Najkrócej jak się da: Messi, Mbappe, Neymar i Di Maria w pierwszym składzie. PSG bez celnego strzału. Przecież to komentuje się samo.
Rennes zrobiło wszystko, żeby ten mecz wygrać. W ofensywie potrafiło zagrać z polotem, a w defensywie całkiem sprawnie ograniczać możliwości paryżan. Ale też nie był to występ wybitny, bo PSG swoje okazje kreowało. Gdyby koszulki gości założył dzisiaj zespół lepiej zorganizowany, zapewne wynik byłby inny. Ekipa Pochettino była dzisiaj jak najdroższa i w teorii najlepsza gitara, którą ktoś źle nastroił. Jak wiadomo, na takiej dobrego koncertu zagrać się nie da. Wrażenia wizualne były okej, ale konkretów brak.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Rennes – PSG. Gong do szatni
W pierwszej połowie Rennes pokazało pazur. Potrafiło postraszyć Donnarummę, tworzyło akcje na skrzydłach czy w środku pola, nakładało presje na obrońców. Gdyby gospodarze strzelili bramkę, powiedzielibyśmy, że dzięki odwadze i w zasłużony sposób. Ba, Rennes pokusiło się nawet o pressing, który raz zmusił do błędu Verrattiego, znanego z tego, że bardzo rzadko traci piłkę. Ot, ze strony Rennes wyglądało to obiecująco. Nikt przed Messim, Neymarem i Mbappe nie wywiesił białej flagi. Oczywiście po drugiej stronie boiska Rennes musiało cierpieć, ale otwarta gra z PSG w galowym składzie zawsze kosztuje.
W pierwszej połowie podopieczni trenera Pochettino śmiało mogli wcisnąć ze dwie bramki. Messi z rzutu wolnego uderzył w poprzeczkę, Neymar z Mbappe w dobrych sytuacjach zabawili się w futbol amerykański. Różnica w jakości indywidualnej była widoczna, acz nie dawało to konkretów. Nawet jak Messi włączał wyższy bieg, zaczął kręcić obrońcami Rennes lub posyłał świetne prostopadłe podanie, to gdzieś na końcu akcji brakowało kropki nad „i” ze strony kolegów. Później podobnie można było powiedzieć o wypadach ofensywnych słabszego na papierze rywala, szczególnie w osobie Sulemany, który kręcił Hakimim lub Mendesem, oddał też jeden groźny strzał. On najbardziej się wyróżniał, w tak młodym wieku nie pękał.
Wydawało się, że bardziej skomplikowane środki nie przyniosą skutków, dlatego 19-letni reprezentant Ghany w końcu poszedł w prostotę. Rzucił fajne dośrodkowanie, które wykończył tuż przed zejściem do szatni Laborde. PSG dostało gonga i w tym miejscu należałoby powiedzieć, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. To wynikało z faktu, że piłkarzom PSG po prostu brakowało trochę pazerności. W ataku za dużo było koleżeństwa i szukania siebie nawzajem. Natomiast o Rennes krótko: mieli cojones.
Rennes – PSG. Jak skończyli, tak zaczęli
Uderzyć szybko po starcie rundy, to jak uderzyć ze zdwojoną mocą. Właśnie to zrobiło Rennes. Druga połowa nie mogła zacząć się dla ekipy trenera Genesio lepiej. Żaden z piłkarzy gości nie dotknął nawet piłki, a gospodarze już strzelili gola. Prawym skrzydłem pognał Laborde, po czym, będąc przy linii końcowej, znalazł w polu karnym Taitiego. Ten wykończył akcję tak, że Donnarumma nie mógł sięgnąć futbolówki. Był niekryty, miał pełen komfort. Powiedzieć, że PSG było wtedy w opałach, to jak nie powiedzieć nic. Wizja o zwycięstwie oddaliła się bardzo znacznie, a wcale nie było pewności, że uda się wyciągnąć choćby remis. Tym bardziej, że wynik 2:0 nie zadowalał Rennes, co było widać szczególnie po postawie Sulemany, który pracował na bramkę jak mało kto. Znów posłał atomówkę, za drugim razem kilka centymetrów bliżej okienka. Dołożył też inne elementy, naoglądał się chyba dośrodkowań zewniakiem byłego piłkarza Rennes, Kamila Grosickiego, bo wychodziły mu one całkiem dobrze.
Co z PSG? Raziło brakiem organizacji. Strzeliło gola po fajnej wymianie podań, ale VAR go anulował, bo na pozycji spalonej był Mbappe. Znalazł go wcześniej Messi przeszywającym podaniem, a później to samo zrobił Gueye, tyle że Francuz po raz kolejny w tym meczu posłał piłkę nad poprzeczką. Cóż, nie był to jego mecz, acz w ten sposób dałoby się dzisiaj opisać każde nazwisko z paryskiego gwiazdozbioru. Najlepiej wypadł Messi, który kreował grę, stwarzał podłoże pod okazje bramkowe. Z każdym meczem na francuskich boiskach poczyna sobie coraz śmielej, pozwala sobie na więcej. Tylko co z tego, skoro paryżanie nie potrafili skruszyć muru, jaki postawiło Rennes.
W tym zespole brakowało dowodu na to, że coś wynika w nim z czegoś. Wszystko było szarpane, co widzimy nie po raz pierwszy. Jak mecz nie układa się po myśli PSG, to później zaczynają się schody. Schody, przynajmniej na razie, w takich spotkaniach nie do przejścia. Żeby ta maszyna działała perfekcyjnie, trzeba lepiej ułożyć zębatki.
Rennes – PSG 2:0 (1:0)
Laborde 45′, Tait 46′
Fot. Newspix