Reklama

Widzewowi starczyło pary na 20 minut. Zasłużona porażka z Arką Gdynia

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

18 sierpnia 2021, 23:16 • 5 min czytania 23 komentarzy

Janusz Niedźwiedź, tuż przed pierwszym gwizdkiem w Gdyni, przekonywał, że jego drużyna potrzebuje jeszcze czasu. Zawodnicy muszą się dotrzeć, wymieniono wielu piłkarzy, a on sam szuka wciąż optymalnego ustawienia. Wobec dziewięciu punktów Widzewa Łódź na starcie sezonu nie brzmiało to jak wymówka, ale może posłużyć właśnie jako wytłumaczenie katastrofalnego spotkania z Arką Gdynia. 

Widzewowi starczyło pary na 20 minut. Zasłużona porażka z Arką Gdynia

Goście weszli w spotkanie mistrzowsko. Podopieczni Dariusza Marca naprawdę nie wiedzieli, co się dzieje i wydawać się mogło, że ekipa z centrum Polski zmierza po kolejne zwycięstwo. Czy były to pochopne wnioski? Ano niekoniecznie – Widzew naprawdę miał mecz pod kontrolą przez pierwsze dwadzieścia minut, tworząc sobie cztery dogodne okazje w ciągu zaledwie kwadransa.

Swoją szansę miał między innymi Paweł Tomczyk, groźnie atakował Juliusz Letniowski. Konkrety przyszły jednak dopiero przy wydatniej pomocy Arki. Najpierw Patryk Kun wkręcił w ziemię Kasperkiewicza, a później Valcarce zaliczył komiczne wybicie za siebie, które spadło wprost pod nogi Hanouska. Czech nie zastanawiał się długo, tylko zgasił piłkę i uderzył tak, że Krzepisz nie miał czego zbierać.

Po golu Widzew wcale nie zdjął nogi z gazu, a przynajmniej nie od razu. Znowu wypracowano pozycję Pawłowi Tomczykowi, ale ponownie nie potrafił on przełożyć tego, choćby na naprawdę groźne uderzenie. Co więcej, wraz z upływem minut zaczęła kuleć koronkowa wymiana piłki między zawodnikami gości. Winowajcą znowu okazał się Tomczyk, który złym przyjęciem zniweczył akcję, która została swobodnie przeprowadzona od jednej szesnastki do drugiej.

EARLY PAYOUT W FUKSIARZU! WYGRYWAJ PRZED KOŃCEM MECZU

Tymczasem Arka Gdynia zaczynała się rozkręcać. Najczęściej za sprawą Alemana. Naprawdę widać, że to nie jest gość na poziom 1. ligi. Prezentuje wyższy poziom pod względem technicznym. Może i nie dokłada zbyt wielu liczb, ale dzisiaj niemal każda groźna akcja gospodarzy uzależniona była od Ekwadorczyka. To on dał sygnał do ataku, który wybrzmiał mniej więcej w momencie, gdy Janusz Niedźwiedź został zmuszony do ściągnięcia Dominika Kuna. Skrzydłowy Widzewa doznał kontuzji stawu skokowego po tym, jak został wycięty przez Kasperkiewicza. Na boisko wszedł za niego Mateusz Michalski i – chociaż nie ma to bezpośredniego powiązania – gra łodzian się posypała.

Reklama

Arka Gdynia – Widzew Łódź. Maszyna Dariusza Marca

20 minut – tyle potrzebowała Arka, by się przebudzić. Zaczęła nieśmiało, wbrew animuszowi Widzewa Łódź. Próbował między innymi Adam Deja, ale jego pierwszy strzał poszybował kilka dobrych metrów obok bramki Wrąbla.

Nie dało się jednak nie dostrzec tego, że gospodarze nijak nie przejmują się początkowymi niepowodzeniami. W dalszym ciągu atakowali, zaś Widzew pozostawał zupełnie bierny. Dysproporcję widać było przede wszystkim na skrzydłach – w środku pola Tetteh, Letniowski i Nowak radzili sobie naprawdę nieźle, ale boki gości zupełnie nie dojeżdżały. Zaczynało się robić coraz groźniej, bo wyrwę dostrzegał nie tylko Aleman, ale też Adamczyk, a nawet 37-letni Marcus Vinicius.

Na dobre zażarło Arce tuż przed przerwą. Najpierw był inteligentnie rozegrany rzut rożny. Podanie ziemią wzdłuż linii końcowej, odegranie do środka, strzał. Widzew nie za bardzo wiedział, o co chodzi, ale przynajmniej miał szczęście. To jednak musiało się w końcu wyczerpać i faktycznie – dośrodkowanie, skacze Olaf Kobacki i gospodarze schodzą do szatni z remisem. Wkrótce ruszą jednak po więcej.

Arkowcy byli ewidentnie nakręceni. Po zmianie stron obraz gry nie uległ zmianie w stosunku do tego, co widzieliśmy w końcowych minutach pierwszej części. Arka przeprowadzała jeszcze więcej ataków, czuć było, że ten remis zupełnie ich nie urządza. W dziesięć minut mieli:

  • dwa bardzo dobre podania Kobackiego w pole karne
  • rzut wolny z granicy pola karnego
  • strzał zza pola karnego po kolejnym dobrze rozegranym rzucie rożnym

We wszystkich tych akcjach błyszczał Kobacki, więc nikt się nie zdziwił, gdy to ponownie 20-latek wpakował piłkę do siatki. Najpierw zabawił się z defensywą Widzewa, a później nie dał szans Wrąblowi. Co w tym czasie robił Widzew? Ano nic szczególnego. Raz doszli pod pole karne Arki, zgarnęli rzut wolny, ale bez żadnych konkretów.

Wyglądało to tak, jakby Dariusz Marzec zapomniał na starcie meczu powiedzieć swoim zawodnikom, by po prostu grali swoje. A gdy taki komunikat dotarł, Arka wcieliła go w życie z zabójczą dla Widzewa skutecznością.

Reklama

Arka Gdynia – Widzew Łódź. Kunktatorstwo nie popłaca

Cierpienia łodzian nie kończyły się bowiem na dublecie Kobackiego. Niedługo po tym jak fatalnie pomylił się Fabio Nunes, Arka ruszyła z kolejną akcją skrzydłem. Płaskie dośrodkowanie w pole karne, mija się z piłką Aleman, ale defensorów Widzewa wyprzedza Czubak. Dopełnił on tylko formalności, uderzając tuż przy słupku. Doprawdy zadziwiająca była postawa ekipy Niedźwiedzia, jeśli idzie o defensywę. Właściwie każda akcja Arkowców kończyła się mniejszym lub większym pożarem.

Dzisiaj nie miał kto go w Widzewie gasić. Pary starczyło im na 20 minut doskonałego futbolu. Później stali się tylko tłem dla gospodarzy, który rozsmarował ich na płycie boiska w zasadzie bez większych problemów. W oczy rzuciło się to, co jest już chyba stałym elementem krajobrazu w grze Widzewa. Naprawdę dobry początek, a później dętka. Zarówno mentalna, jak i taktyczna. Zero pomysłu na to, jak podwyższyć prowadzenie lub wybić rywala z rytmu. Mecz z Chrobrym Głogów był flarą ostrzegawczą, tutaj już całe OSP bije na alarm. Z takim kunktatorstwem trudno będzie o rezultat, który satysfakcjonowałby kibiców w dłuższym rozrachunku.

Oczywistym jest, że każda passa musi się kiedyś skończyć, szczególnie w 1. lidze. Arka udowodniła w końcu, że jest kandydatem do awansu, zaś Widzew zebrał lekcję, która może zaprocentować w przyszłości. Na szczęście dla podopiecznych Niedźwiedzia, nie tylko oni muszą się jeszcze czegoś nauczyć. Błąd – na szczęście niezbyt brzemienny w skutkach – popełnił Wojciech Myć. Sędzia powinien wyrzucić Mateusza Michalskiego, ale oszczędził go po tym, jak skrzydłowy nakładką wszedł w Marcusa Viniciusa, za co należała mu się druga żółta kartka.

ARKA GDYNIA 3:1 WIDZEW ŁÓDŹ

O. Kobacki 45′, 69′, K. Czubak 80′ – M. Hanousek 10′

Fot. Newspix

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Lekkoatletyka

Matusiński: Naszą siłą była równość i waleczność. Ostatnie lata wyglądają inaczej

Kacper Marciniak
0
Matusiński: Naszą siłą była równość i waleczność. Ostatnie lata wyglądają inaczej

Betclic 1 liga

Anglia

Jakub Kiwior krytykowany za mecz z Crystal Palace. “Koszmarny błąd”

Arek Dobruchowski
4
Jakub Kiwior krytykowany za mecz z Crystal Palace. “Koszmarny błąd”

Komentarze

23 komentarzy

Loading...