Rywalizacja Liverpoolu z Realem Madryt to kawał historii europejskiego futbolu. Obie drużyny niby mierzyły się ze sobą dotychczas zaledwie osiem razy, ale aż dwukrotnie w finałach Pucharu Europy/Ligi Mistrzów. Już dziś dojdzie do kolejnego starcia tych zespołów o triumf w najważniejszych rozgrywkach Starego Kontynentu. Jak wyglądały ich dotychczasowe potyczki?
RYWALIZACJA LIVERPOOLU Z REALEM MADRYT
Spis treści
- RYWALIZACJA LIVERPOOLU Z REALEM MADRYT
- Liverpool - Real Madryt 1:0 (finał Pucharu Mistrzów 1981)
- Liverpool - Real Madryt 1:0 i 4:0 (1/8 finału Ligi Mistrzów 2008/2009)
- Real Madryt - Liverpool 3:0 i 1:0 (faza grupowa Ligi Mistrzów 2014/2015)
- Real Madryt - Liverpool 3:1 (finał Ligi Mistrzów 2018)
- Real Madryt - Liverpool 3:1 i 0:0 (ćwierćfinał Ligi Mistrzów 2020/2021)
Liverpool – Real Madryt 1:0 (finał Pucharu Mistrzów 1981)
To było pierwsze starcie tych dwóch drużyn w historii. Wtedy jeszcze nikt nie podejrzewał, że ich rywalizacja stanie się w przyszłości jedną z największych w Europie i że spotkają się później w finałach jeszcze dwukrotnie. Real Madryt był już wtedy wielką marką, największą na całym kontynencie. W końcu “Królewscy” mieli już na swoim koncie sześć triumfów w Pucharze Europy. Liverpool z kolei dopiero budował swoją legendę w tych rozgrywkach, choć też miał już wtedy w gablocie dwa takie trofea.
Dla “The Reds” była to złota era Boba Paisleya, który do dzisiaj jest najbardziej utytułowanym trenerem w historii klubu. Ray Clemence w bramce, Graeme Souness jako lider środka pola i Kenny Dalglish w ataku – tak wyglądał kręgosłup drużyny z Anfield. Do tamtego dnia sezon 1980/1981 był uznawany za niezbyt udany, ponieważ w lidze Liverpool zajął dopiero piąte miejsce, tracąc tytuł na rzecz Aston Villi. Udało się jedynie sięgnąć po Puchar Ligi, który był jednak małym pocieszeniem.
PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ
Dla Realu Madryt tamten sezon wyglądał podobnie. Po podwójnej koronie w poprzednich rozgrywkach, tym razem nie udało się ugrać nic. W lidze lepszy okazał się Real Sociedad, który wyprzedził “Królewskich” tylko dzięki lepszemu bilansowi bezpośrednich pojedynków. Z kolei z Pucharu Króla podopieczni Vujadina Boskowa odpadli już w ćwierćfinale, po dwóch porażkach ze Sportingiem Gijon. Tamta drużyna nie miała już wiele wspólnego z tą, która jeszcze niedawno zdobywała pięć Pucharów Europy z rzędu.
Finał Ligi Mistrzów w 1981 roku odbył się, podobnie jak ten tegoroczny, w Paryżu, ale na Parc des Princes. Zarówno dla Liverpoolu, jak i Realu Madryt była to ostatnia okazja na uratowanie sezonu i zapisanie się po raz kolejny w historii europejskiej piłki. “Królewscy” po drodze do finału pokonali: Limerick, Honved Budapeszt, Spartak Moskwa i Inter Mediolan. Z kolei “The Reds” musieli się uporać z: Oulunem Pallosuera, Aberdeen, CSKA Sofia i Bayernem Monachium.
Tamto spotkanie z pewnością zawiodło kibiców oczekujących wielkich emocji i zwrotów akcji. Oba zespoły podeszły do niego bardzo ostrożnie i nie zamierzały się nadmiernie wychylać, oczekując na ruch rywala. Decydująca akcja została przeprowadzona dopiero w 81. minucie. Alan Kennedy przejął piłkę wyrzucaną z autu przez Raya Kennedy’ego i pomknął w kierunku bramki Augustina. W polu karnym ograł jeszcze w łatwy sposób obrońcę – Rafaela Garcię Cortesa i uderzył nie do obrony. Real Madryt już się nie podniósł, więc to “The Reds” mogli się cieszyć z trzeciego Pucharu Europy w historii. Na kolejny przyjdzie czas już za trzy lata. Z kolei Real będzie czekał na to aż do 1998 roku.
Jak radzili sobie triumfatorzy Ligi Europy w kolejnym sezonie?
Liverpool – Real Madryt 1:0 i 4:0 (1/8 finału Ligi Mistrzów 2008/2009)
Na kolejne starcie Liverpoolu z Realem Madryt trzeba było czekać aż do 2009 roku. Przez te 28 lat wiele się wydarzyło w obu klubach. Doszły kolejne trofea i wielkie chwile, ale akurat w tamtym sezonie “Królewscy” znaleźli się na zakręcie. W grudniu 2008 roku drużynę po Berndzie Schusterze przejął Juande Ramos. W Hiszpanii “Królewscy” nie mieli szans z odradzającą się potęgą FC Barcelony pod wodzą Pepa Guardioli, która zgarnęła Puchar Króla, mistrzostwo Hiszpanii i Ligę Mistrzów. Z kolei “The Reds” rozgrywali najlepszy sezon w Premier League za kadencji Rafy Beniteza.
W tamtym sezonie LM ani Liverpool, ani Real nie byli faworytami, ale ich starcie w 1/8 finału zapowiadało się niezwykle emocjonująco. Ostatecznie było jednak zupełnie inaczej, głównie za sprawą “Królewskich”. Drużyna Juande Ramosa była pogrążona w kryzysie i w żaden sposób nie potrafiła się przeciwstawić “The Reds”. Pierwsze spotkanie na Santiago Bernabeu było jeszcze dość wyrównane i zakończyło się zwycięstwem gości 1:0 po bramce Yossiego Benayouna w 82. minucie.
Jednak już tydzień później na Anfield, Real poniósł całkowitą klęskę 0:4. W tamtym spotkaniu brylowali przede wszystkim Steven Gerrard i Fernando Torres. “Królewscy” nie zrobili absolutnie nic aby uniknąć porażki i pożegnali się z Ligą Mistrzów w fatalnym stylu, co prawdopodobnie już ostatecznie skłoniło Florentino Pereza do próby przywrócenia “Galacticos”. W końcu to właśnie latem 2009 roku na Santiago Bernabeu pojawili się Cristiano Ronaldo, Karim Benzema, czy Kaka.
Liga Mistrzów – jak się zmieni po reformie?
Real Madryt – Liverpool 3:0 i 1:0 (faza grupowa Ligi Mistrzów 2014/2015)
Tamto starcie na Anfield Road było ostatnim, w którym Liverpool zdołał pokonać Real Madryt. Od tamtej pory “Królewscy” urośli w siłę, z kolei “The Reds” wpadli w ogromny kryzys, z którego nie potrafili wyjść przez niemal dekadę. W 2014 roku drużyna z Santiago Bernabeu osiągnęła historyczny sukces, czyli wymarzoną “La Decimę”. Z kolei w sezonie 2014/2015 wpadła na odwiecznego rywala w fazie grupowej Ligi Mistrzów i dostała idealną szansę na zrewanżowanie się za klęskę z 2009 roku.
Udało im się odegrać niemal idealnie. Zabrakło tylko jednej bramki, ponieważ “Królewscy” prowadzeni wtedy przez Carlo Ancelottiego pokonali Liverpool 3:0 na wyjeździe i 1:0 u siebie. “The Reds” stracili punkty jeszcze w innych spotkaniach, więc ostatecznie zajęli dopiero trzecie miejsce w grupie i wylądowali w Lidze Europy. Tam też doszło do kolejnej kompromitacji, ponieważ podopieczni Brendana Rodgersa pożegnali się z rozgrywkami już w 1/16 finału po dwumeczu z Besiktasem.
Real Madryt zatrzymał się w tamtym sezonie na półfinale, a całe rozgrywki wygrała FC Barcelona Luisa Enrique. Liverpool z kolei zakończył sezon dopiero na szóstym miejscu w Premier League, więc pętla wokół Rodgersa coraz bardziej się zaciskała. Dla kibiców “The Reds” był to jednak dobry znak, ponieważ już jesienią Irlandczyk pożegnał się z posadą, a jego następcą został Juergen Klopp.
Pep Guardiola i Liga Mistrzów – klątwa trwa
Real Madryt – Liverpool 3:1 (finał Ligi Mistrzów 2018)
W tym momencie dochodzimy do bezsprzecznie najboleśniejszego przeżycia dla kibiców Liverpoolu w starciach z Realem Madryt. “Królewscy” czekali na okazję do rewanżu za finał z 1981 roku bardzo długo i w końcu nadarzyła się okazja. Tamten sezon to był początek potęgi Liverpoolu Juergena Kloppa. “The Reds” nadal nie potrafili nic osiągnąć w Premier League, ale zrobili za to furorę w Lidze Mistrzów.
Wtedy też narodziło się słynne trio ofensywne Liverpoolu, czyli Mohamed Salah, Roberto Firmino i Sadio Mane. Cała trójka zanotowała w tamtej edycji Ligi Mistrzów po 10 trafień, ale królem strzelców i tak został Cristiano Ronaldo, który zdobył 15 bramek. Z tamtego sezonu zapamiętamy przede wszystkim remontadę AS Romy na FC Barcelonie w ćwierćfinale, ale na kolejnym etapie rzymianie nie mieli już szans z “The Reds”. Ciekawie było także w starciu Realu Madryt z Juventusem, gdzie wszystko rozstrzygnął dopiero rzut karny w doliczonym czasie gry rewanżu na Santiago Bernabeu.
Przejdźmy jednak do finału, który odbył się w Kijowie. Od samego początku faworyt tego spotkania był tylko jeden. W dwóch ostatnich sezonach Real Madryt zrobił coś, co nie dało się jeszcze nikomu innemu, czyli wygrał dwa razy z rzędu Ligę Mistrzów i właśnie miał okazję na trzeci triumf. Liverpool sprawił już niespodziankę samym dojściem do finału, więc nikt nie oczekiwał od “The Reds”, że będą w stanie zdetronizować znacznie lepszego i bardziej doświadczonego rywala.
Mecz był jednak niezwykle ciekawy i jak to często bywa, zadecydowały detale. A raczej jeden detal, który nazywa się Loris Karius. Niemiecki bramkarz Liverpoolu dał w Kijowie prawdziwy popis tego, jak nie powinno się bronić i dał Realowi dwie bramki za darmo. Najpierw, w pierwszej połowie, z niewiadomych przyczyn nie zauważył podbiegającego do niego Karima Benzemy i trafił go w nogę, wyrzucając piłkę. Ta poleciała wprost do bramki i “Królewscy” mogli się cieszyć z prowadzenia 1:0. “The Reds” nie załamali się popisami swojego golkipera i już kilka minut później wyrównał Sadio Mane.
Wtedy jednak cały piłkarski świat zaskoczył Gareth Bale, który kilka minut wcześniej pojawił się na boisku, zmieniając Isco. Walijczyk wykorzystał dokładne dośrodkowanie Marcelo i popisał się fantastycznym uderzeniem z przewrotki. Tym razem Karius nic nie zepsuł, ponieważ był całkowicie bez szans, ale miał jeszcze coś w zanadrzu. Pod koniec spotkania Liverpool szukał swojej szansy, ale w pewnym momencie to “Królewscy” znaleźli się pod bramką rywali.
Przy piłce znów był Bale, który nie za bardzo wiedząc, co z nią zrobić, uderzył po prostu w kierunku bramki Kariusa. Strzał był prosty do obrony i niespecjalnie silny, ale niemiecki golkiper i tak nie dał rady. Piłka przeleciała mu po dłoniach i wpadła się siatki. Jego interwencja na zawsze zapisze się historii najgorszych obron w historii piłki nożnej i będzie wspominana latami.
W kontekście tego spotkania nie należy zapominać także o sytuacji z początku spotkania, kiedy to wykluczony z gry został Mohamed Salah. Egipcjanin był faulowany przez Sergio Ramosa, który tak nieszczęśliwie upadł na rękę rywala, że ten doznał kontuzji barku. Czy kapitan Realu faulował z premedytacją? Zdecydowanie. Ale czy chciał zrobić krzywdę napastnikowi Liverpoolu? W to mogą wierzyć tylko najbardziej zagorzali zwolennicy teorii spiskowych.
Benzema, Salah, Rodrygo, Mane? Ustrzelcie „klasyczną dziewiątkę” z Fuksiarzem
Real Madryt – Liverpool 3:1 i 0:0 (ćwierćfinał Ligi Mistrzów 2020/2021)
Ze wszystkich wspominanych tutaj meczów i dwumeczów ten jest tym bez żadnej historii. W zasadzie od początku było wiadomo, jak to się skończy, ponieważ zmagający się z kontuzjami Liverpool wyglądał w tamtym sezonie fatalnie. Podopieczni Kloppa mieli problemy w Premier League, gdzie groziło im wypadnięcie poza Top 4. Do ćwierćfinału doszli, pokonując wcześniej bardzo słabe RB Lipsk, w dodatku w spotkaniach rozgrywanych bez udziału publiczności w Budapeszcie.
Real Madryt też miał swoje problemy, ale w Liverpoolu na środku obrony w pierwszym spotkaniu zobaczyliśmy parę Nathaniel Phillips – Ozan Kabak. Gdzie oni teraz są? Pewni nikt nie wie. Vinicius Junior był dla nich bezlitosny. W zasadzie nie tylko dla nich, bo będący w katastrofalnej formie Trent Alexander-Arnold także przegrywał z nim niemal wszystkie pojedynki. Dzięki jednemu zrywowi Mohameda Salaha udało się zdobyć bramkę kontaktową, ale pierwsze spotkanie na Estadio Alfredo Di Stefano zakończyło się zwycięstwem “Królewskich” 3:1.
W drugim meczu nie zobaczyliśmy nawet bramek. Na Anfield drużyna Juergena Kloppa znacznie odżyła, w porównaniu do tego, co widzieliśmy w Madrycie. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że była nieco lepsza od przeciwników, ale nie potrafiła tego przełożyć nawet na jedno trafienie. Z kolei Real zadbał o to, aby przede wszystkim nie stracić bramki i rzeczywiście nie stracił, ale też nie strzelił. Mecz skończył się wynikiem 0:0 i awansem “Królewskich” do półfinału, gdzie wyeliminowała ich natchniona Chelsea. Liverpool mógł się cieszyć, ponieważ dostał szansę, aby w spokoju zająć się walką o Top 4, co ostatecznie się udało.
Nie ma co ukrywać. Rywalizacja Realu Madryt z Liverpoolem to zdecydowanie jedna z największych i najważniejszych rywalizacji w europejskiej piłce. Meczów pomiędzy tymi drużynami może i nie było wiele, ale żadna inna para wcześniej nie spotkała się w finale najważniejszych rozgrywek aż trzykrotnie, a tak będzie w tym przypadku. Na Stade de France dojdzie do trzeciego bezpośredniego starcia “Królewskich” z “The Reds” o Puchar Europy/Ligę Mistrzów. Do tej pory w tych konfrontacjach jest 1:1. Kto zyska przewagę? Tego nie wiemy. Miejmy tylko nadzieję, że emocji będzie jeszcze więcej niż w Kijowie przed czterema laty.
Czytaj więcej o Lidze Mistrzów:
- Dudek: Mam rozdarte serce, ale chciałbym, żeby wygrał Liverpool
- „Deco z Gwinei” i jego droga do finału Ligi Mistrzów
- Antonio Pintus. Trener, który dodaje skrzydeł piłkarzom Realu Madryt
Fot. Newspix