Real Madryt zagrał kolejny koncert w tym sezonie. I to z nie byle jaką drużyną, bo Realem Sociedad. Na początku tej rywalizacji wydawało się, że lider La Liga będzie się męczył. Szybko stracił gola, był w plecy. Ale z minuty na minutę rósł. W końcu ukarał przeciwnika kilkukrotnie, pokazując, kto jest szefem. Jeśli Królewscy podtrzymają taką formę na mecz w Lidze Mistrzów z PSG, będziemy mieli naprawdę kapitalne widowisko. A przynajmniej nie tak jednostronne jak dzisiaj, bo Real Sociedad totalnie oblał test na aspiracje do bycia topowym zespołem w lidze.
Miłe złego początki
Nie ma co ukrywać, że w 2022 roku Real ma niemałe problemy z defensywą. Czasami traci gole w głupi sposób, sam stwarza sobie kłopot. To kwestia, która może nie zaważy o zaprzepaszczeniu szansy na zdobycie mistrzostwa Hiszpanii, ale w kontekście starć w Europie może kibiców martwić. Tym bardziej, że na dniach starcie z PSG, które każdą nieszczelność w tyłach z łatwością potrafi wykorzystać. Mbappe ostatnio to udowodnił.
Dzisiaj bardzo szybko tę nieszczelność wykorzystał David Silva. Na początku meczu zatańczył w polu karnym, zwiódł Carvajala balansem ciała i szybką nogą. Jak wiadomo, hiszpański defensor już od dawna nie jest gwarancją solidności. Myli się w interwencjach, ma problemy z nadążaniem za szybkimi zawodnikami. I właśnie to zobaczyliśmy. Carvajal sfaulował Silvę, popełnił juniorski błąd. Błąd, który Real kosztował bramkę. Oyarzabal z jedenastu metrów się nie pomylił, choć Courtois wyczuł jego intencje. Ale strzał był tak precyzyjny, że nawet Belg ze swoim zasięgiem ramion nie dał rady.
A skoro już mowa o precyzyjnych strzałach… O matko, Real zrobił coś fenomenalnego. Wystrzelił jak z dubeltówki – dwa strzały, dwa celne, dwa gole. Najpierw takim popisał się Camavinga, ot, jego bramka to akurat twór zupełnie innej urody niż Oyarzabala. Młody Francuz załadował lewą nogą tak, że bramkarz Realu Sociedad musiał skapitulować. Było w tym trochę szczęścia, piłka otarła się o obrońcę i nieco zmieniła kierunek lotu, ale co z tego. Piękny gol.
A co powiedzieć w takim razie o trafieniu Modricia? Bajka, cudo, najwyższa półka. Chorwat też przylutował z dalszej odległości, tylko w inny róg bramki.
Real w ten sposób odwrócił bieg spotkania. Na kilka minut przed końcem pierwszej połowy zdobył prowadzenie i wszedł na falę wznoszącą. Piłkarze Sociedad byli w szoku. Byli jak bokser, który dostał dwa potężne ciosy tuż przed końcem rundy. Kilka chwil więcej i to mogłoby skończyć się gorzej.
Cóż, ostatecznie się skończyło.
Real chciał pójść za ciosem i zrobił to wybitnie
Po przerwie Real dopiął swego. Położył rywala na deski, pokazał swoją wielkość. Do pewnego momentu wydawało się, że Sociedad jakimś cudem zdoła się wybronić przed naporem gospodarzy i może spróbować czegoś pod przeciwną bramką. Ale nie, jeden błąd w polu karnym zaważył o podwyższeniu wyniku i zabiciu nadziei. Vinicius nawinął Elustondo na progu szesnastki, Real dostał jedenastkę i ją wykorzystał.
I tak jak w pierwszej połowie – Real wymierzył dwa zabójcze ciosy szybko po sobie. Drugi zadał Asensio, który został świetnie obsłużony przez Carvajala. Warto dodać, że to już ósma bramka Asensio w tym sezonie. Może Hiszpan nie jest regularny, ale jakiś wkład w wyniki Królewskich ma. Tego nikt mu nie odbierze.
Gdy na tablicy wyników pojawiła się czwórka dla Realu, na kilkanaście minut przed końcem spotkania Sociedad mogło już oszczędzać siły na następne rywalizacje. Nie było już czego zbierać, mecz został zabity. Szósta siła La Ligi została zniszczona. Dość powiedzieć, że goście oddali tylko jeden strzał na bramkę Realu. Bardziej niż wymowne.
Real Madryt – Real Sociedad 4:1 (2:1)
Camavinga 40′, Modrić 43′, Benzema 76′ (k), Asensio 79′ – Oyarzabal 10′
Fot. Newspix
WIĘCEJ O LA LIGA: