skonfrontuję się z nim z pomocą przyjaciół i z maksymalną energią. Chcę powiedzieć wszystkim, u których w przyszłości zostanie zdiagnozowana ta choroba. Nie martwcie się. To ciężka choroba, ale możecie przez nią przejść, jeśli będziesz z nią walczyć – powiedział były bramkarz Atletico Madryt na łamach UEFA. – Prezydent i moi koledzy z drużyny martwili się o mnie. Próbowali pomóc mi sobie z tym poradzić w najlepszy możliwy sposób. Kiedy ogolili dla mnie głowy, nie mogłem powstrzymać łez. Było to bardzo emocjonalne przeżycie. Świat futbolu wysłał mi wiadomość, że nie mogę się poddać – wspominał obrońca Athleticu Bilbao dla gazety “Marca”.
Jeszcze gorszą diagnozą od samego nawrotu choroby pozostają przerzuty. Nowotwór zatruwa kolejne rejony organizmu. Z taką sytuacją spotkał się zawodnik Garbarni Kraków Kamil Kuczak, który miesiąc temu przeszedł kolejną terapię onkologiczną. U niego rak jąder przerodził się w raka płuc. Z chorobą musiał się mierzyć, gdy jego żona znajdowała się w zaawansowanej ciąży. Podczas gdy on przyjmował kolejną dawkę chemii, ona urodziło dziecko i samodzielnie odcięła pępowiną. Pozostaje zdeterminowany, by powrócić na boisko.
– Drugi cios przyszedł szybko, bo to były badania histopatologiczne. Wyjechałem z żoną nad morze na kilka dni. Te badania miały być do odbioru, natomiast zapewniali, że na pewno wszystko OK, że tylko jak będzie coś bardzo źle to zadzwonią. A tu wiadomość od lekarza, że jest gorzej niż myślał. To nie tylko nasieniak, ale też dwa inne nowotwory, też złośliwe. Dowiedziałem się, że dostanę chemię, żeby dobić komórki rakowe. Powiedziano mi, że dostanę dwa cykle słabej chemii. Ale po tomografii okazało się, że są jeszcze przerzuty na płuca. To był taki trzeci, chyba najmocniejszy cios. Wiadomo jak kojarzą się przerzuty nowotworowe – zaawansowana sytuacja. Gdzie jeszcze słyszałem, że nie ma szans, aby się pojawiły – a tutaj są. Bałem się jednak bardzo tych zmian na płucach. Miałem lekkie podejrzenia, że coś jest nie tak, bo na treningu ciężko mi było złapać oddech. Pytałem nawet kolegi, czy jest tu tak duszno, a on mówił, że wszystko OK. To mi się zapaliła lampka. Oczywiście znowu strach, stres dla żony. Lekarze uspokajali, że rak jądra jest bardzo podatny na leczenie, boi się chemii, łatwiej go pokonać niż inne raki. Z tego też braliśmy nadzieję, natomiast tutaj płuca. Wtedy byłem rozbity, przyznam szczerze. Udawałem przed rodziną, żeby im nie dokładać, ale sam naprawdę ciężko się czułem. Gdy z dala od rodziny próbowałem powiedzieć o diagnozach kolegom z drużyny, łamał mi się głos. Te wszystkie słowa, że będzie dobrze, że dam radę, wtedy nie docierały. Słyszałem tylko szum – opowiedział nam zawodnik.
Powrót
Żaden z wymienionych bohaterów nie poddał się chorobie. Choć musieli wstrzymać swoje kariery sportowe, to szybko po nowotworze wrócili do wysokiej formy. Yeray Alvarez jest podstawowym środkowym obrońcą Athletiku Bilbao. Jonas Gutierrez, mimo straty długich włosów jak biblijny Samson, nie stracił swoich umiejętności, odbudował się, powrócił do Newcastle United, występował jeszcze w Deportivo la Coruna, a na zakończenie kariery grał w rodzinnej Argentynie. Arjen Robben występował później w Realu Madryt czy Bayernie Monachium, świętując mistrzostwa Hiszpanii i Niemiec, a także zdobycie Pucharu Europy. Mimo że Jose Francisco Molina o chorobie dowiedział się mając 32 lata, to wyleczył się i wrócił do bramki Valencii. Ljubosław Penew otrzymał w 1994 roku powołanie do reprezentacji Bułgarii na mistrzostwa świata. Nie skorzystał z niego, ale na boisko powrócił w barwach Atletico Madryt. Grał aż do 2002 roku. Na podobny happy end liczy Haller.
– Pierwsza rzecz, o której pomyślałem: – “Jestem w Dortmundzie od dziesięciu dni, a nie mogę pomóc Borussii”. Dużo zrobiliśmy dla tego transferu. Wszyscy byli szczęśliwi, a ja naprawdę chciałem grać. Zapłacono za mnie 30 milionów euro, a nie wystąpię przez długi czas. Dlatego chcę zrobić wszystko, by znowu zacząć grać. Powrót na boisko zajmie mi kilka miesięcy. Ważne jest to, że nie tracę zbyt dużo masy mięśniowej. Muszę zadbać o formę i na miesiąc przed powrotem na boisko znów popracuję z piłką. Teraz najważniejsze jest to, że moje ciało czuje się dobrze. Moim pierwszym celem jest powrót na boisko. Zagrać przed „Żółtej Ścianą” i strzelić pierwszego gola. To będzie piękny i pełen emocji moment – zakończył Iworyjczyk.
Na koniec apel bez jaj. Badajcie jajka!
WIĘCEJ O WALCE Z RAKIEM:
- Piłkarze w walce z rakiem. Bądź jak Robben, nie bądź jak Hartson
- „Myślałem: 25 lat, sportowiec, dbam o siebie całe życie. Gdzie ja z rakiem?”
Fot. Newspix