Wisła Kraków na swoim ekstraklasowym pogrzebie zaprezentowała się tak, że jeśli ktoś miał jeszcze cień wątpliwości, czy zasłużyła na spadek, to teraz nie ma już żadnych. “Biała Gwiazda” z Wartą Poznań straciła punkty w typowy dla siebie sposób.
Wisła Kraków – Warta Poznań 0:1. Smutne pożegnanie
Gospodarze odważnie zaczęli, wyraźnie dominowali, stwarzali sobie sytuacje, nawet nieźle to wyglądało. Goście, słynący z dyscypliny taktycznej pod wodzą Dawida Szulczka, zaskakująco często pozwalali sobie na beztroskie straty w okolicach własnego pola karnego. Pozostawali jednak bezkarni, bo drużyna z Reymonta już tradycyjnie była nieskuteczna. Albo dobrze bronił Adrian Lis (strzał Ondraska), albo uderzenie było za lekkie (Savić), albo brakowało precyzji (Młyński lub Frydrych). Szczególnie rozczarowany mógł być najgroźniejszy w wiślackich szeregach Citaiszwili, któremu koledzy zabrali ze dwie asysty.
Skoro Wisła nie uzyskała żadnych konkretów z okresu swojej dobrej gry, to rzecz jasna musiała się wywalić przy pierwszym błysku przeciwnika. I tak też się stało. Tym razem to podopieczni Jerzego Brzęczka źle rozegrali piłkę na swojej połowie, Papeau podał do Szczepańskiego, a ten efektownym strzałem pod poprzeczkę z trudnej pozycji pokonał Biegańskiego. Naprawdę ładny gol.
Wisła do końca pierwszej odsłony starała się jeszcze gonić wynik i jakieś zagrożenie z tego wynikało, że wspomnimy chociażby efektowną paradę Lisa po rzucie wolnym Savicia.
Wisła Kraków – Warta Poznań 0:1. Pechowy Ondrasek
Obraz gry po przerwie to już była katastrofa. “Biała Gwiazda” biła głową w mur w ofensywie, Warta kontrolowała jej poczynania. Od czasu do czasu “Zieloni” starali się kontrować, ale tak naprawdę warto odnotować tylko strzał Castanedy po rykoszecie, z którym poradził sobie Biegański. Od pewnego momentu jedni i drudzy sprawiali wrażenie, jakby czekali już na końcowy gwizdek.
Dopełnieniem fatalnego pożegnania dla gospodarzy była prawdopodobnie poważna kontuzja Zdenka Ondraska. Czeski napastnik jako jeden z nielicznych mógł liczyć na przychylność kibiców, którzy skandowali jego nazwisko. Marne to pocieszenie, bo boisko opuszczał na noszach. Urazu doznał w zupełnie niegroźnie wyglądającym pojedynku z Ivanovem, któremu próbował zabrać piłkę, ale konsekwencje mogą być poważne.
Na trybunach przez cały mecz panowała atmosfera wielkiej złości. Kibice co chwila artykułowali swoje pretensje do piłkarzy, jednak jak na skalę rozczarowania, które przeżyli, nie były one szczególnie wulgarne.
Wisła na ostatniej prostej dała się wyprzedzić Termalice i leci jako zespół drugi od końca. Warta kończy na jedenastym miejscu z dziesięcioma punktami przewagi nad strefą spadkową.
Fot. Newspix