Piłkarzem nie był wybitnym, za trenerkę nawet się nie zabierał, ale stanowiska dyrektorskie są pod niego skrojone. Po owocnej współpracy z Corinthians i reprezentacją Brazylii wrócił do Europy, gdzie podjął się niezwykle trudnej misji odbudowy Arsenalu po erze Arsene’a Wengera. Początki miał trudne, wdrożył plan pięcioletni, ale jego efektów na razie nie widać. Na razie, bo zbliżający się sezon ma być przełomowy. Mowa o Edu Gasparze, który odpowiada za świetne okienko transferowe Kanonierów.
Pierwszy kontakt Edu z Arsenalem miał miejsce 22 lata temu i wiązał się z niemałym skandalem. Kanonierzy bardzo chcieli sprowadzić do Londynu utalentowanego pomocnika z Corinthians, więc wyciągnęli całkiem pokaźną kwotę – sześć milionów euro. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, klubu się porozumiały, ale okazało się, że piłkarz ma… fałszywy portugalski paszport. Za wszystko był odpowiedzialny agent 22-letniego wówczas zawodnika Juan Figger, któremu zależało na jak najszybszym uzyskaniu pozwolenia na pracę w Wielkiej Brytanii. Z brazylijskim paszportem byłoby to znacznie trudniejsze.
Członek The Invincibles
Władze Arsenalu nie zniechęciły się całą sytuacją i postanowiły poczekać na transfer Edu. Trochę to trwało, bo aż dwa lata, ale Brazylijczyk w końcu dołączył do drużyny Arsene’a Wengera. W swojej ojczyźnie miał status gwiazdy, bo był jednym z kluczowych zawodników drużyny Corinthians, która zdobyła dwa mistrzostwa z rzędu, a w 2000 roku dołożyła do tego triumf w Klubowych Mistrzostwach Świata. A był to triumf niezwykły, bo turniej został rozegrany w Brazylii i udział brały w nim takie potęgi jak Real Madryt czy Manchester United.
Zapowiadało się więc, że Arsenal ściąga absolutnego kozaka. Kreatywnego zawodnika, w którym płynie brazylijska krew i który na pewno ma ogromne pokłady talentu. Problem w tym, że Edu trafił na złotą erę w historii klubu. W końcu był członkiem słynnego zespołu The Invincibles, który zapisał się na zawsze w historii futbolu. Był zmuszony rywalizować z takimi gwiazdami jak Patrick Vieira czy Gilberto, więc zadanie było niezwykle trudne. Z tego powodu nigdy nie zaistniał na poważnie w barwach Kanonierów i choć święcił z klubem wielkie triumfy, to na pewno odchodził z ogromnym niedosytem.
Wyświetl ten post na Instagramie
W 2005 roku przeniósł się do Valencii, więc jego licznik występów w Premier League zatrzymał się na 79. Zdobył w nich siedem bramek i zaliczył cztery asysty. Nie jest to zły wynik, jak na trzy lata gry, ale zdecydowana większość z nich to były wejścia z ławki rezerwowych. Po odejściu w Arsenalu jego kariera zmierzała już tylko w dół i choć udało mu się jeszcze zdobyć kilka trofeów, trudno stwierdzić, żeby wykorzystał w pełni swój potencjał. Na szczęście dla samego siebie, znalazł coś, w czym udało mu się spełnić nawet nieco bardziej.
Ucieczka się nie udała. Ronaldo wraca do Manchesteru
Przyjaciel Tite
Karierę zakończył w 2011 roku grając w barwach ukochanego Corinthians, w którym wszystko się zaczęło. Na propozycję dłuższej współpracy nie musiał długo czekać, bo po kilku miesiącach objął stanowiska dyrektora sportowego brazylijskiego klubu. I właśnie to okazało się strzałem w dziesiątkę, choć wydawało się, że może być raczej strzałem w kolano. Zawieszenie butów na kołku przez Edu nie było do końca zaplanowane. Do tej decyzji skłonił go ówczesny trener zespołu z Sao Paulo – Tite, który obecnie jest selekcjonerem reprezentacji Brazylii.
Od kiedy ten szkoleniowiec objął drużynę Corinthians, Edu spędził na boisku zaledwie pięć minut. Pomiędzy panami ewidentnie nie zaiskrzyło, ale jak się później okazało tylko na linii Tite – Edu (piłkarz), bo na linii Tite – Edu (dyrektor sportowy) wyglądało to już znacznie lepiej. Panowie wspólnie sięgnęli po dwa mistrzostwa Brazylii, Copa Libertadores i Klubowe Mistrzostwo Świata. Współpraca układała się na tyle dobrze, że gdy 61-latek otrzymał propozycję objęcia reprezentacji Brazylii, zrobił wszystko, żeby Edu opuścił Corinthians i dołączył do jego sztabu w kadrze.
Wyświetl ten post na Instagramie
Długo nie trzeba było go namawiać, bo faktycznie wydawało mu się, że w klubie zrobił już wszystko, co mógł i trudno będzie dołożyć coś. Przyszedł więc czas na nowe wyzwanie. Oficjalnie Edu został koordynatorem zespołu, cokolwiek miało to oznaczać, ale faktycznie był drugim człowiekiem w sztabie Canarinhos. Jego pozycja była niepodważalna, a Tite ufał mu bezgranicznie. Na początku pracy w kadrze zamieszkali nawet wspólnie w Rio de Janeiro i razem planowali, jak będzie wyglądał ich nowy zespół.
Tym razem współpraca nie była aż tak owocna, jak ta wcześniejsza, ale trudno powiedzieć, żeby była nieudana. Najważniejszy cel nie został osiągnięty, bo na mundialu w Rosji Brazylijczycy celowali znacznie wyżej niż w ćwierćfinał. Udało się jednak dokonać innej wielkiej rzeczy, którą był triumf w Copa America 2019 rozgrywanym w Brazylii. I to właśnie był ostatni taniec duetu Tite-Edu, bo na horyzoncie pojawił się Arsenal.
Z getta na salony. Gianluca Scamacca i wymykanie się ograniczeniom
Wróg Emery’ego
Anglicy po raz pierwszy skontaktowali się z Edu już kilka miesięcy przed Copa America, ale ten stanowczo odmówił i powiedział, że może rozważyć propozycję, ale dopiero po turnieju. Po niezbyt udanym mundialu to był główny cel dla Canarinhos i szeroko zakrojone przygotowania trwały od dłuższego czasu. W sztabie zamierzano zrobić wszystko, żeby sięgnąć po trofeum przed własnymi kibicami.
Podobnie, jak kilkanaście lat wcześniej Arsenal znów postanowił poczekać na Edu, choć nie było im to w smak, bo w klubie nie działo się najlepiej. Nie potrafiono sobie poradzić z odejściem Arsene’a Wengera, którego zastąpił Unai Emery. Hiszpan jest absolutnie kluczową postacią w historii Edu na stanowisku dyrektora technicznego Kanonierów. Obaj panowie od samego początku niespecjalnie się polubili. Trener, który był już w klubie od roku, chciał raczej sam stanowić o kształcie drużyny i nie zamierzał z nikim konsultować swoich decyzji, co było oczywiście niemożliwe.
W końcu Edu został zatrudniony po to, żeby przeprowadzić gruntowną przebudowę w pionie sportowym klubu i opracowanie nowej strategii, która miała pomóc w powrocie do czołówki. Okazało się jednak, że z Emerym będzie to niemożliwe i dlatego w listopadzie 2019 roku, czyli zaledwie kilka miesięcy po rozpoczęciu współpracy z Edu, Hiszpan pożegnał się ze stanowiskiem. Dopiero wtedy rozpoczął się plan pięcioletni, o którym często wspomina w wywiadach dyrektor techniczny Arsenalu.
– Z całym szacunkiem, ale nasz plan zaczął się tak naprawdę dopiero gdy zdecydowaliśmy się zwolnić Unaia Emery’ego. Naszą ideą było zatrudnienie trenera z bardzo jasnym pomysłem. Bardzo przejrzysty plan, bardzo przejrzysta struktura tego, jak chce grać. I co możemy z tego razem zbudować – tłumaczył Edu w niedawnym wywiadzie dla The Athletic. Właśnie dlatego zatrudniony został właśnie Mikel Arteta, który obok Brazylijczyka jest głównym odpowiedzialnym za obecne zmiany w Arsenalu.
Zaskakujący ruch Nottingham. Po co im Jesse Lingard?
Twórca planu pięcioletniego
W Corinthians Edu zrewolucjonizował całkowicie dział skautingu. To on dopiero w 2011 roku wprowadził zdecydowanie głębszą analizę zawodników. Tite dostawał od niego materiały wideo, pełny zestaw statystyk danego zawodnika, który był prześwietlany na wszelkie sposoby. To miało zmniejszyć ryzyko sprowadzenia kogoś nieodpowiedniego. W Arsenalu znano to już od dawna, więc Brazylijczyk nie musiał się skupiać na takich podstawowych rzeczach, a mógł się skupić od razu na zmianach kadrowych.
– Stworzyłem dla klubu plan pięcioletni. Powiedziałem do Mikela i zarządu: “Chłopaki, sezon 2022/2023 będzie tym, w którym będziemy znacznie lepsi. Musimy uzbroić się w cierpliwość… Niemożliwe byłoby pozbycie się wszystkich, których chcemy się pozbyć i sprowadzenie wszystkich, których chcemy sprowadzić. To musi być proces. Potrzebujemy dobrych decyzji, musimy być odważni, czeka nas trudne chwile z zawodnikami, agentami itd. Ale właśnie taki jest plan” – wspominał Gaspar.
Te na początku nie były specjalnie udane i spotkały się z ogromną krytyką. W klubie pojawili się tacy zawodnicy jak Willian czy David Luiz, którzy obciążali poważnie klubowy budżet, ale nie zdołali do końca spełnić oczekiwań. Oni nie byli zresztą jedyni, bo do tego grona dołączyć można jeszcze m.in. Nicolasa Pepe, który jest chyba największą porażką Edu. Szczególnie że było to jeden z pierwszych transferów Brazylijczyka w nowej roli. Reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej kosztował klub aż 80 milionów euro, a zawiódł na całej linii. W dodatku teraz nie kwapi się specjalnie do odejścia z klubu, choć władze chętnie by się go pozbyły. Podobnie, jak pozbyły się Pierre’a-Emericka Aubameyanga czy Mesuta Ozila.
– Kiedy piłkarz powyżej 26. roku życia ma wysoką pensję i nie gra, „zabija cię”. Musieliśmy „posprzątać” w drużynie – w ten sposób Edu tłumaczył pozbycie się tamtych zawodników w rozmowie z dziennikiem “The Sun”. Ujawnił także, że niektórym zawodnikom trzeba było zapłacić za to, żeby odeszli. A lista była znacznie dłuższa niż Ozil i Aubameyang, bo pozbyto się przecież jeszcze takich ciężarów jak Mustafi, Kolasinac czy Sokratis Papastathopoulos. Dopiero kiedy całe to grono opuściło Emirates Stadium, można było rozpocząć poważne ruchy transferowe. Stąd tak owocne okienko przed rozpoczęciem nowego sezonu.
– Wcześniej 80 procent naszej kadry można było scharakteryzować w ten sposób: bez wartości transferowej, z długim kontraktem i bardzo wygodnym życiem w Londynie. Lepiej jest zapłacić takim zawodnikom, by odeszli, niż pozwalać, by blokowali drogę innym piłkarzom. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale czasem tak jest. Niektórzy mówią, że to drogo wychodzi, ale jeśli są problemy, trzeba je rozwiązać – przyznał Gaspar. Na liście zawodników to opuszczenia klubu pozostał już więc tylko Pepe, ale na razie trwa walka o każdego funta. Edu chce się go pozbyć, ale chciałby też na nim solidnie zarobić. A nie jest to aż tak nagląca sprawa jak chociażby z Aubameyangiem, który zarabiał znacznie więcej.
„Sonomania” w Korei. Tottenham bije rekordy popularności
Osąd bohatera
W momencie zwolnienia Emery’ego rozpoczął się pięcioletni plan Edu Gaspara, który ma przywrócić blask Arsenalowi. Jak do tej pory nie było widać jego efektów, ale właśnie teraz przychodzi kulminacyjny moment całej przebudowy. Poprzedni sezon nie zakończył się może tak, jakby wszyscy w klubie sobie tego życzyli, ale widać było już symptomy poprawy, bo momentami drużyna Mikela Artety wyglądała naprawdę dobrze. Wszystko jest tam oparte głównie na młodych zawodnikach, którzy mają zapewnić świetlaną przyszłość klubowi. Do tego dodano teraz takich graczy jak Gabriel Jesus i Ołeksandr Zinczenko, którzy doskonale znają się z trenerem z czasów współpracy w Manchesterze City.
🖊📄
Part of the family 🖤 pic.twitter.com/x4222gS0t9
— Arsenal (@Arsenal) July 22, 2022
Arteta dostał więc w zasadzie wszystko, czego chciał. Teraz przyszedł czas, aby zrobić dobry wynik na boisku. Wiele mówiło się o tym, że w drużynie brakuje mentalności zwycięzców, to teraz pojawili się przynajmniej dwaj zawodnicy, którzy mają za sobą sporo triumfów na angielskich boiskach. Ale takiej mentalności brakowało też w całym klubie, nie tylko w pierwszym zespole. – Byłem naprawdę bardzo zraniony, kiedy przyjechałem do Londynu. Powiedziałem: „To nie jest mentalność tego klubu piłkarskiego. Co się dzieje?” Wszyscy byli wygodni, wszyscy myśleli, że jest w porządku – wspominał Edu. Od jego przyjścia sporo się zmieniło.
Zgodnie z tym co zapowiada Edu Gaspar, zbliżający się sezon ma być przełomowy dla niego, ale i dla całego klubu. W końcu udało się posprzątać w drużynie i sprowadzić wartościowych zawodników, którzy znają smak sukcesu. Pomogą oni wejść na wyższy poziom wszystkim pozostałym. Dopiero teraz okaże się, czy wielki plan dyrektora technicznego Arsenalu rzeczywiście działa, czy niedługo trzeba będzie zacząć wszystko od nowa. Przekonamy się, czy w Londynie uda się w końcu odetchnąć po zwolnieniu Arsene’a Wengera.
Czytaj więcej o Premier League:
- Kolejny do kolekcji. Thomas Partey oskarżony o gwałt
- Przebudowa w Leeds trwa w najlepsze. Jak wpłynie na pozycję Mateusza Klicha?
- Poważna kontuzja, liczne wypożyczenia i wyhamowana kariera. Problemy Polaków w Brighton
Fot. Newspix/400mm.pl