Kiedyś podpatrywał Łukasza Piszczka w Borussii Dortmund, dziś jest fanem Kyle’a Walkera. W czasach juniorskich był napastnikiem, ale przez brak liczb został przekwalifikowany na bocznego obrońcę. To kibic “Białej Gwiazdy” z krwi i kości, fan od czasów dzieciństwa. Nie wyobraża sobie spadku Wisły Kraków, a także gry dla innego klubu w Polsce. To Konrad Gruszkowski, młodzieżowiec krakowskiej drużyny. Porozmawialiśmy o jego charakterze perfekcjonisty, drodze do seniorów, brakach w rzemiośle piłkarskim, trenerze Hyballi czy różnych obliczach gry w Ekstraklasie.
Jeden z trenerów powiedział kiedyś o tobie “musieliby mu nogę urwać, żeby powiedział, że nie da rady”.
Swój charakter mam, tak łatwo nie odpuszczam, ale to stwierdzenie uważam akurat za przesadne.
Ale ambitnym gościem jesteś?
Myślę, że można tak powiedzieć.
Zawsze to miałeś?
Tak. Pochodzę z małej miejscowości, gdzie wykuwałem ten charakter. Nigdy nie miałem łatwo w życiu i właśnie dzięki ambicji zaszedłem do miejsca, w którym jestem.
Różne są losy piłkarzy – jedni jadą na talencie, drudzy muszą pracować ciężej, żeby ktoś ich w ogóle dostrzegł.
Ja byłem w tej drugiej grupie. Zawsze miałem smykałkę do piłki, jakiś talent był, ale bez tej pracy by się nie obyło. Nie wyobrażam sobie, żeby ten element zaniedbać. Jeśli nie zbudujesz dobrych fundamentów, to potem szybko możesz zostać zweryfikowany.
Po pierwszych występach w Ekstraklasie mówiłeś, że nie ma czym się chwalić. A teraz?
Szczerze mówiąc, nadal nie ma czym się chwalić. Oczywiście cieszę się z gry, ale jestem częścią drużyny, która jest na miejscu spadkowym. Wisła Kraków to wielki klub, ambicje są zdecydowanie większe. Mamy fajny zespół, ale na razie słabo to wygląda.
To potrafi przytłoczyć psychicznie?
Niestety tak, tym bardziej że jestem fanem Wisły od dziecka. Nigdy nie chciałbym, żeby ten klub spadł z Ekstraklasy.
To też dodatkowa motywacja dla ciebie.
Coś w tym jest, choć zawsze daję z siebie 100%. Nie ma takiego meczu, w którym nie starałbym się, jak tylko mogę.
Przeszło ci kiedyś przez myśl, że mógłbyś zagrać dla Cracovii?
Nigdy w życiu! Nie mógłbym wjechać do mojego miasteczka. Tam ode mnie wszyscy jeździli na Wisłę.
Kraków jest o tyle specyficznym miejscem, że pojedynki kibicowskie mocno wykraczają poza stadiony.
Na szczęście ja nie wdaję się w takie rzeczy, patrzę na to tylko pod kątem piłkarskim. Trzy lata mieszkałem na Nowej Hucie, więc czasami za ciekawie nie było.
Na dzielnicę w dresie Wisły nie wyjdziesz.
Nie tylko dzielnicy – w całym Krakowie nie ma na to szans.
Wcześniej miałeś okazję zagrać w innym klubie, ale temat nie wypalił?
Byłem na testach w Hutniku Kraków, miałem trenować tam dwa tygodnie, ale nie dogadaliśmy się w sprawie kontraktu. Po tym zdarzeniu pojechałem do Motoru Lublin, gdzie wzięli mnie po dwóch dniach. Muszę przyznać, że w pierwszych tygodniach przejechałem się na seniorskiej piłce. Adaptacja w tej szatni była trudna. Trener w pierwszych meczach nie brał mnie nawet na ławkę. Ale udało mi się wywalczyć miejsce w składzie, wróciłem do Wisły z konkretnymi doświadczeniami.
Co było trudne w tej adaptacji?
Psychicznie było mi trudno. Nowi koledzy w szatni, obce miejsce i tak dalej. Poczułem się lepiej, kiedy trener mi zaufał i mnie polubił.
Czujesz się dzisiaj pełnoprawnym piłkarzem Ekstraklasy czy nie do końca?
Zdaję sobie sprawę, że nie gram równo. Mam bardzo dobre mecze, ale też słabe. Żeby dobić do optymalnego poziomu Ekstraklasy, żeby grać solidnie przez dłuższy czas, trochę jeszcze mi brakuje.
Pozycja prawego obrońcy to miejsce, w którym widzisz siebie na całą karierę?
Zdecydowanie, nie chciałbym jej zmieniać.
To nie było w twoim przypadku oczywiste, bo w juniorach byłeś napastnikiem. Tylko że z takimi liczbami, jakie miałeś, dalej byłby problem.
Oj, napastnik był ze mnie słaby. Gdyby nie zmiana pozycji, nie wiem, czy w ogóle zadebiutowałbym w seniorskiej drużynie Wisły. Za dzieciaka miałem talent do strzelania goli, ale to mi zaniknęło z czasem.
Na prawej obronie też nie miałeś łatwo, była dobra konkurencja.
Tak, grał Łukasz Burliga, Dawid Niepsuj i Dawid Szot. Przy takiej konkurencji nie grałem i dopiero później to ruszyło. Dzisiaj tak naprawdę tylko z Dawidem Szotem rywalizujemy.
Przeciwko komu grało ci się najtrudniej?
Kamil Grosicki jest bardzo szybki, kiedy na ciebie naciera. Ivi Lopez też jest trudnym piłkarzem do złapania. I chyba tyle. Choć muszę przyznać, że na trudniejszych przeciwników gra mi się lepiej, jest dodatkowa motywacja.
Co sądzisz o przepisie na obowiązkowego młodzieżowca? Jego historia dobiega końca.
Dla mnie to bezsensowny przepis. Rozmawiam też o tym z kolegami, którzy uważają tak samo. Może trochę nam on pomaga, ale nie zawsze, bo na młodzieżowców patrzy się z przymrużeniem oka. Jak jesteś dobry, to powinieneś grać i tyle. Nieważne, ile masz lat, 40 czy 15. Jest dużo minusów tego przepisu, dlatego dobrze, że po tym sezonie znika.
Jesteś piłkarzem, który dużo od siebie wymaga, może nawet za bardzo?
Na pewno. Kiedy w klubie był jeszcze trener Gula, zwracał mi uwagę, żebym przy prostych rzeczach nie przesadzał. Bardzo dużo od siebie wymagam i muszę nad tym pracować, żeby to tak nie wchodziło mi na głowę. Denerwuję się, jak coś mi nie wychodzi.
Czyli można powiedzieć, że jesteś trochę perfekcjonistą.
Wydaje mi się, że tak, choć na razie po mojej grze tego nie widać!
Siłownia chyba nie jest omijana, co?
Zdecydowanie. Prowadzę się dobrze, jestem profesjonalistą. Skoro gram w takim klubie jak Wisła Kraków, nie może być inaczej. Nie dość, że sam od siebie wymagam, to jeszcze masa ludzi wokół również.
Bycie profesjonalistą to akurat dla wielu piłkarzy nie jest taka oczywista sprawa.
Każdy ma inaczej. Jeśli komuś w dobrej grze pomaga imprezowanie, to czemu nie. Wiesz, jak to się mówi: co kto lubi.
Trzeba jeszcze wiedzieć, kiedy i gdzie.
Dokładnie.
Stronisz od takich rzeczy, jesteś nastawiony tylko na pracę?
Nie, nie będę tutaj czarował. Lubię pójść na imprezę czy wyjść gdzieś ze znajomymi. Kiedy jest czas na pracę, to w pełni koncentrujesz się na pracy. Kiedy możesz pozwolić sobie na większy luz, to wiadomo, że zdarza mi się korzystać. Nigdy nie miałem takiej sytuacji, żeby impreza przeszkodziła mi w treningu.
Za kadencji trenera Hyballi sił na imprezy chyba nie było.
Nie było! Było bardzo ciężko.
To był najbardziej specyficzny trener, z jakim miałeś do tej pory do czynienia?
Zdecydowanie. Mam z nim nawet jedną anegdotę. Pamiętam, jak wystawił mnie w pierwszym składzie na mecz z Cracovią, mój pierwszy od 1. minuty. Przyznam, że byłem wtedy zdziwiony. Wziął mnie na rozmowę przed rozpoczęciem spotkania i powiedział, że jak zagram dwie piłki źle i będę się stresował, to w 15. minucie dostanę zmianę. To raczej mi nie pomogło, ale on taki był. Ostatecznie ten mecz zagrałem dobrze i utrzymałem miejsce w składzie.
Trener Brzęczek tego typu motywacji raczej nie stosuje.
Nie, to bardzo trener, który wie, co robi.
Myślisz, że to wystarczy?
Każdy pracuje na treningach tak, żeby to wystarczyło na utrzymanie. W ostatnich meczach czasami nie mieliśmy szczęścia, głupio traciliśmy punkty. Na własne życzenie utrudniliśmy swoją sytuację. Ale wierzę, że ostatnie mecze w sezonie dadzą nam utrzymanie, a my zrobimy wszystko, żeby tak się stało. Jak to w ogóle brzmi… Nie zakładamy scenariusza spadku.
Rozmawiacie w szatni o sędziach, to żywy temat?
Tak, ale staramy się to ucinać. Nic z tym nie zrobimy, nikt za nas meczu nie wygra. Gdybyśmy byli wyraźnie lepsi i skuteczniejsi od rywala, nawet ewentualne błędy sędziów by nas nie powstrzymały.
Motoryka to twój największy atut, ale jesteś świadomy swoich braków?
Trochę ich jest. Najważniejszy brak to jakość dośrodkowań, ich nie mam na najwyższym poziomie. To samo tyczy się rozgrywania piłki od tyłu, budowania ataku pozycyjnego. Wolę, gdy jest dużo przestrzeni, zespół grą kontrą i dogrywa piłki na wolne pole, nie do nogi. Szybsza, bezpośrednia piłka – to jest coś, w czym czuję się najlepiej.
Jak wyłączasz się ze świata piłki? Czy może żyjesz nią nawet w wolnym czasie?
Oglądam mecze, ale odkąd mam dziewczynę, mam co robić. Na pewno potrafię się odciąć, bo to ważne dla psychiki.
Wyobrażasz sobie grę w innym klubie w Polsce?
Nie wyobrażam. Nie chcę składać żadnych deklaracji typu “Wisła Kraków do końca życia”, bo wielu tak mówiło i wiadomo, co potem przyszłość przynosiła.
Ale wiadomo, że twoja noga w Cracovii nie postanie.
To mogę przysiąc.
Zakładając najgorszy scenariusz, Wisła przynajmniej przez jeden sezon może być ligę niżej od Cracovii.
Wisła może być nawet cztery ligi niżej, ale i tak nie zagrałbym dla Cracovii.
WIĘCEJ O WIŚLE KRAKÓW:
- Uczeń legend z Gruzji, mistrz świata U-20. Kim jest Gio Citaiszwili?
- Trzy lata triumwiratu. Analiza zarządzania Wisłą Kraków
Fot. Newspix