W maju viralem w mediach społecznościowych stał się urywek transmisji jednego ze spotkań Tottenhamu. Realizator uchwycił wymowną reakcję Harry’ego Kane’a na fakt, że żaden z partnerów nie doszedł do jego dośrodkowania, ponieważ… ani jeden z nich nie wbiegł w pole karne rywala. – Jaki to ma, kurwa, sens? – mruknął pod nosem zniesmaczony Kane. I wiele wskazuje na to, że Anglik do dziś zadaje sobie pytanie, jaki sens mają jego dalsze występy w ekipie Spurs. W sezonie 2021/22 napastnik pod wieloma względami spisuje się po prostu fatalnie i niekiedy sprawia wrażenie człowieka całkowicie wyprutego z nadziei, iż w barwach Tottenhamu uda mu się osiągnąć sukces.
Harry Kane – szczyt możliwości w 2021 roku
Poprzedni sezon dla Tottenhamu nie był szczególnie udany. Siódme miejsce w Premie League, wielka klapa w Lidze Europy, porażka w finale EFL Cup, zwolnienie Jose Mourinho – o ekipie „Kogutów” mówiło się głównie w kontekście rozczarowań i marnowanego potencjału. Okej, początek rozgrywek jeszcze był całkiem obiecujący, ostatecznie po dwunastu kolejkach Spurs liderowali w ligowej tabeli i prezentowali całkiem przyjemny dla oka futbol, lecz im dalej w las, tym mocniej sypała się gra zespołu. Jeśli szukać jednak trochę na siłę jasnych punktów, to najważniejszym z nich zdecydowanie była postawa Harry’ego Kane’a.
Lider ofensywy Tottenhamu zakończył sezon jako najlepszy strzelec (23 gole) i najlepszy asystent (14 asyst) całej angielskiej ekstraklasy. Wciąż oczywiście należało go określać mianem napastnika, ale w praktyce Kane często grywał jako „dziesiątka” – regularnie cofał się do środka pola lub schodził do skrzydeł, mocno angażując się w rozegranie piłki. W efekcie strzelecko rozkwitł u jego boku Heung-min Son. Koreańczyk zanotował w Premier League aż 17 goli, co było dla niego najlepszym wynikiem w karierze. I mnóstwo bramek zdobył albo po bezpośrednich dograniach od Kane’a, albo korzystając na tym, że Anglik swoim ruchem bez piłki stworzył dla niego przestrzeń do wyjścia na wolne pole. Akurat do postawy tej dwójki fani Spurs nie mogli mieć większych zastrzeżeń.
Southampton 2:5 Tottenham (cztery gole Sona po czterech asystach Kane’a)
Podczas mistrzostw Europy napastnik Tottenhamu podtrzymał formę i ponownie zaprezentował oblicze snajpera z playmakerskim zacięciem. W fazie grupowej wypadł jeszcze dość blado, krytykowano go nawet za nieco zbyt małą pazerność w szesnastce rywali, ale w play-offach rozwinął już skrzydła i zdobył aż cztery gole – jednego z Niemcami, dwa z Ukrainą, no i oczywiście bramkę na wagę awansu w dogrywce półfinałowego starcia z Danią. Na początku lipca brytyjskie portale w zasadzie jednomyślnie wymieniały Kane’a w gronie pięciu głównych faworytów do zdobycia Złotej Piłki tuż obok Lewandowskiego i Messiego. Naturalnie było w tym sporo przesady, dość typowej zresztą dla Anglików, no i porażka w finale Euro mocno ostudziła entuzjazm, ale naprawdę wyglądało na to, że Kane znalazł się u szczytu swoich możliwości. Strzelał z bliska i z dystansu, rozgrywał, nadal świetnie radził sobie tyłem do bramki z obrońcą na plecach.
Pełen pakiet atutów. A potem coś się popsuło.
Harry Kane – kryzys formy
Po dwunastu ligowych występach w sezonie 2021/22 Kane ma na koncie zaledwie jednego gola i jedną asystę. Na dodatek oba punkciki do klasyfikacji kanadyjskiej udało mu się zdobyć w starciu z Newcastle United, a przecież „Sroki” zamykają tabelę Premier League i nie wygrały jeszcze ani jednego ligowego spotkania w bieżącej kampanii. Nieco lepiej jest na europejskiej arenie – w fazie grupowej Ligi Konferencji UEFA angielski napastnik trafił do siatki czterokrotnie. No ale umówmy się, że od piłkarza tego kalibru wymaga się jednak czegoś więcej niż obijania słoweńskiego NS Mura. Jeszcze za kadencji Mourinho w ogóle próżno było szukać Kane’a w pierwszym składzie Tottenhamu na mecze fazy grupowej Ligi Europy. Portugalczyk zazwyczaj oszczędzał gwiazdora na ligę.
Podatny na kontuzje Kane nie ukrywał zresztą, że jest za to wdzięczny trenerowi. Trzeba bowiem pamiętać, jak to wyglądało za rządów Mauricio Pochettino. Anglik regularnie grywał wówczas z niedoleczonymi kontuzjami, przyspieszał proces powrotu na boisko jak tylko się dało. Często z fatalnym skutkiem. Wystarczy przypomnieć sobie występ Kane’a w finale Champions League, kiedy wyglądał jak cień samego siebie.
No dobrze, ale w obecnych rozgrywkach Kane gra od deski do deski właściwie w każdym spotkaniu i nie słychać, by dręczył go jakiś straszliwy uraz. Tymczasem statystyki Anglika od niepamiętnych czasów nie wyglądały tak marnie. W zasadzie pod każdym względem Kane notuje regres.
TOTTENHAM WYGRA Z NORWICH? KURS: 1,42 W FUKSIARZU!
- liczba strzałów: 27 (24. miejsce w lidze)
- stosunek goli do oddanych strzałów: 0,04 (133.)
- współczynnik spodziewanych goli: 3,4 (28.)
- stosunek liczby goli spodziewanych do zdobytych: -2,4 (456. – najgorszy w Premier League)
- akcje prowadzące do strzału na 90 minut: 2,23 (104.)
- kluczowe podania: 10 (84.)
- podania w trzecią tercję boiska: 24 (107.)
Co tu dużo mówić – jest źle. Powody?
Cofnąć się trzeba do wiosny i rozstania Spurs ze wspomnianym Mourinho. Mówiło się wtedy, że szatnia londyńskiego zespołu jest już zmęczona współpracą z Portugalczykiem, a klęska w Lidze Europy z Dinamem Zagrzeb dodatkowo sprawiła, iż niektórzy piłkarze całkowicie stracili sympatię wobec managera. Mourinho po porażce 0:3 z Chorwatami postanowił bowiem spędzić sporo czasu… w szatni drużyny przeciwnej, gratulując zwycięzcom świetnej postawy. Zdaniem angielskich dziennikarzy część zawodników Spurs odebrała to jako próbę odsunięcia się od drużyny w kryzysowym momencie. Nie jest jednak tajemnicą, że akurat Harry Kane pozostał wierny Mourinho do samego końca i był niezadowolony ze sposobu, w jaki „The Special One” został pożegnany.
– Dowiedziałem się o zwolnieniu Mourinho na pięć minut przed upublicznieniem wiadomości – przyznał Kane. – Miałem świetne relacje z Jose, dogadywaliśmy się od pierwszej minuty. Rozumieliśmy się, mamy podobną mentalność, tak samo widzimy rzeczy na boisku. Szkoda, że nie udało nam się razem wygrywać. (…) Jose oczekiwał od nas, że będziemy grali jak mężczyźni. Że będziemy mieli liderów na boisku. Ostatecznie chyba nam ich zabrakło. Nie mieliśmy wystarczającego przywództwa. On ma gigantyczne doświadczenie, które wyniósł z meczów o najwyższą stawkę. Jest zwycięzcą, tylko to go interesuje, dlatego tak dobrze się rozumieliśmy. To jego żywioł – Jose pragnie triumfów. Chciał zarazić całą drużynę tą mentalnością, ale mu się nie udało.
„Nie wszyscy dogadywali się z Mourinho, ale mnie pracowało się z nim wspaniale”
Harry Kane
To w gruncie rzeczy wypowiedź pełna goryczy.
Tottenham generalnie uchodzi za klub „wiecznie przegrany”, żadna to nowina, ostatecznie „Koguty” w XXI wieku zdobyły tylko jedno trofeum (Puchar Ligi w 2008 roku), ale kiedy największa gwiazda drużyny wprost podpisuje się pod tą narracją… To dobitny znak, że dzieje się coś niedobrego. Między wierszami można było wyczytać, że wraz z klęską Mourinho angielski napastnik po prostu stracił wiarę, by komukolwiek udało się poprowadzić Spurs do sukcesów.
Do tego doszedł przegrany finał mistrzostw Europy. Kolejny dotkliwy prztyczek w nos Kane’a, który – przypomnijmy – nie wywalczył jeszcze w trakcie swojej kariery ani jednego pucharu. – Wspomnienie tego finału będzie mnie prześladować do końca życia – stwierdził Kane w rozmowie z ESPN. – Przegrany finał mistrzostw Europy na Wembley… Takie wydarzenia niełatwo usunąć z głowy. Dwie ostatnie wielkie imprezy dla reprezentacji Anglii to przegrany półfinał i przegrany finał. To niezwykle wyczerpujące doświadczenia. Nie tylko fizycznie, ale i mentalnie. Tymczasem nie ma nawet czasu, by to przetrawić, wyciągnąć wnioski. Ani się obejrzysz, a już zaczyna się kolejny sezon Premier League. Znowu jesteś na boisku i grasz o punkty.
Harry Kane – czy Conte go uratuje?
No i nie można zapominać, że spragniony sukcesów Kane latem mocniej niż kiedykolwiek wcześniej naciskał na odejście z Tottenhamu. Jego frustracja związana z posunięciami pionu sportowego Spurs ewidentnie przekroczyła punkt krytyczny. Anglik długo nie pojawiał się nawet na przedsezonowym zgrupowaniu zespołu, do tego stopnia był przekonany, że zmiana barw klubowych to tylko kwestia czasu. W pewnym momencie wydawało się w zasadzie pewne, że 28-latek wyląduje w Manchesterze City. „Obywatele” byli zdecydowani zapłacić za niego około 100 milionów funtów, choć pod koniec sierpnia plotkowano też o kwocie o 50 baniek wyższej. A jednak Daniel Levy, współwłaściciel i prezes Spurs, postanowił odrzucić wszystkie transferowe propozycje. Mógł sobie na to pozwolić, ponieważ kontrakt Kane’a z Tottenhamem wygasa dopiero po sezonie 2023/24, a zatem jest jeszcze czas, by coś na napastniku zarobić.
Pytanie, na ile było to uczciwe wobec samego zawodnika. Według informacji „The Telegraph” Kane i Levy zawarli między sobą niepisaną umowę, że ten drugi nie będzie torpedował pierwszemu transferu, o ile klub porządnie na transakcji zarobi. A jak przyszło co do czego, Levy spuścił przedstawicieli City po brzytwie.
– Pierwszy raz w życiu w trakcie okienka transferowego mierzyłem się z taką liczbą spekulacji na temat mojej przyszłości – przyznał Kane. – Ale jeśli jesteś wielkim piłkarzem, musisz sobie radzić w takich sytuacjach. To część biznesu. Myślę, że ja poradziłem sobie dobrze. Nie sądzę, by moja reputacja mogła ucierpieć. Mam czyste sumienie, nigdy niczego nie ukrywałem. Każdy człowiek śledzący piłkarski rynek dobrze rozumie, na czym to wszystko polega. I niby trudno się z Anglikiem nie zgodzić, ale z drugiej strony aż narzuca się, by powiązać jego gorszą dyspozycję z transferowym fiaskiem.
Harry Kane
W tym kontekście wydaje się, że zatrudnienie Antonio Conte – szkoleniowca niezwykle drogiego w utrzymaniu, kapryśnego, piekielnie wymagającego, ale i gwarantującego sukcesy – ma na celu nie tylko wyciągnięcie Spurs z dołka i przywrócenie zespołu do gry o najwyższą stawkę, ale i przekonanie Kane’a do pozostania w Tottenhamie. Krótka kadencja Nuno Espirito Santo okazała się wielopoziomową porażką, jednak Conte to zupełnie inny rozmiar kapelusza. To kolejny szkoleniowiec, którego charakteryzuje wspominana przez Kane’a „mentalność zwycięzcy”. Z tą różnicą, że w przypadku Mourinho mówimy o triumfach odnoszonych kilka(naście) lat temu, podczas gdy Antonio jest przecież świeżo upieczonym mistrzem Włoch.
Na razie Conte nie odczarował strzeleckiej formy Kane’a. Nie sprawia jednak wrażenia zmartwionego tym faktem. – Jestem bardzo zadowolony z jego dyspozycji, jest istotnym elementem naszej ofensywy. Choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że każdy napastnik pragnie goli. Naszym zadaniem jest tworzenie mu jak największej liczby strzeleckich sytuacji w każdym spotkaniu. Wydaje mi się, że znajdujemy się już na właściwej ścieżce.
NORWICH POKONA TOTTENHAM? KURS: 7,40 W FUKSIARZU!
Dyplomacja czy szczery optymizm? Trudno powiedzieć. Tak czy owak, Tottenham po trzynastu kolejkach sezonu 2021/22 ma na koncie zaledwie trzynaście bramek w Premier League, a pod względem współczynnika xG drużyna z Londynu plasuje się na odległym, szesnastym miejscu w lidze. Podstawowy cel na pierwszym etapie pracy Conte jest zatem oczywisty – rozhulać ofensywę zespołu, czyli rozhulać Harry’ego Kane’a. Sprawić, by Anglik zapomniał o wszystkich przykrych doświadczeniach ostatnich miesięcy, by definitywnie wyrzucił z głowy transferowe spekulacje i ponownie zaczął zachwycać. Jeśli Włochowi się to nie uda, no to Daniel Levy stanie przed poważnym dylematem. Z jednej strony – trzymanie grymaszącego i cieniującego Kane’a w klubie trochę mija się z celem. Tylko czy ktokolwiek zdecyduje się znowu wyłożyć 100-150 baniek za napastnika znajdującego się tak daleko od optymalnej dyspozycji?
CZYTAJ TAKŻE:
- Jak długo Antonio Conte wytrzyma w Tottenhamie?
- Mordercze treningi, długie analizy i soki owocowe – Conte staje na głowie, by pomóc Spurs
fot. NewsPix.pl