Jakoś tak się układa, że regularnie słyszę od otoczenia władz Lecha i Legii, że oba kluby są wielkie, a podobnej wypowiedzi z ust rządzących Rakowem jakoś jeszcze nie słyszałem. Tymczasem jeśli ktoś ma się od kogoś uczyć, to Lech i Legia od Rakowa, a nie odwrotnie. Częstochowianie robią wynik, ale też jednocześnie kompromitują resztę polskiej piłki, bo przy porządnych finansach i dobrej organizacji, można w tej lidze rozdawać karty po bardzo krótkim czasie obecności w, tfu, elicie. Żadna wielka filozofia. Lech i Legia biedne nie są, ale kompetencji tam brakuje.
Już widać, że Lech idzie drogą Legii z zeszłego sezonu. No, z tym zastrzeżeniem, że Legia zaistniała w pucharach, a Kolejorz na pewno nie będzie ogrywał w fazie grupowej Ligi Europy Leicester czy Spartaka, bo się tam nie dostanie. Co więcej – z Ligą Konferencji też będzie problem, może się wypierdzielić na islandzkim Vikingurze.
I w sumie słusznie: przy tym składzie nie ma co szaleć. Jak jakimś cudem będzie faza grupowa europejskich pucharów, to składu nie wystarczy na dwa fronty. Dzisiaj jakby van den Brom miał zmienić pięć zawodników względem meczu na Islandii, to kibice Lecha zabiliby go śmiechem, widząc jedenastkę, jaką wystawił. Kto by tam miał grać… Nie wiem, pewnie już masażysta albo kierowca klubowego autokaru.
Lech się tak „wzmocnił” przed Europą, że ściągnął albo parodystę do pierwszego składu (Rudko), albo rezerwowych (Sousa, Citaiszwili). Oczywiście Portugalczyk ma niby sprzątnąć tę ligę z palcem w nosie, ale na razie sprząta kurze z ławki. Cóż, trzeba było się targować jeszcze dłużej i ściągnąć go 31 sierpnia. Przy dwóch frontach Lech nie ma żadnych szans. Przy jednym – też mizerne. Oczywiście zaraz mogą się pojawić posiłki, kto wie, może jednak uda się skusić Sekulskiego, a potem, nie wiem, Sezonienkę. Wtedy to będzie kapela.
Nie rozumiem tego – w normalnym życiu gdy się popełni błąd, to się wyciąga wnioski i stara drugi raz tego nie robić. Lech jak ostatnio wygrał mistrzostwo, to ściągnął Thomallę, Tetteha, Robaka i, kuźwa, Dudkę, myśląc, że to wystarczy. Nie wystarczyło, był dramat. Mieli kilka lat, żeby przemyśleć ten błąd, nie tydzień, nie miesiąc, nie rok. Kilka lat. I co? Zrobili to samo. Nie wzmocnili zespołu, licząc, że jakoś się uda wybłagać dobre wyniki w Europie. No nie da się. Sensacja. Wtedy też się nie dało, a w lidze było wręcz tragicznie.
Jak kiedyś znowu wygrają mistrzostwo, pewnie zrobią to samo. I na pewno będą zaskoczeni, dlaczego nie działa. Nie ma wniosków, nie ma odpowiedzialności. Ci sami ludzie odpowiadają za ten temat i z chęcią, a wręcz radością, popełnią te same błędy nieskończoną liczbę razy. Mówi się, że w polskiej piłce nie ma powtarzalności. Bzdura! Lech jest bardzo powtarzalny.
Oczywiście winny jest też trener i strzelam, że jak nie wygra zaraz dwóch-trzech meczów, to jeszcze latem go pożegnamy. A jak odpadnie z pucharów – na pewno.
Apeluję też do wszystkich polskich klubów – jak macie mecz na Islandii, piszcie pisma do UEFA, żeby to jakoś przełożyć, odwołać. Jedzie Lech parę lat temu – w ryj od Stjarnana i bez bramki. Jedzie Pogoń – w ryj od kogoś tam, nie chce mi się tego pamiętać, bez bramki. Lech w ryj od Vikingura i też bez bramki. Czy te dwie ekipki zmontowały przez 180 minut tam jakąś groźną sytuację? Nie wydaje mi się.
Życzę Rakowowi mistrzostwa Polski w tym sezonie i pokazanie po raz kolejny „wielkim”, że da się nie skompromitować chwilę po sukcesie.
WOJCIECH KOWALCZYK