Reprezentacja Polski pod wodzą Paulo Sousy zagrała przeciwko Albanii jedno z najtrudniejszych do jednoznacznej oceny spotkań. Z jednej strony – cieszy zwycięstwo 4:1, odniesione pomimo licznych osłabień. Z drugiej – niepokoi, że defensywa biało-czerwonych znów dała się zaskoczyć. Za kadencji Sousy łatwo tracone bramki stały się już właściwie smutną normą dla naszej kadry.
Postanowiliśmy nieco głębiej przeanalizować ten temat.
Dziurawa defensywa za kadencji Sousy
- (eliminacje do mistrzostw świata) Węgry 3:3 Polska
- (el. do MŚ) Polska 3:0 Andora
- (el. do MŚ) Anglia 2:1 Polska
- (mecz towarzyski) Polska 1:1 Rosja
- (mecz towarzyski) Polska 2:2 Islandia
- (mistrzostwa Europy) Polska 1:2 Słowacja
- (ME) Hiszpania 1:1 Polska
- (ME) Szwecja 3:2 Polska
- (el. do MŚ) Polska 4:1 Albania
Dziewięć meczów, piętnaście straconych goli. Horror.
Fakty są nieubłagane. Jak dotąd biało-czerwoni pod wodzą Paulo Sousy zachowali czyste konto tylko raz. W starciu z Andorą. Pewnie w kolejnym meczu portugalski selekcjoner trochę te marne statystyki podreperuje, ostatecznie mierzymy się z San Marino, ale to tak naprawdę bez większego znaczenia. Istotne jest, że reprezentacja Polski w defensywie nie potrafi skutecznie powstrzymywać ani ekip topowych (okej, zrozumiałe), ani ekip mocnych (bolesne, lecz powiedzmy, że do zaakceptowania), ani nawet ekip zwyczajnie przeciętnych. Takich jak Albania, która i tak wczoraj była szalenie nieskuteczna.
Sytuacja jest zresztą tym bardziej rażąca, że za kadencji poprzedniego selekcjonera nasi obrońcy – zwłaszcza etatowy duet stoperów, czyli Kamil Glik i Jan Bednarek – na ogół zbierali dość pozytywne recenzje za swoje występy. W ofensywie prezentowaliśmy totalną bryndzę, lecz w destrukcji było przyzwoicie, nie licząc może potyczek w Lidze Narodów z Włochami czy Holandią. Choć w sumie to nawet w starciach z tymi ekipami największym blamażem dla polskiej kadry był jej styl, polegający na całkowitym oddaniu pola przeciwnikowi, a nie końcowe rezultaty poszczególnych spotkań. Krótko mówiąc: drużynę dowodzoną przez Brzęczka łatwo było zdominować, lecz wbicie jej gola przysparzało już trudności nawet późniejszym mistrzom Europy.
Ciśnie się zatem na usta pytanie: co się popsuło? Dlaczego dziś właściwie każdy potrafi nas skaleczyć?
Hybryda, która nie działa
Tak naprawdę trudno jednoznacznie powiedzieć, w jakim ustawieniu reprezentacja Polski broni dostępu do swojej bramki, od kiedy za stery w kadrze chwycił Paulo Sousa. Sam portugalski szkoleniowiec spopularyzował w Polsce pojęcie “formacji hybrydowej” i rzeczywiście chyba najbezpieczniej będzie się go trzymać. Na papierze często mamy więc do czynienia z trójką stoperów i duetem wahadłowych, lecz w praktyce Polacy nierzadko ustawiają się po prostu w czteroosobowym bloku defensywnym, ponieważ jeden z formalnych wahadłowych – głównie Kamil Jóźwiak – de facto gra jako skrzydłowy.
Tak prezentuje się uśrednione ustawienie polskiej kadry w starciu z Albańczykami:
Tak w spotkaniu ze Szwecją:
Widać wyraźnie, że wahadłowy występujący na lewej stronie boiska zwykle otrzymuje od Sousy nieco więcej obowiązków defensywnych. Oczywiście inaczej wyglądało to w spotkaniach, do których podeszliśmy nastawieni bardzo ofensywie, żeby wymienić choćby konfrontacje z Węgrami czy Słowacją. W tych meczach obaj wahadłowi grali długimi fragmentami bardzo wysoko, co zresztą nie wyszło nam na zdrowie. Z kolei wyjazdowe spotkanie z Anglią to jak dotąd jedyny przypadek, gdy Sousa faktycznie wystawił linię obrony złożoną z pięciu zawodników, którym dodatkowo pomagali głęboko cofnięci Krychowiak i Moder.
Na Wembley prezentowało się to tak:
Warto sobie jednak zadać pytanie, czy aby na pewno cała ta hybrydowa koncepcja Sousy ma rację bytu w polskich realiach. Zanim jednak poszukamy odpowiedzi, rzućmy okiem, jakie piątki obrońców i (formalnie) wahadłowych dobierał jak dotąd Portugalczyk w meczach o stawkę:
- (Węgry) Reca – Bednarek – Helik – Bereszyński – Szymański
- (Anglia) Rybus – Bednarek – Glik – Helik – Bereszyński
- (Słowacja) Rybus – Bednarek – Glik – Bereszyński – Jóźwiak
- (Hiszpania) Puchacz – Bednarek – Glik – Bereszyński – Jóźwiak
- (Szwecja) Puchacz – Bednarek – Glik – Bereszyński – Jóźwiak
- (Albania) Rybus – Bednarek – Glik – Bereszyński – Jóźwiak
Pomijamy starcie z Andorą, bo tam w zasadzie graliśmy całym zespołem na połowie przeciwnika.
Powyżej 5,5 gola w meczu Polska – San Marino? Kurs: 1,80 w Fuksiarzu!
Sousa zaczął swoją pracę z kadrą od nieco już zapomnianego eksperymentu z posadzeniem na ławce Kamila Glika. Miał bowiem podstawy by przypuszczać, że doświadczony stoper niespecjalnie pasuje do jego taktycznych pomysłów, w ramach których linia obrony ustawia się dość wysoko, musi być bardzo mobilna i aktywna w budowaniu ataków. Eksperyment potrwał jednak zaledwie przez 60 minut meczu z Węgrami. Przy wyniku 0:2 Sousa skapitulował i wpuścił zawodnika Benevento na murawę, chcąc ratować kompletnie rozklekotaną defensywę biało-czerwonych. Powrotu do gry bez Glika nie było – najwyraźniej selekcjoner uznał, że lepiej walczyć o punkty z nie do końca pasującym do założeń Glikiem niż z kimkolwiek, kto mógłby go ewentualnie zastąpić.
Sousa dość szybko spostrzegł również, że ani Glik, ani Bednarek, ani Helik – bardzo łagodnie rzecz ujmując – nie błyszczą w rozegraniu piłki. Akcję przyspieszyć potrafią tylko długim podaniem. Stąd dość kontrowersyjna idea z obsadzeniem Bartosza Bereszyńskiego na pozycji pół-prawego stopera. Oczywiście, jak już wspominaliśmy, zadania obrońców naszej kadry są dość płynne, dlatego w trakcie spotkań “Bereś” często gra po prostu jako prawy obrońca. Ale nie zawsze.
Wydawać by się wszakże mogło, że zawodnik Sampdorii powinien być jednym z głównych beneficjentów zatrudnienia Paulo Sousy, lecz jako prawy wahadłowy/boczny pomocnik. Wprost wymarzona dla niego fucha, czyż nie? Tylko na kim wówczas spoczęłaby odpowiedzialność za inicjowanie naszych ataków? Podczas Euro 2020 Bereszyński wykonał w sumie 206 podań (166 celnych) – zdecydowanie najwięcej w naszej ekipie. Zagrane przez niego piłki przemierzyły przeszło 1100 metrów tak zwanego dystansu progresywnego. To o kilkaset metrów więcej niż w przypadku Glika czy Bednarka. Warto też zwrócić uwagę, że Bereszyński grał na niższej skuteczności podań od tej dwójki – zdecydowanie częściej podejmował ryzyko, starał się przyspieszać grę.
Problem polega na tym, że obłożony taką stertą zadań Bereszyński popełnia po prostu mnóstwo błędów w defensywie.
Dwa obrazki z meczu z Albanią:
Dwukrotnie Bartek dał się wyciągnąć ze strefy na czym wydatnie skorzystali Albańczycy, przeprowadzając dwie podobne akcje polegające na dorzuceniu futbolówki w nasze pole karne z głębi pola, niemalże jak ze stałego fragmentu gry, w kierunku nabiegających napastników.
Za pierwszym razem straciliśmy gola na 1:1, więc przyjrzymy się tej akcji bliżej.
Kamil Glik spostrzegł zbliżające się niebezpieczeństwo. Zauważył, że w bloku defensywnym brakuje Bereszyńskiego, a Jóźwiak jest ustawiony szeroko, co otworzyło korytarz do posłania górnego podania na wolne pole w stronę oznaczonego żółtą linią, rozpędzającego się Albańczyka. Były defensor AS Monaco postanowił zatem skorygować ustawienie, lecz wyszła z tego całkowita katastrofa. Glik złamał linię spalonego, Bednarek nie upilnował rywala, Szczęsny wpuścił strzał z ostrego kąta. Zabawili się tutaj z nami reprezentanci Albanii. Pięknie pograne, trzeba im to oddać. Tam przecież była jeszcze opcja podania do pustaka.
Nie chodzi nam jednak tutaj o to, by czepiać się Bereszyńskiego. Odnosimy bowiem wrażenie, że po prostu nie ma w tej chwili w Polsce zawodnika, który na jego pozycji w tym systemie taktycznym mógłby spisać się lepiej. Wczoraj po wejściu na boisko Pawła Dawidowicza nasza defensywa nie była szczelniejsza.
Akcja, po której spóźniony Glik sprokurował niepodyktowany ostatecznie rzut karny? Dziura między nim a Dawidowiczem.
Kontra, po której mogliśmy dostać kontaktową bramkę? Otwarty korytarz po naszej prawej stronie.
Gdybyśmy cofnęli się do mistrzostw Europy, takich obrazków pokazalibyśmy wam znacznie więcej, bo i poważniejsi rywale testowali wtedy naszą defensywę. Co tu zresztą dużo analizować – obrona biało-czerwonych w takim kształcie po prostu nie działa. Taka jest prawda, to widać gołym okiem. Jóźwiak w destrukcji zachowuje się wręcz fatalnie, często bardziej przeszkadza Bereszyńskiemu, dając mu złudne poczucie asekuracji, niż pomaga w powstrzymywaniu przeciwników. Z kolei Glik ewidentnie nie nadąża z łataniem dziur i popełnia coraz więcej kosztownych pomyłek. On zawsze jako obrońca grał na dużym ryzyku, więc jego błędy z zasady ważą sporo. O lewej stronie dzisiaj akurat piszemy mniej, lecz to wcale nie oznacza, że tam wszystko działa jak należy. Przeciwnie.
Nawet współpraca na linii Glik – Bednarek nie wygląda najlepiej, choć to przecież duet zgrany ze sobą od lat. To sporego kalibru kamyk do ogródka Paulo Sousy. Mijają kolejne miesiące, a postępów w naszej grze obronnej nie widać. Co oznacza, że selekcjoner powinien dokonać wreszcie jakichś korekt. Można zrozumieć jego przywiązanie do pierwotnej koncepcji, ale chyba czas spojrzeć prawdzie w oczy, bo wczoraj mieliśmy po prostu furę szczęścia.
Czy przeciętniacy mogą grać nieprzeciętnie?
Osobną kwestią jest postawa w destrukcji naszych środkowych pomocników, na czele rzecz jasna z mającym ostatnio fatalną prasę Grzegorzem Krychowiakiem, ale tej – jak mawiał klasyk – “puszki z Pandorą” nie chcemy już w tym tekście otwierać. To materiał do osobnej analizy.
Musimy jednak przyznać, że trochę współczujemy trenerowi Sousie. Portugalczyk objął kadrę już zakwalifikowaną na mistrzostwa Europy, postawiono więc przed nim zadania wykraczające poza wygrywanie kolejnych spotkań. Miał przestawić w drużynie narodowej wajchę w kierunku ofensywy, kreacji. Dokonać swoistego przełomu. Jeszcze kilka(naście) miesięcy temu wydawało się bowiem, że poukładanie gry obronnej w ekipie biało-czerwonych to w zasadzie łatwizna. Bednarek łączony był wówczas w brytyjskich mediach z transferem do klubu walczącego o wyższe cele niż Southampton, weteran Glik występował na boiskach Serie A. Piątkowski rozkwitł w Częstochowie i trafił do szlifierni piłkarskich talentów z Salzburga. Helik zbierał pochlebne recenzje w Championship, Bielik był bohaterem Derby County, Walukiewicz grał we Włoszech. Szalony komfort dla selekcjonera, a nie zaczęliśmy wymieniać bocznych defensorów.
Trójka z tyłu? Śmiało, panie Sousa. Mamy do tego ludzi.
Albania wygra z Węgrami? Kurs: 3,00 w Fuksiarzu!
Dzisiaj sprawy mają się jednak inaczej. Lata lecą. Glik spadł do Serie B i wbrew pogłoskom nie znalazł zatrudnienia w klubie z włoskiej ekstraklasy. Bednarek zaliczył słabą wiosnę, obecnie ma zaś kłopoty z regularną grą w ekipie “Świętych”. Walukiewicz chwilowo przepadł. Bielika niszczą urazy. Helik został negatywnie zweryfikowany przez selekcjonera. O Bereszyńskim, Jóźwiaku, Rybusie czy Puchaczu też trudno powiedzieć, by znajdowali się na fali wznoszącej. Albo grają w swoich klubach mało, albo przeciętnie. Sprawny selekcjoner i z takiego materiału ludzkiego powinien ulepić lepiej działającą defensywę, to jasne. Ale nie ma już mowy o komforcie. Pozostały wyłącznie zgryzoty, wątpliwości i trudne do rozwikłania dylematy.
***
– Czasami byliśmy za daleko od siebie, zbyt szeroko. Nie najlepiej rotowaliśmy i nie tworzyliśmy przewagi w ofensywie. Ponadto w środku pola musimy być dużo silniejsi – powiedział Sousa po meczu z Albanią. Niejako na potwierdzenie wniosków, jakie można było wysnuć na bazie analizowanych przez nas sytuacji, gdzie szwankowała rotacja w obronie. – Wszystko jednak zaczyna się od wprowadzenia piłki. Zawodnicy nie zawsze prezentują w klubach to, czego my wymagamy w reprezentacji. Czasami jest to widoczne, ale to proces, który potrzebuje czasu, aby zbudować pewność siebie i lepiej kontrolować i kreować grę. Nie zawsze jesteśmy regularni, ale musimy ciągle iść tą samą drogą. Piłkarze pokazują, że chcą tu być i to robić, a to jest dla mnie bardzo ważne.
Komunikat selekcjonera jest zatem jasny – istotnych zmian w meczowej strategii reprezentacji Polski w najbliższym czasie nie będzie. Sousa dalej ma zamiar obsadzać poszczególnych zawodników w rolach, które niekoniecznie są im bliskie na co dzień w klubach. To upór, a może świadomość, że na żadne głębsze zmiany nie ma już czasu i lepiej nie wprowadzać dodatkowego chaosu? Pewnie i jedno i drugie. Tak czy owak – kadra znalazła się na drodze, z której nie zawróci przed końcem eliminacji do mistrzostw świata w Katarze. Oby tylko nie okazało się, że jest to ślepa uliczka.
POLECAMY NAJNOWSZY STAN KADRY:
fot. FotoPyk