Reklama

Patryk Kun: Patent na Lecha? Lech preferuje otwarty futbol, a to nam pasuje

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

11 lipca 2022, 11:44 • 9 min czytania 47 komentarzy

Patryk Kun wywalczył z Rakowem kolejne trofeum i udanie zaczął sezon 2022/23. Rozmawiamy o coraz pikantniejszej rywalizacji z Lechem Poznań, zmieniającym się podejściu przeciwników do częstochowskiej drużyny, walce o mistrzostwo, braku konkurenta do miejsca w składzie, zagranicznych ambicjach i reprezentacji Polski. Zapraszamy. 

Patryk Kun: Patent na Lecha? Lech preferuje otwarty futbol, a to nam pasuje

Jak świętowaliście po wygranej w Poznaniu?

Bardzo spokojnie. Trochę pośpiewaliśmy, pocieszyliśmy się i tyle. Czekała nas długa podróż, dopiero o 4:00 byliśmy w Częstochowie. W niedzielę rano mieliśmy już trening, więc nie było kiedy mocniej poświętować. To dobry początek sezonu, trzeba zostawić siły na później (śmiech). Czeka nas mnóstwo meczów, lipiec i sierpień będą bardzo intensywne.

Wróciliście o 4:00 i rano mieliście trening?

No tak, o 10:30 zaczęła się zbiórka. Normalna procedura. Zawsze po meczach ligowych mamy trening na drugi dzień, bez względu na wcześniejszy wynik. Ci, którzy grali, głównie ćwiczą na siłowni i regenerują się, a pozostali odbywają trening wyrównawczy. Żadnej taryfy ulgowej, nie można odpuścić, żeby potem nie żałować!

Reklama

Cztery trofea na przestrzeni niewiele ponad roku, ale to się chyba nie nudzi.

Oj, nie. Każde trofeum to duża radość i wyróżnienie, że możemy podnieść kolejny puchar. Zagraliśmy z Lechem najsilniejszym składem, daliśmy z siebie wszystko i zasłużenie wygraliśmy.

Lech zagrał słabiej niż się spodziewaliście?

Wiedzieliśmy, że rywale mogą wyjść mocno zmienionym składem w porównaniu do tego, którym zagrali z Karabachem. Za bardzo jednak się na tym nie skupialiśmy, to była tylko dodatkowa informacja. Nie zmieniała ona naszego podejścia i naszej motywacji. A czy Lech zagrał słabo? Po prostu go do tego zmusiliśmy. Być może w pierwszej połowie przebieg meczu był jeszcze w miarę wyrównany, ale w drugiej już kontrolowaliśmy przebieg wydarzeń. Spokojnie mogliśmy podwyższyć prowadzenie na 3:0 i 4:0. Nie udało się, ale dwubramkowe zwycięstwo też dało satysfakcję, zwłaszcza że Lech stuprocentowej sytuacji nie stworzył. To był udany mecz w naszym wykonaniu.

Macie patent na Lecha. W ostatnich siedmiu spotkaniach z „Kolejorzem” pięć razy wygraliście i dwa razy zremisowaliście.

Reklama

Wyniki pokazują, że dobrze się czujemy w tych starciach, ale Lech to dobra drużyna, zawsze trzeba dać z siebie sto procent i nigdy nie jest łatwo. Trzeba te zwycięstwa wypocić i wybiegać. Lech preferuje otwarty futbol, tak chce grać również z nami, rozgrywać od tyłu i to nam pasuje. Lubimy takie granie, żyjemy z wysokiego pressingu, to nasza główna broń.

Nakręcaliście się, że mierzycie się z przeciwnikiem, z którym ostatnio Raków miał na pieńku pozaboiskowo?

Jeśli o mnie chodzi, to nie, to nie była dodatkowa motywacja. Chciałem wywalczyć kolejne trofeum i dobrze wejść w nowy sezon. Jeśli na starcie masz świadomość, że już coś zdobyłeś i jesteś w dobrej formie, łatwiej przygotowywać się do wyzwań czekających w lidze i europejskich pucharach.

Czułeś, że wytworzyła się nowa rywalizacja w polskiej piłce, że mecze między Lechem a Rakowem zaczynają mieć dodatkowy smaczek?

Tak, to jest wyczuwalne. Trener Marek Papszun podkreślał zresztą, że kibice Lecha traktują nas teraz inaczej, jako może nawet wroga numer jeden w rywalizacji o najwyższe cele. Jest to dla nas pewna nobilitacja, że zespołowo wskoczyliśmy na taki poziom. Chcemy się na nim utrzymać i piąć się jeszcze wyżej, nadal mamy rezerwy.

Postrzeganie Rakowa wśród waszych rywali z roku na rok się zmienia? Masz porównanie od samego początku.

Zdecydowanie się zmienia. Drużyny w tygodniu poprzedzającym mecz przygotowują się pod nas, coraz więcej z nich broni się na własnej połowie, skupiając się na defensywie i kontrach. Gra nam się ciężej, ale to też wymusza dalszy rozwój, żebyśmy coraz lepiej grali pozycyjnie i byli w stanie dźwigać status zdecydowanego faworyta. W tym sezonie ponownie będziemy jednym z głównych kandydatów do mistrzostwa i zdobycia Pucharu Polski. Przeciwnicy będą się jeszcze mocniej spinać na Raków.

Nawet twoje słowa potwierdzają, że u was nie ma już miejsca na jakąkolwiek asekurację w kontekście celów.

Jeżeli dwa razy z rzędu jesteś wicemistrzem i sięgasz po Puchar Polski, nie może być inaczej. Samo to pretenduje nas do walki o najwyższe lokaty. Nie boimy się tego, jesteśmy gotowi. Kadrę mamy co najmniej równie dobrą jak wcześniej, więc nie widzę żadnych przeszkód, żebyśmy powtórzyli tamte osiągnięcia, a nawet je przebili.

Trener Papszun w przerwie zimowej tamtego sezonu podkreślał, że celem jest ponowne wejście do pucharowych eliminacji. Mam wrażenie, że nieco się asekurował. Dziś puchary to jest coś, co wziąłbyś w ciemno czy to już nie wystarcza?

Wejście do pucharów zawsze jest sukcesem, bo oznacza zajęcie bardzo wysokiego miejsca albo zdobycie Pucharu Polski. W naszym przypadku to kolejny rok, w którym utrzymujemy się w ścisłej czołówce, a to o czymś świadczy. Sezon zawsze różnie może się potoczyć. Trwa okienko transferowe, nie wiadomo, czy ktoś od nas odejdzie, kto przyjdzie. Jeżeli uda się awansować do fazy grupowej Ligi Konferencji, terminarz jesienią stanie się znacznie bardziej napięty i na pewno będzie trudniej połączyć to z Ekstraklasą. Jest wiele zmiennych. Z drugiej strony, teraz sam fakt znalezienia się w pucharach dawał nieco mniejszą satysfakcję niż wcześniej, bo byliśmy trochę rozczarowani przegraną walką o mistrzostwo na finiszu. Najważniejsze, że od paru lat ciągle się rozwijamy.

Pucharową przygodę zaczniecie od dwumeczu z Astaną. Jak przyjęliście losowanie: wzruszeniem ramionami czy mieliście swoje preferencje?

Nie dostaliśmy łatwego rywala. Astana ma doświadczenie na międzynarodowej arenie, czeka nas daleki wyjazd i gra na sztucznej murawie, która niejednemu faworytowi sprawiała tam problem. Na pewno jednak mamy realne szanse na awans i wszystko zależy od naszej dyspozycji.

Faza grupowa to już jasno sprecyzowany cel? Mimo pochwał rok temu, po rewanżu z KAA Gent władze klubu z trudem ukrywały rozczarowanie wyraźną różnicą między drużynami.

Na razie skupiamy się na pierwszym przeciwniku. Nie ma w szatni zbytniego wybiegania do przodu.

Wspominałeś, że nie wiadomo, czy ktoś od was nie odejdzie. Wielu piłkarzy Rakowa jest łączonych z innymi klubami, ale nigdy w tych doniesieniach nie przewijało się twoje nazwisko. Faktycznie nie dostawałeś żadnych ofert?

Była cisza, nic się nie działo. Ustaliłem z agentem, że jeśli nie ma niczego konkretnego, to niech mi nawet nie zawraca głowy samym zainteresowaniem czy sondowaniem tematu. Nigdy nie miałem oferty na stole, spokojnie sobie gram i pracuję.

Czyli nie niepokoi cię to? Jeśli masz spróbować sił za granicą, to raczej prędzej niż później patrząc na twój wiek.

Mam marzenia i cele, żeby wyjechać do lepszej ligi i podjąć tam wyzwanie, ale nie napalam się na to i nie przebieram nogami do odejścia. Codziennie staram się dawać argumenty innym klubom, żeby mnie zatrudniły. Został mi jeszcze rok do końca kontraktu i cały czas daję z siebie sto procent dla Rakowa.

Rozmawiasz już o ewentualnym przedłużeniu umowy?

Wstępne rozmowy się zaczęły. Czas pokaże, jak to dalej będzie wyglądało.

Z twojej strony jest chęć pozostania?

Tak. Zobaczymy, jaki klub ma na mnie pomysł na kolejne lata.

Mówiłeś, że spokojnie robisz swoje. Pytanie, czy nie zrobiło się aż za spokojnie? Nie masz jednoznacznego rywala do miejsca w składzie i grasz prawie wszystko. Nie jest zresztą tajemnicą, że Raków próbuje sprowadzić ci konkurenta.

W zasadzie co pół roku w mediach pojawiają się doniesienia, że klub chce pozyskać lewego wahadłowego. Jestem przyzwyczajony do takich newsów, ale wcale nie czuję się stuprocentowym pewniakiem, który wie, że zagra w następnym meczu. Na mojej pozycji mogą grać Deian Sorescu, Fran Tudor czy Wiktor Długosz, w razie potrzeby przemianowany był także Fabio Sturgeon. Gdybym obniżył loty, trener miałby mnie kim zastąpić. Jest rywalizacja, naprawdę. Koledzy naciskają i dzięki temu mam dodatkowy bodziec, żeby utrzymywać swoją formę, bo widzę, że mnie gonią.

Ładnie to powiedziałeś, ale fakty są takie, że nie masz rywala 1 do 1 o miejsce w składzie. Jakieś warianty są, ale na co dzień trener nie ma cię z kim porównywać tak, jak porównuje chociażby Gutkovskisa z Musiolikiem.

Mimo że coraz więcej drużyn gra trójką z tyłu, nadal bardzo trudno znaleźć typowego wahadłowego. Może to z tego wynika. Ja też przychodziłem do Rakowa jako typowy skrzydłowy, ofensywny zawodnik i dopiero później zostałem przemianowany na nową pozycję. Czasami klub musi samemu “wymyślić” sobie zawodnika na wahadło.

Czujesz się wygrany dzięki temu trendowi? Wydaje się, że jako typowy lewy obrońca lub typowy lewoskrzydłowy nie miałbyś dziś tak wysokiego statusu w naszej lidze.

Cieszę się, że zdołałem wykonać tak wyraźny krok do przodu. Załapałem zasady trenera Papszuna, jego wytyczne co do ustawiania się i jego podejście do futbolu. Czerpię z tego duże korzyści. Rozwijam się jako piłkarz, a gra sprawia mi przyjemność, bo jestem w drużynie, która ciągle atakuje i naciska na rywala, co przekłada się na trofea. Dzięki temu dostałem się do szerokiego składu reprezentacji. Po to gra się w piłkę.

A propos reprezentacji: po czerwcowym zgrupowaniu przeważała u siebie satysfakcja, że po raz drugi dostałeś powołanie czy rozczarowanie, że znów nie zadebiutowałeś?

Lekkie rozczarowanie odczuwałem. Ani razu w czterech meczach Ligi Narodów nie siedziałem nawet na ławce. Doceniam jednak fakt, że selekcjoner o mnie pamiętał i cały czas jestem w szerokiej kadrze. Wszystko zależy ode mnie. Kolejne zgrupowanie dopiero we wrześniu, jest czas się wykazać w klubie.

Dostałeś konkrety od Czesława Michniewicza, że to i to masz zmienić, tamto poprawić?

Tak. Selekcjoner dawał do zrozumienia, że brakuje mi jeszcze międzynarodowego doświadczenia. Mało meczów rozegrałem poza Polską. Zapewnił, że dalej będzie mnie obserwował i oceni, czy mój poziom będzie odpowiedni do kolejnego powołania.

Czyli powołanie możesz sobie wywalczyć przede wszystkim postawą w europejskich pucharach?

Na pewno z tego punktu widzenia są to mecze najistotniejsze, będące najbardziej wiarygodne w kontekście mojego poziomu. Można się bardziej pokazać z lepszymi rywalami niż w Ekstraklasie, puchary zawsze są twoją wizytówką. Wszyscy zwracają na nie większą uwagę.

Masz zakreśloną na czerwono datę meczu z Widzewem?

Tak, sprawdzałem, gramy 1 października. Po raz pierwszy w Ekstraklasie będę mógł zmierzyć się z bratem. Wcześniej spotkaliśmy się w I lidze, gdy Dominik grał w Stomilu Olsztyn. Super wydarzenie, kilka lat temu nikt się nie spodziewał, że może do niego dojść. W rodzinie będzie spora ekscytacja, nie mogę się doczekać. Jedziemy do Łodzi, brat opowiadał o atmosferze na Widzewie, więc chętnie poczuję ją na własnej skórze. Cieszę się, że Dominik wrócił do Ekstraklasy, zasłużył na to.

Planujecie jakiś mały zakład, na przykład o obiad?

Zobaczymy. Być może wymyślimy coś, co będzie bonusem dla zwycięzcy.

Jak odbierasz swoje statystyki? Oczekujesz od siebie więcej konkretów czy podpierasz się pierwszym sezonem po awansie Rakowa, w którym nie miałeś ani gola, ani asysty, więc późniejsze liczby i tak wyglądały nieźle?

Zawsze chce się więcej. Nie mam problemów, żeby dochodzić do strzałów czy momentów kluczowych, gdy trzeba wykonać ostatnie podanie. Jak na moją pozycję jest ich sporo, przeważnie 2-3 w meczu. Ciągle jednak brakuje mi wtedy jakości. Jest spore pole do poprawy, pracuję nad tym, ale nie napinam się. Rozmyślanie o swoich statystykach mogłoby mi zaszkodzić. Mam też sporo zadań defensywnych, nie tylko z akcji ofensywnych jestem rozliczany.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

WIĘCEJ O PATRYKU KUNIE:

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
19
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Komentarze

47 komentarzy

Loading...