Reklama

Pep Guardiola obudził potwora. Manchester City nie dał szans Chelsea | ANGIELSKI ŁĄCZNIK

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

28 września 2021, 13:37 • 11 min czytania 1 komentarz

Czy to była jedna z najlepszych kolejek tego sezonu? Zdecydowanie tak, prawdopodobnie najlepsza. Mnóstwo zaskoczeń, mnóstwo dobrych meczów, kilka pięknych bramek. Premier League w tym tygodniu stanęła na wysokości zadania i chociaż nie doszło do sensacyjnej zmiany lidera, to i tak nie mamy na co narzekać. Trudno nawet jednoznacznie wskazać, którzy kibice cieszyli się podczas minionego weekendu najmocniej. 

Pep Guardiola obudził potwora. Manchester City nie dał szans Chelsea | ANGIELSKI ŁĄCZNIK

Tym razem inny wybór niż ten byłby irracjonalny. Manchester City kilka razy ocierał się o miano najlepszej drużyny kolejki, ale trzeba było rozbicia Chelsea, by w końcu tego miana się doczekać. Ktoś w tym momencie może się żachnąć i stwierdzić, że o rozbiciu nie może być mowy, skoro ostateczny wynik to zaledwie 1:0 dla podopiecznych Pepa Guardioli. Szkopuł w tym, że oni zdominowali rywala i tylko Edouard Mendy i Thiago Silva zdołali sprawić, że nie skończyło się kanonadą do jakiej kibice The Blues nie nawykli za kadencji Thomasa Tuchela.

Naprawdę nie wiedziałem, że można na takiej intensywności grać przez 90 minut. Pressing zakładany na tercecie środkowych pomocników i obrońców był imponujący. Za każdym razem, gdy ktoś z tej szóstki brał się za rozgrywanie piłki, przynajmniej czterech graczy Manchesteru City biegło jak do pożaru. Zaszachować Chelsea jest niełatwo, a im się to udało. Na palcach ręki nieuważnego drwala można policzyć składne akcje ekipy z Londynu, zawiązane po wyprowadzeniu piłki spod swojego pola karnego.

Wiele o tym meczu może powiedzieć heatmapa Bernardo Silvy. Ale nie tylko. Bo to też dokładne podania De Bruyne. To Walker, który szefował w obronie – Chelsea nie przeprowadziła jego stroną jakiejkolwiek sensownej akcji. To Cancelo i Grealish, którzy wrzucili na kolejkę wysokogórską Azpilicuetę, a Hiszpan ewidentnie miał problemy, by się nadmiernie nie uzewnętrznić. Koniec końców to także Gabriel Jesus, który przeżywa swoistą rezurekcję i Ruben Dias, który w jedynej groźnej sytuacji The Blues zachował się jak profesor.

Reklama

Tak grający Manchester City jest w stanie pokonać każdą drużynę na świecie. W sobotę wyszło im absolutnie wszystko, a to zdecydowanie zbyt wiele, by tłumaczyć to po prostu nieobecnością Masona Mounta i gorszą dyspozycją Chelsea.

 

Drużyna 6. kolejki Premier League: Manchester City

Chociaż ta seria gier obfitowała w mecze doskonałe, to niespodziewanie trudno wyróżnić jednego zawodnika, który świecił najjaśniej. Weźmy taki Manchester City, o którym wspomniałem wyżej albo Brentford, które w świetnym stylu urwało punkty Liverpoolowi. To wszystko rezultaty osiągnięte w 99% przez pracę całego zespołu. Z pomocą w tej sytuacji przychodzi jednak Arsenal i ich mecz z Tottenhamem. Nie będzie chyba stwierdzeniem na wyrost, jeśli powiemy, że gdyby nie Bukayo Saka, zwycięstwo w derbach Londynu mogłoby nie być tak okazałe.

Saka – siłą rzeczy – był jednym z najlepszych piłkarzy na boisku. Przewagę nad Parteyem czy Odegaardem ma jednak w tej materii, że jego akcje wywierały bezpośredni wpływ na wynik spotkania. Otwierający gol? To właśnie młody Anglik zagrywa do Smitha-Rowe’a. Gol, który ostatecznie pogrążył Tottenham w pierwszej połowie i de facto pogrzebał jego szanse na remis? Tutaj Saka już sam wymierzył sprawiedliwość.

Patrzyło się na tego wciąż nastoletniego chłopaka z niekłamaną przyjemnością. Zupełnie zdemolował konkurencję na swojej flance i był zawsze tam, gdzie potrzebował go Arsenal. Nic dziwnego, że nawet w czasach wielkiego kryzysu fani The Gunners patrzą błagalnie na Sakę. To po prostu jest piłkarz, który potrafi zrobić różnicę. Jasne, dalej zdarzają mu się wahania formy, czasami przejdzie koło meczu. Czasami jednak zagra tak, że trzeba zbierać szczękę z podłogi. Na swoje szczęście jeden z takich wieczorów przydarzył mu się w minioną niedzielę. Derby Londynu to dla Tottenhamu i Arsenalu najważniejszy mecz w sezonie. W najnowszej historii show skradł 20-letni zaledwie chłopak, który – zdawać by się mogło – na boisko przyszedł prosto z Hale End.

Reklama

Piłkarz 6. kolejki Premier League: Bukayo Saka (Arsenal)

W tej kategorii zazwyczaj brylowali nastolatkowie. Tym razem było o to trudniej niż zazwyczaj, bo młodzieżowcy zagrali na zbliżonym do siebie poziomie, mniej zachwycającym niż zwykle. Jasne, śmiało mógłby znaleźć się tutaj Bukayo Saka, ale Anglika mamy już wyżej. Otarł się również o tę kategorię Connor Gallagher, który pod wodzą Patricka Vieiry staje się jednym z najciekawszych pomocników do obserwacji. W 6. kolejce Premier League postawię jednak na bramkarza Wolverhampton, Jose Sa.

W dużej mierze dlatego, że to pierwszy piłkarz Wolves, który w tym sezonie zanotował asystę. Tak, tak, podanie golkipera do Raula Jimeneza jest pierwszym otwierającym drogę do bramki zagraniem w wykonaniu podopiecznych Bruno Lage’a. Narrację psuje nieco fakt, że Wolverhampton w Premier League strzeliło zaledwie trzy bramki, z czego jedną samobójczą, ale nadal – jest to wynik dość nieoczywisty.

Sa na wyróżnienie zapracował jednak nie tylko celnym zagraniem do Meksykanina – mimo że od razu po nim padł gol, to Jimenez musiał jeszcze ośmieszyć Jana Bednarka i powalczyć z Salisu. Portugalczyk przez 90 minut pewnie bronił dostępu do bramki, zaskakująco często i dobrze radząc sobie przed własnym polem karnym. To odmiana w stosunku do tego, co w Anglii prezentował Rui Patricio. Obecny golkiper Romy miał jeden z najniższych współczynników interwencji poza szesnastką w całej lidze. Tymczasem Jose Sa kilka akcji Southampton skasował właśnie w tym obszarze, raz nawet zapuszczając się w okolice koła środkowego.

We współczesnej piłce bramkarze coraz częściej są traktowani jako kolejny zawodnik z pola. Statystyki Portugalczyka to dowód na tę tendencję:

  • 6 interwencji
  • 2 wykreowane szanse
  • 1 asysta
  • 1 wywalczony rzut wolny
  • 6. pod względem liczby kontaktów z piłką w Wolverhampton

Nieoczywisty piłkarz 6. kolejki Premier League: Jose Sa (Wolverhampton)

Dla postronnego kibica nie mogło być innego wyboru. Starcie Chelsea z Manchesterem City to były szachy. Mecz Arsenalu z Tottenhamem nieco spuścił z tonu w drugiej połowie. A Brentford i Liverpool? Akcja za akcję. Od samego początku do samego końca, bo przecież w okolicach 90. minuty oba zespoły miały jeszcze swoje sytuacje bramkowe.

Brentford ma dokładnie ten sam vibe, który w poprzednim sezonie niósł Leeds United. Podopieczni Marcelo Bielsy byli powiewem świeżości, teraz to samo można powiedzieć o graczach Thomasa Franka. Liverpool zaskoczyli nie indywidualnymi umiejętnościami (chociaż Toney kozakiem jest), lecz pomysłem na grę. Właściwie wszystkie strzelone gole – a było ich aż trzy – wzięły się z zagrania na dalszy słupek, gdzie beniaminek szybko stwarzał przewagę liczebną. Osamotniony Trent Alexander-Arnold nie był w stanie sprostać takiej liczbie rywali, co dla The Reds kończyło się tragicznie. Dla widowiska była to jednak najlepsza możliwa wiadomość.

Mieliśmy w tym spotkaniu, tak z ręką na sercu, absolutnie wszystko. Piękny gol Curtisa Jonesa, Mohamed Salah i jego setny gol dla Liverpoolu w lidze, Ivan Toney wygrywający raz po raz starcia z Virgilem van Dijkiem i Joelem Matipem, koncertowo spartaczone stuprocentowe okazje, no i zaskakujący koniec końców wynik. Widać, że Brentford nie planuje zaliczyć pustego przelotu, który grozi Norwich City. Oni zdecydowanie mają pomysł na to, jak się w tej elicie utrzymać i konsekwentnie go realizują. Wyniki z Arsenalem i Liverpoolem to nie jest przypadek.

 

Najlepszy mecz kolejki: Brentford – Liverpool

Jedenastka 6. kolejki Premier League

Przez wzgląd na wyniki – dominacja Arsenalu i Manchesteru City. W jedenastce kolejki musiał się znaleźć Bukayo Saka, nie zabrakło również miejsca dla Smitha-Rowe’a. Anglik jest jednym z tych zawodników, którzy zdają się zrobić wszystko, gdy grają w koszulce The Gunners. Wychowanek za każdym razem walczy jak lew, a tym razem bardzo dobry występ okrasił bramką, która rozpoczęła kanonadę na The Emirates.

Ostatnim z przedstawicieli Arsenalu jest Takehiro Tomiyasu. 22-letni obrońca, którego klub niespodziewanie wyciągnął z Bolonii, jest jednym z najlepszych transferów letniego okienka. Przynajmniej na ten moment. Japończyk doskonale sprawdza się na prawej stronie układanki Mikela Artety. Przeciwko Tottenhamowi znowu był bardzo pewny, a także dawał dużo rozwiązań taktycznych – jego częste cofanie się i formowanie trzyosobowego bloku obronnego pozwalało Kieranowi Tierney’owi na większą swobodę w akcjach ofensywnych.

Jeszcze więcej – bo aż czterech – mamy graczy Manchesteru City. To jednak nie powinno dziwić. Postawiłem na Kyle’a Walkera i Rubena Diasa, którzy zupełnie wyłączyli z gry ofensywnych zawodników Chelsea. Do angielskiego obrońcy często ma się pewne zastrzeżenia, Walkerowi potrafi odciąć prąd. Jednakże jeśli jest skupiony, to wyrasta na czołowego defensora na świecie. W miniony weekend mieliśmy tego najlepszy dowód. Dias zaś zagrał na swoim zwyczajowym poziomie, a jego blok po strzale Kovacicia zepsuł jedyną naprawdę groźną akcję The Blues.

Dalej na wyróżnienie zasłużył Rodri – wybrany przecież MVP całego spotkania oraz Gabriel Jesus, który strzelił gola na wagę trzech punktów. Zmiana pozycji to zbawienie dla Brazylijczyka, od kiedy Pep Guardiola uczynił z niego skrzydłowego, mamy do czynienia z zupełnie innym piłkarzem.

Jedenastkę uzupełniają:

  • Jose Sa (Wolverhampton) – sami wiecie dlaczego.
  • Kortney Hause (Aston Villa) – wystąpił przeciwko Manchesterowi United tylko dlatego, że Axel Tuanzebe nie mógł z powodu przepisów (jest wypożyczony z Manchesteru), a strzelił gola na wagę zwycięstwa.
  • Jamie Vardy (Leicester City) – on się po prostu nie starzeje. Strzelił wyjątkowego hat-tricka – dwa gole po uderzeniach na dobrą bramkę, jeden swojak. Legia będzie miała kłopoty, o ile Anglik nie dostanie wolnego.
  • Ivan Toney (Brentford) – trzeba było kogoś z ekipy beniaminka wyróżnić i padło na Toneya. Może nie notuje spektakularnych liczb, ale jego wkład w grę Brentford jest nie do przecenienia. Każda akcja The Bees przechodzi przez tego nietypowego napastnika.

Tradycyjne wyróżnienia zgarniają też: Abdoulaye Doucoure (Everton), Bernardo Silva (Manchester City), Aaron Ramsdale (Arsenal), Sean Longstaff (Newcastle United), Connor Gallagher (Crystal Palace) i Thomas Partey (Arsenal).

Najgorsi zawodnicy 6. kolejki Premier League

Dzisiaj prawdziwy misz-masz, w którym zaskakująco mało zawodników Tottenhamu, bo tylko trzech. Po dwóch przedstawicieli ma natomiast Manchester United, Leeds United i Southampton. Wniosek jest prosty – zbyt wielu zagrało źle, by wytykać tylko jedną ekipę.

Weźmy takie Leeds United – przegrana z West Hamem United to żaden wstyd, ale błędy popełniane przez ShackletonaJuniora Firpo na takie miano już zasługują. Pierwszy dał się zakręcić przy decydującym trafieniu Michaila Antonio. Anglik podbił nad obrońcą piłkę, co postawiło go w wygranej pozycji. Firpo grał chyba jeszcze gorzej. Na jego ocenę wpływa oczywiście trafienie samobójcze, ale całość występu była równie nieprzekonująca. Naprawdę widać, dlaczego tego chłopaka pozbyła się Barcelona, nawet jeśli nie idzie jej ostatnimi czasy najlepiej.

W Southampton również dostało się obrońcom, w tym – niestety – Janowi Bednarkowi. Zachowanie Polaka przy bramce Raula Jimeneza nie było skandaliczne. Był to po prostu bezpośredni efekt tego, że Meksykanin jest od Bednarka silniejszy. Nie ma przypadku w tym, że Polak wielokrotnie zmieniał stronę z Mohamedem Salisu, by nie musieć stawiać czoła Jimenezowi właśnie. Gdy jednak w końcu doszło do bezpośredniej konfrontacji, to wiemy, jaki był jej efekt.

Warto nadmienić, że nie pomógł w niej Alex McCarthy, który zostawił Jimenezowi właściwie całą stronę bramki. Golkiper na takim poziomie powinien się lepiej ustawiać. Jasne, i tak Anglik nie miał większych szans, ale nie zrobił absolutnie nic, by je samemu zwiększyć.

Niezwykle rozczarowująco zagrał również Cristiano Ronaldo. Portugalczyk nie oddał żadnego celnego strzału na bramkę Emiliano Martineza, a próbował cztery razy. Raz jednak huknął obok, a w większości wypadków jego próby były z łatwością blokowane. Portugalczyk strzelał z nieprzygotowanych pozycji, strzelał na siłę. Nie wyglądało to dobrze i było odmianą w stosunku do tego, jak przebiegał jego początek po powrocie na Old Trafford.

Do zestawienia najsłabszych zawodników 6. kolejki trafiają również:

  • Harry Kane – miał jedną doskonałą okazję i nie trafił nawet w bramkę. Obecnie tylko snuje się na boisku.
  • Davinson Sanchez – trzy strzelone gole przez Arsenal to nie jest przypadek, ale i zasługa Kolumbijczyka.
  • Dele Alli – gdyby go nie było, nikt nie zauważyłby różnicy. Zdemolowany przez Parteya, Smitha-Rowe’a i Odegaarda.
  • Bruno Fernandes – nie istniał przez większość meczu i koncertowo zmarnował rzut karny.
  • Andrew Robertson – Szkot po kontuzji nie jest sobą, czego efekty widzieliśmy w meczu z Brentford. Ewidentnie najsłabsze ogniwo Liverpoolu.
  • Jorginho – chyba najsłabszy występ za kadencji Thomasa Tuchela, Włoch nie dał właściwie żadnego konkretu, który działałby na jego obronę.

Na burę zasługują również: Eric Dier (Tottenham), Nick Pope (Burnley), Mason Greenwood (Manchester United), Fred (Manchester United), Tanguy Ndombele (Tottenham) Adam Lallana (Brighton) i Japhet Tanganga (Tottenham).

Fantasy Premier League – Lukaku gorszy niż Antonio

Kiedy decydowałem się na atak Ronaldo – Lukaku, sądziłem, że w każdej kolejce przynajmniej jeden z nich będzie gwarantem punktów. Miałem pełne prawo tego oczekiwać, w końcu to Ronaldo i Lukaku. Tymczasem obaj zagrali naprawdę przeciętne spotkania, co w wypadku Portugalczyka jest pewnym niedopowiedzeniem. W mojej głowie – zanim kliknąłem Wild Card – był jeszcze pomysł z CR7 i towarzyszącym mu Antonio. Zrezygnowałem i teraz, z oczywistych względów, nieco żałuję.

Na resztę nie mam co jednak psioczyć. Jasne, chciałbym aby TAA zapunktował nieco lepiej, żałuję też Southampton, które straciło czyste konto. W gruncie rzeczy najwięcej problemów nastręcza mi Reece James, bowiem on opuścił boisko z urazem. W tej sytuacji możliwe, że skuszę się na któregoś ze środkowych obrońców Thomasa Tuchela.

Kapitan na następną kolejkę? Muszę dać szansę Lukaku. Defensywa Świętych popełniła katastrofalny błąd grając z Wolverhampton, nie wierzę zatem, że będą w stanie ustrzec się od podobnych błędów, gdy przyjdzie mierzyć się z Chelsea.

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Komentarze

1 komentarz

Loading...