To była całkiem przyjemna przystawka przed daniem głównym, jakim jest mecz Lecha z Legią. Cracovia potrafiła zagrać fajnie w piłkę, aczkolwiek poprzeczka nie była dzisiaj zawieszona zbyt wysoko. Warta może i potrafiła kilka razy zmusić do wysiłku Hrosso, ale czy zasłużyła choćby na wywiezienie punktu? Skąd, nic z tych rzeczy. Najpierw „Pasy” kontrolowały mecz, a potem oddali pole, żeby przeciwnik mógł się otworzyć. Gdyby ekipa Probierza miała lepszą skuteczność, na spokojnie mógł paść zdecydowanie wyższy wynik.
Cracovia – Warta Poznań. Warta walczyła o przetrwanie
Od samego początku obie strony narzuciły niezłe tempo. Generalnie ten mecz miał prostą budowę scenariusza: Cracovia kontroluje, Warta kontruje. Punkt nr 1 przemieniał się nawet z biegiem czasu w dominację i dociskanie poznaniaków do parteru, którzy momentami raz za razem musieli ofiarnie bronić się przed atakami „Pasów”. Dobre wrzutki dawali Hanca z Pestką, a van Amersfoort świetnie napędzał akcje ze środka pola, dawał kąśliwe strzały czy nawet bawił się zagraniami piętką.
Jeszcze jakiś czas temu za takie stwierdzenie byśmy kogoś wyśmiali od góry do dołu, ale, drodzy państwo, Cracovię ogląda się umiarkowanie dobrze. Ba, nawet Rivaldinho, który po raz pierwszy w tym sezonie dostał szansę od 1. minuty, nie kompromitował się (dobra, ten strzał z dystansu przy kontrze 3 na 3 w 81. minucie to wyjątek). Nie szukał kwadratowych jaj i w polu karnym był użyteczny, kiedy trzeba było znaleźć się w odpowiednim miejscu i odegrać piłkę na klepkę. Ale i tak najgroźniejszą bronią gospodarzy były dośrodkowania. W pierwszej połowie Rapa powinien mieć z takowego asystę, ale Hanca trafił akurat na świetną dyspozycję Lisa na linii. Bramkarz Warty pofrunął w stronę słupka i uratował swój zespół. Zespół, który… Ech, wyglądał po prostu źle.
Nawet gdybyśmy chcieli szukać pozytywów w grze Warty, to wybór argumentów jest mocno ograniczony. W ofensywie rower, któremu włożono kij w szprychy. W defensywie – przeciekający kadłub. Nawet jak udało się coś stworzyć z przodu, to bardziej z powodu błędu rywala, a nie dzięki wykorzystaniu konkretnego schematu. W ten sposób raz Kuzimski mógł zachować się lepiej i posłać silniejszy strzał. Lepiej powinien zachować się także Rodriguez, który nawet nie trafił w bramkę, mając futbolówkę na niezłej wysokości i lewej nodze w polu karnym. Z drugiej strony, gdyby coś takiego wpadło, trener Probierz musiałby mówić o niesprawiedliwym losie. Krótko mówiąc, Warta przetrwała pierwsze 45 minut. To wymowne.
Cracovia – Warta Poznań. Oddanie pola i ostateczny cios
Warta z szatni wyszła trochę odmieniona. Dużo dało wejście Czyżyckiego, a do tego Rodriguez zaczął poczynać sobie coraz śmielej. Oddał nawet strzał z dystansu, przy którym Hrosso musiał się w końcu trochę napocić. Słowem: Warta realnie zaczęła pracować na bramkę, potrafiła zagrozić rywalom z pomysłem. Ale, jak to w piłce bywa, czerwonej latarni ligi pokazał się ironiczny uśmiech losu. Ot, to Cracovia załadowała bramkę i to taką, że nie trzeba było zbyt wielu starań. Hanca podbiegł nieatakowany pod pole karne i zagrał do Pestki, który nawet nie był dobrze ustawiony do dośrodkowania. Zrobił kółeczko na trzecim biegu, rzucił dośrodkowanie bez patrzenia w pole karne pod nogami Grzesika, a Rakoczy bez krycia przyjął futbolówkę i załadował jak trzeba. Warto zaznaczyć, że to gol Cracovii z udziałem dwóch Polaków. Ten dzień trzeba zapisać w kalendarzu.
Ale Warta nie złożyła broni, zaczęła się odgryzać. Kieliba strzelał głową z rzutu rożnego w naprawdę dobrej pozycji, ale nie trafił w światło bramki, nie przygotował się na ten moment. Później Trałka próbował strzału życia, a Rodriguez wciąż sprawiał wrażenie, jakby potrafił dać coś ekstra, acz brakowało mu dokładności w kluczowych momentach. Dobrze byłoby tu użyć określenia „roztrzęsiony na boisku”. Podobnie jak Papeau, który niekiedy zachowuje się tak, że chcesz wysłać go natychmiast na ławkę, a w innych momentach coś ciekawego po sobie jednak zdradza. Sęk w tym, że to pierwsze występuję zdecydowanie częściej.
Generalnie Cracovia odpuściła ataki, oddała Warcie piłkę, a że ta nie powala poziomem w grze pozycyjnej, to ten mecz zaczął się trochę dłużyć. Na dodatek ekipa Michała Probierza zaczęła prosić się o kłopoty, bo nie potrafiła domknąć meczu. W jednej sytuacji wyszła kontrą 3 na 3, a potem nawet 5 na 3. Każda z nich została spartolona koncertowo. Prosiło się o gola na 2:0 i takowy w końcu padł. Lepiej późno niż wcale, jednak przede wszystkim zasłużenie. Zwycięstwo po jednej bramce nie oddawałoby tego, jak dobrze była dzisiaj dysponowana Cracovia. Warta w końcówce znów była dość apatyczna w bronieniu, gol padł dosłownie po trzech podaniach. Rzut z autu, zgranie główką Rivaldinho do Rochy, podanie w pole karne do Myszora i ładny strzał po długim słupku pod nogami Matuszewskiego. W ekipie gości zgasło światło.
Patrząc na tabelę – wcale nie będzie tak prosto na nowo je rozpalić.
Cracovia – Warta Poznań 2:0 (0:0)
Rakoczy 58′, Myszor 90+1′