Po czterech długich latach, w końcu nadszedł ten dzień, kiedy kibice Sunderlandu mogą odetchnąć z ulgą. Klub o niezwykle bogatej i jednocześnie trudnej historii wraca na zaplecze Premier League, ale nie zamierza się na tym zatrzymywać. Cele są ambitne, ale nie należy zapominać o tym co działo się w ostatnim czasie. Łatwo nie będzie, ale ważne, że Czarne Koty znów dały o sobie znać.
David Moyes – to nazwisko już zawsze będzie się śniło w najgorszych koszmarach kibicom Sunderlandu. W końcu to właśnie ten trener jest głównym winowajcą, jednego z najgorszych sezonów w historii klubu, kiedy to Czarne Koty pożegnały się z rozgrywkami Premier League po 10 latach. Trudno jednak powiedzieć, że tamten spadek był niezasłużony, a Szkot zrobił coś wyjątkowo źle i to z tego powodu wszystko zakończyło się w ten sposób.
Sezony poprzedzające rozgrywki 2016/2017 były już tylko i wyłącznie ślizganie się, a Sunderland bronił się przed spadkiem rzutem na taśmę. Wszystko dzięki takim postaciom jak Sam Allardyce. Już wtedy kwestią czasu wydawała się degradacja do Championship, ale los nie był łaskawy dla Moyesa i to właśnie na jego barki zrzucił ten ciężar. Jednak mimo wszystko nie należy całkowicie rozgrzeszać szkockiego menedżera. Nie był to przypadek, że drużyna akurat pod jego wodzą zaliczyła najgorszy start w historii Premier League.
W sezonie 2016/2017 Sunderland zanotował pierwsze zwycięstwo dopiero w 11. kolejce. Wcześniej zanotował dwa remisy i poniósł aż osiem porażek. Drużyna Moyesa zdobyła wtedy zaledwie siedem bramek, straciła aż 20. Ich gra wyglądała katastrofalnie, a trzeba zwrócić uwagę, że wcale nie mieli trudnego terminarza. Od samego początku wszystko zmierzało więc ku przepaści i ostatecznie do niej dotarło. Trudno powiedzieć, dlaczego ówcześni właściciele tak długo zwlekali ze zwolnieniem Szkota, pomimo tego, że nie było widać nawet najmniejszych symptomów poprawy.
Trener dotrwał do końca sezonu, choć wiadomo było, że klub spadnie już znacznie wcześniej. Wtedy wydawało się, że David Moyes po koszmarze, jaki przeżył wcześniej w Manchesterze United, a niedługo później w Sunderlandzie, nie znajdzie sobie już pracy na Wyspach. Okazało się zupełnie inaczej. To właśnie Szkot gra obecnie w europejskich pucharach z West Hamem, a Czarne Koty dopiero co wygrzebują się z bagna.
Jak Sunderland wrócił do żywych?
Koszmar
Kiedy spojrzymy na to, co wydarzyło się dalej, uzmysłowimy sobie, że to, co zrobił Moyes nie było najgorsze, Już w kolejnym sezonie Sunderland zawitał do League One. Jednak to Szkot na zawsze będzie symbolem upadku, ponieważ to właśnie od niego wszystko się zaczęło. Gdyby wtedy klub pozostał w Premier League, jego historia mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej. To oczywiście tylko przypuszczenia, ale jak wiadomo, zdecydowanie łatwiej się coś buduje z takimi pieniędzmi, które można zgarnąć w angielskiej elicie.
Kolejne lata to prawdziwa katorga, przede wszystkim dla kibiców Sunderlandu, którzy niemal bez przerwy musieli się martwić w ogóle o dalszy byt klubu. Dotychczasowy właściciel Ellis Short stracił serce do zarządzania na Stadium of Light i usilnie szukał nowego nabywcy. Znalazł go dopiero w 2018 roku i ta informacja mogła początkowo napawać optymizmem. Nowym nabywcą został bowiem znany biznesmen Steward Donald, który miał już doświadczenie w tym temacie, ponieważ wspomagał Oxford United.
Zapowiedzi były jak zwykle szumne. – Mamy starannie przemyślany plan restrukturyzacji Sunderlandu, uczynienia go zrównoważonym i, z pomocą fanów, przywrócenia jego poczucia dumy i ponownego połączenia go z lokalną społecznością. Zakasujemy rękawy, aby zrobić to, co należy zrobić, aby przygotować ten klub do nowego startu – zapowiadał Donald na początku przygody z klubem.
Długo to nie potrwało, ponieważ już po niespełna dwóch latach właściciel poszukiwał nowych inwestorów, którzy byliby chętni na przynajmniej część jego udziałów. Wszystko to było spowodowane prawdopodobnie brakiem sukcesów, ponieważ w międzyczasie drużyna przegrała w dramatycznych okolicznościach 1:2 z Charltonem w finale baraży. Zwycięską bramkę na Wembley zdobył w czwartej minucie doliczonego czasu gry Niemiec Patrick Bauer.
Kolejny sezon to był już katastrofa absolutna. Zespół prowadzony najpierw przez Jacka Rossa, a następnie przez Phila Parkinsona radził sobie fatalnie. Zamiast walczyć o bezpośredni awans, to miał problem z dojściem do miejsc zapewniających, chociaż grę w barażach. Co gorsza, wybuchła pandemia Covid-19, więc rozgrywki zostały zakończone już na początku marca. Oznaczało to, że Sunderland znalazł się na najniższym miejscu w swojej historii, czyli na ósmej pozycji w tabeli trzeciego poziomu rozgrywkowego. Coś takiego jeszcze nigdy nie miało miejsca, więc dla kibiców miarka się przebrała.
Nadzieja
W tamtym momencie Donald gotów był zgodzić się na coraz więcej, aby pozbyć się klubu, co wykorzystał 24-letni Kyril Louis-Dreyfus. To syn nieżyjącego już znanego francuskiego miliardera Roberta Louisa-Dreyfusa, byłego CEO Adidasa i większościowego właściciela Olympique Marsylia. Młody biznesmen nabył większościowy pakiet akcji i został nowym prezesem klubu, co spotkało się ze sporym entuzjazmem kibiców.
– Chociaż z pewnością popełnialiśmy błędy, wszystko robiliśmy w najlepszych intencjach. Zawsze z myślą o osiągnięciu tego najważniejszego celu, ale po prostu zawiedliśmy – przyznał wtedy Stewart Donald. Teraz nadzieje krążyły głównie wokół tego, że jego ojciec był twórcą potęgi francuskiego klubu, który za jego rządów dwukrotnie docierał do finału Pucharu UEFA. Liczono więc, że syn również będzie w stanie dobrze zarządzać klubem.
I rzeczywiście, jak się później okazało, nie były to nadzieje bezpodstawne. Dreyfus podjął kilka bardzo ważnych i przede wszystkim odważnych decyzji, dokonując czystki w pionie sportowym. Francuz jest szczególnie chwalony za współpracę z Kristjaanem Speakmanem, który jest dyrektorem sportowym w klubie. 43-latek uznawany jest bowiem za jednego z głównych architektów awansu do Championship, który przyszedł w minionym sezonie. Anglik został zatrudniony na Stadium of Light w grudniu 2020 roku, czyli jeszcze przed oficjalnym pojawieniem się klubie nowego prezesa, ale mówi się, że to i tak była już jego decyzja.
Dreyfus został oficjalnie prezesem klubu dopiero 18 lutego 2021 roku, więc dopiero sezon 2021/2022 był pierwszym pełnym za rządów jego i Speakmana. Jeszcze w maju Sunderland zagrał w półfinale play-offów, ale odpadł w nim po przegranej 2:3 z Lincoln City w dwumeczu. Tym samym Czarne Koty zagwarantowały sobie czwarty sezon w League One. Pomimo tego, zapadła decyzja o pozostawieniu na stanowisku trenera Lee Johnsona.
Zbawienie
Decyzja ta okazała się być nietrafiona, ponieważ już w styczniu Anglik został zwolniony po kompromitującej porażce 0:6 z Boltonem. Taki ruch był konieczny. Sunderland znów był daleki od miejsc dających bezpośredni awans, za to zbliżał się niebezpiecznie do wypadnięcia nawet ze strefy barażowej. To właśnie wtedy zapadła, być może najważniejsza decyzja dla przyszłości klubu, czyli zatrudnienie Alexa Neila. Młody trener zadziałał w niezwykły sposób na zawodników, ponieważ ich gra nagle zaczęła wyglądać zupełnie inaczej.
Neil poprowadził Sunderland w 18 spotkaniach, z których 10 wygrał, siedem zremisował i co najważniejsze tylko jeden przegrał. 37 punktów, czyli średnia niewiele ponad 2 i pewny awans do play-off. – Zawsze wierzysz. Kiedy podejmujesz takie wyzwanie, musisz wierzyć, że możesz ją wykonać. Ostatnią rzeczą, którą chciałem zrobić, było wejście do League One i porażka. Łatwiej było mi powiedzieć: “Poczekam na łatwiejszą pracę”. Ale czekałem na coś, co naprawdę mnie zaintryguje i pozwoli mi się sprawdzić. A nigdy nie bałem się porażki – tłumaczył swoją decyzję angielski szkoleniowiec.
Sprawdził się idealnie i został nowym idolem kibiców. Idolem, którego brakowało na Stadium of Light od wielu lat. Wywiązał się ze swojego zadania najlepiej, jak tylko mógł. W miarę spokojnie dotarł do play-offów, a tam odpalił najpierw Sheffield Wednesday, a następnie Wycombe Wanderes. Na finale, który był rozgrywany na Wembley, pojawiło się aż 46 tysięcy kibiców Sunderlandu, którzy stworzyli fantastyczną atmosferę. Na północy Anglii pragnienie wielkiej piłki jest ogromne, więc pierwszy krok, jakim jest awans do Championship, został potraktowany niczym zbawienie.
Have a good start to the week @SunderlandAFC fans.
46,000 fans belting out Elvis. Special! pic.twitter.com/3OdAN9PfB8
— FIFA.com (@FIFAcom) May 23, 2022
Kolejny cel to oczywiście awans do Premier League, gdzie Sunderlandu nie ma już od pięciu lat. Najpierw trzeba się jednak skupić na tym, żeby nie wrócić na trzeci poziom rozgrywkowy. W tym miejscu trzeba sobie przypomnieć nazwisko Donald, ponieważ ostatnie informacje na temat angielskiego biznesmena nie napawają kibiców optymizmem.
Znienawidzony przez kibiców właściciel znów wyczuł szansę na zarobek, ponieważ klub znalazł się na fali wznoszącej. Pojawiły się więc pogłoski o zainteresowaniu klubem grupy zajmującej się kryptowalutami – The Fans Together. Anglik bardzo chce oddać klub w ręce niepewnych inwestorów, ale póki co nie zgadza się na to Dreyfus. Bez względu na to, Donald i jego partnerzy wciąż mogą sprzedać TFT przynajmniej swoją część udziałów. Nie wiadomo, co stanie się dalej, ale kibice Czarnych Kotów na pewno będą się temu przyglądali z niepokojem.
Czytaj więcej o angielskiej piłce:
- James Milner – najważniejszy z tych najmniej ważnych
- Fabio Carvalho – kolejny diament do oszlifowania przez Kloppa
- Czy sezon Liverpoolu na pewno można uznać za udany?
Fot. Newspix