Intensywność plotek o przyjściu Ferrana Torresa do Barcelony rośnie z dnia na dzień. W zasadzie hiszpańskie portale prześcigają się w dostarczaniu szczegółów dotyczących jego przyjścia do Dumy Katalonii. W jednej kwestii są zgodne. Prezentacja piłkarza jest kwestią kilku dni, ale jak to zwykle w przypadku doniesień bywa — trzeba zachować do nich pewien dystans. W tym konkretnym przypadku jednak dość trudno, bo już nawet trener Manchesteru City zabrał głos w tej sprawie.
Pep Guardiola na ostatniej konferencji przyznał, że wyraził zgodę na transfer Ferran Torresa do Barcelony. Jeżeli trener — w dodatku tak szanowany — daje piłkarzowi błogosławieństwo do odejścia, to transakcji musi być bliska realizacji. Dla Joana Laporty sprowadzenie piłkarza Manchesteru City na Camp Nou jest kwestią honoru. Od samego początku wykreował kilka baniek spekulacyjnych, z których nic nie wynikło. Bomba transferowa sprawi, że część farmazonów — albo inaczej — wątpliwych zdań wypowiedzianych przez prezesa zejdzie na drugi plan. No dobra, ale czy Barcelona potrzebuje Ferrana i co ewentualnie mógłby wnieść? Będzie pasował do nowej wizji budowania klubu?
Sam zainteresowany z pewnością nieco inaczej wyobrażał sobie przygodę z brytyjskimi boiskami, ale hej! Wciąż jest młodym piłkarzem, który ma ambicję, by grać regularnie i walczyć o najważniejsze trofea. W klubie z Etihad Stadium nie był pierwszym wyborem, ale nie oszukujmy się — przebić się w zespole tak naszpikowanym gwiazdami nie jest rzeczą łatwą. Stąd zejście pięterko — a pewnie i ze dwa — niżej i próba zrobienia kilku kroków do przodu już w Barcelonie.
Czy do Barcelony przychodzi zbawca?
Nie, nie przychodzi zbawca. Ten transfer trzeba traktować w zupełnie inny sposób i ogólnie zmienić postrzeganie Barcelony jako zespołu. Zbawcą był przez wiele lat Leo Messi i choć był drobnego wzrostu, to nikt nie był w stanie wejść na stołek. Po kilku latach uzależnienia drużyny od jednego człowieka należy w końcu zbudować drużynę wokół kilku istotnych ogniw. Era messicentryczna dobiegła końca, czas na nową, w której akcenty i odpowiedzialność poczynań ofensywnych rozkładają się na kilku zawodników.
Jednym z kilku filarów nowej wersji Dumy Katalonii ma być właśnie Ferran. Ma dać Barcelonie szybkość, przebojowość, dryblingi i siłę uderzenia. Tego wymaga Xavi, który od samego początku życzył sobie wzmocnień na skrzydłach. Tam ma być ogień. Tam ma jego zespół tworzyć przewagę i sprawiać problemy przeciwnikom. Intensywność i żywioł, a do tego wymienność pozycji. Stąd ten transfer reprezentanta Hiszpanii, który cieszy się dużym zaufaniem selekcjonera – Luisa Enrique. Ten zwykle widzi więcej i nie promuje ogórków.
Poszukiwania balansu
Uprośćmy sytuację. Przez większość sezonu Barcelona była bardzo łatwa do rozczytania. Wystarczyło, że trener drużyny przeciwnej oddelegował jednego ze swoich graczy do krycia indywidualnego Memphisa Depaya. Wyznaczony piłkarz miał uprzykrzać życie Holendrowi i sprawić, by ten był zmuszony do gry tyłem do bramki. Wówczas jest mniej więcej tak użyteczny jak widelec podczas spożywania kremu z dyni. Nie przesadzam. Wówczas były piłkarz OL się gubi.
Jasne w tym sezonie występowały również fazy, gdy Ansu Fati był dostępny i Memphis Depay miał większe wsparcie. Później Ousmane Dembele się wykurował i również akcenty ofensywne lepiej się rozkładały, ale Xavi potrzebuje dużego pola manewru i gwarancji, że nawet jak jeden skrzydłowy mu wypadnie, to ma następcę i nie musi na siłę szukać w rezerwach. Bez zbędnego zastanawiania się, czy chłopak mający kilka występów przeciwko drużynom pokroju Cornelli da sobie radę z Borussią Dortmund.
Xavi z pewnością cieszy się z rozwoju Abde, który początkowo podczas dryblingów wykonywał dziwne przyruchy, ale szybko wyciągnął wnioski. W dodatku częściej podnosi głowę, szuka partnerów i jest za co go chwalić. Ale na nim nie oprzesz pierwszej drużyny Barcelony. Nie teraz. Nie na tym etapie. Może kiedyś.
Nie, to nie jest kolejny Eric Garcia
Widziałem, że niektórzy doszukują się analogi w transferze Ferrana Torresa do przyjścia Erica Garcii, ale różni ich bagaż doświadczeń. Ferran jeszcze zanim trafił do Manchesteru City, rozegrał w pierwszym zespole Valencii 97 spotkań. W Manchesterze City uzbierał ich 43, więc ma już 140 meczów w klubowej piłce na najwyższym poziomie. A Eric? Zanim powrócił do Hiszpanii rozegrał 35 spotkań w pierwszym zespole The Citizens, czyli jego doświadczenie w dorosłej, klubowej piłce było bez porównania mniejsze.
Dodajcie do tego aspekt fizyczny. Co się mówiło o Garcii? Że jest wątły i nie wytrzymuje trudów spotkań. Ferran to przy Ericu czołg. Kiedy w 2020 rozgrywki na całym świecie stanęły, były piłkarz Valencii wziął się za rozbudowę mięśni. Efekty były piorunujące. Jego przemiana niczym nie odbiegała od tej, którą zademonstrował światu Leon Goretzka. Obaj mogliby grać główne role w reklamach suplementów diety.
Gość, który zna cenę wejścia na najwyższy poziom
Ferran pomimo młodego wieku jest zawodnikiem niezwykle świadomym. Już trzy lata temu organizował obozy sportowe dla dzieci. Wie dobrze, ile znaczy dla młodzieży obcowanie z profesjonalistami. Sam uczestniczył w tego typu zajęciach organizowanych w jego okolicy i wiele ile mu dały, nawet wspomnień. Teoretycznie więc działania Torresa wpisują się w rys klubu, któremu zależy na poprawie nadszarpniętego wizerunku.
Ale jest jeszcze coś, co warto podkreślić. Zwróćcie uwagę na to, ilu młodych piłkarzy ostatnimi czasy przebiło się do pierwszej drużyny Barcelony. Część z nich na pewno to przeżywa. Uczy się swojego organizmu na nowo i musi szybko poukładać sobie w głowie puzzle, które są im wciąż dość obce. Ferran jako nastolatek przekonał się na własnej skórze, ile młodych zawodników kosztuje wejście do świata poważnej piłki. Wielokrotnie wspominał o tym, że kiedy rozpoczął treningi z pierwszym zespołem Valencii, zdarzało mu się wymiotować z powodu nadmiernego wysiłku. Wracał do domu i padał na twarz. Dętka. Rów obciążeń treningowych szybko zdołał zasypać i stał się wyróżniającym graczem na poziomie Primera Division, ale trochę mu to zajęło. Rady od gościa niewiele starszego, ale mającego już dość duży bagaż doświadczeń mogą okazać się przydatne.
Młody wychowawca
W Valencii szybko dał się polubić — również poza boiskiem. W podobnym okresie do pierwszej drużyny Nietoperzy wchodził Lee Kang-In. Kontrast pomiędzy tą dwójką był aż nadto widoczny. Hiszpan wyznający etos pracy i Koreańczyk, któremu szybko uderzyła sodówa. Swego czasu świat obiegło nagranie, na którym dzieciak odziany w klubowe barwy Nietoperzy próbował poprosić Koreańczyka o autograf. Ten go po prostu zlał. Chyba zapomniał czasy, w których sam podbijał do swoich idoli.
Ferran razem z Rubenem Sobrino przeprowadzili szybką rozmowę wychowawczą z koreańskim zawodnikiem, która miała nieco powiększyć mu pole widzenia. Widok miał wreszcie wykraczać poza czubek nosa. Z pewnością nie było to przyjemne doświadczenie zarówno dla pouczających jak i pouczanego, ale efekty były zadowalające. Udało się przekonać winnego, że postąpił źle. Brawo Panie Torres.
CZYTAJ TAKŻE:
- Gerard, na którym przystanku wysiadasz?
-
„Bawół” z Urugwaju. Historia nowego lidera defensywy Barcelony
Fot. Newspix