Gdy przed startem bieżącego sezonu Watford ściągał z Club Brugge nigeryjskiego napastnika, nikt nie musiał silić się na ekscytację. Jej po prostu nie było. Emmanuel Dennis jawił się jako niemal anonimowy piłkarz, który w ostatnim czasie miał kłopoty ze skutecznością. Przed transferem do Anglii zdobył zaledwie dwie bramki w 23 spotkaniach.
Na dobrą sprawę jedynym wydarzeniem, które większość osób wiązała z postacią Dennisa były jego popisy przeciwko Realowi Madryt. W październiku 2019 roku – jako piłkarz Club Brugge właśnie – wbił Królewskim dwa gole, a belgijski klub zdołał zremisować 2:2.
Niewątpliwie dla Nigeryjczyka był to wielki moment, który mógł ustawić jego późniejszą karierę. Problem w tym, że nic nie mówił o jego piłkarskich walorach. Pierwszego gola Dennis strzelił głównie dlatego, że nie trafił w piłkę tą noga, którą zamierzał. Futbolówka odbiła mu się od drugiej stopy i zupełnie zmyliła Courtoisa. W wypadku drugiego trafienia napastnik miał problemy z opanowaniem piłki, potknął się podczas sprintu na bramkę, ale koniec końców zdołał podciąć piłkę nad belgijskim bramkarzem.
Gdyby jednak to były największe problemy Emmanuela Dennisa, pewnie zrobiłby wielką karierę znacznie szybciej. Na dobrą sprawę Nigeryjczyk pewnie pragnął, żeby taki wieczór jak ten w stolicy Hiszpanii, nawet jeśli oceniany krytycznie w pewnych aspektach, przydarzał mu się znacznie częściej.
Ej, to moje miejsce!
Niestety, jego kariera przez lata nie układała się tak dobrze, jak sam z pewnością sobie tego życzył. W sezonie 2019/20 Dennis nie zdobył już więcej bramek na poziomie Ligi Mistrzów. Nigeryjczyk zaliczył puste przeloty w meczach z PSG, a przede wszystkim Galatasaray, przeciwnikiem zdecydowanie na poziomie Club Brugge. Koniec końców Belgowie nie zdołali wyjść ze swojej grupy, ale zajęli trzecie miejsce – to pozwoliło im na przeskoczenie do Ligi Europy, gdzie jednak nie mieli specjalnego szczęścia w losowaniu.
Przypadł im Manchester United, automatycznie stawiany w roli faworyta. Należy jednak oddać ekipie z Beneluksu to, że w pierwszym meczu postawili Anglikom swoje warunki. Skończyło się remisem, a jedynego gola dla gospodarzy strzelił właśnie Emmanuel Dennis. Napastnik wykorzystał błąd obrony Czerwonych Diabłów oraz niepotrzebne wyjście Sergio Romero, przerzucając nad Argentyńczykiem piłkę z odległości kilkudziesięciu metrów.
W rewanżu Nigeryjczyka jednak zabrało – pauzował z powodu kontuzji, a jego klub został zmasakrowany 0:5.
Kontuzją nie można było wytłumaczyć innej kwestii – słabej postawy Dennisa w reszcie sezonu. Błyszczał przeciwko wielkim klubom, to fakt. Dla jego trenera liczyło się jednak to, że na młodego napastnika trudno było liczyć w ligowych trudach. Przez cały sezon na belgijskich boiskach uzbierał zaledwie pięć bramek.
Co więcej, była to sytuacja stała, a nie tymczasowy spadek formy. Dennis, od momentu przeprowadzki do Belgii, nie gwarantował worka z bramkami. Raczej mały woreczek, którzy najlepsi lub najbardziej wyróżniający się zawodnicy są w stanie spokojnie przebić w ciągu jednej rundy, a niekiedy dwóch udanych miesięcy.
- 2017/18 – 12 goli + 4 asysty (7 goli w lidze, 4 w Pucharze Belgii, 1 w kw. Ligi Mistrzów),
- 2018/19 – 7 goli + 3 asysty (wszystkie gole w lidze),
- 2019/20 – 9 goli + 2 asysty (5 goli w lidze, 2 w Lidze Mistrzów, 1 w Lidze Europy, 1 w kw. Ligi Mistrzów),
- 2020/21 – 1 gol + 2 asysty dla Clubu Brugge (gol w Lidze Mistrzów).
Jasne, to nie były fatalne liczby, szczególnie jak na młodego chłopaka, ale Dennis jawił się raczej jako przeciętniak. Tylko raz w swojej karierze przekroczył próg dwucyfrowej liczby bramek, a co więcej uczynił to w swoim debiutanckim sezonie na belgijskich boiskach. Później – przynajmniej pod względem trafień w Jupiler League – było tylko gorzej.
Pewnie jednak Nigeryjczyk zostałby w Belgii na dłużej, gdyby nie jego problemy natury behawioralnej. Ujmijmy to w ten sposób – Dennis nosił się jak król. Potrafił odmówić wejścia do autokaru na mecz z Borussią Dortmund w Lidze Mistrzów, ponieważ jego ulubione miejsce było zajęte. Podważał decyzje trenerów, dawał się porwać nocnemu życiu Brugii.
Tego typu sytuacje przelewały czarę goryczy, którą napełniały średnie wyniki strzeleckie. Koniec końców zadecydowano, że Dennis zostanie wypożyczony. To nieomal zniszczyło jego karierę.
“Ten transfer to moja osobista porażka, to był błąd”
Trzeba przyznać, że Kolonią zarządzali odważni ludzie. Wzięli w swoje szeregi chłopaka, któremu nie do końca poszło w Belgii i liczyli, że sytuacja diametralnie zmieni się w Bundeslidze. Dennis został wypożyczony do Niemiec w połowie sezonu 2020/21, by wspomóc klub w walce o utrzymanie w tamtejszej ekstraklasie.
Niestety, nie wyszło. Dennisa nie tylko przytłoczył poziom ligi, ale też ponownie odzywały się jego osobiste problemy. Nie potrafił porozumieć się ze sztabem, demotywował grupę, uwierał. Skończyło się na tym, że koszulkę z koziołkiem ubrał zaledwie dziesięć razy. Jeszcze gorzej wyglądał jego ówczesny licznik bramkowy, bo do siatki trafił tylko raz, w dodatku w pucharowym starciu z Jahn Regensburg, gdzie Koln i tak udało się roztrwonić dwubramkową przewagę.
Po serii meczów w Bundeslidze, gdzie Nigeryjczyk nie dawał żadnych konkretów, ostatecznie odstawiono go od pierwszego składu. W trzech ostatnich meczach sezonu zasadniczego nie pojawił się nawet na ławce, podobnie jak i barażach o utrzymanie.
Sprawę postawiono jasno – wypożyczenie Dennisa było wyrzuceniem kasy w błoto. Nie krył się z tym były dyrektor sportowy Koln, Horst Heldt: – On nie jest łatwym facetem. Wiedzieliśmy o tym problemie, ale podjęliśmy zbyt duże ryzyko. Źle to oceniliśmy. Dennis wywoływał poruszenie, ale nie z powodu umiejętności, ale swojego zachowania. Źle działał na grupę, musieliśmy go porzucić. Ten transfer to moja osobista porażka, to był błąd – mówił w rozmowie z portalem Mobil Express.
Koln rzecz jasna nie walczyło o przedłużenie wypożyczenia ani tym bardziej o wykupienie piłkarza. Dennis z podkulonym ogonem musiał wracać do Belgii, ale obawiano się, że nikt nie będzie chętny na krnąbrnego, a ostatnio absolutnie nieskutecznego Nigeryjczyka.
Nietrudno zatem wyobrazić sobie, że dyrektorskie stołki nagle straciły swoje obciążenie, gdy Club Brugge otrzymało ofertę z Premier League. Dennis przyciągał wcześniej zainteresowanie klubów z najmocniejszych lig świata, ale takie Napoli pytało o niego po udanym sezonie 2017/18, a nie w momencie, gdy Nigeryjczyk nie potrafił znaleźć drogi do siatki. Wydawało się, że Watford upadł na głowę.
Święty pomysł na życie
Xisco Munoz podjął jednak ryzyko. Jasne – beniaminka Premier League tłumaczyła cena transferu, bo zniknięcia czterech milionów euro nikt pewnie nie zauważył. Dennis był również młody, ma w końcu 23 lata. Ale reszta spraw była wielką flagą ostrzegawczą, którą Anglicy zdawali się ignorować.
Nigeryjczyka ściągli bowiem po to, by… rozwiązać problem braku napastnika. Munozowi udało się awansować do angielskiej ekstraklasy bez typowej dziewiątki, ale młody trener czuł, że utrzymanie się tam będzie wobec takiego stanu rzeczy po prostu niemożliwe. Miał w swoich szeregach Joao Pedro, lecz ten wolał grać na skrzydle – zbiegał tam właściwie przy każdej okazji, a zdobywane przezeń bramki tylko dowodziły, że Brazylijczyk nie jest wykończeniowcem.
Do tego swoje problemy mieli Troy Deeney, który ostatecznie odszedł do Birmingham City, oraz Isaac Success trapiony kontuzjami. Watford napastnika potrzebował, ale nikt nie sądził, że łowy zostaną urządzone na belgijskich pastwiskach. Sugerowano piłkarzy z większymi nazwiskami, z lepszymi liczbami. Munoz się jednak uparł i Dennis już w sierpniu zawitał na Vicarage Road. Przyjęcie było chłodne. Kibiców nie ekscytowały dwa trafienia z Realem Madryt, gol z Manchesterem United lub fakt, że pod względem udanych dryblingów Dennis w Kolonii ustępował tylko Ondrejowi Dudzie. Dla nich najważniejsze było to, że nowy napastnik ukochanego klubu strzelił dwa gole w ostatnich 23 meczach, w tym jednego z Jahn Regensburgiem.
Nie da się więc wykluczyć, że Watford w ten sposób uratował karierę Dennisa. Kto wie, może Nigeryjczyk poszedłby swą drugą drogą, o której opowiadał dla Sky Sports. Jest w końcu na tyle młodym człowiekiem, że wstąpienie do seminarium nie rodziłoby żadnych większych kontrowersji. – Dorastałem w bardzo biednej, ale religijnej rodzinie, Bóg pełni ważną rolę w moim życiu. Kiedy byłem chłopcem, marzyłem o tym, żeby zostać księdzem, podziwiałem ich. Miałem 13 albo 14 lat i w mojej głowie był kościół, a nie piłka nożna. Byłem w nią niezły, bardzo dobry, ludzie mi to mówili, ale moja rodzina powtarzała, że powinienem zostać i się uczyć. W końcu zostałem wypchnięty, jestem tutaj, jestem bardzo szczęśliwy, ale przez wiele lat nawet o tym nie marzyłem – stwierdził w rozmowie z Chrisem Hullem.
Afryka ma jednak swojego kolejnego piłkarskiego bohatera. Chociaż zostanie piłkarzem nie było dziecięcym marzeniem Dennisa, to teraz zawodnik Watfordu może masowo oddziaływać na tysiące młodych chłopaków.
Najlepszy po Mohamedzie Salahu
Gość, który nie potrafił strzelić ani jednego gola w Bundeslidze. Gość, który w ostatnim czasie miał średnią jednego trafienia na ponad dziesięć meczów. Ten właśnie człowiek jest teraz drugim zawodnikiem w klasyfikacji kanadyjskiej Premier League. Nie Cristiano Ronaldo, Mason Mount, Bernardo Silva albo Harry Kane. Emmanuel Dennis z Watfordu – 11 punktów.
Przewaga Mohameda Salaha jest gigantyczna, w końcu Egipcjanin wykręcił już chory wynik 13 trafień i 9 asyst, ale liczby Nigeryjczyka też robią wrażenie. Dość niespodziewanie Dennis najbardziej błyszczał nie pod wodzą Xisco, którego szybko zwolniono, lecz Claudio Ranierego. Włoch jak nikt potrafi sobie zjednać drużynę, nawet jeśli wszyscy postawili na niej krzyżyk.
Od momentu przyjścia doświadczonego szkoleniowca, Dennis:
- strzelił dwa gole i zaliczył asystę w meczu z Evertonem,
- strzelił dwa gole i zaliczył asystę w meczu z Manchesterem United,
- trafił do siatki z Leicester City,
- złamał żelazną defensywę Chelsea Thomasa Tuchela
We wcześniejszych kolejkach wpisał się jeszcze na listę strzelców przeciwko Aston Villi i Norwich City, co czyni z niego najskuteczniejszego zawodnika beniaminka oraz szóstego w skali całej ligi. Niespełna cztery miliony funtów, które przelano na konto Club Brugge, jawi się teraz jako promocja, a sam Dennis wreszcie gra tak jak sugerowano, że będzie, gdy jako nastolatek błyszczał na ukraińskich boiskach.
Zanim bowiem Nigeryjczyk wybrał się na podbój zachodniej Europy, ściągnięto go za naszą wschodnią granicę. Do Zorii Ługańsk trafił w 2016 roku bezpośrednio z Afryki i prezentował się na tyle dobrze, że Brugge wyłożyła za niego milion euro. Z pewnością wszyscy liczyli, że w ciągu kolejnych lat ten transfer zwróci się zarówno Ukraińcom jak i Belgom, ale obecnie wiele wskazuje na to, że przede wszystkim na Dennisie wreszcie skorzysta Watford.
W Anglii Nigeryjczyk znalazł swoje miejsce do życia. Jego warunki fizyczne połączone z brawurą potrafią sprowokować niemal każdą defensywę Premier League. Zawodnik ten szybko wyrósł na najciekawszego gracza beniaminka i wyrobił sobie silną pozycję na angielskim rynku.
Co więcej, okazało się, że wcale nie jest tak typowym napastnikiem, jak zdawało się Xisco. Dennis regularnie bowiem trzyma się swojej lewej strony, a dopiero po ścięciu do środka zmienia się w bramkonośną maszynę. Trudno ferować wyroki w sprawie jego dalszej kariery, lecz nawet gdyby miał skończyć jak Michu, to wyjazd do Anglii i tak będzie tego wart. W końcu o one hit wonderach potrafi się mówić latami. Paradoksalne.
Czytaj także:
Fot.Newspix