Wiecie, co jest najpiękniejsze w piłce? Nie tam stadiony, piękne bramki, czy przebłyski geniuszu poszczególnych piłkarzy. Futbol to nie tylko chóralne śpiewy, jowialne nastawienie po zwycięstwach, ale również ocieranie łez po porażkach i lekcje pokory. Może wszystko zmierzać w dobrym kierunku, wręcz iść jak po sznurku, ale nigdy nie wiadomo, kiedy puści uszczelka pod głowicą i potrzebny będzie remont. To właśnie piłka uczy tak potrzebnej w życiu tolerancji na dyskomfort. Sukcesy doskonale prezentują się w CV, ale to niepowodzenia definiują trenerów, ich warsztat i umiejętności. Znacie takiego, który nigdy się nie przeliczył, nie pomylił, nie zawiódł?
Xavi przechodzi pierwszy kryzys w roli trenera Barcelony. Gratulacje, właśnie zostałeś trenerem pełną gębą panie Hernandez. Poczułeś gorycz, którą musi czuć każdy przedstawiciel twojego zawodu, by stać się lepszym i dopiero teraz przekonamy się, jak sobie radzisz ze sprzątaniem tego, za co po części sam już odpowiadasz. Nikt cię nie zwalnia, nie zrzuca w stu procentach winy za niepowodzenia, ale każdy ma prawo wymagać poprawy i odpowiedniej reakcji. Teraz przekonujesz się na własnej skórze, że problemy mogą być głębsze niż kilka decyzji personalnych, dobór taktyki, ale i tak musisz stawić temu czoła.
Lekcja 1. Łatwiej sprzątać po kimś
Porządkowanie po kimś jest łatwiejsze, bo mniej obciąża. Zawsze można powiedzieć, że ten i tamten coś zepsuli. Często nawet inni będą w ten sposób bronić nowego trenera. Linia obrony jest w takim przypadku bardzo mocna. Każdy drobny błąd i niepowodzenie łatwo przykryć i zrzucić na barki poprzednika. Wymarzona sytuacja, ale to funkcjonuje tylko w okresie ochronnym.
Xavi przychodził jako ten, który miał naprawić coś, czego już nie dało się bardziej popsuć. Zespół był rozbity, morale podupadły i każdy, kto kocha futbol, miał dość marudy, którego pożegnano i tak zbyt późno. Potrzebne było na Camp Nou nowe otwarcie, odrobina radości i nawiązanie do pięknej historii, którą ten klub niewątpliwie posiada.
Nowy trener był zjawiskiem, bo otworzył nowy rozdział w historii Dumy Katalonii. Zatrudnienie go w charakterze pierwszego trenera było czymś więcej niż otwarciem okna w zapoconej szatni. Znał dobrze specyfikę klubu, był przecież wybitnym piłkarzem i jest niezwykle inteligentnym człowiekiem, który potrafi zręcznie formować myśli i spokojnie je wypowiadać. Szukano człowieka, który pogodzi wiele sprzeczności i zapanuje nad chaosem. Będzie rozumiał politykę klubu, nie zechce worka pieniędzy, włoży w to dużo serca i uspokoi nieco nastroje, dzięki swoim oratorskim zdolnościom.
Sytuacja, w której wówczas się znalazł, nie była komfortowa, ale nie ciążyła na nim szczególnie duża. Dostał zabawkę dla dużych chłopców, której należało przywrócić dawny blask. Krok po kroku, element po elemencie usprawniał Barcelonę i efekty jego pracy były widoczne. Mówiąc wprost – zaczęło banglać. Każdy mecz stanowił wartość dodaną i wzbogacał repertuar zespołu. Piłkarze nauczyli się na nowo wygrywać, pressować, wychodzić ławą do ataku, grać odważniej, szybciej i intensywniej.
Lekcja 2. Zbliżenie do sufitu może prowadzić do rozbicia głowy
Zdemolowanie Realu Madryt na Estadio Santiago Bernabeu przyznało młodemu stażem trenerowi certyfikat jakości. Niewielu jego poprzedników dokonało czegoś podobnego. Kiedy trener Barcelony gromi Królewskich, zawsze przechodzi do historii. To mecze wizytówki. Takie, które warto umieszczać na znaczkach pocztowych lub odbijać na kolekcjonerskich monetach, by zachować je dla potomnych i nadać tym chwilom drugie życie.
Naprawdę był to mecz perfekcyjny w wykonaniu jego zespołu. Zgadzał się wynik, styl i mentralność zwycięzców. Ręce same same składały się do oklasków. Lekcje mogli też odrobić rywale. Dzięki Dumie Katalonii przekonali się raz jeszcze jak dużo w obozie Królewskich zależy od Karima Benzemy, którego brak sprawił, że wieża z klocków runęła.
Okazuje się, że od tego momentu coś się w Barcelonie popsuło i na moment zakończył się etap wzrostu. Teraz czas na korektę oczekiwań i rozsądny audyt. Optymiści zapowiadali, że Blaugrana może nawet pokusić się o mistrzostwo w tym sezonie. Pragmatycy spoglądali w tabelę i myśleli o utrzymaniu się w strefie Ligi Mistrzów, bo jeszcze jesienią oddalała się od tej ekipy wizja gry w europejskich pucharach w sezonie 22/23. Okazuje się, że wygrali ci drudzy, bo każda seria kiedyś się kończy i pewien cykl się zamknął.
Lekcja 3. Radzenie sobie z krótką kołderką
Piłkarze FC Barcelony wrócili po przerwie reprezentacyjnej i nagle klocki przestały do siebie pasować — albo inaczej — na pierwszym planie pojawiły się rysy, które chwilowo wypaczyła perspektywa doskonałych wyników i dobrej gry. Barcelona ostatnio się męczy, a kiedy zaczyna się męczyć, gra topornie.
Momentami przybiera to kształt późnego Koemana, co z pewnością nie jest komplementem. Spotkania z Sevillą i pierwszy mecz z Eintrachtem dały jeszcze pozytywne rezultaty, ale to już nie było to, do czego Xavineta zaczęła przyzwyczajać. Mecz z Levante? Przepchnięty kolanem. Gdyby Roger Marti trafił z karnego, nie byłoby kompletu punktów. Rewanż z Eintrachtem? Tragedia organizacyjna i nieporadność sportowa. Porażka z Kadyksem? Skupienie wielu problemów w pigułce.
Łatwo dostrzec dwugłos w ocenie niepowodzeń. Jedni uodpornili się na niepowodzenia po kiepskiej jesieni, innym zawalił się świat, bo wierzyli, że teraz to już zawsze będzie cukierkowo. Trzeba to wypośrodkować. Budowanie zespołu to proces ciągły i zależny od wielu czynników. Na papierze ofensywa Barcelony nie prezentuje się źle. Jest w kim wybierać, ale niektórzy zrobili na początku na tyle dobre wrażenie, że zapomniano o ich wadach.
Dembele dużo biega, bierze na siebie odpowiedzialność, ale nie potrafi odpowiednio złożyć się do strzału. Mimo wszystko wczoraj był najlepszym piłkarzem w swoim zespole i poza pudłami zdał egzamin.
Memphis Depay dostał szansę gry na dziewiątce i potwierdził, że na tej pozycji nie czuje się najlepiej i łatwo go wyłączyć. Zmienił go Aubameyang i też nikogo nie przekonał. W pół godziny zaliczył sześć kontaktów z piłką. Żenada. W końcówce pojawił się Luuk de Jong i chociaż oddał groźny strzał, ale przy piłce był tylko trzykrotnie! Przydałaby się nowa dziewiątka, ale czy starczy na nią środków? Plotki z Robertem Lewandowskim można raczej włożyć między bajki.
Ferran próbował coś wskórać, ale miał problem z wygrywaniem pojedynków. Cierpiał na tym, że cały zespół wyglądał kiepsko w ostatniej tercji. Kwadrans zagrał Adama Traore. Zaliczył kilka zrywów, udanych dryblingów, ale tym razem nie znalazły pokrycia w postaci asysty lub bramki.
Kiepsko prezentowała się druga linia bez Pedriego. Gaviemu mają prawo przydarzać się gorsze spotkania – trochę dublował się z Frenkiem de Jongiem – ale od Holendra trzeba wymagać więcej. Należy się zastanowić, czy on ma mentalność prawdziwego zdobywcy. Sprawia wrażenie gościa, który zadowala się kilkoma dobrymi występami. W niektórych meczach oczarował wejściami z drugiej linii i powinien ten atut eksponować w każdym spotkaniu minimum 4-5 razy, ale tego nie robi. Nie jest już juniorem, a czasem można odnieść wrażenie, że wciąż nim się czuje. Dojrzałości piłkarskiej powinien uczyć się od o pięć lat młodszego Pedriego, a to jest dość wymowne. W odwodzie jest jeszcze Nico, ale oblał test z Levante i na ten moment nie dał wielu argumentów, by Barcelona wstrzymała się od transferów pomocników i większego wsparcia dla Sergio Busquetsa i Pedriego.
Z tym podejściem do transferów można jeszcze odnieść się do linii obrony. Przydałby się środkowy obrońca. Jest Eric, Araujo i Pique, ale na Legleta nie mogą w tym klubie liczyć. Jeśli ktoś zastanawiał się, skąd wziął się temat Andreasa Christensena, to już teraz wie.
Można wyciągnąć sporo tego typu gorzkich wniosków po meczu takim, jak ten wczorajszy, ale i po ostatnich dwóch tygodniach w wykonaniu drużyny Xaviego.
Lekcja 4. Wiele można zmienić w krótkim czasie
Spójrzmy w nieco szerszym ujęciu na zestawienie z meczu z Kadyksem. Jeśli wyciągnie się poza nawias 2022 rok, to skład Barcelony na ostatni mecz wyglądał mniej więcej tak:
- elektryczny od dwóch lat bramkarz,
- najlepszy piłkarz na przestrzeni sezonu,
- francuski sabotażysta,
- odzyskany obrońca, który uczy się męskiej gry,
- ten, który ma problem, by sprzedać umiejętności,
- wczesny oldboy z genialnym przeglądem pola,
- wieczny talent z Holandii, który boi się odpowiedzialności,
- nadzieja hiszpańskiej piłki,
- były zmiennik u Guardioli,
- po prostu Dembele,
- Holender, którego łatwo wyłączyć z gry.
Jasne, to strasznie stereotypowe podejście, w dodatku stan na powiedzmy listopad, ale chodzi o pokazanie, z jakiego pułapu Barcelona Xaviego wystartowała i kilku piłkarzy — przynajmniej na moment — zmieniło swój status i zrobiło duży skok. Dziś inaczej można postrzegać m.in. Garciię, Dembele i Gaviego. Poza tym z Pedrim, Pique i Araujo w składzie Barcelona prawdopodobnie wypadłaby lepiej, ale razi dysproporcja w momencie, gdy tych zawodników nie ma. Zwłaszcza w przypadku środkowego pomocnika. Barcelona z Pedrim w składzie w Primera Division 21/22 zdobyła 89% możliwych punktów. Bez nastolatka tylko 49%. Różnica aż bije po oczach.
Lekcja 5. Więcej kija. Mniej marchewki
Odpadnięcie z Eintrachtem nie było przypadkowe i stanowiło bardzo poważny sygnał ostrzegawczy dla całego klubu. Było pierwszą poważną porażką Xaviego, który odbijał piłeczkę i nazywał porażkę tylko lekcją. Fajne podejście, ale kiedy nadeszła „lekcja” od Kadyksu, zrozumiał, że jednak coś się psuje i zaczyna wymykać się z rąk.
Wystarczy rzucić okiem na wypowiedzi trenera Barcelony:
– Nie jesteśmy w złej sytuacji, poprawiliśmy się od czasu, gdy przejęliśmy zespół w listopadzie, ale musimy ciągle się rozwijać. Trzeba patrzeć sobie w twarz i mieć więcej chęci by nie dochodziło do porażki z Cadizem na Camp Nou.
– Trzeba być wobec siebie krytycznym. Musimy przeanalizować to co zrobiliśmy źle i jak najszybciej zmienić tę negatywną dynamikę. Nieobecność niektórych piłkarzy takich jak Pedri czy Araujo nie jest wymówką.
– To był bardzo ciężki tydzień dla nas, ale najważniejsze jest to, by bardzo szybko zareagować.
– Stworzyliśmy sobie dziś wystarczająco dużo okazji, by wygrać ten mecz, ale nie udało się. Pozostało siedem meczów ligowych i cel jest taki sam: zakwalifikowanie się do Ligi Mistrzów.
Te wypowiedzi są dość mocne. Przekaz jest mniej więcej taki: zapewniłem nam parasol ochronny, teraz musicie radzić sobie bez niego i udowodnić swoją wartość. I to jest to. Hiszpan wie, że zabrakło kilku ważnych ogniw, ale wymaga większej aktywności pozostałych zawodników.
Już w czwartek jego zespół będzie miał okazję, by przełamać niekorzystny trend. Rywalem będzie Real Sociedad, który rzadko traci u siebie gole, ogólnie traci mało bramek, ale w ofensywie zawodzi. Barcelona musi zachować dużą czujność. Na miejscach od drugiego do szóstego jest duży ścisk.
Źródło: Oficjalna strona LaLiga
Ewentualne niepowodzenie może mocno skomplikować sytuację Dumy Katalonii. Po tym spotkaniu pozostanie sześć bomb do rozbrojenia: Rayo (mecz zaległy), RCD Mallorca, Real Betis, Celta Vigo, Getafe i Villarreal. To wcale nie jest taki łatwy terminarz jak może się wielu wydawać. Każda strata punktów może okazać się kosztowna. Barcelona wiadomo, że zakończy sezon bez tytułu, ale teraz walczy o lepszą przyszłość. Za wygraną z Realem Madryt i odważną pogoń nikt nie da miejsca w Lidze Mistrzów.
WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:
- Inspirująca historia włoskiego self-made mana na hiszpańskiej ziemi
- Pedri. Ambasador elegancji i pomocnik na miarę XXI wieku
- Rodrigo de Paul inny niż w Udinese
- W Hiszpanii przestał strzelać, ale i tak zaraz odejdzie za fortunę
- Królewskie klocki Jenga
Fot. Newspix.pl