Kto wie, być może październikowe starcie Manchesteru United z Tottenhamem będzie tym meczem, który wywrze największy wpływ na bieżący sezon Premier League. W końcu właśnie wtedy poleciała głowa Nuno Espirito Santo. W końcu właśnie wtedy kolejny kredyt zaufania otrzymał Ole Gunnar Solskjaer.
Nie każda porażka musi nią być, jeśli podejdziemy do tematu wystarczająco mądrze. Tottenham właściwie nie powinien mieć z tym trudności. Zwolnienie Nuno Espirito Santo było ruchem zrozumiałym, dobrym, nawet jeśli rozsądnym naprawieniem nierozsądnej decyzji. Wpływ na ocenę tej sytuacji ma jednak nie tylko samo podjęcie takiej decyzji, ale także sytuacja na rynku trenerów. Wciąż wolny był przecież Antonio Conte i londyński klub postanowił na tym skorzystać.
Drugi raz na przestrzeni roku kalendarzowego, Tottenham prowadził rozmowy z włoskim szkoleniowcem. Za pierwszym razem zasiedli do negocjacji jeszcze przed startem sezonu, gdy wybierano nowego trenera dla Spurs po krótkiej przygodzie Ryana Masona. Wówczas jednak Conte nie był zainteresowany. Liczył pewnie na ofertę z jeszcze mocniejszego klubu, co skłoniło go do odrzucenia możliwości współpracy ze swoim dobrym znajomym, Fabio Paraticim.
Kilka miesięcy później sytuacja wyglądała jednak inaczej. Zaraz po zwolnieniu Nuno, zarząd Tottenhamu odezwał się właśnie do Antonio Conte. Negocjacje nie trwały długo – zaledwie dzień po pożegnaniu Portugalczyka, stołeczny klub ogłosił zawiązanie współpracy z Włochem. W ten sposób Spurs sprzątnęli najlepszego dla siebie trenera na rynku:
- Conte zna angielską piłkę,
- jego styl gry nie odbiega od rozwiązań Mourinho i Esprito Santo,
- jest Antonio Conte do cholery.
Z niemal identycznych powodów Włoch był uważany za idealnego następcę Ole Gunnara Solskjaera. Manchester United trzymał się jednak Norwega mocniej niż te małe elementy LEGO, których nie da się rozdzielić nawet zębami. Liczono, że zwycięstwo ze Spurs natchnie Czerwone Diabły. W rzeczywistości nie wygrali żadnego z trzech kolejnych meczów, między innymi kompromitując się z Watfordem.
Conte w tym czasie już robił wszystko, by pomóc Tottenhamowi.
Moja drużyna, moje zasady
Każdy klub, do którego zawitał włoski szkoleniowiec, miał wypalone jego piętno. Czy to w kwestii zasad, które miały obowiązywać, czy to w kwestii taktyki, właściwie niezmiennej niezależnie od miejsca pracy. Tottenham nie stał się wyjątkiem na liście Conte – od pierwszy chwil, gdy zawitał do północnego Londynu, wiadome było jedno – koniec z podejściem znanym za czasów Nuno Espirito Santo, Ryana Masona, a nawet Jose Mourinho. Witajcie w moim świecie.
Trudno więc było udawać zdziwienie, gdy do angielskich mediów zaczęły docierać głosy piłkarzy, którzy pierwszy raz spotkali się z taką żelazną ręką. Mason był trenerem tymczasowym, dla wielu kolegą z szatni. Espirito Santo może i ma warsztat, ale szatnię stracił pierwszego dnia pracy – sami zawodnicy wiedzieli, że Portugalczyk nie był wymarzoną opcją dla włodarzy. Były szkoleniowiec Wolverhampton nie potrafił przebić się przez ścianę, w ciągu czterech miesięcy nie zdobył szacunku wśród swoich podopiecznych. Bolesnym tego przejawem było jego zwolnienie – na pożegnanie trenera, choćby za pomocą social mediów, nie zdecydował się żaden piłkarz Spurs.
Conte jest jego totalnym przeciwieństwem. Charyzmatyczny, utytułowany, potrafiący zdławić sprzeciw już w zarodku. Od swoich zawodników wymaga absolutnego poświęcenia, ale sam jest w stanie je zagwarantować.
Na jedną z pierwszych konferencji prasowych spóźnił się, ponieważ analiza wideo niespodziewanie się przeciągnęła. Zwykle trwają one około 20 minut – Conte mecz Tottenhamu z Vitesse opracowywał z piłkarzami przez 75 minut, zwracając uwagę na każdy detal ich zachowania.
Już w pierwszym tygodniu gracze musieli się też zderzyć z autorskimi projektami Conte dotyczącymi treningów. Zamiast pływać, piłkarze Tottenhamu doświadczyli meczu z cieniem – słynnej praktyce Conte, w której 11 piłkarzy ćwiczy bez przeciwnika, skupiając się jedynie na przesuwaniu, zmianie pozycji i odpowiedniej płynności tych ruchów.
Włoch swoim czujnym okiem objął jednak nie tylko przygotowanie taktyczne i motoryczne. Chociaż wśród zawodników nie ma jedności względem tych informacji, to The Athletic przekonuje, że Conte zmodyfikował jadłospis w klubie – nie ma majonezu, ketchupu, kanapek, soków owocowych, smażenia na maśle i oleju. To wszystko ogranicza zawodników, a szkoleniowiec potrzebuje, by byli oni w idealnej wręcz formie. Inaczej jego taktyka nie ma sensu, a same treningi mogą okazać się zbyt trudne.
– Mówi się, że treningi u Antonio są trudne. To bzdura. Nie byłem po nich zmęczony. Byłem martwy – mówił Giorgio Chiellini.
Zmiany zaczynają się od głowy
To jednak nie koniec zmian, które Conte spróbuje zaprowadzić. Czymś, co rzuca się w oczy – nawet jeśli jesteśmy oddaleni od londyńskiej szatni – jest przeciętne zaangażowanie wielu zawodników. Piłkarze Tottenhamu zbyt często snują się apatycznie na boisku, a największe cięgi w tej sprawie zbierają Harry Kane oraz Hung-min Son. Dwójka, która zachwycała za czasów Jose Mourinho, obecnie jest nadzwyczaj rozczarowująca.
Anglik strzelił w tym sezonie ligowym tylko jednego gola, w dodatku ponad miesiąc temu (3:2 z Newcastle). To samo starcie jest zresztą ostatnim, w którym do siatki trafił Koreańczyk, chociaż on akurat ogólny bilans ma znacznie lepszy – cztery bramki, jedna asysta.
Te wyraźnie niepokojące sygnały są czymś, z czym Włoch z pewnością będzie walczył. Zdawać się bowiem może, że jego piłkarzom wręcz brakuje przekonania o własnych umiejętnościach. Mecz z Vitesse, gdzie prowadzili już 3:0, nagle wymknął się spod kontroli. Czerwona kartka, dwie stracone bramki, drżenie o końcowy rezultat. Conte, który uwielbia panowanie na boisku i pełną władzę nad przebiegiem boiskowych wydarzeń, postara się to zmienić.
Właściwie już teraz to robi, bo jego reakcja po meczu z Leeds United była bardzo wymowna. Włoch emanował większą radością niż jakikolwiek z jego podopiecznych. Ma jednak nadzieję, że uda mu się tymi pozytywnymi wibracjami odmienić oblicze Tottenhamu.
Antonio Conte on his passion and celebrations during and after the victory over Leeds United.
Thoughts #Spurs fans? 🤔
💻 @footballdaily #THFC #COYS pic.twitter.com/x9HQ1O5BVg
— That Tottenham Feed (@Tottenham_Feed) November 22, 2021
Włoch, jak chyba niewielu szkoleniowców na świecie, zdaje sobie sprawę z roli umysłu w odnoszeniu zwycięstw. Wie, że przestawienie wajchy na właściwie miejsce jest czynnikiem koniecznym, jeśli chce w Londynie odnieść sukces, po który został sprowadzony.
To nie jest miejsce, które gwarantuje sukces
Nadal jednak nie może być go pewnym. Skład, którym dysponuje, wcale nie jest optymalny, tym bardziej dla preferowanej przez niego taktyki. Ben Davies – grający jako pół-lewy obrońca – wielokrotnie popełniał błędy, które pół na pół wynikały ze złego ustawienia oraz tego, że Walijczyk po prostu nie jest najpewniejszym defensorem.
Problematyczny jest również środek pola, gdzie sporym wyzwaniem będzie obudzenie Tanguya Ndombele, co przecież nie udało się żadnemu poprzednikowi Conte. Pod formą znajdują się również Harry Kane i Heung-min Son, czyli teoretyczni liderzy, a już na pewno najlepsi piłkarze, których można spotkać w szatni Spurs. Pomniejsze problemy z każdym z nich trzeba rozwiązać, bo ich kumulacja stawia Tottenham w trudnej sytuacji.
Klub przełamał się co prawda w meczu z Leeds, oddano w końcu strzały w światło bramki, ale nawet zwycięstwo 2:1 nie sprawia, że ktokolwiek jest zachwycony. Londyńczycy na dobrą sprawę zagrali bardzo dobrą drugą połowę, musząc zatrzeć ślady koszmarnej pierwszej, po której przegrywali przecież z absurdalnie osłabionym Leeds.
To jednak nie koniec nieprzyjemnych serii, bo Tottenham wciąż czeka na przełamanie w rzutach rożnych. Spurs wykonywali 62 kornery w tym sezonie – żaden z nich nie poskutkował umieszczeniem piłki w siatce. Takiej bezproduktywności nie można puścić płazem.
***
W oczach bukmacherów Tottenham jawi się jako zespół, który jest największym faworytem na zwycięstwo w Lidze Konferencji. To podejście całkiem rozsądne, ale Antonio Conte z pewnością nie przyjmuje tych przypuszczeń za pewnik.
Wie, że trafił do klubu, który znajdował się nie w jednym dołku, ale w kilku mniejszych lub większych kryzysach. Nic dziwnego, że zakasał rękawy bardzo szybko – czeka go wszak mnóstwo pracy. Naprawienie Spurs to nie tylko rozwiązanie kwestii taktycznych, ale także uczynienie zwycięzców z chłopaków, którzy w zasadzie nie wygrali żadnego poważnego trofeum.
Czytaj także:
- Manchester United zwolnił Solskjaera, ale to nie koniec problemów
- podsumowanie 12. kolejki Premier League
Fot. Newspix