W ostatnich tygodniach w kontekście FC Barcelony mówiło się głównie o dźwigniach, jak gdyby chodziło o mieszane sztuki walki, a nie o futbol. Dziś zespół ze Spotify Camp Nou zainaugurował sezon ligowy. Rok temu FC Barcelona przegrała oba mecze z Rayo. Tym razem miała wziąć srogi rewanż i pokazać, że tamte rozgrywki były wypadkiem przy pracy. Wyszło słabo, bo o ile gospodarze mieli więcej z gry, o tyle goście potrafili dowieść wynik do końca i napędzić piłkarzom Xaviego stracha.
Rayo to nie Pumas
Celem Rayo na ten sezon jest spokojne utrzymanie. Drużyna ta słynie z bardzo pionowej gry, maksymalizacji potencjału, ale nie oszukujmy się – w starciu z FC Barceloną nie powinna mieć szans. Tym bardziej że gospodarze w sparingach czarowali i cules czekali na potwierdzenie powrotu na właściwe tory. Próba generalna wypadła doskonale, natomiast pierwszy egzamin przerósł katalońską ekipę. W pierwszych minutach Duma Katalonii nie potrafiła wyjść z własnej połowy, bo goście grali swoje – wysoki pressing w połączeniu z intensywnym bieganiem, co wybijało gospodarzy z rytmu. Środek pola FC Barcelony w pierwszym kwadransie właściwie nie istniał, z czasem wbił trzeci bieg, ale przez większość spotkania trzymał niskie obroty.
Gdy FC Barcelona w końcu odważniej ruszyła, a w zasadzie Raphinha, to od razu zapachniało rzutem karnym, ale Brazylijczyk w momencie podania znajdował się za linią obrony. Jakieś dwie minuty później Robert Lewandowski wpakował piłkę do bramki, ale był na spalonym, więc świętowanie musiał odłożyć w czasie. Pewnie jeszcze wtedy nie spodziewał się, że o minimum kilka dni.
Do przerwy niezłe okazje mieli zwłaszcza Dembele i Raphinha, ale za każdym razem czegoś brakowało. Warto wspomnieć też o tym, że Pedri ładnie uderzył w stylu Toniego Kroosa, ale nie wpadło. I tak można wyliczać przebłyski gospodarzy z pierwszej części spotkania, które nie potrafili skonkretyzować. Lewandowski praktycznie nie miał sytuacji, musiał skupić się na walce z obrońcami i robieniu kolegom miejsca. Bez wątpienia mógł poczuć reprezentacyjne wibracje.
Piszemy głównie o FC Barcelonie, ale Rayo świadome swoich możliwości i braków grało naprawdę mądrze i na dobrą sprawę, to właśnie ten zespół miał najlepszą sytuację w pierwszych 45 minutach. Alvaro Garcia ograł z dużą łatwością Ronalda Araujo, który poszedł na raz. Skrzydłowy gości miał już przed sobą tylko Ter Stegena, ale Niemiec powstrzymał Hiszpana. Dzięki temu do przerwy wynik się nie zmienił.
Barcelonie brakowało dokładności
Chwilę po wznowieniu zrobiło się gorąco pod bramką Barcelony. Andreas Christensen popełnił błąd przy wyprowadzeniu piłki. Poszła błyskawiczna kontra, po której Sergio Camello wjechał w pole karne. Pachniało golem Rayo, ale Duńczyk naprawił swój błąd. Chwile później piłka już była pod drugą bramką. Po zagraniu Raphinhi odbiła się od jednego z piłkarzy Rayo, za moment Lejeune niechlujnie próbował ją wybić, ale trafił w Lewandowskiego i niewiele brakowało, by Polak ją przejął.
Długo nie kleiła się gra Dumie Katalonii. Dostrzegł to Xavi, więc szybko zrobił potrójną zmianę. Zjazd do bazy zaliczyli Christensen, Gavi i Raphinha. W ich miejsce pojawili się Sergi Roberto, Frenkie de Jong i Ansu Fati. Ostatni z wymienionych szybko mógł wpakować piłkę do sieci. Lewandowski ściągnął uwagę obrońców, Dembele zagrał wzdłuż pola karnego do Fatiego, ale Dimitrievski nie dał się zaskoczyć. Gospodarze zaczęli szukać coraz to prostszych środków. Nawet Busquets pokusił się o strzał zza pola karnego, co w jego przypadku jest rzadkością.
Lewandowski robił, co mógł, ale dziś nie miał najlepszego dnia, choć chęci mu nie brakowało. Czekał i walczył cierpliwie o kolejne szanse, by coś jednak wpisać do protokołu meczowego. Przy okazji sprawił, że trzech rywali wyłapało żółte kartki po faulach na nim. Chyba najbliżej własnego trafienia był w momencie gdy otrzymał niezłe podanie od Frenkiego de Jonga, ale uderzył obok słupka. Pod koniec meczu zaczął już schodzić na skrzydło i nawet był bliski zaliczenia asysty, ale Aubameyang nie zdołał wykończyć skutecznie akcji.
Barcelona starała się dziś tworzyć, ale ostatecznie brakowało płynności i skuteczności. Gdy sędzia przedłużył mecz o osiem minut była jeszcze iskierka nadziei na to, że faworyci spuentują ten mecz, ale to zadanie ich dziś przerosło. Na domiar złego Sergio Busquets sprzedał łokcia Radamelowi Falcao, za co otrzymał drugą żółtą kartkę. I słuchajcie, chwilę później Rayo wpakowało piłkę do siatki. Zawodnicy Iraoli zabawili się w polu karnym z defensorami Barcelony, jednak Ciss skiksował, Następnie jego kolega uderzył na bramkę, ale strzał wyciągnął Ter Stegen, Falcao dobił skutecznie, aczkolwiek był na spalonym, więc bramkę anulowano. Ostatecznie mecz zakończył się niedosytem z obu stron, bo gospodarze zagrali dziś dość słabo, a goście nie skorzystali z prezentów. A nasz rodak mógł się dziś tylko utwierdzić w przekonaniu, że jeśli lubi wyzwania, to wybrał dobrze, bo w katalońskim klubie jest wiele rzeczy do usprawnienia i może przyłożyć rękę do zmian ku lepszej przyszłości.
FC Barcelona – Rayo Vallecano 0:0 (0:0)
WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:
- Mrożek, papież i Lewandowski. Jak i dlaczego Barcelona kocha Polskę?
- Wilk: Dawno nie było okienka, w którym do Hiszpanii trafiło tak wielu klasowych piłkarzy
- Co warto wiedzieć o Sevilli przed startem sezonu?
- Łzy szczęścia po 0:6 i piłkarski inny świat. Robert Lewandowski w Barcelonie | REPORTAŻ
- Wielkie show dla Polaka. Prezentacja Roberta Lewandowskiego w Barcelonie od kulis
- Atletico zamknęło kadrę, ale czy jest gotowe na ligę?
- Jak Villarreal zbroi się do nowego sezonu?
Fot. Newspix