– Ja, jako trener, zrobiłem błędy i biorę je na klatę. „Przepaliłem” zespół w tamtym mikrocyklu, teraz wiem, że muszę pamiętać, że mam zawodników po kontuzjach i oni mogą mieć problem z intensywnością na 100 procent. Trzeba to brać pod uwagę. Graliśmy na 95%, a to nie wystarczy – mówi Pavol Stano, trener Wisły Płock. Zapraszamy.
Jaką ocenę wystawiłby pan sobie i zespołowi za ten czas, od kiedy pracuje pan w klubie?
Początek był moim zdaniem bardzo dobry – zarówno w procesie treningowym, jak i pod kątem wyników. Ostatnio niestety nie udało nam się przenieść pracy wykonywanej w tygodniu na mecze, stąd takie rezultaty.
To prawda, że Wisła trenuje za pana rządów mocniej niż za czasów Macieja Bartoszka?
Trudno mi ocenić, ale rzeczywiście mamy więcej treningów. Intensywność jest na dobrym poziomie. Niektórzy zawodnicy, szczególnie ci starsi, mają trochę – nazwijmy to – ulgi, ale ci młodsi pracują na najwyższych obrotach, żeby się rozwijać. Mam nadzieję, że kiedy będą dostawać swoje szanse w meczach, wykorzystają je.
Skąd wzięła się ta plaża w trzech ostatnich meczach? Oddaliście jeden celny strzał w dwóch spotkaniach.
To statystyka wyjęta z kontekstu – są strzały i bramki, ale trzeba pamiętać o sytuacjach, które mogły się dla nas skończyć golem przy lepszych rozegraniu, a tych trochę było. I tu ma pan rację: w wielu momentach musimy lepiej reagować niż ostatnio. Wybraliśmy trudną drogę, bo nie gramy na aferę, tylko piłką. Natomiast musimy nad tym stylem nieustannie pracować.
Czyli nie zgadza się pan ze stwierdzeniem, że to była plaża?
Nie będę od tego uciekał – trochę racji w tym stwierdzeniu jest. Złożyło się na to wiele czynników, mamy swoje wnioski i będziemy z nich korzystać, bo w tygodniu praca piłkarzy jest naprawdę na wysokim poziomie.
Jakie to wnioski? Bo źle to wyglądało, szczególnie z Cracovią i Wartą.
Źle wyglądaliśmy pod względem organizacji gry. Po drugie nie graliśmy z przypadkowymi drużynami, Cracovia i Warta grały na dużej intensywności, której nam zabrakło. Nie byliśmy pod tym kątem odpowiednio przygotowani, bo ja, jako trener, zrobiłem błędy i biorę je na klatę. „Przepaliłem” zespół w tamtym mikrocyklu, teraz wiem, że muszę pamiętać, że mam zawodników po kontuzjach i oni mogą mieć problem z intensywnością na 100 procent. Trzeba to brać pod uwagę. Graliśmy na 95%, a to nie wystarczy.
Jest w panu rozczarowanie? Wydawało się, że możecie grać o puchary.
Wiedziałem, że ten zespół potrzebuje czasu, by grać w stylu, który mi odpowiada. Chcemy być nieprzewidywalni, mocni w starciach jeden na jeden, a do tego potrzeba długiej pracy. Ja tę drużynę poznaję, wciąż wyciągam wnioski i wiem, że Wisła będzie grała lepiej. Teraz po prostu zabrakło nieco czasu, by wpoić moją filozofię. Ale jestem przekonany, że w przyszłości, jeśli będziemy dobrze pracować, a pracujemy, znajdziemy się wyżej w tabeli.
Czy na wyniki wpłynęły problemy finansowe klubu?
Pieniądze to ważna sprawa, ale czy grasz za pięć złotych, czy za 50 złotych i jesteś tym profesjonalistą, to zawsze grasz na maksa. Nie wyobrażam sobie inaczej. Nie sądzę, żeby zawodnicy w trakcie meczu myśleli o stanie swojego konta. Wcześniej czy później wszystko będzie wyprostowane.
Na pewno piłkarz z tyłu głowy ma fakt, że nie dostał tej czy tamtej pensji.
Tak może być, ale jak mówię: jesteśmy profesjonalistami i wiemy, że te pieniądze ostatecznie dostaniemy. Można czuć dyskomfort, natomiast cały czas chcemy się rozwijać i po prostu nie ma sensu zrzucać winy za ostatnie porażki na pieniądze.
Czyli zaległości wciąż są?
Tak. Trzeba poczekać.
Jak duże?
Szczerze mówiąc – nie wiem. Pewnie każdy ma inaczej. Młodsi dostają pieniądze szybciej, żeby nie zostawiać ich samych sobie, ponadto to zależy od rodzaju kontraktu.
Z czego bierze się fakt, że pańska Wisła Płock lepiej punktuje na wyjazdach? Bo za Bartoszka było dokładnie odwrotnie.
Przegraliśmy z Lechem, Śląskiem i Wartą. Lech to bardzo mocna drużyna, a my nie zagraliśmy meczu, na jaki nas było stać pod względem pewności siebie. Powinno to wyglądać lepiej. Śląsk w pierwszej połowie nie mógł wyjść z własnej połowy, przegraliśmy po golu w doliczonym czasie ze stałego fragmentu gry. Spotkanie z Wartą nazwałbym nieszczęśliwym, bo traciliśmy bramki w niegroźnych sytuacjach. Chcieliśmy grać piłką, ale popełnialiśmy błędy – zbyt dużo, jak na jeden mecz. Warta skorzystała z każdego. Każdy mecz był więc inny, jednak to chyba za mała próbka, by mówić o jakimś problemie ze spotkaniami u siebie.
Tyle że z Wartą w ogóle nie dochodziliście do groźnych sytuacji. Zagraliście bardzo, bardzo słabo.
To jest fakt i nie będę szukał usprawiedliwień. Mieliśmy problem z początkowymi fazami budowania akcji, ponadto Warta była nastawiona na to, by grać z nami jeden na jeden na całym boisku. Nie daliśmy sobie z tym rady. Musimy się uczyć z tego wychodzić, podejmować dobre decyzje. A ten mecz był pasmem złych decyzji.
Widzę, że pańska drużyna chce grać piłką, ale czy ma do tego odpowiednich wykonawców? Błędy popełniał Kamiński, a gdy bronił Węglarz, w ten sposób podarował bramkę Warcie.
Nie ma możliwości, by nie popełniać błędów przy tym stylu grania. Nawet najlepsze drużyny świata 20% takich akcji w jakimś momencie zawalą. To jest kwestia ryzyka – bo pozostałe 80% udanych akcji może się zakończyć golem. Potrzebuję czasu, by moi zawodnicy nauczyli się tego stylu. Potkną się raz, drugi, trzeci, ale w końcu poczują się pewniej i będą podejmować dobre decyzje. Natomiast chcę zaznaczyć – to nie jest tak, że my zawsze będziemy grać na krótko. Absolutnie. Drużyna musi być nieprzewidywalna, a przecież dobre, długie podanie, też może dać początek bramkowej akcji. Kwestia decyzji – kiedy powinienem zagrać tak, a kiedy tak.
Ale i kwestia jakości. Czy pańscy stoperzy i bramkarze mają odpowiednią jakość, by grać w ten sposób?
Jestem od tego, by pomagać moim zawodnikom stać się lepszym. Jeśli teraz nie mają odpowiedniej jakości, mam sprawić, by ją zyskali. Ideałów w piłce nie ma, a każdy może się poprawić w jakimś elemencie. Moim zdaniem ci piłkarze są zdolni do tego, by grać w ten określony sposób.
Jeśli chodzi o rozwój piłkarzy – jaki ma pan pomysł na Dominika Furmana? On był gwiazdą ligi, a ten sezon ma przeciętny.
Uważam, że Dominik będzie grał inaczej po okresie przygotowawczym, bo wiemy, co trzeba u niego poprawić. Ponadto on ma dobre podejście, także wierzę, że ta praca, która nas czeka, przyniesie efekt.
Sądzę, że dobry wynik Wisły w kolejnym sezonie będzie uzależniony od tria Furman-Szwoch-Wolski.
Jeśli oni będą dobrze przygotowani, nie będą mieć kontuzji, to siła naszej drużyny będzie dużo większa. Z tym bywało różnie – Szwoch ciągnie cały sezon, ale Furman miał różne momenty, z kolei Wolski po kontuzjach nie jest przygotowany na sto procent. Gdy jest w optymalnej dyspozycji, to jest najlepszym polskim ofensywnym pomocnikiem. Mam go w treningu i jestem pewien tej opinii. Ogólnie nie będę deklarował, że bez tej trójki nic się nie wydarzy. Nie chcemy być uzależnieni od jednostek, chcemy być silni jako całość. Natomiast oczywiście – oni mają dużą jakość.
Ostatnie mecze to trochę przegląd kadr. Z kim pożegnacie się po sezonie?
Trochę wynikało to z kontuzji, trochę z tego, że ktoś dobrze pokazywał się w treningu i zasłużył na szansę. W tym momencie drużynę opuszczają Tuszyński i Lagator.
A na jakich pozycjach chciałby pan wzmocnić swój zespół?
Brakuje nam typowych skrzydłowych, a są potrzebni do naszego stylu, więc w tym temacie czekamy na rozwój wydarzeń. A poza tym, wiadomo, nigdy nie zamkniemy się na zawodnika, który wzmocni nam konkurencję gdziekolwiek.
Jeśli chodzi o piłkarzy ofensywnych, mam wrażenie, że przykładowy Jorginho to piłkarz zbyt przeciętny na Ekstraklasę.
Nie, on przeszedł akademię w Anglii i widzę w nim duży potencjał w środku pola. To bardzo ciekawy zawodnik, z dobrym timingiem…
I bez liczb.
Nie grał aż tak dużo.
Ponad 900 minut, więc trochę grał, a ma gola i asystę.
Nie ograniczałbym się tylko do liczb. On ma wielki potencjał. Dobrze odnajduje się w środku pola, podejmuje dobre decyzje, ale też jego konkrety zależą od kolegów wokół. Nadal musi pracować nad sobą, jednak naprawdę nie ma co go skreślać.
Co się dzieje z Damianem Warchołem? Ciekawy początek sezonu, potem to się rozmyło.
On miał problemy zdrowotne na końcu rundy jesiennej, potem znowu złapał uraz i teraz pracuje nad tym, by wrócić do formy. Jest z nim coraz lepiej pod względem fizyki, ale jeszcze nie optymalnie. Ma jednak charakter, nosa do bramek i wciąż może być ważnym punktem drużyny. Wszystko zależy od jego cierpliwości – dobra dyspozycja nie przyjdzie tu, zaraz, teraz.
To jeszcze jedno nazwisko – Jakub Rzeźniczak. Ma swoje problemy osobiste i też miewał lepsze sezony, delikatnie mówiąc.
Kuba to jeden z tych zawodników, którzy mnie miło zaskoczyli. Moim zdaniem dobrze pracuje na treningach i dobrze wygląda w meczach.
I tak dobrze grającego lidera dwukrotnie posadził pan na ławce?
U mnie nie ma abonamentów na pierwszy skład. Ustalając jedenastkę biorą pod uwagę wiele czynników – taktykę, rywala i tak dalej. Natomiast zarzutów co do jego jakości nie miałem.
Czyli zostaje?
Tak, przedłużamy z nim kontrakt.
Na co pana zdaniem stać Wisłę w przyszłym sezonie?
Wszystko będzie zależało od tego, jak poukładamy drużynę, jacy zawodnicy przyjdą, w jakiej dyspozycji będą nasi rywale, jak przepracujemy okres przygotowawczy i czy unikniemy kontuzji.
Dyplomatycznie. Chciałbym się jednak dowiedzieć, czy celujecie w europejskie puchary, czy chcecie się ustabilizować w środku tabeli?
Przed ligą każdy patrzy w górę tabeli, a później różnie to wychodzi. Wiem jedno – chcemy grać atrakcyjną piłkę. Mam nadzieją, że nasza praca i podejście zagwarantuje wysokie miejsce. Teraz nie będę jednak mówił, czy chcemy być czwarci czy piąci. Bo w sumie po co, nic to nie zmieni. Może mnie pan o to zapytać zimą, bo wtedy będziemy widzieć, jak się sezon układa. Teraz to wróżenie z fusów.
WIĘCEJ O WIŚLE PŁOCK:
- Sytuacja finansowa Wisły Płock poprawia się. Klub powoli, ale spłaca zaległości
- Pierwszy letni transfer Wisły Płock już pewny. Polak z II ligi
Fot. Newspix