Gdyby oceniać tu i teraz dotychczasowe losy Łukasza Zwolińskiego w Lechii Gdańsk, można byłoby stwierdzić, że jest on transferem dobrym, udanym. Wygląda jednak na to, że jego akcje w ostatnim czasie wzrosły i stał się numerem jeden w ataku biało-zielonych. A to szansa na to, żeby wkrótce ocena transferu z dobrej zmieniła się na bardzo dobrą.
Lechia Gdańsk – Wisła Płock: Zwoliński napastnikiem numer jeden
Zwoliński w Lechii w zasadzie od początku się sprawdzał. W pierwszej rundzie zdobył siedem bramek, w ostatnim sezonie sześć plus dwie w Pucharze Polski, a nowy sezon zaczął od gola w Białymstoku. Biorąc pod uwagę samą Ekstraklasę, w trzydziestu sześciu występach strzelił 14 goli. Piłkę do siatki posyła średnio co 162 minuty. To co najmniej solidny wynik, zwłaszcza że praktycznie całą tegoroczną wiosną spędził na boku pomocy. Radził sobie przyzwoicie, trzy bramki uzbierał, nabijał minuty, ale nie ma się co czarować: nie czuł się na tej pozycji jak ryba w wodzie. Na szpicy musiał ustępować miejsca Flavio Paixao.
Coś jednak zaczyna się zmieniać. Na inaugurację z Jagiellonią doświadczony Portugalczyk zaczął na ławce i wszedł dopiero w końcówce. Zwoliński gola strzelił, choć po prawdzie powinien dwa lub trzy. W każdym razie wydaje się, że hierarchia nie jest już taka sama.
Flavio nie sposób lekceważyć, skoro przez siedem kolejnych sezonów na najwyższym polskim szczeblu notował dwucyfrową liczbę bramek i zawsze dokładał jakieś asysty. Problemem powoli może stawać się upływający czas. Paixao we wrześniu skończy 37 lat i siłą rzeczy jego boiskowy wpływ na zespół może stopniowo maleć. Trzeba się liczyć z tym, że coraz częściej będzie zaczynał jako zmiennik, który swoim doświadczeniem przydaje się w końcówce. Oczywiście nieraz także zacznie od początku w duecie ze Zwolińskim. Trener Piotr Stokowiec deklarował, że Lechia jest gotowa na granie w takim ustawieniu, ale wiele wskazuje na to, że gdy postanowi wyjść od początku z jedną “dziewiątką”, Polak w większości przypadków będzie przed Portugalczykiem. A to oznacza, że przy zachowaniu dotychczasowej częstotliwości strzelania, pojawił nam się kandydat na plus/minus 15 goli w sezonie.
Najlepsze w Lechii chyba dopiero Zwolińskiego czeka.
Przezwyciężenie potężnego kryzysu dzięki wyjazdowi
Wielu już pewnie zdążyło zapomnieć, jak wielki kryzys w pewnym okresie przeżywał ten napastnik. Zaliczył świetne wejście do Pogoni Szczecin, po pierwszym sezonie mógł wyjechać do tureckiego Bursasporu, ale nie wyjechał. Niedługo potem się zaciął, stając się obiektem kpin kibiców “Portowców”. W odbudowie nie pomogło wypożyczenie do Śląska Wrocław, ani kolejna szansa w Szczecinie po powrocie.
Liczby mówiły wszystko: odkąd w październiku 2015 Zwoliński trafił do siatki Cracovii, w następnych siedemdziesięciu siedmiu meczach ligowych strzelił zaledwie cztery gole! Jego strzelecka niemoc potrafiła trwać rok – od września 2016 do września 2017. Gdy wreszcie zdobył bramkę z Górnikiem Zabrze, kibice Pogoni po wywołaniu jego nazwiska przez spikera najpierw milczeli, a potem gwizdali. Tak daleko to zaszło.
Łukasz Zwoliński również dziś strzeli gola? Kurs 2.75 u Fuksiarza
Wyjazd do chorwackiej Goricy prawdopodobnie uratował mu karierę. Gdyby został w Polsce, mentalnie mógłby się już nie podnieść. Chciał aż za bardzo, a krytykę i niepowodzenia brał do siebie, za bardzo wszystko przeżywał. Dopiero w Chorwacji odzyskał spokój, luz i pewność siebie. Trafił do ligi bardziej technicznej, w której nie ma tak dużej presji i takiego szumu okołomeczowego. Efekty były świetne. W pierwszym sezonie zdobył 14 bramek w chorwackiej ekstraklasie i został czwartym strzelcem całych rozgrywek. W mediach pojawiały się nawet plotki o obserwacji ze strony Milanu czy Borussii Dortmund. Można się było jedynie uśmiechnąć, ale fakt, że w ogóle powstały swoje mówiły.
Ostatnie półrocze w Goricy Zwoliński miał już trochę słabsze (17 meczów, 4 gole), ale i tak wracał do Polski z tarczą, niemalże nowonarodzony. I w Lechii pokazuje, że po tamtym kryzysie nie ma śladu. Niejeden po takich doświadczeniach nie zdołałby się pozbierać. Tym bardziej warto docenić to, jak 28-latek radzi sobie obecnie.
Dziś napastnik Lechii stanie naprzeciwko obrońców Wisły Płock. “Nafciarze” trochę rozczarowali, przegrywając z grającą w rezerwowym zestawieniu Legią, choć komentarze mówiące o kompromitacji poszły za daleko. To nadal była Legia mogąca pokonać większość ligowych rywali, a Wisła kilka sytuacji sobie stworzyła. Przy sprzyjającym splocie okoliczności wywiozłaby jakieś punkty. W Gdańsku wypadałoby jednak przynajmniej nie przegrać, bo w razie porażki płocczanie będą zamykali tabelę z Górnikiem Zabrze. To już na starcie groziłoby pewną nerwowością, bo po powrocie Dominika Furmana oczekiwania wzrosły. Mając w pomocy Furmana, Szwocha i Wolskiego kibice liczą, że ich drużyna wreszcie przestanie być jedynie ligowym średniakiem i odegra w Ekstraklasie ważniejszą rolę.
Fot. FotoPyK