Manchester United nie tylko nie włączył się do walki w mistrzostwo Anglii, ale w starciach z Manchesterem City czy Liverpoolem wychodził na pośmiewisko. Atletico Madryt bez walki oddało mistrzowski tytuł Realowi, Leicester City z hukiem wypadło z czołówki Premier League, Olympique Lyon nie wykorzystał nawet ułamka swego potencjału, a Juventus nie odrodził się pod wodzą nowego-starego trenera. Przygotowaliśmy dla was zestawienie siedmiu największych rozczarowań sezonu 2021/22 w topowych ligach Starego Kontynentu.
Największe rozczarowania sezonu 2021/22 w topowych ligach
Spis treści
LEICESTER CITY
„Lisy” pod wodzą Brendana Rodgersa ugruntowały swoją pozycję w ścisłej czołówce angielskiej ekstraklasy. W sezonie 2019/20 drużyna z King Power Stadium uplasowała się na piątym miejscu w lidze, w kolejnej kampanii powtórzyła ten wynik. A trzeba pamiętać, że w obu przypadkach kibice Leicester mogli być wręcz nieco rozczarowani końcowymi rezultatami ligowych zmagań. W 2020 roku zespół dopiero na finiszu rozgrywek wypadł poza TOP4, długo pachniało nawet wicemistrzostwem kraju. Rok później historia się powtórzyła – „Lisy” po 36 kolejkach zajmowały trzecią lokatę w tabeli, by koniec końców zlecieć o dwa piętra w dół i pożegnać się z marzeniami o występach w Lidze Mistrzów. Tak czy owak, robotę wykonywaną przez Rodgersa należało jednak oceniać bardzo pozytywnie. Triumf nad Chelsea w finale Pucharu Anglii w maju 2021 roku zdawał się tylko potwierdzać, że drużyna zmierza we właściwym kierunku.
Jeśli jednak ktoś sądził, że sezon 2021/22 będzie tym, gdy Leicester wreszcie wywalczy sobie prawo do gry w Champions League, to srodze się zawiódł. W tej chwili klub z hrabstwa Leicestershire zajmuje dziesiąte miejsce w Premier League i zabraknie go w kolejnej edycji europejskich pucharów. Szansą na uratowanie sezonu była jeszcze przygoda w Lidze Konferencji, ale tutaj skończyło się na półfinale, gdzie lepsza od Leicester okazała się Roma.
Summa summarum – sezon do zapomnienia, nie licząc mini-sukcesów w pojedynczych meczach, żeby wymienić zwycięstwo 1:0 z Liverpoolem czy 4:2 z Manchesterem United. Fatalnie funkcjonowała zwłaszcza defensywa Leicester. Dość powiedzieć, że tylko pięć ekip w Premier League straciło więcej goli od „Lisów”. Dziennikarze „The Athletic” informują, że na King Power Stadium szykuje się niezwykle intensywne letnie okno transferowe.
EVERTON FC
Kiedy Everton zakończył sezon 2020/21 na dziesiątym miejscu w lidze, z zaledwie trzypunktową stratą do siódmego Tottenhamu, dość powszechne wśród kibiców The Toffees było poczucie niedosytu. Rzeczywiście mogło się bowiem wydawać, że Carlo Ancelotti dysponował wystarczająco mocną ekipą, by punktować nieco skuteczniej – choćby na poziomie West Hamu United czy Leicester City. Szybko się jednak okazało, że Carletto wcale nie wykonywał na Goodison Park kiepskiej roboty. Latem 2021 roku Włoch przeniósł się do Realu Madryt, a zwolnioną przezeń posadę zajął Rafa Benitez.
I wtedy kibice Evertonu przekonali się, co naprawdę oznacza gra poniżej potencjału.
Powszechnie znienawidzony po niebieskiej stronie miasta Hiszpan wyleciał ze stanowisku w styczniu, pozostawiając drużynę rozbitą, zdezorganizowaną, pogrążoną w fatalnej atmosferze. No i walczącą o utrzymanie w Premier League. Jego następca, Frank Lampard, miał w pierwszej kolejności odbudować pozytywny klimat wokół klubu i to mu się do pewnego stopnia udało, ale gorzej poszło Anglikowi z poprawą kwestii czysto piłkarskich. W efekcie na trzy kolejki przed końcem sezonu Everton wciąż nie może być pewny utrzymania w najwyższej klasie rozgrywkowej. Choć coraz więcej wskazuje na to, że The Toffees jednak uciekną katu spod topora. Ostatecznie odnieśli w ostatnich tygodniach parę cennych zwycięstw, choćby z Manchesterem United, Leicester czy Chelsea.
Tak czy owak, ambicje Evertonu są duże, kasa wydawana na transfery i kontrakty również spora, nawet jak na realia Premier League. Tymczasem wiele wskazuje na to, że latem przez Goodison Park przetoczy się kolejna, zapewne znów kosztowna rewolucja. Na dodatek krążą plotki o możliwej zmianie właściciela klubu.
MANCHESTER UNITED
Z dzisiejszej perspektywy aż trudno w to uwierzyć, ale Manchester United przystępował do sezonu 2021/22 jako jeden z faworytów do triumfu w Premier League, a przynajmniej pewniak do zajęcia miejsca w TOP4. Ostatecznie w poprzedniej kampanii ekipa „Czerwonych Diabłów” zajęła drugie miejsce w stawce. I okej, podopieczni Ole Gunnara Solskjaera mieli szczęście, że kontuzje rozbiły Liverpool, ale ze sprzyjających okoliczności też trzeba umieć korzystać. Na dodatek latem na Old Trafford powrócił Cristiano Ronaldo, a dodatkowo drużynę wzmocnili Jadon Sancho i Raphael Varane. Tutaj naprawdę były powody do optymizmu.
Rzeczywistość brutalnie rozwiała jednak marzenia kibiców United o powrocie na ligowy tron. Niemal od samego początku sezonu w grze Manchesteru niewiele się zgadzało. Nie pomogła też zmiana Ole Gunnara Solskjaera na Ralfa Rangnicka. Ten drugi miał odmienić oblicze „Czerwonych Diabłów”. Nie liczono na natychmiastowe sukcesy, ale przynajmniej wyraźny progres w samej grze, jakąś konkretną myśl taktyczną, która zaczęłaby charakteryzować zespół. Ale United jak byli bezpłciowy, tak dalej są. Od Manchesteru City i Liverpoolu dzieli ich obecnie przepaść.
Porażka 0:9 w ligowym dwumeczu z The Reds mówi chyba wszystko.
Obecnie „Czerwone Diabły” zajmują szóste miejsce w Premier League i zapewne na tej pozycji zakończą rywalizację. Choć wciąż jest opcja, że osuną się jeszcze niżej. Trudno więc tutaj nawet mówić o stagnacji – klub wręcz cofnął się w rozwoju, skarlał względem poprzednich, też nie najlepszych przecież lat. Nowego ducha w drużynę ma teraz tchnąć Erik ten Hag, ale który to już szkoleniowiec po odejściu sir Alexa Fergusona? Oczywiście nie należy Holendra skreślać na starcie, mówimy o niezwykle ciekawym trenerze, lecz chyba nikt obecnie nie ma wątpliwości, że na Old Trafford przede wszystkim potrzebne jest porządne wietrzenie szatni.
Ten zespół w obecnym kształcie jest skończony.
LILLE OSC
Ależ to była piękna historia. W sezonie 2020/21 w piłkarskiej Europie powszechnie trzymano kciuki za Lille, które niespodziewanie rzuciło wyzwanie ekipie Paris Saint-Germain w walce o ligowy tytuł. No i opowieść doczekała się szczęśliwego zakończenia. Burak Yilmaz i spółka faktycznie zdetronizowali paryżan, udowadniając nad nimi wyższość nie tylko na dystansie całego sezonu, ale i w bezpośredniej konfrontacji. Problem w tym, że wraz z końcem poprzednich rozgrywek wygasła także magiczna aura wokół zespołu ze Stade Pierre-Mauroy. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, klub opuściło kilku ważnych zawodników – choćby Mike Maignan, Jonathan Ikoné czy Boubakary Soumaré – a paru innych, ze wspomnianym Yilmazem na czele, wyraźnie spuściło z tonu. Nie bez znaczenia był też fakt, że architekt mistrzowskiego zespołu, trener Christophe Galtier, popędził do Nicei w pogoni za nowym, wielkim wyzwaniem.
Efekt? Na chwilę obecną Lille, już pod wodzą Jocelyna Gourvenneca, znajduje się na dziesiątej lokacie w Ligue 1 i nie wystąpi w kolejnej edycji europejskich pucharów. Zespół ani przez moment nie zbliżył się do poziomu prezentowanego w mistrzowskim sezonie.
Jasne – tytuł dla Lille był sensacją właściwie niemożliwą do powtórzenia, ale od mistrzów kraju należy jednak wymagać więcej. Choćby miejsca w TOP5. Pochwalić ekipę Les Dogues można jedynie za wyjście z grupy w Lidze Mistrzów i przyzwoitą postawę w przegranym pucharowym dwumeczu z Chelsea.
Kibicom natomiast z pewnością najbardziej doskwierają dwie porażki z Lens w Derby du Nord.
OLYMPIQUE LYON
W sezonie 2020/21 Olympique Lyon zajął czwarte miejsce w Ligue 1 – niby bez wielkiej rewelacji, ale jednak z zaledwie siedmioma punktami straty do mistrzów z Lille i sześcioma do wicemistrzów z Paris Saint-Germain. Les Gones punktowali naprawdę solidnie, po prostu rywalizacja o tytuł była piekielnie wyrównana. Po zakończeniu rozgrywek drużynę opuścił jednak trener Rudi Garcia, a pomysł, by zastąpić go Peterem Boszem okazał się trafiony kulą w płot. Za kadencji doświadczonego holenderskiego szkoleniowca Lyon kompletnie się posypał i na półmetku sezonu znajdował się w dolnej połowie tabeli. Wiosną podopieczni Bosza zdołali nadrobić nieco dystansu do czołówki, ale było już za późno, by marzyć o występie w kolejnej edycji Ligi Mistrzów.
Obecnie Lyon zajmuje ósme miejsce w ligowej stawce. Prawdopodobnie w ogóle nie załapie się do pucharów.
Co istotne – Bosz ma do dyspozycji naprawdę niezłe narzędzia do budowy świetnego zespołu. Aouar, Paqueta, J. Boateng, Emerson, Dubois, Mendes,
, Lopes, , Shaqiri, Ndombele… To wszystko co najmniej solidni, a często wręcz świetni lub przynajmniej piekielnie utalentowani zawodnicy. – Ten sezon jest naszą porażką – przyznał uczciwie Bosz, który prawdopodobnie pozostanie na stanowisku na kolejne rozgrywki. – Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego nasze występy potrafią się tak diametralnie różnić. Wygrywamy 3:0 z Marsylią i to w pewni zasłużenie, żeby potem zasłużenie stracić punkty z niżej notowanym przeciwnikiem. To po prostu niewytłumaczalne. Gubimy się, ganiamy za piłką, cały czas trafimy futbolówkę. Takich błędów nie da się usprawiedliwić.JUVENTUS FC
Poprzedni sezon w Turynie odebrano niczym horror. Juventus po latach dominacji w Serie A stracił tytuł na rzecz Interu Mediolan. Ba, niewiele brakowało, a „Starej Damy” w ogóle zabrakłoby w ligowym TOP4. Na dodatek podopieczni Andrei Pirlo w dość żenującym stylu polegli w 1/8 finału Ligi Mistrzów przeciw FC Porto. Wnioski wyciągnięto szybko – winą za słabiutką postawę zespołu obarczono przede wszystkim niedoświadczonego trenera, wypominając mu chaotyczną grę defensywną Bianconerich, jak również przesadne skupienie zespołu wokół wiekowego Cristiano Ronaldo. Latem władze klubu zareagowały więc, jak się wydawało, w najlepszy możliwy sposób – pozbywając się Portugalczyka i jego tłustego kontraktu, a także wymieniając Pirlo na utytułowanego Massimiliano Allegrego.
I co? I jest chyba jeszcze gorzej.
W sezonie 2020/21 Juventus wywalczył Puchar Włoch. W bieżących rozgrywkach poległ w finale turnieju. Z kolei w lidze podopieczni Pirlo zajęli czwarte miejsce, gromadząc 78 punktów. Teraz pewnie też skończy się czwartą lokatą, lecz ekipa Allegrego może uciułać najwyżej 75 oczek. Nawet w Champions League zawodnicy „Starej Damy” zdołali przebić klapę, jaką był dwumecz z Porto, przegrywając u siebie 0:3 z Villarrealem. Totalna kompromitacja.
Allegri jest coraz częściej krytykowany za grę Juventusu, jego magia ewidentnie nie zadziałała. Aczkolwiek trzeba też pamiętać, że z pustego i Salomon nie naleje. Kadra „Starej Damy” sprawia wrażenie fatalnie skonstruowanej i chyba nie obejdzie się bez poważniejszych ruchów na rynku transferowym. Dziś można już z całą pewnością stwierdzić – nawet jeżeli Pirlo ma swoje za uszami, nie on był głównym problemem Juve. Ani tym bardziej CR7.
ATLETICO MADRYT
Już w zeszłym sezonie klasę Atletico Madryt często poddawano w wątpliwość, mimo że podopieczni Diego Simeone po latach niepowodzeń odzyskali mistrzostwo Hiszpanii kosztem Realu Madryt i FC Barcelony. Wypominano ekipie Los Colchoneros przeciętną rundę wiosenną. Zwracano uwagę, że madrytczycy w dużej mierze korzystają na problemach wewnętrznych, jakie dotknęły ich największych konkurentów. Ale z drugiej strony, Atletico zgromadziło przecież summa summarum aż 86 punktów i liderowało prawie przez cały sezon. Simeone i spółka mogli więc puścić uwagi malkontentów mim uszu i rozkoszować się triumfem.
W bieżących rozgrywkach trudno już jednak udawać, że wszystko jest w porządku. Atletico zajmuje obecnie trzecie miejsce w lidze i poza TOP4 już zapewne nie wypadnie, lecz tak słabo zespół za kadencji Cholo nie wyglądał chyba nigdy. Zwłaszcza jeśli chodzi o postawę w defensywie.
Tylko w lidze Los Colchoneros stracili już przeszło 40 bramek. To do nich zupełnie niepodobne.
Nawet jeśli uznamy, że Real był w bieżącym sezonie po prostu poza zasięgiem konkurencji, to Atletico stanęło przed idealną szansą, by umocnić się przynajmniej na pozycji drugiej siły hiszpańskiego futbolu, biorąc pod uwagę olbrzymie zawirowania w Barcelonie. Tymczasem w lutym 2022 roku Katalończycy rozbili podopiecznych Simeone w bezpośrednim starciu i w dużej mierze napędzili się tym triumfem w walce o wicemistrzostwo kraju.
Atletico ma sporo kasy, ma wielu naprawdę ciekawych graczy w kadrze. Jednak ten sezon potwierdził tylko, że zespół z Wanda Metropolitano się nie rozwija.
POZOSTAŁE ROZCZAROWANIA
O kim jeszcze warto wspomnieć? W Bundeslidze fatalne rozgrywki zalicza między innymi VfL Wolfsburg. W sezonie 2020/21 „Wilki” zajęły czwarte miejsce w ligowej tabeli, obecnie błąkają się w środku stawki. Na więcej z pewnością liczono też w RB Lipsk. Die Roten Bullen ostatecznie chyba zdołają zakończyć sezon w ligowym TOP4, ale osiągnięcie tego celu przyszło im z naprawdę olbrzymim trudem, a przecież mówimy o klubie celującym nawet w mistrzostwo Niemiec. Z kolei we Włoszech warto zwrócić uwagę na słabszą niż zwykle postawę Atalanty Bergamo. Podopieczni Gian Piero Gasperiniego nie olśniewają już tak bardzo ofensywnym stylem i może ich w ogóle zabraknąć w najbliższej odsłonie europejskich pucharów.
A kto was najmocniej rozczarował w sezonie 2021/22?
CZYTAJ WIĘCEJ O EUROPEJSKIM FUTBOLU:
- „Gra Bayernu wiosną to katastrofa. Piłkarze potracili rozumy”
- Kto bezcześci pamięć o Emiliano Sali?
- Aubameyang robi swoje. Miał strzelać i strzela
fot. NewsPix.pl