Gdybyśmy przed startem sezonu powiedzieliby wam, że Lewis Hamilton w połowie czerwca dopiero drugi raz stanie na podium, kazalibyście nam popukać się w głowę. Ale tak się właśnie stało – Grand Prix Kanady przyniosło Brytyjczykowi pierwsze większe punkty od marca. To jednak nie on był bohaterem dnia – bo zajął trzecie miejsce, a przed nim znaleźli się Carlos Sainz Jr oraz przede wszystkim Max Verstappen. To kolejny triumf Holendra, który postawił spory krok w kierunku drugiego mistrzowskiego tytułu.
Zanim przejdziemy jednak do dzisiejszych wydarzeń, należy wspomnieć o kwalifikacjach, bo doszło w nich do niemałej niespodzianki. Otóż z wywalczenia drugiego pola startowego mógł cieszyć się Fernando Alonso. Pole position zapewnił sobie natomiast faworyt – Max Verstappen – który nie miał sobie równych w deszczowych warunkach.
Nowe rozdanie
To, co miało miejsce w kwalifikacjach, nie znalazło jednak przełożenia w wyścigu (również dlatego, że warunki były kompletnie inne). Verstappen szybko zbudował sobie przewagę nad Alonso, a Carlos Sainz niedługo potem wyprzedził swojego rodaka. I to on znalazł się za plecami zeszłorocznego mistrza świata. Miłośnicy Red Bulla mogli zatem obserwować, jak ich ulubieniec jedzie na czele stawki, natomiast w międzyczasie nieszczęście spotkało drugiego kierowcę tego zespołu.
Bo bolid Sergio Pereza nawalił. Przez awarię jednostki napędowej Meksykanin, który zajmuje drugie miejsce w klasyfikacji kierowców i ma rewelacyjny sezon, musiał wycofać się z Grand Prix Kanady. Dla kogo była to dobra wiadomość? Oczywiście dla Ferrari, które miało okazję odrobić trochę punktów w generalce do swoich rywali.
Z powodu awarii Pereza, a także późniejszej Micka Schumachera, mieliśmy zresztą w wyścigu dwie wirtualne neutralizację. Na ich skutek Sainz najpierw wjechał na tor przed Maxem, a potem za nim. No i cóż – musiał liczyć, że w trakcie rywalizacji stanie się coś, co pozwoli mu zaatakować mistrza świata.
I faktycznie – Sainzowi pomógł wypadek Yukiego Tsunody, który uderzył w bariery. Na torze po chwili pojawił się zatem samochód bezpieczeństwa, strata Carlosa do Maxa była już nieduża i Hiszpan mógł liczyć na to, że uda mu się go wyprzedzić. Jednak mimo tego, że momentami Verstappen miał nad nim zaledwie 0.2 czy 0.3 sekundy przewagi, sytuacja na czele już się nie zmieniła. Holender po prostu nie dopuszczał do tego, żeby kierowca Ferrari go zaskoczył. I to mimo tego, że przez jakiś czas nie był nawet w stanie zgłaszać uwag do zespołu. Komunikacja w tę stronę w jego bolidzie po prostu nie działała.
Drugi tytuł na horyzoncie?
Gdzieś poza główną rywalizacją mały sukces zaliczył dziś Lewis Hamilton, który zakończył Grand Prix Kanady na trzecim miejscu. Siedmiokrotny mistrz świata zakończył zatem serię siedmiu wyścigów poza podium. Odnotować warto było też dopiero piątą lokatę Charlesa Leclerca, który traci coraz więcej dystansu do Verstappena w klasyfikacji kierowców. A także nieco rozczarowujący, patrząc na kwalifikację, wynik Alonso (był siódmy) czy udany występ Zhou Guanyu z Alfa Romeo F1 Team ORLEN, który tak dobrze (dziewiąty) jeszcze się w swojej karierze w F1 nie zaprezentował.
W każdym razie – najwięcej powodów do zadowolenia ma oczywiście Verstappen. Holender wygrał już w tym sezonie po raz szósty. I nie ma co ukrywać – jest na autostradzie do drugiego tytułu mistrza świata. A jeszcze nie tak dawno wydawało nam się, że to może być od początku do samego końca sezon Ferrari…
Fot. Newspix.pl