Ma cztery tytuły mistrzowskie, jest trzeci na liście kierowców pod względem liczby wygranych Grand Prix, a w Formule 1 jeździ nieprzerwanie od 2007 roku. Kiedyś jednak wszystko się kończy. Wraz z ostatnim wyścigiem sezonu 2022 będzie to kariera Sebastiana Vettela. Niemiec ogłosił dziś swoją decyzję, przyznając, że wpływ na nią ma między innymi chęć poświęcenia większej ilości czasu rodzinie.
Spis treści
Cztery wielkie lata
W rankingach na najbardziej uzdolnionych kierowców w dziejach Vettel nigdy nie znajduje się w ścisłej czołówce. Owszem, to naprawdę utalentowany gość, który potrafił do maksimum wykorzystać swoje szanse. Nie jest jednak talentem takiego kalibru jak wielu innych – choćby Max Verstappen, żeby rzucić nazwisko kogoś, kto prawdopodobnie będzie rozdawać karty w F1 przez długie lata. Nie mówiąc już o Michaelu Schumacherze, Ayrtonie Sennie i innych legendach.
Przez cztery lata nikt nie mógł się jednak do Niemca zbliżyć.
W latach 2010-2013 Vettel był bowiem wraz z Red Bullem nie do zatrzymania. Jak w sezonie 2011, gdy wygrał 11 na 19 Grand Prix. Wynik ten poprawił jeszcze dwa lata później, kiedy z 19 wyścigów wygrał aż 13. W tym aż dziewięć ostatnich rund mistrzostw. To wyniki absolutnie fenomenalne, świadczące o możliwościach kierowcy i jego bolidu. Bo austriacka ekipa była wtedy poza zasięgiem kogokolwiek, a Sebastian okazał się dla niej idealnym kierowcą. Dzięki niej stał się najlepszy, a i ona weszła na szczyt. To zresztą właśnie przejście do rodziny Red Bulla uczyniło z niego wielkiego sportowca.
Zaczęło się już w 2007 roku. W F1 debiutował przecież w Grand Prix Stanów Zjednoczonych, w barwach BMW. W bolidzie zastąpił wtedy… Roberta Kubicę, który miał przerwę spowodowaną fatalnie wyglądającym wypadkiem w Kanadzie. Vettel w Stanach do mety przyjechał na ósmym miejscu, a kilka wyścigów później – już jako kierowca Toro Rosso – na stałe został włączony do stawki kierowców F1. W siedmiu ostatnich Grand Prix tamtego sezonu trzy razy dojeżdżał pod koniec stawki, trzykrotnie do mety w ogóle nie dotarł, ale raz zdołał pokazać swój talent – w Chinach był czwarty. Rok później zaliczył pierwsze zwycięstwo w karierze.
A od 2009 roku jeździł w Red Bullu, z którym zgarnął cztery tytuły mistrzowskie. Po mniej udanym sezonie 2014 przeszedł do Ferrari. Włoskiej ekipie miał przywrócić utracony blask i zdobyć dla niej tytuł mistrzowski. W erze dominacji Mercedesa nie był jednak w stanie tego zrobić, choć dwukrotnie zostawał wicemistrzem świata, raz był też trzeci w klasyfikacji generalnej. Z sezonu na sezon zdawał się też bardziej sfrustrowany. W tamtym okresie potrafił zniechęcić do siebie część kibiców. Spokój ducha odzyskał dopiero, gdy przeszedł do Astona Martina.
Nowy Seb
W brytyjskiej ekipie pokazał się jako inny człowiek niż ten, którego pamiętano z ostatnich lat w Ferrari. Częściej cieszył się jazdą, nawet jeśli finiszował w środku czy nawet pod koniec stawki (choć w 2021 roku zdołał zapewnić ekipie jedno podium – w Grand Prix Azerbejdżanu był drugi). Zaczął też z większą częstotliwością wypowiadać się na tematy polityczne. Wspierał mniejszości – choćby osoby LGBT+ – zwracał też uwagę na kryzys klimatyczny i potrzebę ochrony środowiska.
– Istnieją tematy, które są znacznie większe, niż sport. […] Po tym, jak zostałem ojcem, zmieniłem się, ale wierzę, że na lepsze. Moje dzieci pomogły mi zrozumieć, że poza Formułą 1 są zdecydowanie ważniejsze rzeczy. Staram się stać jak najlepszą wersją siebie. Jestem w bardzo uprzywilejowanej pozycji – moje zajęcie nigdy nie wydawało mi się pracą. A to nie jest normalne. Dlatego chcę użyć go do tego, by coś zmienić – mówił.
Jedni go za to chwalili, inni krytykowali. Do tych drugich należał choćby Bernie Ecclestone, były wieloletni prezes F1, który twierdził, że Niemiec musi wybrać – albo Formuła 1, albo polityka. Inna sprawa, że u Vettela jedno wynikało z drugiego – używał w końcu właśnie F1, żeby przekazać poglądy, które uważał za istotne, podobnie zresztą jak choćby Lewis Hamilton. Teraz jednak Niemiec finalnie zdecydował. Choć wybrał nie tyle politykę, co odpoczynek i rodzinę.
Z Formuły 1 odejdzie jako trzeci – po Lewisie Hamiltonie i Michaelu Schumacherze – kierowca na liście zwycięzców Grand Prix, z 53. triumfami na koncie. O ile oczywiście niczego nie dorzuci już w tym sezonie. A raczej nie dorzuci – na dziewięć wyścigów, w których pojechał, punktował czterokrotnie. Najwyżej był szósty. Nie odchodzi więc na szczycie, ale mimo wszystko na swoich warunkach.
„Dziękuję”
Do Astona Martina przechodził w zastępstwie Sergio Pereza, ale również jako gość, który swoją renomą miał pomóc podnieść sprzedaż samochodów tej marki, jak i stać się twarzą powrotu tej ekipy do F1 po 61 latach (zastąpiła ona Racing Point, który startował w F1 jeszcze w 2020). Te cele w dużej mierze udało mu się wypełnić. Ze sportowymi było nieco gorzej. W sezonie 2020 wspomniany Perez był w stanie zająć czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej kierowców. Po przemianowaniu ekipy na Astona Martina wiodło jej się jednak gorzej – Vettel zajął w 2021 ledwie 12. miejsce, Lance Stroll był lokatę niżej.
Mimo wszystko oglądanie Niemca na torze to zawsze przyjemność. Już teraz wiemy jednak, że będziemy mogli robić to tylko do końca tego roku.
– Miałem przywilej pracowania z naprawdę fantastycznymi osobami w F1. Jest ich zbyt wiele, by wszystkie wymienić i im podziękować. Przez dwa lata w ekipie Astona Martina wyniki może nie były takie, na jakie mieliśmy nadzieję, ale doskonale pracowało mi się ze wszystkimi w zespole. To ambitna, przyjacielska, zaangażowana i pełna ekspertów oraz możliwości ekipa. Wszystkim w niej życzę jak najlepiej. Mam nadzieję, że praca jaką wykonałem w zeszłym roku i wykonuję w tym, przyczyni się do dalszego rozwoju zespołu. Do końca roku będę pracować tak ciężko, jak tylko potrafię. Chcę dać z siebie wszystko, w ostatnich 10 wyścigach – mówił Vettel.
CZYTAJ TEŻ: 10 NAJLEPSZYCH KIEROWCÓW W HISTORII F1 [RANKING]
– Decyzja o przejściu na emeryturę była naprawdę trudna do podjęcia, długo o niej myślałem. Po tym sezonie chcę mieć jednak więcej czasu na zastanowienie się nad tym, na czym teraz chciałbym się skupić. Jako ojciec chcę też spędzić więcej czasu z moją rodziną. Dziś jednak nie chodzi o pożegnanie, a o podziękowania wszystkim – na czele z fanami, bez których wsparcia Formuła 1 nie mogłaby istnieć – dodawał.
Pozostaje mu życzyć, by w ostatnich 10 wyścigach z Formułą 1 zdołał pożegnać się w jak najlepszy sposób. Bo na to zdecydowanie zasłużył.
Fot. Newspix