W 24. minucie meczu pomiędzy Jagiellonią Białystok a Wartą Poznań Bogdan Tiru złożył się do przewrotki w polu karnym gości. I trzeba przyznać, że trafił idealnie. Nawet lepiej niż wczoraj Janusz Gol. Sęk tylko w tym, że pomocnik Górnika Łęczna kopał piłkę w kierunku bramki, a rumuński stoper głowę Michała Kopczyńskiego. To są tzw. detale.
Detale, które rosną jak strata Bruk-Betu do bezpieczniej pozycji wtedy, gdy trzeba zmierzyć się z ich konsekwencjami. Łęcznianie dzięki akrobacji Janusza Gola mieli bramkę na otwarcie wyniku, a Jagiellonia Białystok jednego gracza na placu mniej. Przez całą drugą połowę i przez sporą część pierwszej – to było znaczące ułatwienie dla Warty na drodze po trzy punkty, a już na pewno na drodze po przedłużenie serii spotkań bez porażki. Może jeszcze nie czerwony dywan, ale zasypanie kilku dołków – jak najbardziej.
Oczywiście nie posądzamy Tiru o chęć zrobienia krzywdy Kopczyńskiemu, choć piłkarz Warty niestety przez jakiś czas nie będzie mógł oddychać prostym nosem. Posądzamy go o brak rozwagi. Też piłkarski grzech, ale nie z tych najcięższych.
Jagiellonia Białystok – Warta Poznań. Nuda
Jeśli ktoś nie dał rady wstać na 12.30, no to spokojnie – do czerwonej kartki nic się nie działo. Po niej zresztą też niewiele. To znaczy obserwowaliśmy w trakcie tej pierwszej połowy nierówną walkę Jaysona Papeau o strzelenie pierwszej bramki w Ekstraklasie, ale jej rezultat był taki jak zawsze. Francuz spędził na polskich murawach już 1102 minuty i dalej nic. Jasne – przestał już wyglądać jak ostatni kasztan. U Szulczka ma nawet spory wpływ na grę zespołu i bardzo obiecujące momenty. Ostatnio nawet zaliczył asystę i kluczowe podanie. No ale licznik goli ciągle wskazuje zero, co może irytować, bo okazje bywają niezłe. I o ile pozycje przy strzale głową miał jeszcze ciężką (choć gole z takich też padają), o tyle już po akcji Szczepańskiego powinien uderzyć lepiej, a pieprznął w maliny.
Jagiellonia – coś dość oczywiste – cofnęła się do obrony i liczyła na stałe fragmenty gry. Naprawdę chcielibyśmy już powiedzieć coś więcej o tym zespole pod wodzą Piotra Nowaka, ale dalej nie możemy, bo trudno coś zawyrokować. Dzisiaj pragmatyzm, chęć ugrania jednego oczka, przykrył wszystko, więc znak zapytania jeszcze urósł.
Jagiellonia Białystok – Warta Poznań. Piękny zryw
Napisaliśmy wam wyżej, ile na gola w Ekstraklasie czeka Papeau, więc warto podkreślić, że podobnych problemów nie ma Frank Castaneda. Kolumbijczyk niedawno przyjechał i w Polsce niedługo go pewnie nie będzie, ale już zdążył się zapisać w historii naszej ligi jako strzelec gola. Licząc z zeszłotygodniowym debiutem, wystarczyło mu 29 minut. Dziś trafił kilka chwil po wejściu na plac, dobijając strzał Szczepańskiego (warto odnotować udany występ).
Inna sprawa jest taka, że Kolumbijczyk mógł zostać bohaterem spotkania (i może nawet całej kolejki), ale pomylił się, gdy miał świetną okazję po wypieszczonym podaniu Luisa.
A inna sprawa numer dwa jest taka, że Warta tego meczu nie wygrała. Pomiędzy okazjami Castanedy, w zasadzie kilkadziesiąt sekund po golu, Szymonowicz mimo znacznie większego doświadczenia przegrał cholernie ważną przebitkę ze Struskim. Wydawało się, że młodzieżowiec i tak nic z tego nie zrobi, ale do piłki dopadł Prikryl, a to akurat piłkarz dość konkretny, który potrafi notować liczby, i mieliśmy remis.
W tym wypadku zwycięski dla Jagiellonii, choć to kwestia okoliczności. Małym zwycięstwem Warty jest przedłużenie serii meczów bez porażki do siedmiu. Był taki moment jesienią, że brzmiałoby to jak fantastyka.
Więcej o Jagiellonii Białystok: