No i to chyba byłoby na tyle, jeśli chodzi o wypatrywanie przełomu w Jagiellonii Białystok. Ekipa z Podlasia jakiś czas temu popadła w marazm i bylejakość, a ten sezon raczej nie będzie punktem zwrotnym. Sam jego początek mógł wskazywać na to, że uderzenie w sentymentalne tony przy przebudowie przyniesie skutek, bowiem białostoczanie zdobyli siedem punktów w trzech meczach, ale kolejne spotkania dobitnie pokazują, że niewiele się w Jadze pod wodzą Ireneusza Mamrota zmieniło.
Postawmy sprawę jasno – mało jest łatwiejszych okazji, by kupić sobie trochę spokoju niż domowy mecz ze Stalą Mielec. Ostatnio nawet Pogoń Szczecin potrafiła odrobić w takich okolicznościach wynik, a przecież doskonale wiemy, jak rzadko zdarza się Portowcom wygrać mecz, w którym pierwsi tracą gola. A Jagiellonia przecież dodatkowo jest na musiku – po wspomnianym początku przyszła porażka z Górnikiem Zabrze na własnym terenie, przegrana z Cracovią i remis z Wartą Poznań. I ten jeden punkt w tych spotkaniach stanowił, co warto podkreślić, dobre odzwierciedlenie postawy Jagiellonii – na więcej zwyczajnie nie zasłużyła.
Jagiellonia Białystok – Stal Mielec. Viva kornery!
A dziś? Dziś w sumie też nie bardzo. Była trochę lepsza niż rywal z Mielca, ale też nie tak, że możemy mówić o jakiejś wielkiej niesprawiedliwości z powodu podziału punktów. Przy odrobinie szczęścia ten mecz mogła wygrać nawet Stal, bo był moment, w którym Israel Puerto był jak jednoosobowe biuro pośrednictwa pracy – dbał o to, żeby na brak roboty nie narzekał Steinbors. Urodziła się z tego choćby sytuacja sam na sam, ale w bramkę nie trafił Mak.
Wcześniej jednak obaj panowie mocno przyczynili się do tego, że gole padły. Oba po stałych fragmentach gry. Strzelanie w 11. minucie zaczęła Stal Mielec, kiedy to z rogu dośrodkowywał Getinger, a obrońcy Jagi urządzili jakieś zbiorowe leżakowanie w szesnastce. W jego efekcie Mak zbiegł na bliższy słupek i bez problemu zgrał piłkę głową do de Amo. Hiszpan wygrał swój pojedynek powietrzny i trafił od słupka i po ręce Steinborsa. Jagiellonia odpowiedziała tym samym po 10 minutach. Nie tak, że dokładnie tym samym, ale znów padł gol po rogu – wrzucił Pospisil, a Getingera przeskoczył Puerto i świetnie zapakował z baniaka.
Zanosiło się, że to może być znośny mecz. Nie był.
Jagiellonia Białystok – Stal Mielec. Beznadziejny debiut Żyry
Jagiellonia w trakcie okienka dość długo upierała się, że nie potrzebuje kolejnego napastnika do swojej kadry. Choćby Ireneusz Mamrot zapewniał, że klub rozgląda się za środkowym pomocnikiem, a o pierwszą linię się nie martwi, bowiem:
a) wierzy w Andrzeja Trubehę,
b) liczy na wysoką formę Bartosza Bidy po poradzeniu sobie z kłopotami zdrowotnymi i sygnały ze strony reszty młodzieży,
c) będzie korzystał w tej formacji z usług Jesusa Imaza i Fedora Cernycha.
Ostatecznie jednak doszło do transferu last minute i klub z Podlasia skorzystał z tego, że Michał Żyro po transferach miałby pewnie problemy z regularną grą w Piaście Gliwice. Wymowne było to, że były piłkarz m.in. Wolverhampton od razu wskoczył do pierwszego składu, ale trzeba powiedzieć, że nieco inaczej wygląda sprawa ze wskakiwaniem w buty zbawcy drużyny. To się nie udało. Tak jak napisaliśmy – Jagiellonia może na wygraną mocno nie zasłużyła, ale z dobrym napastnikiem pewnie przechyliłaby szalę na swoją korzyść.
Żyro między innymi zmarnował dwa świetne podania Pospisila. Nie chcemy być szczególnie złośliwi, ale w pierwszej z sytuacji raczej nie wyglądał jak ktoś, kto miał piątkę z WF-u, wszystko zrobił źle. W drugiej, gdy Czech dogrywał wzdłuż bramki, spóźnił się tak, jakby nie spodziewał się, że piłka może do niego dotrzeć na piątym metrze. Cóż. Wydaje nam się, że napastnik jednak zawsze spodziewać się tego powinien.
Pochwalić możemy za to Pospisila. Zagrał najlepszy mecz w sezonie, bardzo fajnie dyrygował poczynaniami swojej ekipy.
W końcówce mieliśmy jeszcze kontrowersję, sędzia nawet wskazał na rzut karny, bowiem Strączek wpadł na Imaza w polu karnym, ale po weryfikacji VAR-u Krzysztof Jakubik zmienił swoją decyzję. I chyba słusznie, dzięki czemu Stal swoje ugrała. Dla drużyny Adama Majewskiego każdy punkt jest na wagę złota i w drugiej połowie goście nawet nie udawali, że zależy im na czymś więcej. Ich prawo, walka o życie podpowiada takie wybory.