Piłkarska Anglia weszła w nowy rok razem z futryną. Spotkanie Arsenalu z Manchesterem City było jednym z lepszych w tym sezonie Premier League i możemy sobie tylko życzyć, by każde kolejne było tak emocjonujące. Szansa na powtórkę już niedługo. O 17:30 zagrają ze sobą Chelsea i Liverpool, co może zwiastować kolejne wystrzały fajerwerków. Oba zespoły przystąpią jednak do tego spotkania mocno pokiereszowane.
MECZ O NADZIEJĘ
Aby się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć na tabelę i wyniki poprzednich kolejek. Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że o mistrzostwo w Anglii powalczą trzy ekipy: Manchester City, Chelsea i Liverpool. Natężenie meczów w grudniu sprawiło, że wystarczył jeden miesiąc, abyśmy jako kibice Premier League obudzili się w zupełnie innej rzeczywistości. Dzisiaj już nikt rozsądny nie odważy się postawić większych pieniędzy na mistrzostwo któregoś z dzisiejszych rywali. Przegrany dzisiejszej rywalizacji, w zasadzie będzie mógł o nim zapomnieć.
Podczas gdy podopieczni Pepa Guardioli zaliczają zwycięstwo za zwycięstwem, Chelsea w ostatnich pięciu meczach ma bilans dwóch wygranych i trzech remisów. Liverpool wygrał w tym okresie trzy spotkania, ale za to jedno przegrał. Największe rany w szeregach obu drużyn spowodowała ostatnia kolejka. The Reds niespodziewanie przegrali na wyjeździe z Leicester 0:1, mimo że według współczynnika xG zasłużyli wtedy na trzy strzelone bramki. The Blues z kolei dali sobie wydrzeć zwycięstwo w ostatnich minutach meczu z Brighton, dopuszczając do trafienia Danny’ego Welbecka.
Takie wpadki spowodowały, że Obywatele z Manchesteru mają już jedenaście punktów przewagi nad drugim zespołem. Każda z trzech pierwszych drużyn w tabeli ma co prawda inną liczbę rozegranych spotkań, ale przy założeniu najgorszego możliwego scenariusza dla Guardioli, jego zespół po rozegraniu wszystkich zaległych spotkań ligowych wciąż będzie prowadził z przewagę minimum sześciu punktów. Chelsea gra więc dzisiaj z Liverpoolem o utrzymanie się jak najbliżej lidera. Ewentualna porażka będzie oznaczać stratę około dziesięciu punktów (w zależności od wyników zaległych meczów). Remis z kolei znacznie zmniejszy szasnę obu drużyn na dogonienie maszyny Guardioli.
PROBLEMY DYSCYPLINARNE
Na drodze do zwycięstwa po obu stronach barykady stoi dzisiaj jednak wyjątkowo dużo przeszkód. Najgłośniejszą z absencji, będzie oczywiście ta Romelu Lukaku. Kilka dni temu włoski oddział Sky Sport opublikował wywiad z Belgiem, który wyraził w nim chęć powrotu do Interu. Dodał, że gdyby nie problemy finansowe włoskiego klubu, nigdy by z niego nie odchodził. Takie słowa w połączeniu z zaskakująco małą liczbą rozegranych przez niego minut w ostatnich tygodniach automatycznie obiegły media w całej Anglii.
Thomas Tuchel nie był oczywiście zadowolony ze słów swojego zawodnika, obaj mieli się spotkać i wyjaśnić sobie wszystkie sporne kwestie. Prawdziwą bombę spuścił jednak dzisiaj David Ornstein z portalu The Athletic. Poinformował on o decyzji Thomasa Tuchela, jaką jest pominięcie Lukaku przy ustalaniu kadry meczowej na spotkanie z Liverpoolem. Oznacza to, że Belg, który kosztował Romana Abramowicza 115 milionów euro trafia do łagodniej wersji Klubu Kokosa w Premier League, dołączając tym samym do Pierre’a-Emericka Aubameyanga.
Nie będzie to jedyne osłabienie The Blues. Tuchel nie będzie mógł skorzystać z Reece’a Jamesa, który wyrasta na jednego z najlepszych piłkarzy tego sezonu w klubie ze Stamford Bridge. W szesnastu spotkaniach ligowych zdobył do tej pory cztery bramki i zaliczył pięć asyst. Poszkodowane jest też drugie wahadło. Ben Chilwell wypadł do końca sezonu z uwagi na kontuzję więzadeł, ale do jego nieobecności zdążyliśmy się już przyzwyczaić.
W zasadzie jeszcze gorzej wygląda sytuacja w szeregach gości. Z powodów dyscyplinarnych szlagierowe spotkanie ominie Andy Robertson. Szkot wciąż odbywa karę za otrzymanie czerwonej kartki w spotkaniu z Tottenhamem. Ma on jednak wyjątkowego pecha, że ominie go akurat mecz na szczycie przeciwko Chelsea. Kara za bezpośrednią czerwoną kartkę wynosi bowiem trzy spotkania, powinno więc zabraknąć go w meczu Carabao Cup, a także starciach z Leeds i Leicester City w Premier League. Na jego nieszczęście mecz z drużyną Mateusza Klicha odwołano z powodu problemów covidowych, co sprawiło, że automatycznie w jego miejsce wskoczył dzisiejszy pojedynek.
IZOLACJA NIE POMAGA
To właśnie problemy związane z koronawirusem najbardziej uprzykrzają życie Jurgenowi Kloppowi. Wystarczy wspomnieć, że sam Niemiec z ich powodu nie będzie mógł pojawić się dzisiaj przy linii bocznej na Stamford Bridge. Menedżer Liverpoolu wykazuje lekkie objawy zakażenia, a drużynę poprowadzi dziś jeden z jego asystentów.
Braki spowodowane pozytywnymi wynikami testów będziemy mogli zobaczyć również na murawie. Na piątkowej konferencji prasowej, gdy Klopp nie przebywał jeszcze na izolacji, wspomniał on o trzech przypadkach koronawirusa wśród swoich podopiecznych.
– Mamy trzy nowe przypadki zakażonych na koronawirusa. Do tego dochodzi kilka innych wśród członków sztabu szkoleniowego, co sprawia, że sytuacja nie wygląda zbyt dobrze. Na ten moment nie mogę ujawnić o kogo chodzi, ale gdy zobaczycie w niedzielę naszą kadrę meczową, to na pewno się domyślicie – powiedział Niemiec.
Taka deklaracja sugeruje, że w składzie może dojść do kilku niespodzianek. Klopp przez lata przyzwyczaił do stabilnego składu, w którym kilka jego elementów nie podlega absolutnie żadnej rotacji. Mowa oczywiście o Alissonie, Virgilu van Dijku, czy graczach formacji ofensywnej. Możemy więc tylko sobie wyobrazić jak dużym osłabieniem dla Liverpoolu byłby brak chociażby Mohameda Salaha, który jest obecnie królem strzelców Premier League z piętnastoma bramkami na liczniku.
Problem ten dotyka oczywiście w różnym stopniu każdą z drużyn w stawce. Przez to z podobnych powodów prawdopodobnie zabraknie dziś Timo Wernera, co oznacza jeszcze większy ból głowy u Thomasa Tuchela przy wyborze napastnika na dzisiejszy mecz.
EMOCJE BĘDĄ NA PEWNO
Lista nieobecnych na tym się niestety nie kończy. Urazy mechaniczne leczą także Andreas Christensen, Thiago Silva, czy Thiago Alcantara. Składy obu drużyn mogą się więc dzisiaj naprawdę poważnie różnić od tych najmocniejszych, a przecież trzeba jeszcze kogoś posadzić na ławce rezerwowych.
Miejmy nadzieję, że piłkarze mimo wszystko stworzą nam świetne widowisko, w którym będzie działo się minimum tyle, co w pierwszym spotkaniu obu zespołów. Wówczas podzieliły się one punktami, po tym jak Liverpool nacierał przez całą drugą połowę na The Blues, osłabionych po czerwonej kartce dla Reece’a Jamesa. O bramki możemy być jednak spokojni. Ostatni bezbramkowy remis w ich bezpośrednim starciu miał miejsce w 2008 roku.
Czytaj także:
- Chcesz spokojnej pracy? Nie idź do Chelsea
- Ludzie do wzięcia. Nieoczywiste gwiazdy, które mogą rozmawiać z innymi klubami
- Co James Maddison powinien zrobić ze swoją karierą?
Fot. Newspix