Barcelona po niełatwej przeprawie dała radę zebrać trzy punkty. Getafe wcale nie było dalekie od remisu i potrafi stworzyć zagrożenie, a do tego postawiło mocne szyki obronne. Mówi się, że grasz tak, jak przeciwnik pozwala. No i coś takiego widzieliśmy, choć można było odnieść wrażenie, że podopieczni Koemana nie wskoczyli na swój optymalny poziom. Pełno było przeciętności i niedokładności, a o wyniku zadecydowało dosłownie kilka momentów, nie wyraźna przewaga Barcelony. Ot, mecz raczej do zapomnienia.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Barcelona – Getafe. Wymagające pierwsze rundy
Mecz dla Barcelony rozpoczął się w fantastyczny sposób. Nie minęło bowiem nawet kilkadziesiąt sekund, a mieliśmy już 1:0 po świetnej akcji zespołowej. Dobrze wyprowadził piłkę Lenglet, przytomną asystę drugiego stopnia dał Depay, a potem Alba firmowym dośrodkowaniem po ziemi znalazł w polu karnym Sergiego Roberto. Kluczowe było zachowanie Braithwaite’a, który przepuścił futbolówkę, robiąc miejsce swojemu koledze. Ten stan entuzjazmu nie potrwał jednak zbyt długo, Barca dostała zimny prysznic za sprawą dwóch jej wychowanków.
Getafe strzeliło gola jak nie Getafe, które znaliśmy z poprzednich sezonów. To była szybka klepka przed polem karnym w wykonaniu Aleny i Sandro Ramireza. Gola strzelił ten drugi po płaskim strzale, gdzie Ter Stegen chyba mógł trochę lepiej się zachować. Bramka najpoważniej obciąża jednak konto Busquetsa, który zamotał się na własnej połowie i stracił piłkę.
Ten sam Busquets zrehabilitował się kwadrans później, kiedy wygrał przebitkę w środku pola i podał do De Jonga, który uruchomił na skrzydle Depaya. Nowy nabytek Barcy zaczarował obrońców i z krótkiej nogi oddał strzał po krótkim słupku. To był gol w stylu Holendra, trochę na fantazji, ale bez zbędnego efekciarstwa. Poza tą akcją nie działo się za wiele ciekawego ze strony gospodarzy w pierwszej połowie. Getafe postawiło trudne warunki, a kilku ich piłkarzy nie przebierało w środkach, kiedy przychodziło stoczyć starcia fizyczne. Takim przykładem był Unal, który raz przy próbie dojścia do piłki skasował Ter Stegena.
Barcelona – Getafe. Nudy po przerwie
W drugiej połowie Barcelona raziła niedokładnością. Griezmann przez dłuższy okres ledwo co istniał na boisku, Depay już tak nie czarował, a reszta żadnym zagraniem nie wychodziła poza przeciętną. Okej, może Emerson i Lenglet, którzy robili wiele, żeby wykorzystać szansę do gry w pierwszej jedenastce. Stały i dobry poziom trzymał również De Jong, ale ogółem środek pola bez Pedriego nie funkcjonował tak płynnie. To było widać jak na dłoni. Getafe potrafiło ten fakt wykorzystać, bo dochodziło w całkiem sprawny sposób w pole karne Barcy. Brakowało jednak konkretów.
Co do Barcelony – nie będzie herezją stwierdzenie, że w ofensywie raczej zagrała paździerz. W końcowej fazie gry tylko Depay mógł podwyższyć wynik po dośrodkowaniu Desta, ale zamiast składać się do idealnej sytuacji w polu karnym na strzał głową – wybrał próbę wolejem. Oczywiście nieudaną. Miłym akcentem dla kibiców „Dumy Katalonii” były występy Gaviego i Nico, którzy ewidentnie mają wyższą pozycją u trenera Koemana niż Riqui Puig. Ale czy nowi wychowankowie Barcy odpalili jakieś fajerwerki? No nie. Po zmianie stron jeszcze trudniej było przedrzeć się przez defensywę Getafe. Nie było wlaściwie tam żadnego piłkarza na tyłach, który mógłby mieć do siebie pretensje na czele z Damianem Suarezem. Dlatego też Barcelonie trudniej było strzelić więcej niż dwie bramki, choć po kilku piłkarzach (Griezmann, Busquets) trzeba spodziewać się zdecydowanie więcej.
Barcelona – Getafe 2:1 (1:1)
Roberto 2′, Depay 30′ – Ramirez 18′
Fot. Newspix