Reklama

Chcesz spokojniej pracy? Nie idź do Chelsea

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

22 grudnia 2021, 14:23 • 6 min czytania 17 komentarzy

Gdy Frank Lampard obejmował stery klubu ze Stamford Bridge, można było obawiać się jednego – upadku piłkarskiego pomnika. Okazało się, że te pesymistyczne założenia są całkiem trafne, bo Anglik został dość bezpardonowo pogoniony z Chelsea. Nie był jednak wyjątkiem.

Chcesz spokojniej pracy? Nie idź do Chelsea

Nikt nie jest w stanie wykluczyć, że niebawem w trend nie wpisze się Thomas Tuchel. Niemiec szkoleniowiec przejął The Blues właśnie po Lampardzie i błyskawicznie zagwarantował londyńczykom sukces. Zwycięski pochód w Lidze Mistrzów, pokonanie samego Pepa Guardioli, zajęcie trzeciego miejsca w Premier League. Nieźle to mało powiedziane.

Za tymi wynikami poszło też stosowne zaufanie. Tuchel mógł wybrać sobie główny cel transferowy, a klub miał go zrealizować. Układ prosty, układ – teoretycznie – bardzo funkcjonalny. Padło na Romelu Lukaku, którego powrót na Stamford Bridge stał się najdroższym transferem Chelsea w historii. Na papierze zgadzało się wszystko, bo i The Blues potrzebowali napastnika, a sam Belg jawił się jako znacznie doroślejszy i lepszy niż kiedykolwiek.

Do tego dołożono jeszcze Saula Nigueza – też zapowiadał się dobrze – i zdecydowano, że Malang Sarr nie pójdzie na kolejne wypożyczenie, lecz będzie do dyspozycji niemieckiego szkoleniowca. Kadra, która już w poprzednim sezonie wyglądała imponująco, teraz mogła predestynować do miana najlepszej w całej Anglii.

I faktycznie – początek Chelsea zaliczyła taki, że automatycznie wpisała się do wyścigu o tytuł Premier League. Statystyki do meczu z Burnley na początku listopada:

Reklama
  • 10 spotkań,
  • 8 zwycięstw,
  • jedna porażka,
  • 26 zdobytych bramek,
  • 7 czystych kont,
  • 3 stracone gole

Jeśli ktoś miał londyńczykom strzelać gola, to musiał to być inny kandydat do tytułu (i Southampton). Jeśli ktoś miał Chelsea w ogóle urwać punkty, to musiał to być albo Manchester City albo Liverpool. Premier League szybko i zasłużenie uzyskała miano ligi trzech prędkości, ale okazało się, że jeden z zespołów nie wytrzymuje tej jazdy bez trzymanki.

Kryzys w Chelsea? Lepiej znajdź sobie nową pracę

Wspomniany mecz z Burnley nie pojawia się przypadkowo. Było to pierwsze spotkanie w tym sezonie Premier League, w którym Chelsea straciła punkty z underdogiem. The Clarets skorzystali z nieskuteczności ekipy Tuchela, wyrwali 1:1 po akcji bardzo w swoim stylu.

Jednocześnie nikt nie zakładał, że taki stan rzeczy utrzyma się na dłużej. Wpadki potrafią zdarzyć się każdemu – taki Liverpool remisował z Brighton, zaś Manchester City gubił się w starciu z Southampton. Szkopuł w tym, że pozostałym klubom szybko udało się uwolnić od chwilowego marazmu, a Chelsea jechała dalej, nie zważając na zatarty silnik.

Od meczu z Burnley:

  • 8 spotkań,
  • 3 zwycięstwa,
  • 4 remisy,
  • 13 zdobytych bramek,
  • 9 straconych goli,
  • dwa czyste konta

Regres był widoczny gołym okiem, nie tylko pod względem statystycznym. Chelsea po prostu grała słabo. Musiała wymęczyć zwycięstwo z rozbitym Leeds United, zaledwie zremisowała z Evertonem, który grał młodzieżą, pogubiła punkty z Manchesterem United, gdy ten tkwił w największym kryzysie ostatnich lat.

Reklama

Okazało się, że The Blues także zaczynają wpadać w odmęty kryzysu, lecz jednocześnie nikt nie chce tego głośno przyznać. Przynajmniej na początku robiono dobrą minę do złej gry, opierając nadzieję na frazie: Tuchel to jakoś ogarnie.

Może okazać się, że nie ogarnie, bowiem niemal żaden szkoleniowiec w historii Chelsea ery Romana Abramowicza nie zdołał ugasić pożaru, który wybuchł za jego kadencji. Jedynym, któremu udała się ta sztuka, był Carlo Ancelotti. Reszta leciała, a głowę ścinała ręka zniecierpliwionego oligarchy.

Wszystko w myśl zasady – albo Chelsea jest na szycie, albo Chelsea jest na dnie. Pomiędzy nie istnieje.

Brutalna historia

Od czasu Ancelottiego na Stamford Bridge pracowało dziewięciu szkoleniowców. Niektórzy z nich – Steve Holland i Guss Hiddink – byli z natury tylko opcjami tymczasowymi. Nadal jednak mówimy o siedmiu nazwiskach i tylko dwóch postaciach, które poprowadziły The Blues przynajmniej w 100 spotkaniach.

Sztuka ta udała się Jose Mourinho i Antonio Conte. Reszta nie dobrnęła nawet do 90 meczów, a taki Villas-Boas wytrzymał jedynie 40 potyczek.

Często mówi się o tym, że praca w Chelsea jest specyficzna, ale chyba nie zawsze zdajemy sobie sprawę, co to tak naprawdę znaczy. Stamford Bridge to miejsce, gdzie stracić zatrudnienie jest wyjątkowo łatwo. Londyn kusi majątkami, błyskotkami, perspektywami, ale tylko na krótki okres. Budować tutaj przez lata, to jak próbować zasiać ziemniaki na słońcu.

Czy to jednak jednoznacznie zły model budowania klubu? No nie do końca. Chelsea i Abramowicz, mimo tych licznych zawirowań, regularnie cieszą się z kolejnych trofeów. A skoro coś spełnia swoją podstawową rolę, czyli wzbogacanie klubowej gablotki, to jaki jest sens usilnie coś zmieniać? W Chelsea nikt nie został nauczony cierpliwości, bo po prostu nie było takiej konieczności.

Mourinho – sukces z miejsca. Conte – sukces z miejsca. Tuchel – sukces z miejsca. Jeśli ktoś nie wpasował się w ten trend, to po prostu wręczano mu wypowiedzenie i brano kolejnego szkoleniowca ze światowego topu. W ten sposób Chelsea zbudowała sobie pozycję, ale zarazem miejsca szalenie niewdzięcznego. Nikt tutaj nie zaprząta sobie głowy budowaniem pomników trenerów, bo byłoby ich zbyt wiele, a jednocześnie trudno znaleźć kandydata, który na takie wyróżnienie jednogłośnie zasłużył.

Czy Thomas Tuchel dostanie czas?

Trudno przewidzieć, kiedy niemiecki szkoleniowiec pożegna się ze Stamford Bridge. Nie ulega jednak wątpliwości, że jeśli chce pozostać w Londynie przynajmniej do końca sezonu, to musi się pospieszyć. Jego zespół ma problem, a on musi ten problem rozwikłać. Typowe zadanie trenerskie, ale w Chelsea nieco trudniejsze niż gdziekolwiek indziej.

Plusy pracy Niemca są oczywiste – The Blues sięgnęli po Ligę Mistrzów, a niemal wszyscy zawodnicy poczynili zauważalny rozwój. Taki Reece James gra najlepszą piłkę w życiu, Trevoh Chalobah przedstawił się szerszej publiczności, Jorginho stał się trzecim w kolejce do Złotej Piłki, a N’golo Kante niezmiennie jest marzeniem każdego trenera. Lepiej gra też Chilwell, Rudiger, a Thiago Silva przeżywa drugą młodość. Tylko to wszystko może być za mało.

Chelsea obecnie traci sześć punktów do Manchesteru City. Niby niedużo, a jednocześnie więcej niż się spodziewano.

Problemem Tuchela jest też Romelu Lukaku. Belg – kiedy jeszcze mógł grać – nie do końca sprawdzał się w systemie Niemca, był ciałem obcym.

Saul okazał się bohaterem tragicznym, szybko zyskał miano najgorszego transferu Chelsea ostatnich lat.

Wreszcie kłopotliwa jest ocena samej taktyki, w której prym wiedzie pięciu defensorów. Wahadła The Blues potrafią siać popłoch i zniszczenie, ale w ostatnim czasie nie funkcjonują zbyt dobrze. James delikatnie obniżył loty, zaś Marcos Alonso nigdy nie będzie Benem Chilwellem. Do tego doszły problemy z obsadą pozycji napastnika – kontuzje wykluczyły kilku graczy, a jedynym pomysłem Tuchela na to, jak to rozwiązać, jest postawienie na fałszywą dziewiątkę. Niestety dla niego – ani Havertz, ani Pulisic nie sprawdzają się w tej roli.

Obecnie Chelsea wręcz łaknie nowego systemu, nowej taktyki. Pod choinkę jej kibice nie będą prosili o kolejne trofeum, ale o to, by wreszcie wydostać się z marazmu. Wpakowano się w niego zdecydowanie zbyt szybko, a do tego zgubiono drogę do wyjścia.

Niedługo zaś mogą zgubić szkoleniowca.

Czytaj także:

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Anglia

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

17 komentarzy

Loading...