Nie możemy przejść koło wyniku 1:6 obojętnie. Uznać – stało się, trudno, jedziemy dalej bez większych wniosków i przemyśleń. Jeśli tak zrobimy, stawiamy się na równi z jakimś Gibraltarem. Choć i on ostatnio urwał punkt Bułgarii. A z taką grą, jak z Belgią, Bułgarii byśmy nie ograli.
Spójrzcie na wyniki Belgów z outsiderami. Jasne, rozgromili Białoruś 8:0, ale już z Estonią czy Irlandią nie mieli równie łatwo. Albo z Czechami. Równaliśmy więc do Białorusi, co nigdy nie jest przyjemne, w żadnej dziedzinie życia.
Czy znacie jakieś pozytywne przysłowie, które kończy się hasłem „jak Białoruś!”? Ja nie znam.
1:6 to może przegrywać polski klub w Europie, bo nasza klubowa piłka rzeczywiście jest na poziomie Białorusi, Estonii czy innych dziadów.
Ale reprezentacja – nie. Podobno mamy jednego z dwóch najlepszych piłkarzy świata i paru innych tak zwanych solidnych. No sorry – ja tam solidności nie widziałem.
Tylko dupę z majonezem.
1:6… Rany boskie. Bądźmy uczciwi – trener z gorszym PR-em byłby rozniesiony. Brzęczkowi odebralibyśmy obywatelstwo, Sousie rwali siwe włosy z głowy.
Michniewiczowi jednak nieco się upieka. Pewnie za mecz ze Szwecją, bo gdyby i tam w ryj – nie podniósłby się. Ale wygrał, to nie ma co wracać.
Jednak! Zawstydził nas, skompromitował, tak jak cała kadra. Ja się boję, że zaraz będzie drugi set i 0:6 od Holandii.
Panowie, Iga Świątek w drugą stronę leci.
Wygląda na to, że nie możemy grać tak ofensywnie z podobnymi rywalami. Szczególnie, że nie mamy poważnej szóstki, bo Krychowiak nie upilnowałby emeryta na przystanku.
Czyli niestety musimy mieć dwie niepoważne, żeby mieć jedną ćwierć-poważną.
Teraz widać jak szkoda kontuzji Modera. To znaczy szkoda i tak, nikomu nie życzymy urazów, ale bez niego środek wygląda źle. Przypomnijcie sobie mecze z Hiszpanią czy Anglią – to on tam rządził.
Dziś nie ma komu. Obawiam się, że do podobnych wniosków dojdziemy w listopadzie, bo grudnia z kadrą nie będzie.
Myślimy o Argentynie, a może zlać nas już Meksyk.
WOJCIECH KOWALCZYK