Reklama

Napastnik z second-handu. Valencia sięgnęła po Cavaniego

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

02 września 2022, 09:41 • 9 min czytania 8 komentarzy

W ostatniej dekadzie urugwajski futbol był utożsamiany z genialnymi napastnikami. Diego Forlan już jakiś czas temu zakończył karierę, ale schedę po nim przejął duet, który robił furorę na europejskich boiskach. Czas nikogo nie oszczędza i powoli dobiega końca również era Luisa Suareza i Edinsona Cavaniego. Obie strzelby przygotowują się właśnie do prawdopodobnie ostatniego mundialu w ich karierach. Obu latem skończyły się umowy z poprzednimi pracodawcami i musieli szukać nowych wyzwań. Luis Suarez zdecydował się na powrót w rodzinne strony, Edinson Cavani znalazł dla siebie miejsce w drużynie z Hiszpanii.

Napastnik z second-handu. Valencia sięgnęła po Cavaniego

El Matador w poniedziałek podpisał kontrakt z Valencią, a to oznacza, że trafił pod skrzydła Gennaro Gattuso. Transfer ten może nie odbił się dużym echem, ale wydaje nam się, że warto się nad nim pokłonić i pokazać, że niesłusznie marginalizuje się jego znaczenie. Dlaczego Cavani zdecydował się związać z klubem z Estadio Mestalla? Jak oceniać ten ruch? Kto na nim bardziej skorzysta?

Napastnik z second-handu. Valencia sięgnęła po Cavaniego

Rolnik, łowca i napastnik w jednym

Wizerunek Edinsona Cavaniego zawsze znacznie odbiegał od wizji stereotypowego piłkarza. Jego ego zwykle nie podążało za umiejętnościami i dokonaniami, gdyż było zduszone do ziemi. Urugwajczyk zawsze starał się skupiać wyłącznie na pracy i nie dawać pożywki krytykom. Przez niektórych jest wręcz uważany za konserwatystę ze względu na swój sposób bycia, ponieważ dziś ludzie głęboko wierzący są uznawani za staromodnych. Gdy wielu innych napastników poszukiwało instynktu strzeleckiego na baletach, Cavani jeździł na ryby. Szukał wyciszenia, trenował cierpliwość, by w odpowiednim momencie wszystkie siły skupić na konkretnej czynności i wykazać się nadludzkim refleksem.

Jest patriotą i zapalonym farmerem. Po dziś dzień lubi odwiedzać swoje rodzinne strony, by popracować na roli lub udać się na polowanie. Poza boiskiem ma do zaoferowania pokorę, skromność i normalność godną mistrza.

Reklama

Pierwszą szufladkę w głowie przeciętnego polskiego kibica otworzył w momencie, gdy walczył, a w zasadzie wygrał rywalizację o skład Palermo z Radosławem Matusiakiem. Na szersze wody wypłynął jednak dopiero po przeprowadzce do Neapolu. Dla Azzurich strzelał jak na zawołanie. Tworzył tam legendarny tercet Hamsik-Lavezzi-Cavani, który z czasem został rozbity przez transfery, ale po dziś dzień jest ciepło wspominany przez sympatyków calcio.

W swojej ojczyźnie jest określany mianem wiecznie drugiego. Najpierw znajdował się w cieniu Diego Forlana, następnie Luisa Suareza. Co ciekawe, w piłce klubowej zazwyczaj było podobnie. W PSG, do którego trafił z Napoli musiał stanowić tło dla Zlatana Ibrahimovicia, a następnie dla Neymara i Kyliana Mbappe, którym poświęcano zdecydowanie więcej uwagi. W pewnym momencie mówiło się nawet o tym, że właściciel PSG złożył mu nietypową propozycję. Zaoferował Cavaniemu podniesienie zarobków o milion euro, ale w zamian miał oddawać rzuty karne Neymarowi. Urugwajczyk odmówił.

Jego ostatni kontrakt z PSG dobiegał końca wraz z końcem czerwca 2020. Miał możliwość przedłużenia go do końca sezonu przerwanego przez pandemię, co uczyniło wielu piłkarzy, ale on ujął się honorem. Był zawiedziony, że nie zaoferowano mu dłuższej umowy, a wcześniej dostawał sygnały, że stał się piątym kołem u wozu. Nie mógł się z tym pogodzić i podziękował za współpracę.

A przecież odchodził jako piłkarz, który strzelił najwięcej bramek w historii PSG. Koszulki z jego nazwiskiem sprzedawały się bardzo dobrze i pod tym względem w klubie z Paryża ustępował tylko Neymarowi i Mbappe. Jednak nic nie trwa wiecznie, bo decyzję paryżan można było zrozumieć ze względu na spadek formy napastnika. W ten sposób rozpoczął się nowy rozdział w karierze Cavaniego.

Na Old Trafford

Po rozstaniu z PSG przekonał się, że poszukiwania nowego pracodawcy nie należą do łatwych. Miał trafić do Benfiki, ale ostatecznie rozeszło się o pieniądze. Chciał podpisać kontrakt z Atletico, ale do tego nie doszło. Koniec końców wylądował w Manchesterze United. Należy pamiętać, że przez wiele lat łączono go z ligą angielską ze względu na jego zestaw cech związanych z poświęceniem na rzecz zespołu. Wydawało się, że pasował do brytyjskich jak ulał. Nadszedł więc moment, w którym miała nastąpić weryfikacja hipotez i sprawdzenie, czy odczucia dużego grona osób nie były błędne.

Stawiano przed nim wysokie oczekiwania, choć wielu kibiców nie kryło się z tym, że liczyli na transfer młodszego gracza. Cavani miał już wtedy 33 lata na karku i panowało przekonanie, że lepszy już nie będzie. Słuszne, bo choć miewał przebłyski, to raczej nie przekonał do siebie sceptyków.

Reklama

Przez dwa sezony uzbierał 59 spotkań, strzelił 19 bramek i zaliczył 7 asyst. Nie okazał się totalnym flopem, ale też nie nawiązał swoimi występami do swoich najlepszych lat. Nie pozwoliło mu na to zdrowie, ale ostatecznie wszystko rozbija się o gole, asysty, punkty i sukcesy. Ma prawo posługiwać się tego typu wymówkami, ale niewiele to zmienia.

Zrealizował co najwyżej plan minimum i chyba tak trzeba traktować jego pobyt na Old Trafford. Nie nabawił się tam kompleksów, nie powiększył też grona swoich fanów. Już na początku tego roku było jasne, że odejdzie, ale wiedział dobrze, że potencjalni pracodawcy nie będą się o niego zabijać. Sprowadzenie piłkarza, który posiada bogatą kartę pacjenta, wiąże się z dużym ryzykiem, a gwiazdę tego pokroju należy słono opłacać.

Ciągnęło go do Hiszpanii

Po rozstaniu z Manchesterem United miał sporo czasu na refleksje. Jednak ostatnie tygodnie mocno nadszarpnęły jego nerwy. Osiągnął porozumienie słowne z Villarrealem, natomiast musiał czekać, aż zwolni się budżet płacowy. Czas uciekał, a Cavani wciąż pozostawał bez umowy. Dlatego wysłuchiwał ofert nadsyłanych przez inne kluby. Dużo szumu zrobili dziennikarze z Argentyny, którzy przekonywali, że Boca Juniors niebawem ogłosi zakontraktowanie Cavaniego, ale ostatecznie na plotkach się skończyło. Sporo mówiło się też o zainteresowaniu ze strony Realu Sociedad, OGC Nice, a nawet Juventusu.

Puzzle nie były jednak łatwe do ułożenia. Celem nadrzędnym urugwajskiego snajpera było znalezienie europejskiego klubu, w którym otrzyma gwarancję regularnej gry i przymknie oko na aspekt związany z kruchością tego piłkarza. Takim zespołem okazała się Valencia. Według hiszpańskich mediów Cavani związał się z hiszpańskim klubem na dwa sezony i będzie zarabiał wraz z bonusami około 3 milionów euro w ujęciu rocznym.

Jeszcze zanim złożył podpis pod umową powiedział dziennikarzom ASa następujące słowa:

– Chciałem grać w Hiszpanii, a Valencia obdarzyła mnie dużą miłością. Siła ludzi, którzy pracują w klubie, sprawiła, że ​trafiłem właśnie tutaj. Valencia dała mi dużo pewności siebie, obdarzyła zaufaniem i mam nadzieję, że się za to odwdzięczę.

Kluczową rolę w tym transferze odegrał także Gennaro Gattuso. Nowy trener Valencii od kilku tygodni wydzwaniał do piłkarza. Przekonywał go do dołączenia do swojego projektu. W szczegółach tłumaczył, że trafi do drużyny, do której pasuje i może stać się jej twarzą. Te słowa zadziałały na wyobraźnie piłkarza.

Dość łatwo było uderzyć w podniosłe tony. Mowa przecież o klubie, który ma bogatą historię. W ostatnich latach jego prestiż jednak podupadł, ale z drugiej strony dziś o wiele łatwiej stać się tam ulubieńcem tłumów. Każdy piłkarz, który wybije się ponad przeciętność, da z siebie coś ekstra i obdarzy sympatyków Valencii nadzieją, może być wręcz noszony na rękach. Bez dwóch zdań Cavani ma wszystko, by to osiągnąć.

Klub skrojony na miarę

Valencia poprzedni sezon skończyła na dziewiątym miejscu. Jest nadzieja na to, że nawet pomimo kiepskiego – pod względem zdobyczy punktowej – startu obecnego sezonu, zakończy rozgrywki 22/23 na lepszym miejscu. Nie da się ukryć, że w ostatnim czasie klub opuściła dwójka bardzo ważnych graczy – Goncalo Guedes i Carlos Soler – ale skład został uzupełniony o nowe nazwiska i za sprawą Gattuso wiele rzeczy zmienia się na lepsze. Zwłaszcza nastawienie i reakcja zespołu podczas spotkań.

Nie da się ukryć, że w ostatnich latach drużyna ta była stale osłabiana. Z drugiej strony klub szyję na miarę budżetu i możliwości pozyskiwania piłkarzy, które ogranicza mocno hiszpańskie FFP. Bordalas dał życie tej drużynie, a Gattuso nadaje jej nowy kształt. Nie ma już być tylko rąbanki, która, choć skuteczna nie musi być powszechnie akceptowana, a co dopiero lubiana. Valencia ma zacząć przynajmniej fragmentami porywać tłumy i skutecznie rywalizować w każdym spotkaniu.

Wydaje się, że Cavani charakterologicznie pasuje do tego zespołu. Jest gościem, który zawsze wnosi potężne pokłady zaangażowania. Jest w stanie zagwarantować, że będzie zasuwał od pierwszej do ostatniej minuty spędzonej na boisku. I tu wracamy do kluczowej kwestii. Ostatnie lata pokazały, że jego ciało regularnie mówi „dość” i problemy zdrowotne pozbawiały go możliwości udziału w wielu spotkaniach. Da z siebie, ile będzie w stanie, ale ciężko wskazać zakres minut, w którym będzie do dyspozycji trenera.

Z tego właśnie względu należy mądrze gospodarować siłami 35-latka i mieć na uwadze, że o ile z otrzymanych sytuacji wyciśnie, co się da, to wystąpi podobna sytuacja jak z Radamelem Falcao w Rayo Vallecano. Swoje strzeli, ale swoje też odpęka na kozetce i salce do rehabilitacji.

Konkurencja? Pozorna

Jeszcze zanim został ogłoszony jego transfer, dał ultimatum, że jeśli ma trafić do Valencii, to musi odejść Maxi Gomez, bo nie chce rodakowi zabierać miejsca w składzie. Nie jest też tajemnicą, że panowie się przyjaźnią. Swoją drogą, młodszy z Urugwajczyków w ostatnich latach popadł w przeciętność. Stał się przykładem piłkarza, którego zdjęcie powinno znaleźć się w słowniku piłkarskich określeń pod hasłem “ligowy dżemik”. Może jeszcze weźmie się w garść, ale od dłuższego czasu pracował nad tym, by zmazać dobre pierwsze wrażenie. Teraz ponoć jest już przygotowany do odejścia do jednego z tureckich klubów (łączony jest z Fenerbahce). Okno transferowe w Turcji zamyka się dopiero za tydzień, więc jest jeszcze trochę czasu na dopięcie szczegółów.

W ostatnich rozgrywkach z nieco lepszej strony pokazał się Hugo Duro. 23-latek nigdy nie był uważany za wielki talent, do zaoferowania ma przede wszystkim walkę i zaangażowanie, ale nie sprawia wrażenia gościa, który w ciągu kilku najbliższych lat wskoczy na wysoką półkę. Raczej będzie mu dane grać w drużynach z miejsc 6-10, ale na dłuższą metę ciężko byłoby mu utrzymać miejsce w klubie z czołówki. Strzeli tych 8-10 goli w sezonie, a gdyby przebił ten pułap, należałoby mówić o wielkim przełomie w jego karierze.

W kadrze Valencii znajdziecie również Marcosa Andre, którego chciał mieć w swoim zespole Pep Bordalas. Jednak piłkarz nie wykorzystał licznych szans. Ponoć jest typem gracza, który nie za bardzo chce walczyć o skład i zamiast tego woli poszukać wypożyczenia. Uczciwie musimy przyznać, że ostatnio na tle Atletico wypadł solidnie. Ba, choć nie strzelił gola, być może był to jego najlepszy występ w barwach Valencii. Mimo to jest to kolejny średniak, który nie jest w stanie przebić sufitu, który nie jest wcale tak wysoko.

Nietrudno więc dojść do wniosku, że napastników w kadrze Valencii nie brakuje, natomiast brakowało jakości i lekiem na tę przypadłość ma być Edinson Cavani. Za sprawą Samuela Lino, Samu Castillejo, Yunusa Musaha i kilku innych graczy nie brakuje okazji do wykańczania akcji, więc Urugwajczyk swoje powinien strzelić. Jak zwykle weryfikacja nastąpi już na boisku, ale zakontraktowanie Cavaniego ma ręce i nogi. Nikt w klubie nie będzie mógł sobie zarzucić, że nie spróbował wzmocnić linii ataku, a sam zawodnik znalazł idealne miejsce, by właściwie przygotować się do katarskiego mundialu. Ręka rękę myję, a z tej transakcji wiązanej może wyjść się dużo dobrego dla obu stron.

WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:

Fot. Newspix

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

8 komentarzy

Loading...