Nie ma chyba lepszego przykładu praktycznej strony powiedzenia, że liczą się punkty, a nie styl, niż obecna Legia Warszawa. Kolejny raz ciężko oglądało się jej mecz. Zaciskaliśmy zęby i cierpieliśmy, zadając sobie pytanie, czy na pewno wszystko poszło w naszym życiu jak trzeba, skoro w taki sposób spędzamy piątkowy wieczór. A jednak po raz trzeci z rzędu w meczu ligowym Legia na koniec schodzi z boiska jako zwycięzca. Jej sytuacja w tabeli staje się coraz spokojniejsza w kontekście utrzymania.
Górnik Łęczna – Legia Warszawa 0:1. Beniaminek bez sztycha z przodu
Aby być sprawiedliwym, musimy zaznaczyć, że znów żenująca atrakcyjność gry to w większym stopniu wina przeciwnika “Wojskowych”. Tak było w poniedziałek ze Śląskiem Wrocław, który nie stworzył żadnej sytuacji przez 90 minut i tak było dziś z Górnikiem Łęczna. Gospodarze w ofensywie wypadli gorzej niż słabo, a jedyną przyzwoitą okazję wypracowali sobie dopiero w doliczonym czasie, gdy groźnie głową po dośrodkowaniu Michała Maka uderzał Bartosz Śpiączka. Wcześniej gospodarze oddali cztery strzały, a jedyny celny – ten fakt był jego główną zaletą – także dotyczył Śpiączki.
Do stanu 0:0 beniaminek mógł się tłumaczyć, że przede wszystkim nie chce przegrać i nie zamierza się otwierać, żeby nie podejmować zbędnego ryzyka. Kiedy jednak Legia wreszcie objęła prowadzenie w 67. minucie, Górnik z przodu bił głową w mur tak samo jak wcześniej, mimo że zmienił swoje nastawienie.
Górnik Łęczna – Legia Warszawa 0:1. Piękna akcja bramkowa
Podobnie jak ze Śląskiem, zespół z Warszawy wygrał brzydko, ale zasłużenie. Do przerwy nie zrobił nic, za to zaraz po zmianie stron podopieczni Kamila Kieresia otrzymali pierwsze ostrzeżenie. Ostatecznie gol Bartosza Slisza nie został uznany ze względu na zagranie ręką przy przyjęciu piłki, ale w szeregach gości pojawiło się nieco więcej entuzjazmu w ofensywie. No i wreszcie doczekaliśmy się pięknej akcji: Josue posłał no look pass do wbiegającego Johanssona, Szwed dośrodkował, a niepilnowany Maciej Rosołek po przyjęciu strzelił bez namysłu i akurat wcelował piłkę między nogami Macieja Gostomskiego. Dziwnie zachował się debiutujący w Górniku Jonathan de Amo, a nikt z jego kolegów nie zdążył z asekuracją.
Siłą Legii była pewna obrona (no, może Filipem Mladenoviciem) oraz mocny środek pola ze Sliszem (122 kontakty z piłką) i Josue. Gospodarze piłkarsko nie mieli żadnych atutów, cała ich koncepcja runęła po utracie bramki.
Górnik Łęczna – Legia Warszawa 0:1. Legia zaczyna trudną serię
Górnik Łęczna zaczyna tracić to, co z takim mozołem budował przez poprzednie miesiące. Od początku rundy wiosennej grał słabo, ale najpierw szczęśliwie remisował, a potem szczęśliwie pokonał Stal Mielec. W takich okolicznościach wiecznie ślizgać się nie można, więc nadeszły porażki z Wisłą Płock i z Legią.
Piłkarze Aleksandara Vukovicia dla odmiany nabierają wiatru w żagle. Doliczając Puchar Polski z… Górnikiem Łęczna, odnieśli właśnie czwarte zwycięstwo z rzędu. Wycisnęli maksimum z okresu, w którym byli faworytem w swoich meczach. Teraz, po rozegraniu zaległego spotkania z Termaliką, zaczną się schody z terminarzem, kolejno: Raków, Lechia, Lech, Piast i Pogoń. Ale może właśnie to zwiastuje wreszcie ciekawe widowiska z udziałem Legii, bo jej następni rywale nie powinni się bronić tak, jak Śląsk i łęcznianie.
CZYTAJ WIĘCEJ O LEGII:
Fot. FotoPyK