Reklama

Anglicy zdominowali europejskie puchary? Mogą to zrobić jeszcze bardziej

redakcja

Autor:redakcja

28 kwietnia 2022, 13:58 • 7 min czytania 14 komentarzy

Jeszcze kilka lat temu na europejskim rynku piłkarskim rządziła Hiszpania, która w pewnym momencie miała wręcz monopol na wygrywanie wszystkich pucharów. Trend jednak błyskawicznie się zmienił i teraz to Brytyjczycy rozdają karty. Manchester City i Liverpool pozostają faworytami do gry w finale Ligi Mistrzów, a przecież angielskie kluby mogą wygrać także Ligę Europy i Ligę Konferencji. 

Anglicy zdominowali europejskie puchary? Mogą to zrobić jeszcze bardziej

Otwarta droga do angielskiego finału

Na udane rozgrywki dla angielskich klubów zapowiadało się już po losowaniu par 1/4 finału Ligi Mistrzów. Już wtedy było wiadomo, że w większości przypadków uniknęły one najgroźniejszych rywali, a także gry przeciwko rywalom z Premier League. Dawało to im większe prawdopodobieństwo na udział w najważniejszym meczu sezonu. W pewnym momencie spore szanse na awans do półfinału miała nawet Chelsea. Gdyby tak się stało, w najlepszej czwórce mielibyśmy trzy brytyjskie zespoły. Ostatecznie Real wyeliminował The Blues, przez co jesteśmy świadkami dwóch angielsko-hiszpańskich pojedynków.

Jeszcze kilka lat temu kluby z Półwyspu Iberyjskiego były zmorą zespołów z Premier League. Teraz jednak sytuacja znacznie się odwróciła i to Anglicy dyktują warunki, to na Anglików nikt nie chce trafić. La Ligę opuścili Leo Messi, Cristiano Ronaldo czy Sergio Ramos. Atletico nie jest już tym samym zespołem, który dochodził do dwóch finałów Champions League. Skończyło się hiszpańskie eldorado, przez co awans jednego z dwóch tamtejszych zespołów do finału będzie trzeba rozpatrywać w kategorii niespodzianki.

W półfinałach trudniejsze zadanie z angielskiej perspektywy ma Manchester City, który mimo wszystko w pierwszym meczu potwierdził swoją rolę faworyta w starciu z Realem Madryt. Obywatele mogą czuć niedosyt zyskując zaledwie jednobramkową przewagę przed rewanżem, ale swoją grą absolutnie nie zawiedli oczekiwań. Po prostu mogli strzelić te dwie bramki więcej, które dawałyby im większe prawdopodobieństwo awansu. Niemniej, zaprezentowali się dużo lepiej od Królewskich i kwestię awansu do finału mają w swoich rękach.

Reklama

Zdecydowanie łatwiej miał Liverpool, który po całkowicie jednostronnym spotkaniu pokonał Villarreal. Sensacyjny hiszpański półfinalista musiał liczyć na jak najlepszy wynik na Anfield, by za tydzień na swoim stadionie móc sprawić niespodziankę. 2:0 dla The Reds nie zadowala pewnie żadnej ze stron – podopieczni Jurgena Kloppa woleliby wygrać wyżej, zawodnicy Unaia Emery’ego nie chcieli stracić aż dwóch bramek – ale w absolutnie żadnym stopniu nie wpływa na mocną pozycję Liverpoolu przed rewanżem.

Na obecną chwilę najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest więc ten, w którym 28 maja na Stade de France zmierzą się dwie angielskie drużyny.

Zmiana warty

Bylibyśmy wówczas świadkami niespotykanej dotąd sytuacji, w której dwa z rzędu finały Ligi Mistrzów byłyby obsadzone przez kluby z tego samego kraju. Mało tego, byłby to trzeci angielski finał najważniejszych europejskich rozgrywek na przestrzeni czterech lat. W sezonie 2018/19 w ostatnim meczu sezonu klubowego w Europie Liverpool pokonał Tottenham, przed rokiem Chelsea okazała się lepsza od Manchesteru City. Swego rodzaju dominację pokazuje też fakt, że mówimy w tym momencie o czterech różnych drużynach, które potrafiły awansować do finału.

W historii Champions League ośmiokrotnie dochodziło do sytuacji, gdy w szranki o trofeum stawały dwa zespoły z tej samej federacji. Po trzy razy były to kluby angielskie i hiszpańskie, do tego mieliśmy po jednym finale włoskim i niemieckim.

Ponowne wejście na salony Anglików wymusiło gorsze czasy dla kibiców z Hiszpanii. Byli oni przecież świadkami dwóch finałów madryckich drużyn na przestrzeni trzech lat, które zostały przedzielone triumfem Barcelony nad Juventusem w sezonie 2014/15. Biorąc pod uwagę, że w ostatnich czterech latach poza angielskimi finałami, oglądaliśmy starcie Bayernu z PSG w wyjątkowym pandemicznym sezonie, hiszpańskiej drużyny w finale Champions League brakuje od kampanii 2017/18, gdy po uszaty puchar sięgał Real Madryt.

W rewanżowych meczach półfinałowych Królewscy do spółki z Villarrealem powalczą więc o hiszpański powrót do tego najważniejszego meczu. Awans jednej z nich nie zablokuje jednak spełnienia się scenariusza, w którym wszystkie europejskie trofea trafiają do klubów Premier League. Taki wciąż istnieje, bo grają one przecież również w Lidze Europy i Lidze Konferencji.

Reklama

Potrójna korona Anglików?

Oczywiście Liga Konferencji debiutuje od startu tego sezonu, więc w jej przypadku nie można analizować żadnych danych z poprzednich lat. Taka opcja pozostaje za to otwarta w kwestii Ligi Europy, która zastąpiła Puchar UEFA w sezonie 2009/10. Jej zwycięzcy jeszcze bardziej podkreślają dominację hiszpańskich zespołów, która miała miejsce kilka lat temu. Na okres triumfów Realu Madryt i Barcelony w Lidze Mistrzów przypadł przecież czas zwycięstw Sevilli w Lidze Europy. Pięć razy w historii mieliśmy przypadek, że w jednym sezonie Champions League i Europa League wygrywały drużyny z tego samego kraju. Cztery razy były to duety z Półwyspu Iberyjskiego:

  • 2013/14 – Real Madryt i Sevilla
  • 2014/15 – Barcelona i Sevilla
  • 2015/16 – Real Madryt i Sevilla
  • 2017/18 – Real Madryt i Atletico Madryt
  • 2018/19 – Liverpool i Chelsea

Ostatni przypadek pozostaje o tyle ciekawy, że wówczas mieliśmy pierwszą w historii sytuację, w której oba finały europejskich rozgrywek były wypełnione przez zespoły z tego samego kraju. Finalistami byli bowiem Tottenham i Arsenal.

W tym sezonie, z powodu braku hiszpańskich ekip w Lidze Europy, to Anglia pozostaje jedynym krajem, którego reprezentanci mogą wygrać obie europejskie rozgrywki. Nieoczekiwanie w stawce półfinalistów Ligi Europy mamy przecież West Ham, który w dwumeczu zagra z Eintrachtem Frankfurt. Jest to więc kolejna drużyna z Wysp, która w ostatnich sezonach nie była rozpatrywana w kontekście sukcesów w Europie. Młoty w rywalizacji z Niemcami nie pozostają bez szans, a wręcz są delikatnym faworytem, mimo że ich rywal wyeliminował przecież rozpędzoną Barcelonę.

Trudniejsze, ale nie niewykonalne zadanie, czeka Leicester. Lisy pozostają w grze o zwycięstwo w Lidze Konferencji, a na ich drodze stanie Roma z Jose Mourinho. Za tydzień możemy być więc świadkami sytuacji, w której Manchester City i Liverpool zmierzą się w finale Ligi Mistrzów, a West Ham i Leicester zagrają w finałach Ligi Europy i Ligi Konferencji. Odpowiedzi na wiele pytań otrzymamy już dzisiaj, gdy poznamy wyniki pierwszych meczów półfinałowych w obu mniej prestiżowych rozgrywkach.

WEST HAM AWANSUJE DO FINAŁU LIGI EUROPY? ZAGRAJ PO KURSIE 1,55 W FUKSIARZU

Wyspiarze zadomawiają się w finałach

Oczywiście wciąż daleko do ostatecznych rozstrzygnięć, ale gołym okiem widoczna jest tendencja podbijania europejskich rozgrywek przez angielskie drużyny. Nawet biorąc pod uwagę najgorszy możliwy scenariusz dla kibiców z Wysp, ciężko wyobrazić sobie sytuację, w której tamtejsze kluby nie wygrywają żadnego z tegorocznych pucharów. Z dużym prawdopodobieństwem obecne sukcesy będą krokiem w kierunku jeszcze większej przewagi Premier League nad resztą Europy.

Dobre wyniki powodują przecież lepszą pozycję na rynku i przyciągają do siebie lepszych piłkarzy. Manchester City i Liverpool regularnie zdobywają najważniejsze trofea, przez co z roku na rok stają się coraz lepszymi zespołami, mimo że już są w absolutnej światowej czołówce. Chelsea pokazała, że mimo braku sukcesów w Premier League w ostatnich latach, potrafi wygrać Ligę Mistrzów i Ligę Europy. Manchester United dopiero co przed rokiem przegrał finał tych ostatnich rozgrywek w Gdańsku, a Tottenham potrafił wejść do finału Champions League, co pewnie miało wpływ na pozostanie w klubie Harry’ego Kane’a. Do finału Ligi Europy potrafił dostać się także Arsenal, a zaraz może uczynić to West Ham.

Za moment okaże się, że połowa drużyn z angielskiej ekstraklasy ma doświadczenia w finałach europejskich pucharów na przestrzeni kilku ostatnich lat. Anglicy nie tylko czują się w finałach jak u siebie, oni zaczynają się w nich urządzać i ewentualnie czasami zapraszać do nich kogoś obcego.

Wygrywanie ich z kolei sprawia, że maszyna sama się napędza, bo przecież oprócz wstawienia do gabloty pięknego trofeum, nagrodą za zwycięstwo jest także awans do klasy wyżej w hierarchii kontynentalnych pucharów. Ewentualne zwycięstwo Młotów w Lidze Europy spowoduje, że dostaną one bilet do Ligi Mistrzów, powiększając tym samym grono angielskich uczestników tych rozgrywek do pięciu ekip. Dzięki temu drogę do Ligi Europy może mieć nawet siódma drużyna w krajowej lidze. Oczywiście na to wpływ ma również wynik Leicester w Lidze Konferencji.

Premier League poradziła sobie z okresem pandemii, a teraz zaczyna rządzić na całym kontynencie. Inne ligi mają pojedyncze gwiazdy lub jeden wybitny klub, który wyrasta ponad całą stawkę. Anglicy zapewniają największą rywalizację w światowej piłce, a także dają możliwość zdobywania bardzo ważnych trofeów nawet kosztem niższej pozycji w ligowej tabeli. Jeżeli w najbliższym miesiącu zgarną kolejne trofea na międzynarodowej arenie, ich panowanie może stać się jeszcze bardziej wyraźne.

Czytaj więcej o angielskiej piłce:

Fot. Newspix

Najnowsze

Anglia

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Komentarze

14 komentarzy

Loading...