Reklama

Kozacy i badziewiacy. Łukasz Sekulski po trzydziestce w życiowej formie

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

05 kwietnia 2022, 16:34 • 6 min czytania 6 komentarzy

Nie wiemy, czy Łukasz Sekulski zalicza się do piłkarzy późno dojrzewających, czy też w jego przypadku bardziej chodziło o kwestie mentalne i tym podobne, ale faktem jest, że mając 31 lat znajduje się w życiowej formie. Tak dobrze na tak wysokim szczeblu napastnik Wisły Płock jeszcze nigdy nie grał. W tym sezonie Ekstraklasy ma już na koncie 10 goli i dwie asysty. Szok, pozytywny szok.

Kozacy i badziewiacy. Łukasz Sekulski po trzydziestce w życiowej formie

Dlaczego szok? Mówimy o napastniku, który do tej pory w polskiej elicie nie przekroczył bariery pięciu bramek w sezonie. Mówimy o napastniku, którego w ubiegłym roku bez większego żalu pożegnał pierwszoligowy ŁKS. Sekulski co prawda strzelił dziewięć goli w I lidze, ale też mnóstwo sytuacji zmarnował. Był jednym z tych, których kibice obwiniali o to, że ich drużyna dostała się jedynie do baraży. A to przecież i tak liczbowo był trzeci najlepszy sezon w jego karierze.

Dopiero powrót na stare śmieci pozwolił mu udowodnić swoją wartość. W Płocku się urodził, w Wiśle wypływał na nieco szersze wody. W sezonie 2012/13 zdobył 10 bramek w II lidze i pomógł awansować, ale od szczebla pierwszoligowego już boleśnie się odbił. Ponownie zszedł poziom niżej i w Stali Stalowa Wola zaprezentował niesamowitą skuteczność. W edycji 2014/15 załadował 30 goli w trzydziestu trzech meczach, co zaowocowało transferem do Jagiellonii. W Białymstoku jednak dość szybko poszedł w odstawkę i został wypożyczony do Korony Kielce.

Tam także początki nie były zachwycające. Dopiero jesienią 2016 Sekulski się rozkręcił, trafiając do siatki pięć razy w dziesięciu występach. Dobry okres przerwała kontuzja mięśnia przywodziciela, który wykluczyła go z gry na resztę rundy. Korona chciała go zatrzymać, ale ostatecznie „Jaga” oddała go do Piasta. W Gliwicach tylko asystował przy bramkach kolegów, potem rozegrał kolejne pół roku w Białymstoku i odszedł do rosyjskiego SKA-Chabarowsk, który po kilku miesiącach z hukiem zleciał z tamtejszej ekstraklasy. W miejscu na końcu świata wytrzymał jeszcze pół roku i wrócił do kraju, przechodząc do ŁKS-u. Pomógł awansować sześcioma golami, ale w Ekstraklasie znów było tak sobie (pięć bramek w dwudziestu jeden spotkaniach), a po spadku oczekiwano od niego więcej. Powrót do Wisły był mało oczywisty, transfer bez większego echa, a okazuje się – biorąc pod uwagę wyjściowe nadzieje – że trafiono w dziesiątkę.

Reklama

Nie chodzi tylko o to, że Sekulski trafia do siatki, ale także o sposób, w jaki to robi. W jego grze widać coraz więcej pewności siebie. Wczoraj zafundował jazdę na karuzeli Jakubowi Szymańskiemu, a potem wszystko z klasą sfinalizował. Kilka tygodni temu w Lubinie zdobył bramkę po kapitalnym przyjęciu piłki i skutecznym zwodzie. Wcześniej czegoś takiego w jego wykonaniu raczej nie oglądaliśmy. Wygląda na to, że wreszcie wszystko się u niego zgrało i swoje miejsce na ziemi znalazł na starych śmieciach. Lepiej późno niż wcale.

Po dwóch przedstawicieli w kozakach mają po tej kolejce Raków, Pogoń i Legia. Częstochowianie nie zaprezentowali fajerwerków na stadionie Warty, ale wygrali pewnie i zasłużenie. Zoran Arsenić po części został nominowany z braku laku, wystarczyła mu nota „6”, co nie zmienia faktu, że razem z Petraskiem nakryli czapką Franka Castanedę. Ivi Lopez rozgrywał już dużo lepsze mecze, ale i tak wszystko, co groźne w Rakowie dotyczyło Hiszpana. Po jego rzucie rożnym samobója zapisał na swoje konto Robert Ivanov i to po jego rzucie wolnym błąd popełnił Adrian Lis.

Pogoń świetnie wypadła jako zespół w Łęcznej, ale i jednostki potrafiły błyszczeć. Kamil Grosicki w kapitalny sposób trafił do siatki i – jak sam zapewnił – nie było w tym żadnego przypadku. Później jeszcze asystował po koronkowej akcji całej drużyny przy golu Macieja Żurawskiego. Ważnym ogniwem był tutaj Sebastian Kowalczyk z dwoma kluczowymi podaniami.

Z Legii wyróżniamy Wieteskę – tym razem pewnie grał w obronie i do tego zaliczył niespodziewaną dla samego siebie asystę – oraz Wszołka, który bardzo szybko po raz drugi okazuje się wzmocnieniem. Jak widać, pół roku na ławce w Unionie Berlin nie miało większego znaczenia. Szkoda, że w takim momencie doznał kontuzji i wypadł na kilka tygodni.

Stawkę uzupełniają Filip Majchrowicz (siedem obronionych strzałów piłkarzy Termaliki), dobrze odnajdujący się na lewej obronie Domgjoni z tejże  Termaliki, zapewniający zwycięstwo Lechowi Michał Skóraś i Kamil Wilczek. Napastnik Piasta dwukrotnie trafił w Krakowie, przełamując strzelecką niemoc po czterech meczach z pustym przelotem, choć w pełni zadowolony być nie mógł. Powinien mieć hat-tricka, lecz skiksował po idealnym zagraniu Damiana Kądziora. I to właśnie Kądzior wypada na rzecz Sekulskiego z jedenastki, która była zaprezentowana w niedzielę wieczorem.

Jedenastka Kozaków 27. kolejki Ekstraklasy

Reklama

W badziewiakach rządzi oczywiście Górnik Łęczna, a i tak ostatecznie jednemu delikwentowi się upiekło. Damian Gąska opuścił to grono po tym, co zaprezentował w Płocku Krzysztof Kubica. Najpierw pudło w nieprawdopodobnej sytuacji (dobitka w poprzeczkę z czterech metrów przy leżącym bramkarzu), a potem efektowny gol samobójczy po interwencji głową. Skoro tak wyrozumiały dla młodzieży trener jak Jan Urban ściągnął Kubicę już w przerwie, musiało być naprawdę źle.

Gdyby to zależało od kibiców Śląska Wrocław, Szymon Lewkot więcej nie powąchałby murawy w tym sezonie. Piotr Tworek stawia jednak na niego podobnie jak Jacek Magiera i na razie też jest na tym stratny. Młodzieżowiec WKS-u naiwnie się wywrócił po wyskoku, sędzia faulu nie stwierdził i dzięki temu Skóraś mógł popędzić na bramkę Michała Szromnika, co skończyło się utratą decydującego gola. Dla Lewkota to już czwarta wizyta w gronie najsłabszych. Chłopak chyba potrzebuje wypożyczenia latem, bo na ten moment Ekstraklasa to dla niego za wysokie progi.

Mateusz Bartolewski zapewne musiał się chować w najciemniejszym kącie szatni po porażce Zagłębia w Białymstoku. Mieć już żółtą kartkę (a i czerwona nie byłaby skandalem) i tak nieodpowiedzialnie faulować, gdy drużyna w arcyważnym meczu prowadzi 1:0? To proszenie się o kłopoty i „Miedziowi” grając w dziesiątkę te kłopoty mieli. W efekcie dostali dwie bramki w końcówce, przegrali arcyważne spotkanie i na dobre wmieszali się do walki o utrzymanie. Ze Stalą Mielec grają niemalże o wszystko. Będziemy zdziwieni, jeżeli znów wtedy w pierwszym składzie wyjdzie Cheikhou Dieng. Facet na razie nie zaprezentował żadnych atutów, za to sporo wad. Przyjść 28 lutego i już dwa razy być w badziewiakach to duża sztuka.

Mario Maloca raz na jakiś czas musi coś odwalić i akurat stało się to przy Łazienkowskiej. Najpierw truchtał gdzieś w samotności, zupełnie łamiąc linię spalonego, a potem z dziecinną łatwością został ograny przez Pawła Wszołka. Kryminał.

Frank Castaneda niech lepiej nie gra już na „dziewiątce” Warty, zwłaszcza gdy jest jednym z dwóch stricte ofensywnych zawodników, a rywalem jest tak klasowa drużyna jak Raków.

Mikołaj Biegański zawalił Wiśle Kraków oba gole z Piastem i ma nad czym myśleć. Doceniamy jednak to, że po sprokurowaniu rzutu karnego z pokorą przyjął decyzję sędziego i nie pajacował, a w drugiej sytuacji tylko spokojnie się upewniał, czy przypadkiem nie mógłby być odgwizdany faul na nim. Wielu na jego miejscu zrobiłoby znacznie więcej dymu, szukając usprawiedliwienia dla siebie. To ogólnie była słaba kolejka dla bramkarzy, bo mocny akces do badziewiaków zgłaszali także Zlatan Alomerović i Adrian Lis.

Jedenastka Badziewiaków 27. kolejki Ekstraklasy

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Długie wrzuty z autu: ekstraklasowy folklor czy nadążanie za trendami?

Michał Trela
1
Trela: Długie wrzuty z autu: ekstraklasowy folklor czy nadążanie za trendami?

Komentarze

6 komentarzy

Loading...