Karol Struski w minionym sezonie wszedł do składu Jagiellonii. Szału nie robił, ale też nie prezentował się tak, żebyśmy stwierdzili, że nie ma przyszłości na najwyższym szczeblu. Tymczasem młody pomocnik już teraz obiera kurs na zagranicę i przenosi się do cypryjskiego Arisu Limassol, z którym będzie mógł wystąpić w europejskich pucharach. Porozmawialiśmy z nim o tym nietypowym wyborze u zawodników w jego wieku.
Dlaczego Aris Limassol? To nie jest oczywisty kierunek dla 21-latka, który zaczął regularnie grać w Ekstraklasie i jest młodzieżowym reprezentantem Polski.
Zainteresowanie ze strony Cypryjczyków i trenera Aleksieja Szpilewskiego pojawiło się jeszcze w trakcie sezonu. Przez jakiś czas zbierałem informacje o klubie i lidze. Wbrew pozorom, bo większość nadal tak myśli, ekstraklasa cypryjska to nie są rozgrywki dla emerytów. Liga się rozwija. No i sam Aris to ciekawy klub, ciągle idący do przodu, z mądrym właścicielem. Rozmawiałem z nim. Widać, że ma konkretną wizję rozwoju klubu, żyje nim i dobrze dogaduje się z trenerem Szpilewskim, którego osoba również miała znaczenie. To wszystko pozwoliło mi się zdecydować. Aris krok po kroku idzie do przodu i cieszę się, że będę częścią tego projektu.
Szpilewski jest dobrze odbierany w Polsce, kilka razy był łączony z naszymi klubami.
Spotkałem się z nim będąc na Cyprze. Przedstawił mi swój pomysł na ten zespół i naprawdę mnie przekonał.
Jakie wrażenia co do całego klubu?
Stadion i baza treningowa nie robią wrażenia, mogłyby być na lepszym poziomie, ale nie miało to dla mnie znaczenia, ponieważ… zaraz tak właśnie będzie. We wrześniu Aris otworzy nowy stadion i nową bazę, to już będzie coś porządnego. Widziałem projekty. Sam pobyt na Cyprze oczywiście był bardzo przyjemny. Fajne miasto, super miejsce do życia.
Twój nowy zespół wystąpi w eliminacjach Ligi Konferencji. Było to istotne?
Sam fakt, że Aris walczył o puchary był pewnym wyznacznikiem jego możliwości. Udało się ten cel osiągnąć, ostatni mecz chłopaki musieli wygrać i wygrali – aż 3:0 na wyjeździe z Anorthosis. Puchary to dodatkowy plus, szansa na pokazanie się.
Mówiłeś, że zbierałeś informacje o klubie i lidze. Daniel Sikorski znajdował się w gronie konsultantów?
Akurat nie.
A kto był?
Chociażby Ivan Runje, który przychodził do Jagiellonii z Omonii Nikozja. Polecał mi ten kierunek.
Co pomyślałeś, gdy po raz pierwszy usłyszałeś o możliwości pójścia na Cypr?
Miałem takie wyobrażenia jak większość, czyli że tam się idzie raczej pod koniec kariery. Gdy porozmawiałem z trenerem Szpilewskim i innymi ludźmi, zmieniłem swoje odczucia.
Z drugiej strony, patrząc na kadry klubów cypryjskich, nadal dominują w nich obcokrajowcy po trzydziestce. To nie są wyłącznie stereotypy.
Po części tak, ale coraz częściej mamy do czynienia z mieszanką wiekową. W Arisie jest też kilku młodych obcokrajowców i kilku w średnim wieku, jak ostatnio właśnie Mariusz Stępiński. To może być ciekawe połączenie.
Rozumiem, że Aris zamierza teraz walczyć o coś więcej niż czwarte miejsce?
Takie założenie było już przed ostatnim sezonem. Skończyło się tuż za podium, ale ambicje były większe. Wiosną jednak zespół dopadły kontuzje, w tym Mariusza, który naprawdę dawał jakość drużynie. Wszyscy w klubie mają nadzieję, że nowy sezon będzie dużo lepszy.
To już 10 lat. Jak APOEL Nikozja dotarł do ćwierćfinału Ligi Mistrzów
Ile czasu potrzebowałeś, żeby nabrać przekonania, że to będzie dobry wybór?
Niezbyt dużo. To była kwestia kilku rozmów i przemyśleń. Nie robiłem sobie listy “za” i “przeciw”. Najważniejsze było, że wykonuję krok do przodu. Traktuję ten kierunek jako przystanek do dalszego rozwoju. Fajnie, że klub zaproponował czteroletnią umowę. Daje mi to stabilizację i komfort pracy. Nie planuję jednak spędzić na Cyprze reszty swojej kariery. Chciałbym, żeby była to trampolina do wielkiego futbolu. A przy okazji mogę te plany połączyć z fajnym życiem na co dzień. Większych obaw nie mam. Jestem życiowym optymistą, nie boję się wyzwań. Nie przeraża mnie zmiana otoczenia. Wręcz przeciwnie – nie mogę się już doczekać początku treningów.
Twoja rola na boisku będzie taka sama jak w Jagiellonii?
Tak, pozycja nr 6 lub 8 w środku pola. Po rozmowie z trenerem jestem pozytywnie nastawiony. Widać, że w klubie mają wobec mnie naprawdę duże oczekiwania. Zrobię wszystko, żeby ich nie zawieść.
Miałeś jakieś alternatywy dla Arisu?
Były jakieś zapytania, ale innej konkretnej propozycji na stole nie miałem.
Jagiellonia zapewne nie zniechęcała cię do transferu. Kontrakt wygasał ci za rok, teraz można na tobie zarobić kilkaset tysięcy euro.
Zgadza się. Myślę, że wszystkie strony są zadowolone.
Jak podsumowałbyś swój pierwszy i na razie ostatni rok w Ekstraklasie?
Biorąc pod uwagę całokształt, pozytywnie. Wiem jednak, że stać mnie na znacznie więcej. Moja forma często była nierówna. Rozegrałem 2-3 dobre mecze, a później przychodziły słabsze i tak w kółko. Liczby też mógłbym mieć lepsze, choć z drugiej strony, na boisku miałem wiele innych zadań, z których się wywiązywałem, a które niekoniecznie rzucały się w oczy. Bardziej byłem zawodnikiem efektywnym niż efektownym. Przede mną wciąż wiele pracy, brakowało stabilizacji formy.
Z czego to wynikało?
Chyba jeszcze z braku doświadczenia. To był mój pierwszy sezon w Ekstraklasie, a drugi w ogóle w seniorskiej piłce i ciężko było zagrać wszystko na równym, solidnym poziomie. Musiałem się oswoić z tą ligą.
Co było największym wyzwaniem w samej grze?
Fizycznie nie miałem problemów, cały czas byłem dobrze przygotowany. Myślę, że głównie aspekty związane z myśleniem do przodu. Grając na wypożyczeniu dla Górnika Łęczna w I lidze, tempo było wolniejsze. Na początku miałem więc trochę trudności, żeby się przestawić na tempo ekstraklasowe, wszystko działo się szybciej i ja też musiałem działać szybciej. Tyle dobrze, że z biegiem czasu coraz lepiej to wyglądało.
Wspominałeś o różnych zadaniach, które otrzymywałeś. W niedawnym meczu z Legią pełniłeś rolę plastra dla Josue.
Nietypowe zadanie, różnie ludzie na to patrzą, ale sądzę, że dobrze się z niego wywiązałem. Josue został wyłączony z gry. Nie narzekałem, skoro dostałem takie wytyczne. W pierwszej kolejności liczy się dobro drużyny.
Josue w pewnym momencie miał cię dość?
Oj, tak, zwłaszcza w pierwszej połowie był sfrustrowany. W sumie mu się nie dziwię. Też bym nie chciał, żeby ktoś cały mecz biegał za mną krok w krok. Po przerwie bardziej się cofnął, mniej atakował. Wiedział, że musi robić inne rzeczy, żeby mnie zgubić, starał się tworzyć miejsce dla innych zawodników.
Który z przeciwników dotychczas najbardziej ci zaimponował?
Indywidualnie nikt jakoś wyjątkowo nie zapadł mi w pamięć, ale może być Ivi Lopez z tego meczu z Rakowem pod koniec jesieni, który przegraliśmy 0:5. Wszedłem na ostatnie 25 minut i gość naprawdę robił wrażenie na boisku.
Jeszcze co do twojej gry. U nas najczęściej dostawałeś notę 4, czyli nie była to kategoria “badziewiak”, “kompromitacja”, ale brakowało wyjścia z ligowej szarości.
Tak jak mówiłem wcześniej: nie jestem zawodnikiem efektownym, tylko efektywnym. Często pewnie niektóre rzeczy nie rzucały się w oczy. Ogólnie jednak zgadzam się, że zabrakło mi występu z gatunku “wow”, po którym byłbym piłkarzem meczu i tak dalej. Może z czasem by to przyszło, bo pewność siebie była na dobrym poziomie. Brakowało chwilami wzięcia na swoje barki większego ciężaru.
Generalnie nie jesteś piłkarzem, po którym możemy spodziewać się sezonu z dwucyfrówką w klasyfikacji kanadyjskiej.
Zdecydowanie nie.
Czasami sprawiasz takie wrażenie swoim poruszaniem się czy prowadzeniem piłki.
Poruszanie się bez piłki uważam za jeden z moich największych atutów, ale zdaję sobie sprawę, że nadal mam duże rezerwy jeśli chodzi o wykończenie akcji, strzał z dystansu czy ostatnie podanie. To moje mankamenty, które muszę wyeliminować, żeby wejść na wyższy poziom. Wtedy też pojawią się liczby.
Gola strzeliłeś jednego, za to bezcennego, bo na 2:1 w doliczonym czasie w Zabrzu. Gdyby nie to zwycięstwo, nie wiadomo, gdzie dziś byłaby Jagiellonia.
Bardzo dobrze wspominam ten moment. Trudno wymarzyć sobie lepsze okoliczności do zdobycia premierowej bramki w Ekstraklasie. Wiele nam to zwycięstwo dało, choć punkty musieliśmy zbierać do samego końca — głównie poprzez remisy, udało się też pokonać Zagłębie Lubin w 90. minucie. Rozegraliśmy słaby sezon, ale przynajmniej szczęśliwie się dla nas zakończył. W pewnej chwili znajdowaliśmy się w nieciekawym położeniu. Wyjazdowy remis z Wisłą Kraków traktuję jako najważniejszy punkt w sezonie.
To było do przewidzenia, że czeka was tak ciężki sezon?
Myśmy na starcie mieli zupełnie inne ambicje. Dobrze wystartowaliśmy, po trzech kolejkach było siedem punktów. Każdy głowę kierował w górę, a nie na wydarzenia dziejące się za nami. Przyszły jednak serie meczów bez wygranej, które niestety zsuwały nas w tabeli. Od dłuższego czasu to problem Jagiellonii, że trudno nam złapać serię zwycięstw. Nie pamiętam, kiedy udało się wygrać trzy mecze z rzędu. Złapanie takiej passy jest bardzo istotne, znacznie dodaje pewności siebie.
Problemem Jagiellonii był brak klasowej “dziewiątki”. Dopiero przyjście Marca Guala to zmieniło. Było widać, że on i Diego Carioca to piłkarze mogący od razu dać jakość?
Tak. Już na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że Marc i Diego mają w sobie dużą kreatywność i potrafią zrobić coś z niczego. Ich pozyskanie to były naprawdę udane ruchy ze strony klubu. Swoimi golami dołożyli sporą cegiełkę do utrzymania.
Okej, to kiedy ruszasz na Cypr?
13 czerwca mamy badania w klubie i potem ruszamy na obóz na Łotwę. W tamtym roku Aris przygotowywał się do sezonu u nas w kraju, tym razem wybrano inną lokalizację.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
WIĘCEJ O JAGIELLONII:
- Jagiellonia Białystok szuka napastnika. Brazylijczyk na celowniku
- Masłowski: – W Jagiellonii musimy liczyć każdą złotówkę
Fot. FotoPyK/Newspix