Nie da się ukryć, że trenerzy z Austrii cieszą się coraz większym zainteresowaniem klubów Bundesligi. Wielu z nich ma w CV epizod pracy w Red Bullu Salzburg, który zdominował austriacką piłkę i jest czymś w rodzaju certyfikatu jakości. Takową zmiankę w swoim życiorysie posiada również Oliver Glasner, którego nazwisko zyskuje na wartości.
Jest piątym austriackim szkoleniowcem, który wywalczył ze swoim zespołem awans do finału europejskiego pucharu. Wcześniej dokonali tego Max Merkel, Ernst Happel, Hermann Stessl i Ernst Dokupil, ale tylko Happel mógł wznieść trofeum nad głowę. Oliver Glasner może zrobić to dziś, jeśli jego Eintracht Frankfurt pokona Rangers FC w finale Ligi Europy.
Oliver Glasner. Uraz głowy i zmiana priorytetów
Jako piłkarz występował na środku obrony. Nigdy nie wybił się ponad przeciętność. Był tylko i aż solidnym ligowcem, który ostatecznie nie otrzymał szansy gry dla pierwszej reprezentacji Austrii. Większość kariery zawodniczej (z roczną przerwą na występy w LASK) spędził w SV Ried. W tym klubie dorobił się statusu legendy i dożywotnio dzierży rolę honorowego kapitana drużyny. Świętował tam dwa Puchary Austrii i dwa awanse do najwyższej klasy rozgrywkowej.
Swoją przygodę z piłką zakończył dość późno. Miał wówczas 37 lat, ponad 400 spotkań w pierwszej lidze austriackiej i ponad 100 na drugim szczeblu. Planował pograć jeszcze minimum przez rok, ale podczas meczu z Rapidem Wiedeń zderzył się z piłkarzem drużyny przeciwnej. Opuścił przedwcześnie murawę, ale wydawało się, że w kolejnym spotkaniu będzie mógł zagrać. Taki był plan.
Jednak podczas treningu przed meczem z Brondby poczuł się bardzo źle. Okazało się, że ma krwotok śródczaszkowy. Wymagał szybkiej interwencji chirurgicznej w kopenhaskiej klinice. Operacja przebiegła bez komplikacji, ale lekarze odradzili Austriakowi powrót do uprawiania zawodowego sportu. Posłuchał się. Wówczas docenił smak życia i zrozumiał, jak ono jest kruche.
Praca dla Red Bulla
Po odwieszeniu butów na kołek szybko zajął się robieniem kursów trenerskich. Od kilku lat posiadał już tytuł magistra zarządzania, ale podświadomie czuł, że wszystkie swoje siły musi skupić na futbolu. Podkreśla, że inspirował się drużynami Jurgena Kloppa ze względu na intensywność, która zawsze cechowała zespoły Niemca. Sam chciał budować drużyny w podobny sposób.
Po kilku miesiącach od ostatniego meczu, wielu godzinach kursów i rozmów, Glasner podjął się działania w Red Bullu Salzburg. W tym samym czasie otrzymał propozycję pracy w roli asystenta pierwszego trenera w SV Ried, ale postanowił zmienić grzecznie odmówić i podziękować za propozycję.
W Salzburgu początkowo pełnił rolę koordynatora, ale ciągnęło go do prowadzenia zespołów. Przekonywał Ralfa Rangnicka, że lepiej odnajdzie się na ławce trenerskiej i w codziennej pracy z zespołem. Już wtedy z dużym zainteresowaniem przyglądał się pracy Ricardo Moniza i zdaniem wielu ekspertów wykazywał duże predyspozycje do pracy w tym zawodzie. W kolejnym sezonie był już asystentem Rogera Schmidta. Wielokrotnie wspominał, że jest mu wdzięczny za wspólną pracę:
– Widziałem, że agresywnym i aktywnym stylem gry można odnosić duże sukcesy, a także poprawiać zawodników. To był z pewnością okres kształtowania mojej kariery – przyznał Glasner w rozmowie z klubowymi mediami Eintrachtu.
Początki samodzielnej pracy i walka z rasizmem
Po dwóch latach rozpoczął samodzielną pracę, ale już jako szkoleniowiec SV Ried. W sezonie 14/15 jego zespół zajął szóstą lokatę. Glasner jednak nie był w pełni zadowolony z projektu sportowego i poprosił o rozwiązanie umowy, ponieważ otrzymał ciekawszą ofertę od drugoligowca z Linzu.
Do pewnego stopnia traktowano ten ruch jako ryzykowny. Klub ten nie miał najlepszej opinii. Słynął z problemów finansowych i nieładu organizacyjnego. Sezon 14/15 na ławce trenerskiej kończył trener-słup, ponieważ Martin Hiden (szkoleniowiec, który awansował z zespołu juniorów) nie miał licencji UEFA Pro.
Glasner w nowym klubie otrzymał duży zakres władzy. Był trenerem i równocześnie dyrektorem sportowym. Praca menadżera w stylu angielskim bardzo mu służyła. Już w pierwszym sezonie jego zespół zajął drugie miejsce na zapleczu. Glasner dał się poznać jako charyzmatyczna postać, która nie pozwoli skrzywdzić swoich piłkarzy.
Dowodem na to jest sytuacja, o której mówiła cała piłkarska Austria. Jego drużyna rozgrywała mecz wyjazdowy z SV Horn, gdy grupa miejscowych kibiców zaczęła obrażać jego zawodników na tle rasistowskim. Austriak zwrócił na to uwagę sędziemu technicznego, który zlekceważył sprawę. Następnie Glasner próbował przemówić do rozsądku sędziemu liniowemu. Efekt był podobny. W końcu nie wytrzymał i wskoczył na murawę, by główny arbiter zareagował.
Ten postanowił, że nawet nie będzie go słuchał, wyrzucił Glasnera na trybuny, w konsekwencji Austriak został zawieszony na kilka spotkań. Na szczęście temat nagłośniły lokalne media. W związku z tym Komisja Ligi zdecydowała się łaskawie cofnąć karę człowiekowi, który zadbał o przyzwoitość. Przy okazji władze SV Horn wydały oświadczenie, w którym przeprosili za zachowanie swoich kibiców.
W kolejnym sezonie LASK wywalczył awans do najwyższej klasy rozgrywkowej i po promocji do elity piłkarze Glasnera nie zamierzali stać się chłopcami do bicia. Beniaminek spisywał się wyśmienicie. Zakończył rozgrywki 17/18 na czwartej pozycji, najlepszej od prawie trzydziestu lat. Ponadto czwarta lokata dała przepustkę do europejskich pucharów. Z jedenastomilionowym budżetem liczonym w euro, drużyna Glasnera przystąpiła do eliminacji Ligi Europy.
Nie było im dane zagrać w fazie grupowej. LASK pokonał Lillestroem, ale Besiktas okazał się przeszkodą nie do przejścia. Miało to też swoje plusy. Skromny klub mógł w pełni skupić się na grze na krajowym podwórku i sezon zakończył na drugiej pozycji. Z tego względu nikogo nie powinno dziwić, że o klubie oraz trenerze mówiło się również poza granicami Austrii. To fachowiec inteligentny, wymagający, specyficzny, metodyczny i niezwykle przewidujący. Idealnie pasuje do futbolu na najwyższym poziomie – w tym do Bundesligi.
Kierunek Bundesliga
Austriak miał kontrakt do 2022, więc potencjalni chętni musieli liczyć się z zapłaceniem kwoty odstępnego za Glasnera. Umiejętność zarządzania chaosem i pokonywania bogatszych klubów sprawiła, że Wolfsburg i Schalke stoczyły zażarty pojedynek o tego szkoleniowca.
Ostatecznie Glasner wybrał VfL. Decyzję podjął po analizie sprintów. Doszedł do wniosku, że Wolfsburg ma większą liczbę piłkarzy, którzy będą pasować do jego filozofii gry. Z tego względu porozumiał się z Joergiem Schmadtke i zastąpił Bruno Labbadię, który najpierw uratował Wilki przed spadkiem, a następnie osiągnął z drużyną wynik ponad stan.
„Kicker” podliczył, że na starcie sezonu 2019/20 w Bundeslidze pojawiło się najwięcej nowych trenerów w historii — aż ośmiu: Marco Rose, Oliver Glasner, Alfred Schreuder, Ante Cović, David Wagner, Achim Beierlorzer, Steffen Baumgart i Urs Fischer.
Oliver Glasner rozpoczął pracę od trzynastu meczów bez porażki. Po obiecującym początku przyszedł pierwszy kryzys. Czternaście kolejnych spotkań to aż dziewięć porażek. Dziennikarze Bilda podkreślali, że jego posada wisi na włosku. Na tym etapie sezonu dwóch pierwszych szkoleniowców w Bundeslidze straciło pracę, trzeci był właśnie liczony.
Jednak w drugiej części rozgrywek 19/20 zaczęło żreć. Zdarzały się tej drużynie porażki z wyżej notowanymi rywalami, ale z pozostałymi zespołami Wilki z łatwością nabijały punkty i wchodziły na wysokie obroty. Dzięki temu Wolfsburg skończył sezon na siódmym miejscu i po raz kolejny wywalczył przepustkę do europejskich pucharów.
Sezon 20/21 był dla Glasnera zdecydowanie lepszy, ale zaczęły pojawiać się konflikty. Nie był w stanie dogadać się z Woutem Weghorstem. W normalnych okolicznościach usadziłby go na ławce, ale Holender był zbyt ważnym piłkarzem dla zespołu i klubu, który dostrzegał w napastniku spory potencjał sprzedażowy i był wdzięczny za wiele bramek, które zdobył ten napastnik.
Austriacki trener nie miał też najlepszego kontaktu z dyrektorem sportowym. Panowie mieli nieco inne spojrzenie na futbol i pomimo dobrych wyników już kilka miesięcy przed zakończeniem sezonu było jasne, że Glasner odejdzie. W mediach sprzedawano narrację, że tęskni za rodzinnymi stronami, ale odrzucił ofertę z Salzburga. Okazało się, że tęsknota aż tak wielka nie była. Miał innego asa w rękawie.
Wolfsburg zakończył sezon 20/21 na czwartym miejscu w Bundeslidze. Praca Glasnera była bardziej ceniona przez ekspertów, niż przez Joerga Schmadtke, który tylko czekał, aż któryś klub wpłaci kwotę odstępnego za Austriaka i będzie mógł poszukać kolejnego trenera. Nie dostrzegał tego, że Austriak osiągnął wynik ponad stan. Dyrektor sportowy miał swoje spojrzenie na tę kwestię. Z tego względu bez większego żalu Glasner podpisał kontrakt z Eintrachtem Frankfurt.
Wilk staje się Orłem
Eintracht zakończył sezon 20/21 tuż za Wolfsburgiem. Glasner miał poukładać zespół po odejściu Adiego Huttera, który podpisał kontrakt z Borussią Mönchengladbach. Hutter zawiesił poprzeczkę wysoko, bo dwukrotnie wywalczył z Die Adler awans do europejskich pucharów, w tym raz skończyło się na półfinale Ligi Europy.
Nowy głowa drużyny szybko próbowała wkupić się w łaski kibiców i zarządu:
– Eintracht Frankfurt to ekscytujący zespół, który w ostatnich latach poczynił ogromne postępy. Miłość miasta i regionu do Eintrachtu jest ogromna i znana na całym świecie, nie tylko po świetnych występach w Lidze Europy w ostatnich latach. We Frankfurcie widzę szansę na rozwinięcie zespołu na wysokim poziomie i nie mogę się doczekać tego wielkiego wyzwania.
Wydawaje się, że jest to klub dopasowany do jego potrzeb. Czuje się ważną częścią, ma dużo do powiedzenia w kwestii transferów i nie musi się tłumaczyć nikomu z każdej decyzji.
– W ciągu ostatnich dwóch lat w VfL Wolfsburg Oliver Glasner udowodnił, że jest w stanie pracować na najwyższym poziomie i rozwijać młodych zawodników” – stwierdził Axel Hellmann, rzecznik klubowego zarządu.
Glasner przez wielu uważany jest za pracoholika, który pierwszy przychodzi do pracy i ostatni wychodzi. Być może dlatego w styczniu miał wypadek na hulajnodze, po którym była potrzebna kolejna interwencja chirurgów. Austriak przyznał, że przyczyną upadku była jego nieuwaga. Większość wolnego czasu poświęca rodzinie, strzępki przeznaczana na czytanie książek i gry w golfa, którą polubił po przenosinach do Frankfurtu.
Po przenosinach na Deutsche Bank Park nie przestraszył się oczekiwań, ale trochę mu zajęło, zanim nauczył się drużyny. Eintracht odpalił w momencie, gdy zmienił ustawienie na trójkę obrońców. Nagle po przejściu na trzyosobowy blok gra uległa znacznej poprawie. Mimo wszystko Orły przez cały sezon cierpiały, łącząc grę na krajowym podwórku z europejskimi pucharami.
Bundesligę zespół z Frankfurtu zakończył na jedenastej lokacie, ale to głównie dlatego, że większość sił skupiono na Lidze Europy:
– Naszym zamiarem jest wspólna budowa czegoś wielkiego. Przestałem się martwić o przyszłość. Carpe diem, żyj tu i teraz. Chłonę obecną energię, cieszę się nią.
Zresztą trener Eintrachtu podkreślał, że wzorują się na Villarrealu, który przyjął w tym sezonie bardzo podobną, a zarazem ryzykowną strategię. Narzekano na traktowanie po macoszemu Bundesligi, ale ostatecznie skupienie się na Lidze Europy może dać Eintrachtowi awans do Ligi Mistrzów, który przez ligę również nie byłby łatwy do osiągnięcia.
Glasner stara się trzymać emocje na wodzy. Wyjątek stanowił moment, gdy w szale radości po bramce jego zespołu na Camp Nou podbiegł do ławki FC Barcelony. Później za zachowanie przeprosił i przyznał, że nie miał nic złego na myśli. Wydaje się być jednym z tych ludzi, którzy mają wszystko pod kontrolą. Nie przeszkadzają mu niewygodne pytania. Traktuje je jako wyzwanie.
Kevin Trapp podkreślał, że już w fazie grupowej Austriak wpajał piłkarzom do głów, że dojdą do finału, jeśli szybko wezmą się w garść. I się udało. Najpierw wyszli z grupy, w której mierzyli się z Fenerbahce, Royalem i Olympiakosem. Następnie już w fazie play-off pokonywali kolejno: Real Betis, FC Barcelonę i West Ham United. Dziś zagrają o trofeum z Rangers FC.
W przeszłości Orły wygrały Puchar Intertoto w 1967 i Puchar UEFA w 1980. Wszyscy w klubie są spragnieni sukcesów i z niecierpliwieniem czekają na pierwszy gwizdek meczu o Ligę Europy. Zapewne ktoś już przetarł z kurzu odpowiednie miejsce w gablocie.
***
Ciekawe, co słychać w gabinetach Joerga Schmadtke. Mark van Bommel się nie sprawdził i wyleciał pod koniec października. Florian Kohfeldt również sobie nie radzi i dyrektor sportowy Wolfsburga już szuka kolejnego szkoleniowca.
WIĘCEJ O LIDZE EUROPY:
- Węgierskie przeprosiny i mural na mieście. Jak Eintracht grał w finałach
- Najlepsza jedenastka półfinalistów Ligi Europy i Ligi Konferencji
- Siedem scen z życia Giovanniego van Bronckhorsta
Fot. Newspix.pl