Jak klub z miasta, które leży pośrodku niczego i ze słabym klimatem, bez wielkiego zaplecza finansowego i sukcesów udokumentowanych zdobytymi trofeami jest w stanie wygrywać rywalizacje o piłkarzy z Interem Mediolan, Romą i niemal wszystkimi klubami Bundesligi? SC Freiburg znalazł na to prostą receptę.
Choć porażka w finale Pucharu Niemiec po rzutach karnych i zmarnowanie okazji do awansu do Ligi Mistrzów mogły zaboleć, to we Fryburgu Bryzgowijskim szybko o tym zapomniano. W końcu sezon 2021/22 był najlepszy w całej historii SC Freiburg. Dla klubu, którego codziennością jest konsumowanie sukcesów małą łyżeczką, skok do beczki miodu mógł go przytopić. Zjedzenie łyżki dziegciu po tak udanym roku wydaje się optymalną przekąską przed daniami głównymi w kolejnych miesiącach, jakimi będą występy w europejskich pucharach.
Danza Kuduro
Majowa noc po finale DFB Pokal. Z powodu dogrywki i rzutów karnych spotkanie zakończyło się ok. godziny 23:00. Niepocieszeni piłkarze Freiburga – w końcu prowadzili w meczu, a ich rywale kończyli go w dziesiątkę – udali się bezpośrednio do restauracji nad Sprewą – Spindler&Klatt. Mimo porażki, osoby, które się tam zebrały, znajdowały się w dobrych humorach. W końcu po godzinie 2:00 przemówili kolejno dyrektorzy sportowy i finansowy.
– Chcieliśmy ukoronować ten sezon wygraniem pucharu. Nie udało się, ale nadal posiadamy koronę za dobrą grę – stwierdził Jochen Saier cytowany przez „Bilda”, po czym dodał Oliver Leki: – Naprawdę chcieliśmy przywieźć trofeum do Fryburga, ale niestety to nie wyszło. Ale nie musimy się tym martwić. To był wspaniały sezon. Chwilę później rozpoczęła się część nieoficjalna, której wodzirejami stali się bracia Nico, który był już pewny opuszczenia klubu, i Keven Schlotterbeckowie. To oni zainaugurowali taneczne pląsy na parkiecie przy latynoskich rytmach piosenki „Danza Kuduro”. Chwilę później dołączyli do nich pozostali zawodnicy. Najdłużej wytrzymał jednak Nils Petersen, który z lokalu wychodził jako jeden z ostatnich tuż przed 5:00.
Impreza w berlińskiej restauracji była przyjemnym zwieńczeniem udanego sezonu. Piłkarze myślami byli już na urlopach. Trener Christian Streich nie dał się ponieść rytmom rodem z Portoryko. Nie zamierzał też ograniczać swoich podopiecznych. Jako pracoholik, zapewne już zastanawiał się nad przyszłym wymagającym sezonem. W końcu z pewnością ma w pamięci wydarzenia sprzed siedmiu lat, gdy awansował z Freiburgiem do fazy grupowej Ligi Europy, ledwo utrzymał się w tym samym sezonie w lidze, a w kolejnym zleciał z Bundesligi. Taka sytuacja nie może się powtórzyć, a przynajmniej szkoleniowiec nie będzie chciał do niej doprowadzić. Stąd też tak szybkie i błyskotliwe wzmocnienia składu.
We Fryburgu pada deszcz
Ritsu Doan, Daniel-Kofi Kyereh, Matthias Ginter, Michael Gregoritsch – to zawodnicy, których Freiburg już sprowadził. Łącznie wydał 13 mln euro, czyli o siedem mniej niż zarobił na sprzedaży Nico Schlotterbecka do Borussii Dortmund. Niemniej jednak jeszcze trzy, cztery lata temu tacy zawodnicy prędzej opuściliby Breisgau-Brasilianer niż ich zasilili. To pokazuje zmianę nastawienia wobec klubu ze Schwarzwaldu. Nowy stadion. Stabilna i klarowna sytuacja finansowo-organizacyjna. Perspektywa rozwoju i gra w europejskich pucharach. To wszystko sprawia, że to Freiburg, a nie Hertha Berlin, Augsburg, czy nawet Borussia Moenchengladbach jest destynacją wybieraną przez piłkarzy. Dowodzą temu kulisy każdego ze wzmocnień.
– Byłem już kiedyś we Fryburgu niemal pewny transferu. Na umówione spotkanie w Augsburgu pojechałem wyłącznie z szacunku. Tam świeciło słońce, natomiast we Fryburgu padał deszcz. Dodatkowo aż osiem godzin zajął mi powrót do domu ze Schwarzwaldu. Z Bawarii było to połowę krócej. To właśnie dlatego zdecydowałem się zawrócić i wylądowałem w Augsburgu – wspominał na łamach „Bilda” Michael Gregoritsch, dlaczego wybrał opcję gry w jednej drużynie z Rafałem Gikiewiczem i Robertem Gumnym.
Napastnik opowiadał o sytuacji z 2017 roku, gdy odchodził z Hamburgera SV. Sam Freiburg również nie był przekonany do transferu ze względu na wysoką kwotę odstępnego. Niemniej jednak niechęć piłkarza do przejścia do Schwarzwaldu mówi wiele za siebie. Przede wszystkim wszelkie uprzedzenia mijają, gdy można dobrze zarobić, a także pokazać się w europejskich pucharach i walczyć o coś więcej niż utrzymanie. W poprzednim sezonie Gregoritsch strzelił dziewięć goli. Został najlepszym snajperem i obok Gikiewicza – również pod względem not „Kickera” – pozostawał najlepszym piłkarzem Augsburga. Ponadto dobrze opłacanym. Mimo to zdecydował się na zmianę. I to darmową, bowiem Freiburg wynegocjował wymianę, na mocy której w przeciwnym kierunku powędrował strzelec dwóch ligowych goli Ermedin Demirović. Na papierze wygląda to na ruch doskonały.
To też duży klub
W podobnym tonie możemy wypowiedzieć się o Ginterze, który po ośmiu latach postanowił wrócić do swojego macierzystego zespołu. Interesowało się nim wiele klubów. W końcu jest reprezentantem Niemiec. Joachim Loew mówił o nim nawet, że niezawodnym reprezentantem. Czym wobec tego prowincjonalny Freiburg skusił takiego piłkarza do przyjścia do siebie? I to rywalizując m.in. z Interem Mediolan, AS Roma czy Bayernem Monachium. Stabilność, rodzinna atmosfera, ciągły rozwój przemawiają lepiej niż pieniądze. Tego dowodzą również słowa Doana.
– Bez wątpienia PSV Eindhoven to dużo sławniejsza marka, ale z mojej perspektywy jako piłkarza, SC Freiburg to obecnie również wielki klub. Szóste miejsce w Bundeslidze, awans do Ligi Europy, dotarcie do finału DFB Pokal mówią same za siebie. To klub, który rokrocznie się rozwija. Nie ma żadnych spektakularnych wzlotów i upadków jak niektórzy. To bardzo dobry ruch według mnie. Sposób gry, jaki prezentuje Freiburg jest podobny do tego, jaki chciał wdrożyć Roger Schmidt. Czułem się w nim dobrze, dlatego liczę, że szybko wkomponuję się do zespołu – wyjawił w „Kickerze” Japończyk. O niego również zabiegało mnóstwo zespołów. Gdy przed rokiem odchodził z Arminii Bielefeld do Holandii pozyskać go chciały wszystkie poza czołową czwórką ekipy Bundesligi. Teraz był już nawet na rozmowach z przedstawicielami FSV Mainz.
Ostatecznie wybrał Freiburg i już w pierwszych sparingach robi furorę. A nie jest o to łatwo, bowiem Streich zaordynował swoim zawodnikom ostry trening. W pierwszym meczu towarzyskim piłkarze poruszali się jak muchy w smole i tylko bezbramkowo zremisowali z trzecioligowym Elversbergiem. Wysoka forma ma przyjść na początku sezonu Bundesligi i w fazie grupowej Ligi Europy. Gra na kilku frontach sprawiła, że Breisgau-Brasilianer musieli wzmocnić kilka pozycji, nie tracąc przy tym dużej jakości wobec potencjalnej rotacji. Stąd też pojawienie się w Schwarzwaldzie Kyereha.
W poszukiwaniu złotych zgłosek
O najlepszego piłkarza St. Pauli w poprzednim sezonie, który zanotował dwucyfrową liczbę trafień i asyst, walczyły Stuttgart, Borussia Moenchengladbach, Union Berlin a także Besiktas. Mimo to ponownie najbardziej konkretny okazał się Freiburg. Już w pierwszych słowach po przyjściu do klubu Ghańczyk potwierdził, to co mówili inni pozyskani latem gracze. – Jestem pod wrażeniem stylu gry i rozwoju Freiburga. Z pełnym przekonaniem postanowiłem zostać częścią tego zespołu i niecierpliwie czekam na nadchodzące mecze w Bundeslidze i Lidze Europy – powiedział.
Jak się okazuje, nie trzeba mieć wielkiego zaplecza finansowego ani wielkich dokonań w przeszłości. Wystarczy budować drużynę na zdrowych zasadach. Z trenerem zaangażowanym w zespół, klub i region niemal od momentu narodzin. Wytrzymać trudne momenty, bowiem i takie były – jak choćby w 2015 roku po spadku z Bundesligi – by zbierać tego owoce. Dzięki stabilizacji przeszedł wykładniczy rozwój. Rozwój zagwarantował wyniki. Za sprawą wyników narodziły się sukcesy. Dzięki sukcesom klub stał się atrakcyjny dla wielu piłkarzy.
Teraz od nich zależy jak to spożytkują. Fundamenty są bardzo dobrze wylane. Wystarczy na nich budować. Nie wolno się na siłę szarpać i mówić o walce o mistrzostwo Niemiec. To jest poza zasięgiem nie tylko Freiburga, ale i 80% pozostałych zespołów Bundesligi. W końcu sukcesy w Lidze Europy czy Lidze Konferencji cieszą kibiców danej drużyny tak samo, a może i nawet bardziej niż fanów triumfatorów Ligi Mistrzów. Dla tych ostatnich trofea są na porządku dziennym, natomiast dla Eintrachtu Frankfurt czy Romy to coś wyjątkowego, co trwale zapisuje się w historii klubu. Takich trwałych zapisów złotymi zgłoskami jeszcze brakuje w dziejach Freiburga.
Jeszcze…
WIĘCEJ O LIDZE NIEMIECKIEJ:
- Udobruchać Bayern, by zyskać Lewandowskiego
- Nowe otwarcie w berlińskiej stajni Augiasza
- Pantofle zamiast korków. Jak Bayer postawił na piłkarza w roli dyrektora
Fot. Newspix