Getafe przez kilka sezonów pracy Josepa Bordalasa osiągało wyniki ponad stan. Z przeciętnych piłkarzy wyciskał siódme poty, przez co Los Azulones dostąpili zaszczytu gry w europejskich pucharach. Ostatni sezon tego trenera pokazał, że Getafe zaczyna się wypalać i dobiło do sufitu. Pojawiały się poważne zgrzyty w szatni i w gabinetach, zaczęła znikać satysfakcja z pracy, więc boss spakował się, wrzucił walizkę do bagażnika i zdezerterował do Valencii.
Odejście Bordalasa wywołało lawinę kłopotów, z których Getafe próbuje się wygrzebać. Prezes Angel Torres testuje efekt sprawdzonej miotły. Sprawdzonej, bo zatrudnia trenerów, którzy już kiedyś prowadzili zespół z Estadio Colliseum Alfonso Perez. Następcy Bordalasa nie mają jednak łatwego zadania. Przejęli zespół, w którym istniała przewaga rzemieślników nad futbolowym lekkoduchami. Getafe przyzwyczaiło przez lata do agresywnej, momentami wręcz chamskiej gry. Może i znaleźli się sympatycy takiego stylu, ale nawet klubowym władzom zaczęła przeszkadzać łatka brutalnie grającego zespołu. W związku z tym prezes uznał, że od początku sezonu 21/22 nadejdzie reformacja i Getafe zacznie grać, a nie tylko kopać.
W świecie demagoga
Dość karkołomnej misji przemiany hokeistów w łyżwiarzy figurowych podjął się Michel. W sezonie 09/10 doprowadził Getafe do zdobycia szóstego miejsca w lidze i dzięki niemu Los Azulones zagrali w Lidze Europy. Od tego momentu pracował w kilku klubach, ale ostatnimi czasy szło mu słabo. Doskonały mówca, ale przeciętny — żeby nie powiedzieć dość słaby — trener. Aż dziw bierze, że po wielu latach niepowodzeń jego nazwisko wciąż znajduje się na hiszpańskiej karuzeli szkoleniowców. Ma szczęście, że środowisko trenerów Primera Division jest dość hermetyczne i zwykle brakuje nowych twarzy. A jeśli nawet się takowa pojawia, to przyjeżdża zazwyczaj trener z Argentyny, powiela schemat adaptacji do europejskich warunków i klub żyje nadzieją, że będzie dobrze.
Getafe Michela ani nie zaczęło grać ładniej, ani skuteczniej, na domiar złego brakowało w zespole równowagi. Ot, prosta droga do wykolejenia i znalezienia się na peronie z napisem Segunda Division. Nie pomogły dobre relacje z piłkarzami, nie pomogła zamiana kija na marchewkę. Jego zespół przegrał siedem pierwszych spotkań, następnie zremisował z Realem Sociedad, ale nawet cenny punkt z mocnym rywalem nie mógł uratować posady 58-latka. Zdobycia zaledwie jednego punktu w ośmiu spotkaniach nie był mu w stanie wybaczyć prezes, a więc Michel usłyszał Adios.
Kolejny sentymentalny powrót
Wtem przyszedł kolejny nowy-stary trener. Quique Sanchez Flores zdecydował się na wejście do tej samej rzeki po raz trzeci. Mogło zastanawiać, dlaczego Angel Torres znów postawił na relikt przeszłości. Raz się na tym wyłożył i brnie w to dalej? O dziwo konsekwencja okazała się niezłym wyborem. Prezes nie chciał oddawać zespołu w ręce kogoś nieznanego. Szukał zmiany, która nie będzie wiązała się ze stawianie klubu do góry nogami. Za Quique Sanchezem Floresem przemawiało również to, że od jakiegoś czasu wręcz domagał się zatrudnienia.
W maju kiedy było już właściwie pewne, że Bordalas odejdzie, obecny trener Getafe udzielił wywiadu, w którym zachowywał się tak, jakby już został zatrudniony. Wymieniał nazwiska piłkarzy Getafe, z którymi już w częściej pracował, opowiadał dziennikarzom o swojej wizji i pomyśle na poszczególnych zawodników, ale na tym się przejechał, bo wówczas klub wolał postawić na Michela.
Co się odwlecze to nie uciecze, choć z pewnością łatwiej byłoby objąć zespół wraz z początkiem nowego sezonu, a nie dopiero w momencie, gdy pożar zajął kilka kondygnacji i operacja ratunkowa jest obarczona dużym ryzykiem. Gdy QSF powrócił do klubu, nikt nie spodziewał się cudów. Oczywiście ich nie doświadczył, ale poprawa względem tego, co zastał, jest widoczna. Poukładał przede wszystkim zespół w obronie. Jego zawodnicy wiedzą, co mają grać. Rzadziej się mylą i powoli zaczyna klarować się system, w którym Getafe ma grać na dłuższą metę. QSF trzyma się kurczowo 5-3-2, ale często dostaje pytania, czy nie lepiej wrócić do gry czwórką obrońców. Tylko po co majstrować skoro działa dobrze?
Jest lepiej, ale wciąż nie jest kolorowo
Getafe z obecnym trenerem na pokładzie zaczęło regularnie punktować. W siedmiu ostatnich kolejkach zdobyli dziewięć punktów, ale co warto podkreślić — przegrali tylko dwa spotkania. Ostatnie wyniki dobrze oddają potencjał zespołu. Miejsca 10-15 to w tym momencie maksimum, na które stać ten zespół, ale najpierw muszą wygrzebać się ze strefy spadkowej. Mają cztery punkty straty do pierwszego bezpiecznego Deportivo Alaves. Wszystko wskazuje na to, że pomimo poprawy przekaz trenera do końca sezonu się nie zmieni — każdy mecz to finał.
Dobre relacje Floresa z prezesem Angelem Torresem powinny poskutkować wzmocnieniami, które już zresztą zapowiedziano. Głównie chodzi o wzmocnienie boków. Latem, jeszcze pod wodzą innego trenera, zamierzano sprowadzić Jorge de Frutosa z Levante, ale transfer się wysypał. Pewnie w Getafe nadal byliby zainteresowani tym piłkarzem, ale na przykład Lille jest skłonne zapłacić za de Frutosa około 20 milionów euro. Hiszpanie takiej kasy nie mają.
Teraz mówi się o wypożyczeniu Oscara Rodrigueza, który przepadł w Sevilli. Ten może grać zarówno na boku, jak i w środku. Do niedawna nieźle się zapowiadał, ale coś poszło nie tak i teraz szuka przystani, w której mógłby się szybko odbudować.
Latem klub przestrzelił z transferem Vitolo, który w ostatnich sezonach przegrywał rywalizacje w Atletico nie tylko przez poziom, który prezentował, ale również przez urazy. Niepokoić może również sytuacja Jakuba Jankto. Czech miał być zawodnikiem na tu i teraz. We Włoszech świetnie się spisywał, ale również i w jego przypadku problem stanowią liczne kontuzje.
Najbliżsi rywale
Do końca roku Getafe rozegra jeszcze trzy ligowe starcia. Pierwsze już dziś z nieprzewidywalnym Athleticiem. Klub z Bilbao ostatnio postawił twarde warunki Realowi Madryt i tylko na własne życzenie przegrał spotkanie, w którym powinien zdobyć minimum dwie, a może więcej bramek. Z drugiej strony Athletic czeka na ligowe zwycięstwo od października, eksponując swoje słabości. Wykorzystywał je choćby uważnie grający Cadiz.
Dwa kolejne spotkania Getafe to mecze kolejno z Deportivo Alaves i Osasuną. Deportivo po beznadziejnym początku przez moment zaczęło punktować na poziomie Atletico Madryt. Teraz złapali lekką zadyszkę, ale nie są już takimi chłopcami do bicia, jak na starcie sezonu. Nie wiadomo czego spodziewać się po meczu z Osasuną. Przez pewien czas zespół Jagoby Arrasate był jedną z rewelacji sezonu. Od październikowej wygranej z Villarrealem złapali zadyszkę, ale to wciąż nieźle poukładany zespół i kwestią czasu pozostaje, kiedy pokonają kryzys.
Czytaj również:
- Dlaczego Inaki Williams przestał się rozwijać?
- Deportivo Alaves ostatnio punktuje lepiej od Atletico. Przypadek? Niekoniecznie
- Czy powrót Osasuny do europejskich pucharów jest możliwy?
Fot. NewsPix