Reklama

Tak powinny wyglądać przemeblowania w gabinetach

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

03 sierpnia 2021, 12:41 • 9 min czytania 28 komentarzy

Powodów marności polskiego futbolu klubowego jest bez liku. Wyliczanki, wyszczególnienia, wskazywanie palcami winnych mija się z celem. Zbyt to złożone i zbyt skomplikowane. Na pewno jednak wysoko na liście najpoważniejszych błędów popełnianych przez ekstraklasowe, pierwszoligowe i drugoligowe organizacje był i często dalej jest brak zrozumienia i poszanowania dla roli dyrektora sportowego. Bez nich trudno o klarowną wizję, ciągłość długofalowego projektu, udane i przemyślane transfery. Dlatego też niezmiernie ucieszyliśmy się, kiedy Raków Częstochowa ogłosił wykupienie Roberta Grafa, a Warta Poznań zatrudnienie w jego miejsce Radosława Mozyrko. Tak powinny wyglądać przemeblowania w gabinetach. 

Tak powinny wyglądać przemeblowania w gabinetach

Problem z dyrektorami sportowymi

O problemie z dyrektorami sportowymi w polskiej piłce bardzo długi tekst rok temu napisali Damian Smyk i Mateusz Rokuszewski. Oto fragmenty, które najlepiej unaoczniają, jaką rolę w klubach powinni pełnić ludzie zatrudnieni na tym stanowisku.

Fragment pierwszy.

W poważnym klubie dyrektor sportowy (choć nierzadko jego stanowisko nazywa się inaczej) bierze udział w tworzeniu strategii, a później niczym szeryf pilnuje, by wszyscy trzymali się wyznaczonego kierunku. W klubie ekstraklasowym lub po prostu polskim często brakuje jakiejkolwiek strategii, więc siłą rzeczy pojawia się problem. Oczywiście nie wszędzie. Tak jak oczywiste jest to, że zmartwień rodzimi dyrektorzy sportowi mają znacznie więcej.

Fragment drugi.

Reklama

Nie wszyscy rozumieją rolę dyrektora sportowego. Najczęściej postrzegany jest on jako „ten gość, który ma ogarnąć transfery do klubu”, ale to maksymalne spłycenie tematu. – Zgadzam się, że funkcjonuje złe wyobrażenie tego zawodu – mówi nam Piotr Burlikowski, dzisiaj doradca ds. sportu w PZPN-ie, a w przeszłości dyrektor sportowy Korony Kielce, Zawiszy Bydgoszcz, Zagłębia Lubin czy Cracovii. – Dla wielu osób dyrektor sportowy to właśnie „pan od transferów”, a musimy zastanowić się nad tym, jak w ogóle scharakteryzować tę funkcję? Dla mnie dyrektor sportowy to jest osoba, która kreuje w klubie długofalową wizję sportową, która zapewnia ciągłość pewnych rozwiązań sportowych. On zajmuje się zarządzaniem pionem sportowym, koordynuje dział skautingu, współtworzy struktury akademii, oczywiście odpowiada za transfery i za zatrudnianie trenerów – dodaje.

Fragment trzeci.

Z założenia dyrektor sportowy powinien być dla klubu kimś, kto spina w firmie absolutnie wszystko w kwestii sportowej. Wiadomo, że kwestie marketingowe zostawia odpowiednim działom, że nie będzie weryfikował jakości tkanin w klubowym sklepie, że raczej nie zajmuje jego głowy polityka karnetowa, ale w sprawach sportowych wszystko powinno podlegać właśnie jemu.

Skorzystaj z wyjątkowych promocji u bukmachera Fuksiarz.pl! Odbierz cashback na start do 500 PLN!

Fragment czwarty.

Transfery to tak naprawdę najbardziej „seksowny” z jego obowiązków. I tu też nie ogranicza się tylko do tego, by jeździć sobie po Zapresiciach i wynajdywać tam piłkarskie perełki, o których nie wie reszta świata. Dyrektor sportowy w kwestii transferowej powinien zabezpieczyć kasę w budżecie, zlecić obserwacje działowi skautingowemu (uprzednio go tworząc/organizując), ocenić przydatność piłkarza do długofalowej wizji klubu (uprzednio tworząc profile graczy na danych pozycjach), wynegocjować umowę z klubem macierzystym zawodnika, wynegocjować kontrakt z piłkarzem, czasami w ogóle ten kontrakt napisać, wreszcie oszacować wszystkie koszty amortyzacji i… I tak dalej, i tak dalej, bo te zadania można mnożyć, wchodząc coraz głębiej w szczegóły, ale przesłanie chyba jest jasne, więc postawimy kropkę.

Reklama

Dyrektor sportowy powinien więc pełnić w klubie kluczową rolę. Przez lata bywało tak, że na polskim poletku traktowano to stanowisko z dystansem, coś na zasadzie – „eee, transfery to każdy może robić”. Trochę wstyd, trochę średniowiecze. Na szczęście, z każdym rokiem, niezależnie od poziomu sportowego, nasz futbol zdaje się profesjonalizować. Kluby są coraz zdrowiej zarządzane, sprzedają najlepszych zawodników za niemałe kwoty, budują obiekty, rozwijają akademie – no idzie to w dobrą stronę, nie ma już takiej samowolki i swawoli, jak jeszcze kilkanaście lat temu. Ostatnio mamy też wrażenie, że coś drgnęło również w temacie zatrudnienia dyrektorów sportowych. Gabinetowe zmiany w Rakowie i Warcie pokazują to najlepiej.

Co Graf da Rakowowi, co Raków da Grafowi?

Raków wykupił Roberta Grafa z Warty. „Wykupił” to określenie kluczowe. Stało się coś, co jeszcze niedawno było nie do pomyślenia. Właściwie to pierwszy gotówkowy transfer działacza w historii Ekstraklasy. Brzmi dumnie. Wydaje się też, że to żaden kaprys, żadne dziwactwo Michała Świerczewskiego i Wojciecha Cygana, a bardzo przemyślany ruch. Robert Graf to bowiem jedno z najmocniejszych nazwisk na rynku dyrektorów sportowych w Polsce.

Graf wcześniej trenował dzieciaki w Śląsku Wrocław, pomagał budować od podstaw akademię Lechii Gdańsk, robił w dziale Grassroots w PZPN-ie, gdzie zajmował się organizacją turniejów młodzieżowych, organizowaniem szkoleń dla trenerów i kursów wyrównawczych, potem pokazał się ze świetnej strony pracując jako dyrektor sportowy w Olimpii Grudziądz, ale na szerokie wody wybił się budując Wartę, która awansowała do Ekstraklasy z jednym z najskromniejszych budżetów nawet w I lidze i stała się rewelacją rozgrywek w elicie.

Jednym z jego pierwszych ruchów w Poznaniu było pożegnanie się z Peterem Nemcem i zatrudnienie Piotra Tworka, mimo że Czech wypełnił postawione przed nim zadanie utrzymania się w I lidze, a Tworek nigdy nie pracował samodzielnie na poziomie zaplecza Ekstraklasy. Jak wyszło? Każdy widzi. To człowiek, który niewątpliwie myśli długofalowo. W Warcie składał regularne uaktualniane raporty z planem na kolejne piętnaście miesięcy. Mówił:

– Praca dyrektora sportowego w Warcie nie polega tylko na pracy od okienka do okienka.

Budował dział skautingu. Dbał, żeby w Warcie nikt nie zapomniał, że dalej to klub skromny i finansowo ograniczony. Kiedy Zieloni robili awans do Ekstraklasy, w kontraktach zawodników znajdowały się opcje zarówno zakładające awans do elity, jak i spadek do II ligi. W premierowym sezonie w Ekstraklasie nic się nie zmieniło.

– Od pewnego czasu udaje nam się działać na warunkach zdrowego zarządzania tym budżetem. Odkąd jestem w klubie budżet płacowy jest w graniach 50-60% budżetu ogólnego, co – jak wykazują wskaźniki – jest zdrowym procentem. Nie będziemy wydawać więcej niż pozwalają nam na to nasze możliwości finansowe. Nie będzie w Warcie płacowego eldorado i życia ponad stan – opowiadał Graf.

Przy tym wszystkim miał wyjątkowego nosa do trafionych transferów. Mateusza Kuzimskiego, którego gole wiele razy przesądzały o punktach dla Warty w minionym sezonie, obserwował bardzo długo i nie bał się dać mu szansy po awansie do Ekstraklasy.

– Bardzo chciałem już do Olimpii Grudziądz po jego dobrym sezonie w III-ligowym Bałtyku, kiedy został królem strzelców. Wtedy wybrał transfer wyżej, do Bytovii. Obserwowałem go więc od dawna, aż w końcu udało się go pozyskać. Wiedziałem, że jest skrojony charakterologicznie pod nas.

Najbardziej spektakularnym transferem Roberta Grafa było jednak sprowadzenie Makany Baku, który właściwie z miejsca stał się czołową postacią Ekstraklasy. Tak przedstawiał kulisy tego ruchu.

– Transfer Makany był możliwy dzięki splotowi szeregu sytuacji. Ostatnie pół roku Makana nie zafunkcjonował w Holstein. Nie łapał się nawet do dwudziestki meczowej. Takie bywa życie piłkarza – wcześniej miał trenera, który stawiał na niego mocno, Makana grał praktycznie wszystko, strzelił cztery gole, grał dobrze na tym poziomie. To nie był zawodnik wchodzący, który grał w 2.Bundeslidze ogony, który odbiłby się na tym poziomie. Jego droga piłkarska rozwijała się w miarę poprawnie, ale coś gdzieś się zatrzymało. Po zmianie trenera został odsunięty od gry.

Makana miał zimą ofertę z Ligue 2, konkretnie z Paris FC. Miał też ofertę z 2.Bundesligi, z zespołu z dołu tabeli. Walka o niego była rzeczywiście dosyć duża, ostatecznie między Francuzami i nami. W pewnym momencie im brakło konkretów i determinacji. Nam udało się przekonać Makanę, że polska liga w kontekście promocji jest po prostu lepszym wyborem, bo takich zawodników jak on, z taką specyfiką grania, w Ekstraklasie jest mało. W Ligue 2 te proporcje są zupełnie inne. Tu ma szansę się wyróżniać.

Bezproblemowe wpłaty i szybkie wypłaty. Sprawdź metody płatności w Fuksiarz.pl i postaw na siebie!

Graf twierdzi, że największą siłą Ekstraklasy jest jej status atrakcyjnego okna wystawowego dla zachodnich i południowych lig, a wszystkie działania negocjacyjne sprowadzają się do przedstawienia piłkarzowi klarownej wizji i zaoferowania satysfakcjonujących pieniędzy. W Warcie wychodziło mu to wzorowo, od października spróbuje swoich sił w Rakowie, który musi traktować w kategoriach wyjścia na szersze wody. Po pierwsze, są tam większe pieniądze. Ot, chociażby Raków był w stanie wydać pół miliona na takiego Vladana Kovacevicia. Po drugie, są tam większe oczekiwania. Raków to najbardziej utytułowany polski klub 2021 roku – zdobywca Pucharu Polski, Superpucharu Polski i wicemistrz Polski. Po trzecie, Graf będzie musiał dogadać się z silnymi postaciami z niebanalnymi wizjami – z Markiem Papszunem, z Wojciechem Cyganem, z Michałem Świerczewskim.

To ostatnie będzie kluczowe. W ostatnich latach Raków przeprowadził szereg wyśmienitych, choć często nieoczywistych transferów, czym wyrobił sobie silną pozycję negocjacyjną i wcale nie jest tak, że Graf przychodzi do Częstochowy w roli zbawiciela. To on będzie musiał wkomponować się w większy system, w większy organizm, odnaleźć się w nim. Stać go na to, bo to mądry organizator i sprawny negocjator. Jeśli mu się powiedzie, może wyjść z tego coś naprawdę dużego.

Byłby to triumf normalności w polskim futbolu.

Mozyrko naturalnym następcą Grafa

Bardzo zdrowo wygląda też reakcja Warty Poznań. To klub mały, niepozorny, kopciuszkowaty, ale niejeden gigant mógłby uczyć się od Zielonych spójności w zarządzaniu projektem sportowym, z którego poznański klub słynie w erze po niesławnych rządach państwa Pyżalskich. Na miejsce Roberta Grafa przychodzi Radosław Mozyrko. 34-letni nowy dyrektor sportowy Warty to uznana postać w polskim środowisku skautingowym. Dla pracy w Wielkopolsce porzucił stanowisko głównego skauta młodzieżowego Chelsea na Europę Wschodnią, wcześniej pracował w wielu światowych klubach (Manchester United, Nottingham Forrest, New York Red Bulls), a w Polsce przez ponad trzy lata pełnił rolę menadżera akademii Legii.

Na oficjalnej stronie klubowej Warty tak opowiada o swojej wizji.

– Wiadomo, że w Polsce dyrektor sportowy jest postrzegany tylko przez pryzmat transferów, ale to jest jakieś 40 procent moich obowiązków. Będę odpowiedzialny za wdrażanie w życie wizji klubu. Co to dla mnie znaczy? Chodzi o zarządzanie działem sportu, monitorowanie pierwszego zespołu, zarządzanie transferami. Rozumiem filozofię klubu, rozmawialiśmy o niej długo z władzami Warty. Dalej idziemy w tym samym kierunku, będziemy chcieli trzymać się tego, by w zespole było tylko kilku obcokrajowców, do tego zawodnicy z regionu. Stawiamy też na młodych i zdolnych. Chciałbym dodać do tego projektu coś od siebie. Zależy mi na tym, żeby co roku jeden zawodnik Warty Poznań mógł wypłynąć na szersze wody. Żeby wypromował się na tyle, by odejść do lepszego, bogatszego klubu. Wiadomo, jako klub chcemy też zarabiać na transferach, ściągać ciekawych zawodników i sprzedawać ich za sensowne pieniądze.

Przez cały sierpień Radosław Mozyrko i Robert Graf będą jeszcze razem pracować w Warcie. Z jedne strony to naturalne, że Graf dokończy okienko transferowe, a z drugiej takie rozwiązanie pokazuje, jak zdrowy i przemyślany jest to ruch. Mozyrko będzie mógł się wgrać, Graf godnie pożegnać i od jesieni podjąć pracę w Rakowie. Broni się to z każdej strony.

Jest coraz lepiej?

Nie sposób nie odnieść wrażenia, że polskie kluby coraz częściej idą po rozum do głowy i zaczynają myśleć nad mądrym budowaniem struktur własnej organizacji. Nie jest idealnie, nie ma idylli, dalej nie brakuje dziwactw i głupot, ale wiele historii zmierza we właściwym kierunku.

Artur Płatek jest ceniony w Górniku Zabrze. Dariusz Sztylka ma spokój i zaufanie w kreowaniu długofalowej wizji Śląska Wrocław. Dariusz Adamczuk wzorowo radzi sobie z pełnieniem podobnej, choć inaczej nazwanej funkcji w Pogoni Szczecin. Wisła Kraków zatrudniła Tomasza Pasiecznego. Warta Poznań nie spanikowała po straceniu dotychczasowego dyrektora sportowego. Raków Częstochowa szukał, szukał i wydaje się, że znalazł odpowiednią osobę na to stanowisko. Tak powinny wyglądać przemeblowanie w gabinetach, tak powinna wyglądać normalność.

Fot. 400mm.pl

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
8
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Ekstraklasa

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
8
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

28 komentarzy

Loading...