Liverpool przegrywa z Leicester City i traci punkty. Chelsea remisuje z Brighton i traci punkty. Manchester City w meczu, który wywoływał jedynie przeciągłe ziewnięcia, pokonuje Brentford i umacnia się na pozycji lidera Premier League. Nad wspominaną dwójką ma kolejno osiem i dziewięć punktów przewagi.
W normalnych warunkach można by stwierdzić – da się to jeszcze jakoś załatwić, przecież ten Manchester City nie może wygrywać cały czas. A nuż uda się zniwelować różnicę, powalczyć do końca sezonu. Scenariusz ten wygląda jednak na coraz mniej realny. The Citizens są bliżej powiększania przewagi niż jakiegokolwiek potknięcia. Mają bowiem komfort, o którym nie śnią pozostałe ekipy angielskiej ekstraklasy.
Ławka rezerwowych warta miliony
Pep Guardiola uzyskał niegdyś miano maga rotacji. Hiszpan regularnie mieszał w wyjściowym składzie, sięgał po rezerwowych, przestawiał pozycje. Robił naprawdę wiele, by utrudnić życie osobom, które bawią się w przewidywanie pierwszych jedenastek. Wynikało to jednak nie tylko z jego upodobania do tworzenia rzeczy unikalnych, ale nade wszystko z możliwości kadrowych Manchesteru City. Ławka rezerwowych podczas wspomnianego starcia z Brentford? Między innymi: Gundogan, Mahrez, Sterling, Zinczenko. Żaden z nich nawet nie powąchał murawy w starciu z The Bees, a przecież swoje kosztowali. Łącznie wydano na nich około 160 milionów euro. W normalnym klubie taki komfort kadrowy nie istnieje.
W Manchesterze City Guardiola tak drogich piłkarzy jedynie może używać, a nie musi.
Jeśli chce kogoś wpuścić z ławki, to opcje wręcz wylewają się na boisko. Niekiedy przecież bywało tak, że wśród rezerwowych znajdował się Jack Grealish, najdroższy Anglik w historii futbolu. Na ławce siadał też Kevin De Bruyne albo Kyle Walker, swego czasu naprawdę kosztowny obrońca, którego trudno było wyciągnąć z Tottenhamu.
To sytuacja do tego stopnia wygodna, że Guardiola musi zastanawiać się „tylko” nad tym, jak kogoś wpasować do swojej układanki. Jakość broni się sama, a Manchester City ma jej zatrzęsienie. Właściwie każdy zawodnik, na którego postawi Hiszpan, daje konkret. Zmiany mają diametralny wpływ na bieg boiskowych wydarzeń, a w wypadku The Citizens pewne problemy mogą rozwiązać się praktycznie same.
Jednocześnie warto zauważyć, że w ostatnich dziesięciu meczach cztery rezerwowy miał wpływ na zdobycz bramkową Manchesteru City. Statystykę zakłamuje przy tym starcie z Leeds United, gdzie taka sytuacja miała miejsce aż trzy razy. Poza tym meczem gola lub asystę zaliczył tylko Fernandinho, który przeciwko WHU zdobył bramkę na wagę zwycięstwa. To dość niewiele, ale też nie bierze się z niczego.
Hiszpański szkoleniowiec, mimo posiadania ogromnego wachlarza możliwości, potrafi poskąpić boiskowych minut. W ostatnich pięciu meczach dokonał tylko dziewięciu roszad. To już jest drażnienie mniej zamożnego rywala, który dałby się pokroić za ćwierć ławki Manchesteru City.
Zbilansowana kadra
Więcej niż w trakcie meczu – jak już wspomnieliśmy – dzieje się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Zmiany pozycji, formacji i wyjściowego składu są czymś, co dla kibiców Manchesteru City stało się tak powszechne jak powietrze. Nie ma właściwie spotkania, który byłby rozgrywany według tego samego schematu. Rotowanie nazwiskami zdecydowanie ułatwia tę futbolową koncepcję.
Ponownie jednak – Guardiola może sobie na te roszady pozwolić, bo jego zespół ma godną pozazdroszczenia głębię. Jeśli wypadnie mu jeden zawodnik, w jego miejsce może wskoczyć niemal równie kompetentny zawodnik. Nawet Ederson, który jest postacią kluczową dla projektu byłego trenera FC Barcelony, ma swojego wartościowego zmiennika.
Gdyby Brazylijczyk wypadł na kilka tygodni, nikt raczej nie uroniłby łzy. Między słupkami może wówczas stanąć Zack Steffen. Amerykanin jest oczywiście piłkarzem gorszym, ale jednocześnie jedną z najlepszych „dwójek” w całej Premier League, sprawdzonym na tym poziomie. Do tego warto pamiętać, że pewnie nie miałby zbyt wielu okazji do wykazania się. Defensywa Manchesteru City – niezależnie od swojego kształtu – dopuszcza do najmniejszej liczby strzałów na swoją bramkę. Nikt nie interweniuje rzadziej niż Ederson.
Takiej swobody w podejmowaniu decyzji nie ma zatem nawet Jurgen Klopp ani Thomas Tuchel. Szkoleniowcy innych wielkich sił Premier League zdają się pracować w innym ekosystemie. Pierwszy z Niemców z braku laku korzysta z usług Jamesa Milnera, który kopał piłkę z J.R.R. Tolkienem, a drugi wpuszcza Saula jako ofensywnego piłkarza. Guardiola w tym czasie trzyma 160 milionów na ławce rezerwowych, a wynik ten byłby jeszcze większy, gdyby nie kilka absencji.
W ostatnich latach mówiono sporo o tym, że Manchester City już tak nie szaleje na rynku transferowym, a ich rekordowe zakupy nie są powalające w porównaniu do innych zespołów. To prawda, lecz jednocześnie The Citizens kupują dużo, a przede wszystkim – kupują jakościowo. Niemal każdy zawodnik z ich kadry kosztował kilkadziesiąt milionów, lecz mało kto dobija do granicy kilkuset.
To o tyle dobre podejście, że w ten sposób Guardiola ma zbilansowaną kadrę, gdzie każdy zmiennik jest gościem wnoszącym swoją unikatową cechę. Pewnych rzeczy nie da się uchwycić tymi ogólnymi liczbami, ale uniwersalność Manchesteru City w tym zakresie jest imponująca.
Zrób to sam
Równie imponujące jest to, jak Katalończyk potrafi działać na materiale ludzkim. Nie zawsze jest bowiem tak, że transfer dostaje na srebrnej tacy. Manchester City ponownie dominuje w rozgrywkach mimo tego, że nie ma klasycznego napastnika. Guardiola mógłby oczywiście skomleć o transfer takiego piłkarza, lecz zamiast tego skorzystał z wielozadaniowości piłkarzy, których już w zespole miał.
Pozycje w ekipie The Citizens są w gruncie rzeczy płynne. Na dziewiątce potrafił wylądować Ilkay Gundogan, ale też Zinczenko. Najwięcej podań w tercję ataku ma zaś Joao Cancelo. Bernardo Silva w jednym meczu zajmuje pozycje „szóstki”, „ósemki”, „dziewiątki”, „dziesiątki” i jeszcze zejdzie na skrzydło, zaś środkowi obrońcy w mgnieniu oka potrafią przejść na ustawienie z trójką z tyłu. Nie jest więc tak, że Guardiola bazuje jedynie na transferach. On regularnie tworzy. Najlepiej widać to na przykładzie Cancelo, który uwolniony od ciasnych schematów Allegriego stał się jednym z najpiękniej grających zawodników w całej Anglii.
Manchester City płynie przez mecz i kolejny sezon niczym podanie portugalskiego defensora w meczu z Evertonem. Horyzont jest czysty, widoczność idealna, problemy – niezauważalne.
Podopieczni Guardioli weszli już w ten błogi stan, w którym muszą jedynie bronić wypracowanej przewagi. Żaden zespół w Premier League nie jest tak regularny w swoich poczynaniach. Niekiedy mecze Manchesteru City ogląda się ciężko, niekiedy potrafią zmęczyć, ale oni od dziesięciu meczów nie wypuścili choćby jednego punktu z ręki. Składa się na to wiele czynników, choćby to, że Guardiola ma taki pęk kluczy, który rozmontuje praktycznie każdy zamek.
Lecz w sezonie, w którym COVID-19 regularnie penetruje twój skład, jedną z najważniejszych ról gra solidne ubezpieczenie w postaci wartościowych zmienników. Włodarze Manchesteru City dbali o to przez lata. W Chelsea i Liverpoolu trochę o tym zapomniano, a efekty coraz widać w ligowej tabeli. Ten ekspres zdaje się odjeżdżać, a klubowy DJ już szykuje kolejną playlistę z utworami Dua Lipy. Pośpiech nie jest wskazany, lecz The Citizens jawi się jako siła, którą może zatrzymać jedynie armagedon.
Czytaj także:
- Kim jest agent Paulo Sousy i Sa Pinto?
- Bąk: „selekcjonerem powinien zostać Polak”
- Potencjalni wygrani zwolnienia Sousy
Fot. Newspix.pl