Od polskich prezesów raz po raz można usłyszeć, że na Ligę Mistrzów to jesteśmy za biedni, że bez wielkich transferów się nie da tam wejść, a na takie szaleństwa kasy brakuje. Lepiej na spokojnie celować w Ligę Europy, nie ma co wariować, zresztą Liga Konferencji też jest okej. A jak będą pieniądze, to się, słuchajcie, pomyśli. I wtedy wchodzi Viktoria Pilzno, która niekoniecznie ma ochotę się do tego dostosowywać, bo władowała się do europejskiej elity.
A czy ten czeski zespół to finansowy potentat? Nie. Przed tamtym sezonem startowali z budżetem, który nie przekraczał 12 milionów euro (dla porównania – Slavia ma cztery razy tyle). Zimę spędzili bez zagranicznego obozu, wciąż walczą z długami. To po odejściu stamtąd Adriel Ba Loua mówił, że potrzebował tego ruchu do rozwoju: – Szukałem możliwości zrobienia kroku naprzód i Lech Poznań mi taką możliwość dał. Słyszałem wiele o tym klubie, jego kibicach i fantastycznym stadionie, więc nie mogę się doczekać aby poczuć tę atmosferę. Kolejorz wydał na niego przeszło milion euro, Viktoria tej kasy potrzebowała i wówczas nie sprowadziła nikogo z tej półki finansowej (najdrożsi byli trzej gracze za 120 tysięcy euro).
Wreszcie – patrząc na kadrę Viktorii, mamy tam odrzuty z polskiej Ekstraklasy. Może nie jest to aż taka historia jak w Spartaku Trnava, gdzie były zawodnik naszego futbolu poganiał kolejnego, ale i tak są tam trzy takie nazwiska: Jan Kliment, Jan Sykora, Erik Jirka.
Jak wiemy – żaden z nich nie podbił ekstraklasowych boisk. Kliment dla Wisły Kraków strzelił dwie bramki w 22 meczach. W końcu nie miał wejścia do składu i narzekał: – Nie wiem, z czego wynika nieufność trenera w stosunku do mnie. Na każdym treningu mnie chwali, a kiedy przychodzi dzień meczowy, to nie mieszczę się nawet w kadrze. To trochę dziwne, bo odkąd przyszedł, to nie strzelamy zbyt wielu goli. Zobaczymy, co będzie dalej.
Brzęczek odpowiadał spokojnie, ale stanowczo: – Nie odbieram tego jako żalenie się. Wszyscy zawodnicy chcą grać i niekiedy z tego powodu są sfrustrowani. Zawsze staram się oceniać piłkarzy obiektywnie, a dla mnie najważniejsze jest, że wszyscy pracują z maksymalnym zaangażowaniem. Często chwalę Janka na treningach, ale to nie oznacza, że od razu ma przepustkę do kadry meczowej.
Niemniej – chemii tam nie było i Klimenta pożegnano. A Sykora? Też rozczarowanie. Lech mógł mieć wtedy na przykład Bohara, ale wybrał Czecha i ten zawiódł. W 36 meczach strzelił jedną bramkę, zaliczył pięć asyst. Nie pozbyto się go nawet od razu, tylko najpierw wypożyczono do Viktorii, a dopiero potem skrzydłowy przeniósł się tam na stałe.
Jirka to z kolei epizod w Górniku Zabrze. Jedna runda, cztery bramki. Czyli niby nie najgorzej, ale jakoś nie kojarzymy, żeby jego odejście wiązało się z narracją „odchodzi gwiazda ligi”. Był – fajnie, nie ma go – trudno.
I teraz każdy z nich będzie miał okazję zagrać w Lidze Mistrzów. Kliment w eliminacjach strzelił trzy bramki, w tym decydującą z Karabachem na 2:1. Sykora ma dwa gole i asystę, w każdym z sześciu meczów eliminacyjnych był podstawowym zawodnikiem. Jirka to rezerwowy, jednak w obu spotkaniach z Karabachem dostał swoją szansę (trafił do Viktorii dopiero 11 sierpnia).
W Polsce skreśleni, gdzie indziej grający skutecznie o marzenia i miliony euro płynące z Ligi Mistrzów. Nasuwa się pytanie: o czym to świadczy?
Z jednej strony łatwo uderzać w mimo wszystko dość populistyczne tony, że w Polsce na niczym się nie znamy i nie potrafimy ocenić potencjału piłkarza, bo takich przypadków jest więcej, żeby wspomnieć choćby o Zalazarze (obecnie Bundesliga, u nas żenada w Koronie). Z drugiej – to nie jest tak zero-jedynkowe. Futbol jest jednak skomplikowany i dobry piłkarz w klubie X może być słaby, ale w Y już odpalić. Otoczenie, aklimatyzacja, system gry, forma, kwestie prywatne i tak dalej. Masa czynników ma prawo mieć na to wpływ.
Niemniej być może czasem brakuje nam cierpliwości, a przede wszystkim – pomysłu? Do polskiej ligi ściąga się bowiem piłkarzy, którzy czasem może i wyglądają nieźle na papierze, ale niekoniecznie muszą pasować do stylu gry danej drużyny. Ktoś z gorszym CV, ale odpowiednio wkomponowany ma chyba większe szanse wypalić.
Przykład Rakowa i choćby Milana Rundicia to doskonale pokazuje. Kto byłby w stanie stwierdzić, że – wydawałoby się – przeciętny obrońca ze spadkowicza będzie teraz grał na wysokim poziomie w Europie? Tylko ktoś z pomysłem i wizją, a tego w Częstochowie nie brakuje.
Jeśli coś więc powinno martwić przedstawicieli polskiego futbolu w historii Viktorii Pilzno, to po pierwsze fakt, że Czesi ośmieszyli nieustanną gadaninę o pieniądzach, a po drugie – ograli ten przeklęty Karabach. I jak słusznie zauważył Rafał Stec, polskie kluby nie odpadają już z zespołami, które potem grają w Lidze Mistrzów. Zwycięzcy dwumeczów z nami nie idą do elity. Nie udało się to teraz Karabachowi, ale wcześniej również poległo Dinamo Zagrzeb, Omonia, BATE, Spartak Trnava i Astana.
Przegrywamy już na etapie przedpokoju. I nie dlatego, bo w Ekstraklasie nie ma kasy. Dlatego, bo zarządzanie wciąż mocno kuleje.
WIĘCEJ O PIŁCE ZAGRANICZNEJ:
- Serie A po polsku. Przed kim z naszych najlepsze perspektywy?
- Być albo grać? Przy czym będzie upierał się Karbownik
- RC Lens – nowa polska kolonia na piłkarskiej mapie Europy
Fot. Newspix