Letnie okienko transferowe Legii najlepiej oglądało się z perspektywy kanapy. Ciągle coś się działo. Od samego początku czerwca do samego końca sierpnia. Czesław Michniewicz narzekał na luki w kadrze, wielce zdziwiony Dariusz Mioduski odpowiadał, żeby każdy zajął się swoją robotą. Czesław Michniewicz irytował się na odejścia kolejnych wartościowych graczy rotacji i prosił o wzmocnienia na konkretne pozycje, Dariusz Mioduski uspokajał i deklarował zbliżające się ruchy przychodzące, choć niekoniecznie na te pozycje, o których opowiadał Michniewicz. Ostatecznie drużynę mistrza Polski wzmocniło dziesięciu nowych zawodników przy piętnastu odejściach. Niemały ruch, niemałe przewietrzenie na klubowych korytarzach. W międzyczasie Legia awansowała do Ligi Europy, co oznacza, że – w najgorszym razie – przynajmniej jesienią będzie grała na trzech frontach. Czy ma na to odpowiednio silną i odpowiednio jakościową kadrę?
Sprawdźmy.
Bramkarze
- Artur Boruc
- Cezary Miszta
- Kacper Tobiasz
- Wojciech Muzyk
Artur Boruc godnie się starzeje. Może nie robi już tak gibkich pajacyków, może nie we wszystkich meczach daje z siebie sto procent, może czasami przydarzają mu się koślawe wybicia i wyprowadzanie piłki od własnej bramki, ale to dalej bardzo solidny i cholernie doświadczony bramkarz na miarę Legii. Ma taką fajną właściwość, że stać go na wielkie rzeczy. Ze Slavią Praga bronił wyśmienicie. Gdyby nie on, nie byłoby Ligi Europy. Boruc narzekał jakiś czas temu, że w tej drużynie brakuje ognia, brakuje charakteru, brakuje takiego legijnego DNA, ale jeśli on tak sam twierdzi, to również dlatego, że jemu tego wszystkiego nie brakuje. Jak trzeba kogoś porządnie zrugać, Boruc to zrobi. Jak trzeba komuś przypomnieć, gdzie i o co gra, to Boruc to zrobi, bądźcie o to spokojni. Nie będzie grał pewnie we wszystkich meczach ligowych, ale to i lepiej – swój poziom będzie trzymał w Lidze Europy i w kluczowych meczach na polskich boiskach.
W lidze Boruca odciążać ma młodzież, która stanowi też zabezpieczanie przy obsadzie pozycji młodzieżowca. Cezary Miszta bronił nawet w meczu Superpucharu Polski z Rakowem i spisał się całkiem nieźle, ale cały początek sezonu stracił po tym, jak wbił się w niego Sebastian Musiolik. Już jest zdrowy, pojechał na kadrę U-20, niewątpliwie ma talent, ale wymaga jeszcze ogłady, ogrania, otrzaskania się z ligą na dłuższą metę. W minionym sezonie raz na jakiś czas wskakiwał do bramki Legii i wyglądał znośnie. Numerem trzy jest Kacper Tobiasz, który – pod nieobecność Miszty – zagrał sobie z Wisła Płock (dostał od nas 6) i z Radomiakiem (dostał od nas 5). Na ten moment jest trochę gorszy od Miszty, ale nie jest to jakaś przepaść, żeby Legia musiała cykać się sytuacji, w której – odpukać – Miszta doznaje kontuzji.
Plan jest więc prosty: Artur Boruc na najważniejsze mecze, młodzież, kiedy tylko da się i można.
Środkowi obrońcy
- Artur Jędrzejczyk
- Mateusz Wieteska
- Maik Nawrocki
- Joel Abu Hanna
- Lindsay Rose
- Mateusz Hołownia
System z trójką stoperów służy Legii, która za kadencji Czesława Michniewicza bardzo sprawnie organizuje się w defensywie. Duża w tym zasługa środkowych obrońców. Mateusz Wieteska i Artur Jędrzejczyk to żelazne pierwsze opcje – znają się, rozumieją się, czują się. Przeszli razem drogę od prześmiewczo popularnych kuzynów do naprawdę udanego duetu liderów całego bloku defensywnego. Obok nich szanse – ciutkę niespodziewanie – dostaje Maik Nawrocki. 20-letni stoper ma swoje wady, zdarza mu się obciąć, zdarza mu się przysnąć, ale drzemie w nim duży i – mamy wrażenie – wcześniej nieodkryty potencjał. Widać to było chociażby po jego asystach w meczu ze Slavią w Pradze. Michniewicz szukał nowoczesnego stopera z nieszablonowymi pomysłami przy wyprowadzaniu piłki i Nawrocki wypada w tym elemencie naprawdę obiecująco.
Generalnie środek obrony Legii obsadzony jest tak, że Michniewicz może pozwolić sobie na komfort wymieniania całej trójki. Mateusz Hołownia zaczął sezon w pierwszym składzie, ostatnio był testowany na lewym wahadle (dobry występ z Wartą, słaby z Wisłą Kraków), ale teraz znów pewnie wróci na ławkę i będzie stanowił całkiem bezpieczne ligowe zabezpieczanie dla kolegów z pierwszego składu. Podobna rola czeka na razie Joela Abu Hannę i Lindsaya Rose’a, z którymi w Legii wiązali wielkie nadzieje, bo to nieprzypadkowe, spore nazwiska, ale obaj zaliczyli słabiutki start. Ociężali, nieprzygotowani, nienadążający za tempem akcji, popełniający błędy. Chyba jednak warto na nich poczekać, bo mieli swoje problemy zdrowotne, a jedno spojrzenie w CV jednego i drugiego pokazuje, że nie są to jacyś przypadkowi pielgrzymi.
Lewi wahadłowi
- Filip Mladenović
- Yuri Ribeiro
Filip Mladenović spuścił z tonów. W ostatnich miesiącach częściej przypominał swoją najgorszą wersję z czasów gry dla Lechii Gdańsk niż najlepszą wersję z warszawskiego wydania. Za dużo było w jego przypadku błędów w defensywie, irytujących zachowań, spięć, machania rękoma, zniechęcenia wypisanego na twarzy, a za mało przebojowych akcji z przodu, celnych dośrodkowań, atomowych strzałów. To nie jest ten Mladenović, który zostawał MVP ligi. Niewykluczone, że również dlatego, że Legia długo nie chciała sprowadzić mu zmiennika/konkurenta, więc Serb zaczął zjadać własny ogon.
Teraz już jednak Mladenović ma rywala. To Yuri Ribeiro, o którym pisaliśmy tak:
CV nowego nabytku Legii wygląda naprawdę nieźle, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Na liście drużyn, które przewinęły się w karierze Ribeiro znajdziemy:
- młodzieżowe reprezentacje Portugalii
- Bragę
- Benfikę
- Rio Ave
- Nottingham Forest
Cytowaliśmy też Mike’a Braithwaite’a, kibica Nottingham oraz dziennikarza BBC, który śledził jego ostatnie lata w Championship.
– Jest świetny w grze do przodu, ale nie najlepszy w obronie – charakteryzował.
Ale w końcu jest rywalizacja, wygląda to jako tako, zakładając, że odciążony z pewnych zadań Mladenović wróci do formy z pierwszej części minionego sezonu.
Prawi wahadłowi
- Kacper Skibicki
- Mattias Johansson
Tu dalej trzeba kombinować, nie jest zbyt dobrze. Mattias Johansson wrócił już do zdrowia, wystąpił w barwach reprezentacji Szwecji i przyznamy szczerze, że chętnie sprawdzilibyśmy go na poziomie Ekstraklasy. Na razie niewiele o nim wiemy. Jest doświadczony, chyba całkiem nieźle łączy grę w obronie z grą w ataku, ale to wszystko wiedza umowna, szczątkowa. W Legii zagrał na razie siedemnaście minut i zaliczył asystę do Tomasa Pekharta w meczu z Bodo/Glimt. Docelowo to pewnie będzie pierwsza opcja, gość, który będzie miał zastąpić Josipa Juranovicia, co będzie – umówmy się – zadaniem trudnym, choć uczciwie przyznajmy, że kiedy Chorwat wskakiwał w buty Marko Vesovicia też mieliśmy wątpliwości, a wyszło bardzo dobrze. Tak czy inaczej, Mattias Johansson będzie musiał sprostać poziomowi Ligi Europy.
Kacper Skibicki to zaś materiał surowy, czysty potencjał, budowany praktycznie od zera przez Czesława Michniewicza. To szalony, przebojowy, nieprzewidywalny chłopak. Ma miejsce do strzału – strzela. Ma jeden na jeden z defensorem drużyny rywali – spróbuje swojego szczęścia. Trzeba straceńczo przebiec pięćdziesiąt metrów na pełnym gazie – przebiegnie. Ma spore braki w defensywie, w ofensywie też czasami wygląda na jeźdźca bez głowy, ale jako ligowy zmiennik, ze statusem młodzieżowca, może być przydatny w rotacji.
Nie jest to pozycja imponująco obsadzona. Niby jakąś opcją na prawe wahadło jest też Lirim Kastrati, ale pewnie niedługo okaże się, że to gość do dwójki ofensywnych pomocników i tyle.
Defensywni pomocnicy
- Bartosz Slisz
- Andre Martins
- Ihor Charatin
- Jurgen Celhaka
- Jakub Kisiel
W pewnym momencie lata na tej pozycji panowała bida z nędzą. Bartosz Slisz i Andre Martins byli zajechani, wymęczeni, trapieni urazami, ale musieli grać, bo po prostu nie było innej opcji. Czesław Michniewicz załamywał ręce. Teraz wygląda to trochę lepiej. Slisz i Martins poniżej pewnego poziomu nie zejdą, choć wydaje się, że niełatwo będzie im też pewien poziom przeskoczyć. Jurgen Celhaka i Jakub Kisiel to melodia przyszłości. Pierwszy potrzebuje czasu na aklimatyzację, drugi na dorośnięcie do seniorskiej piłki, ale obaj mają swoje atuty, obu pewnie niedługo zobaczymy na boiskach Ekstraklasy. Mocną opcją jest za to Ihor Charatin, który z miejsca ma stać się nie tylko zawodnikiem pierwszego składu Legii, nie tylko graczem na miarę „nie przyniosę wstydu” w Lidze Europy, ale też po prostu jednym z piłkarskich liderów Legii. Rywalizacja się poszerzyła, nie trzeba już kombinować z cofaniem przykładowego Josue, można realizować podstawowe założenia taktyczne z dwoma defensywnymi pomocnikami, udzielającymi się i w defensywie, i w ofensywie. To już coś, jakiś kapitał.
Ofensywni pomocnicy
- Luquinhas
- Rafa Lopes
- Lirim Kastrati
- Ernest Muci
- Josue
- Bartłomiej Ciepiela
- Bartosz Kapustka (kontuzja)
Gdyby zdrowy był Bartosz Kapustka, siła ognia Legii byłaby bardzo duża. Luquinhas to gwiazda ligi. Ba, Brazylijczyk może skręcić niejednego defensora również w Europie i nikogo nie będzie to dziwić. Rafa Lopes z typa grzejącego ławę stał się właściwie zawodnikiem pierwszego składu – gościem, który i popracuje w destrukcji, i w konstrukcji, i da ważną asystę, i strzeli ważnego gola. Ernest Muci parę razy pokazał, że spokojnie może dostawać większe szanse w Ekstraklasie i będzie w stanie wykrzesać z siebie coś ciekawego. Josue trochę irytuje tymi swoimi przerzutami, swoją statecznością, brakiem skłonności do powrotów po stratach, gwiazdorskimi manierami, ale to niewątpliwie techniczny kozak. Dużo umie zrobić z piłką, mega szybko myśli, nie można go zlekceważyć. Różnicę ma robić też Lirim Kastrati, który regularnie grywał w Dinamie Zagrzeb, za którego Legia solidnie się wykosztowała i to nie raczej po to, żeby trzymać go na ławce. Wygląda to dobrze na trzy fronty.
Atak
- Tomas Pekhart
- Mahir Emreli
- Kacper Kostorz
Zarówno Tomasa Pekharta, jak i Mahira Emreliego stać na to, żeby powalczyć o koronę króla strzelców Ekstraklasy. Czecha wszyscy znamy. Świetnie gra głową, świetnie się ustawia, piłka go szuka, ma na nią GPS-a, a zdarza się, że potrafi kąśliwie uderzyć też z dystansu. Jest surowy technicznie, trochę drewniany, bywa nieporadny i niefrasobliwy, ale kiedy jest na boisku, robi się gęsto pod bramką rywala. Napastnik na 10-15, może 15-20 bramek w Ekstraklasie. Mahir Emreli to zaś bardziej perspektywiczny typ. Jest młodszy, lepszy piłkarsko, po prostu, więcej umie. Parę bramek już w Legii strzelił (mega ważne z Bodo/Glimt i ze Slavią Praga), pracuje tutaj na transfer do zachodniej ligi, chce mu się, zależy mu. Fajna, wartościowa rywalizacja.
Jak silna jest kadra Legii Warszawa?
Blado wygląda tylko prawe wahadło. Może będzie wyglądało znośnie, ale tylko pod warunkiem, że Mattias Johansson okaże się kozakiem na miarę Marko Vesovicia i Josipa Juranovicia. Jeśli nie, Legia ma jeden oczywisty słaby punkt. Reszta pozycji – po kluczowym ostatnim dniu okienka transferowego – prezentuje się całkiem przyzwoicie, jak na walkę na trzech frontach. Na każdej pozycji – poza prawym wahadłem – Czesław Michniewicz dysponuje przynajmniej dwoma sprofilowanymi zawodnikami do rotacji. Dalej daleko jest do ideału, bo nigdy nie wiadomo, kiedy nowi piłkarze będą w stanie grać na miarę pełni swojego potencjału i czy w ogóle kiedykolwiek to się stanie, ale nie trzeba już kruszyć kopii w mediach, nie ma już takich oczywistych luk, takich palących problemów.
Inna sprawa, że tak można sobie gadać, a…
A i tak wszystko zweryfikuje pucharowa i ekstraklasowa jesień.
Śląsk Wrocław – Legia Warszawa: typy, kursy bukmachera Fuksiarz.pl
Leszek Milewski: Obie drużyny strzelą po kursie 1.80 na Fuksiarz.pl. Legia Warszawa jest za dobra, żeby nie strzelić, a i Śląsk ma sporo argumentów, ze stabilizującą się formą Erika Exposito na czele. Dla Jacka Magiery to będzie mecz szczególny, niewykluczone, że przygotuje coś specjalnego.
Przemysław Michalak: A ja mam inne zdanie. Obstawiam, że Legia wygra ze Śląskiem (kurs 2.15 na Fuksiarz.pl), ale nisko, pragmatycznie, a w meczu padnie mniej niż 1,5 gola (kurs 3.45 na Fuksiarz.pl).
Fot. Newspix