Reklama

PRASA. Ekstraklasa pokutą dla Sousy. “Raczył nas sentencjami a po EURO zamilkł, udał się na urlop”

redakcja

Autor:redakcja

28 lipca 2021, 07:33 • 16 min czytania 23 komentarzy

Pucharowicze zdominowali środowy przegląd prasy. Z jednej strony można się cieszyć z awansu Legii, z drugiej – czekać na awans kolejnych trzech drużyn. W “Przeglądzie Sportowym” znalazło się jednak miejsce i dla Paulo Sousy. Antoni Bugajski w swoim felietonie atakuje selekcjonera. – Nie wygląda na zachwyconego, kiedy z trybun obserwuje mecze z udziałem naszych drużyn. Sprawia wrażenie, jakby to robił z przykrej konieczności, niemal za karę. I pewnie trochę tak jest. Zasłużył. Wtajemniczeni twierdzą, że zagraniczny selekcjoner bardzo mocno przeżył jałowy występ reprezentacji Polski na mistrzostwach Europy. cześniej stworzył medialną bańkę, w której żył razem z wybrańcami i szczerze uwierzył w głoszone przez siebie słowo – pisze dziennikarz “PS”.

PRASA. Ekstraklasa pokutą dla Sousy. “Raczył nas sentencjami a po EURO zamilkł, udał się na urlop”

Sport

Marek Papszun ma do dyspozycji aż pięciu napastników. Albo raczej piłkarzy grających na pozycji napastnika.

Poza Musiolikiem są nimi Vladislavs Gutkovskis i Jakub Arak, a także dwóch niedawno zakontraktowanych Portugalczyków – Pedro Vieira i Alexandre Guedes. To szeroka grupa, z której co najmniej jeden będzie musiał pożegnać się z Rakowem. Nie ulega wątpliwości, że łakomym kąskiem na rynku będzie Musiolik, który po roku spędzonym we Włoszech wrócił do Częstochowy. […] Niewykluczone jednak, że jesień spędzi w innym miejscu. Wiele wskazuje także na to, że powoli dobiega końca przygoda z Rakowem Gutkovskisa. Łotysz ma za sobą niezły sezon okraszony 12 trafieniami, choć po świetnym wejściu do zespołu można było spodziewać się więcej. Ostatnie tygodnie nie są dla niego budujące. Gutkovskis nie znalazł się w kadrze na mecz o Superpuchar Polski, w Mariampolu w spotkaniu eliminacji do Ligi Konferencji Europy rozegrał ledwie siedem minut. Dopiero w starciu z Piastem wybiegł na murawę od pierwszej minuty, jednak nie było to dla Łotysza udane spotkanie.

Jackowi Magierze sypie się defensywa. W meczu z Araratem zabraknie Marka Tamasa i Patryka Janasika.

Reklama

Dwa dni przed pierwszym meczem z Araratem kontuzja wyeliminowała z gry węgierskiego stopera Marka Tamasa. Czy niespełna 28-letni obrońca będzie do dyspozycji trenerów w czwartek? – Mark Tamas nabawił się urazu przywodziciela – wyjaśnił trener Jacek Magiera. – Nie chcę tutaj przywoływać lekarskich terminów, po prostu czas pokaże, kiedy będziemy mogli uwzględnić Marka przy ustalaniu składu. Nie wykluczamy, że jego leczenie może być trochę dłuższe niż pierwotnie zakładaliśmy. Natomiast Patryk Janasik w meczu z Erywaniem naciągnął mięsień pośladka. To jest taka niby – za przeproszeniem – pierdółka, ale to też może potrwać kilka dni. Na razie nasz zawodnik trenuje indywidualnie, lecz czuje dyskomfort. W tym przypadku wystawienie zawodnika, czy wprowadzenie go w odpowiedni trening, mogłoby pogłębić uraz. Trudno w tej chwili wyrokować, na jaki wariant taktyczny trener Magiera zdecyduje się w meczu z rewanżowym z Araratem, ale to chyba pewne, że w podstawowej jedenastce znajdzie się Robert Pich. Niespełna 33-letni Słowak w Armenii strzelił dwa gole, kolejnego dorzucił w pojedynku z Wartą, chociaż grał tylko 45 minut. W tej chwili wydaje się niezbędny w zespole z Wrocławia.

Natomiast w drużynie ze Szczecina sytuacja jest nieco lepsza. Kacper Kozłowski zapowiada, że Pogoń zagra o awans.

– W czwartek gramy z Osijekiem i chcemy tam wygrać, choć na pewno nie będzie to łatwe. Wiemy na co nas stać. Możemy pokazać się z bardzo dobrej strony. Naszym celem jest gra w kolejnej rundzie, a że rywale są uważani za faworyta… Gdy wychodzimy na boisko, to nie może mieć dla nas większego znaczenia – zapowiadał bojowo wychowanek Pogoni Kacper Smoliński, a w podobnym tonie wypowiedział się po ostatnim meczu z Górnikiem Zabrze jego imiennik, Kacper Kozłowski. Najmłodszy piłkarz w historii mistrzostw Europy popisał się piękną bramką, którą zdobył zaledwie 24 sekundy po wejściu na boisko. – Mam nadzieję, że Pogoń będzie rozdawać karty w tym roku. Za nami dopiero jeden mecz, ale czuję, że to będzie dobry sezon. Na razie lecimy na rewanż z NK Osijek w pucharach. Nie zwracamy uwagi na regulamin, czy bramki wyjazdowe są liczone podwójnie, czy nie. Chcemy awansować i jedziemy po zwycięstwo – kipiał ambicją przed telewizyjnymi kamerami Kozłowski.

Co prawda Lukas Podolski nie jest jeszcze gotowy do gry w Ekstraklasie, ale w piątek może wybiec na murawę. Hubert Kostka jest zachwycony tym transferem.

Hubert Kostka jako początkujący szkoleniowiec prowadził Waldemara Podolskiego, ojca Lukasa. Było to w Walce Makoszowy, a potem w Szombierkach Bytom, dokąd świetny szkoleniowiec sprowadził Podolskiego-seniora. To mało znana historia, którą warto przytoczyć. – Moją pierwszą pracą w trenerce była właśnie Walka Makoszowy. On grał w Sośnicy Gliwice, w niższej niż my klasie rozgrywkowej, gdzie go wypatrzyłem i ściągnąłem. Potem poszedłem na 1,5 roku do Górnika, a stamtąd do Szombierek. Jak znalazłem się w bytomskim klubie, wziąłem Podolskiego z Walki. Oprócz niego przyszedł jeszcze Jasiu Byś. Ten drugi „załapał” się do gry od razu, z Waldkiem Podolskim było inaczej. Szombierki były wtedy na krawędzi spadku, trzeba było walczyć. Za dużo ryzykować nie mogłem. Przez pierwsze pół roku Waldek Podolskie nie grał, trenował tylko z nami, skończyło się bodaj na jednym meczu. Namawiałem go potem, żeby został dłużej, ale dostał propozycję z II ligi z Górnika Knurów i tam poszedł. To był zawodnik, który zdobywał sporo bramek. Nie przebił się jednak do pierwszego składu. Ale w sumie bardzo miło go wspominam – opowiada dziś pan Hubert. Potem trener Kostka stracił kontakt z rodziną Podolskich. – Jak Łukasz wybił się w FC Koeln, zacząłem śledzić jego karierę, która była rewelacyjna. Ojciec widocznie tak opowiadał mu o Górniku, że gdzieś w małym chłopcu pojawiła się chęć gry w Zabrzu. Muszę powiedzieć, że jestem pozytywnie zbudowany tym, że gracz takiego formatu jest w Górniku – zaznacza pan Hubert.

Reklama

Gerard Badia pożegnał się z Piastem. Teraz będzie piłkarzem-amatorem i pracownikiem warsztatu samochodowego.

Będąc w Hiszpanii myślałem, że łatwiej mi przyjdzie to znieść, że już trochę czasu minęło. Ale gdy przyleciałem tutaj i chodziłem po mieście, po stadionie… emocje wzięły górę. W sobotę poszedłem na spacer po centrum miasta i co chwilę ktoś mnie zatrzymywał, dziękował, życzył powodzenia. Wiedziałem, że klub chce mnie pożegnać, ale nie znałem konkretów. Szczerze, to brakuje mi słów. Uważam, że nie zasłużyłem na tyle miłości i tyle dobrych rzeczy. Moja rodzina i ja czujemy się w Gliwicach jak w domu. Wciąż zastanawiam się dlaczego wszyscy są dla mnie tak mili? Ja tylko grałem w piłkę. […] Podpisałem umowę z klubem z piątej ligi, niedaleko domu. To nie jest tak, że będę to robił dla rozrywki. Będę dawał z siebie 100 proc. i nie ma znaczenia, która to liga. Dopóki jestem zdrowy, będę profesjonalistą. Treningi mamy raz dziennie i to w dodatku o godzinie 19.30. Mam więc dużo czasu każdego dnia, ale… nie będę leżał do góry brzuchem. Na pewno mam więcej czasu dla dzieci. Będę przyuczał się też do pracy w rodzinnej firmie, która świadczy usługi wulkanizatorskie. O oponach wiem tyle, że są okrągłe. Nie jestem milionerem, owszem w Piaście zarabiałem bardzo dobrze, ale nie mogę teraz żyć już tylko z oszczędności. Myślę o przyszłości, nie boję się innej pracy.

Podbeskidzie Bielsko-Biała ma nowego napastnika. Kacper Wełniak trafił do zespołu z południa Polski.

Przypomnijmy, że Wełniak udanie przywitał się z kibicami. W sobotnim sparingu z Garbarnią Kraków wszedł na plac gry na początku drugiej połowy i po 11 minutach wpisał się na listę strzelców. Na dodatek miał udział przy trzecim golu dla „górali”, choć po meczu – w związku z rezultatem 4:4 – nie mógł być w pełni zadowolony. – Pierwsza połowa była w naszym wykonaniu nieudana, bo schodziliśmy na przerwę z wynikiem 0:3, co nie powinno mieć miejsca. Cieszy jednak to, że w drugiej połowie pokazaliśmy, że potrafimy takie straty odrobić. Skończyło się 4:4 i ten mecz pokazuje, że jeszcze dużo pracy przed nami. Zbliża się ligowe starcie z Górnikiem Polkowice i właśnie to spotkanie zweryfikuje, jak jesteśmy przygotowani do sezonu – powiedział Wełniak, który przyznał, że po ostatniej próbie generalnej przed ligą w szatni nie było spokojnie. – Była ciężka rozmowa ze sztabem szkoleniowym. Trudno mi te pierwsze chwile w Podbeskidziu oceniać, bo jestem w klubie krótko. Ale jeżeli chcemy grać w I lidze o wyższe cele, to nie może to tak wyglądać, jak wyglądało w sparingu z Garbarnią. Szczególnie do przerwy – podkreślił piłkarz, który po spadku z Wigrami do II ligi spędził w tym zespole cały sezon. Rozegrał 25 spotkań i strzelił 6 goli, ale na zaplecze ekstraklasy wrócić się nie udało, bo suwalczanie polegli w barażach z KKS-em Kalisz.

Tomas Malec podbije 1. Ligę? W Tychach wiele sobie po nim obiecują.

Wśród kibiców, którzy bacznie obserwowali grę tyszan podczas ostatniego letniego sparingu, był Kazimierz Szachnitowski. – Wreszcie mamy napastnika z prawdziwego zdarzenia – stwierdził zdobywca 101 goli dla GKS-u Tychy. – Mówię o Tomaszu Malcu, którego pierwszy raz widziałem w akcji. Zaglądałem co prawda na treningi i śledziłem doniesienia z meczów sparingowych, ale to, co zobaczyłem w meczu z GKS-em 1962 Jastrzębie, bardzo mnie podniosło na duchu. Słowak wyróżnia się nie tylko wzrostem, ale najważniejsze jest to, że potrafi wykorzystać te swoje niemal 2 metry. Co prawda obydwa gole strzelił nogami, pokazując, że w polu karnym potrafi zrobić z nich użytek, ale umiejętnie wychodził także po piłkę przed szesnastką, odgrywał piersią, zagrywał głową. Był dynamiczny i zaangażowany. Przy jego nazwisku mogę więc zrobić duży plus i mam nadzieję, że będzie on rósł w trakcie rundy jesiennej.

W Katowicach o miejsce w ataku walczą dwa Filipy. Na dziś w lepszej pozycji jest młodszy z nich – Szymczak.

W poprzednim sezonie Kozłowski zdobył 12 bramek, będąc jednym z ważniejszych architektów awansu do I ligi. Częściej od niego do siatki w GieKSie trafiał tylko Marcin Urynowicz, który po przesunięciu na pozycję nr 8, czyli swojego juniorskiego matecznika, zaliczył najlepszy rok w seniorskiej piłce, okraszony 14 bramkami. Wiele wskazuje na to, że sobotni mecz z Resovią przy Bukowej, inaugurujący dla katowiczan zmagania na zapleczu ekstraklasy, Kozłowski zacznie na ławce rezerwowych. Powodem są kłopoty z młodzieżowcami. […] 19-letni Szymczak trafiał do siatki w dwóch ostatnich meczach kontrolnych – z Zagłębiem Sosnowiec (2:2) i wspomnianymi już Goczałkowicami. Czynił to w stylu rasowej „dziewiątki”, z instynktem killera w polu karnym, co mogło się podobać. – Robił wrażenie? To dobrze! Po to do nas przyszedł, by trochę tego wrażenia zrobić. To bardzo młody, utalentowany człowiek. Mam nadzieję, że on pomoże nam, a my jemu – przyznawał szkoleniowiec GieKSy. Możliwe, że w sobotę z Resovią przyjdzie moment, gdy dokona wręcz podwójnej zmiany, wprowadzając Kozłowskiego za Szymczaka i – uzupełniając stan młodzieżowców – Gieracha za Wojciechowskiego. No chyba że od pierwszego gwizdka zagrają obaj młodzieżowcy. Tak czy siak, przy Bukowej nie ukrywają, że rozglądają się jeszcze na rynku transferowym za jakimś wartościowym nastolatkiem, by w trakcie sezonu kołdra nie okazała się zbyt krótka.

Arkadiusz Milik leczy kontuzję i nie są to dobre wieści dla OM. Także z powodów mniej oczywistych.

Od 23 maja Milik nie pojawił się na boisku, nie brał udziału w obozie przygotowawczym w Portugalii, gdzie OM zremisował 1:1 z Bragą i Benficą. Treningi ma wznowić 1 sierpnia. Tydzień później Marsylia zagra z Montpellier, ale Milik ligową premierę ma opuścić. Jego powrót do gry ma rozstrzygnąć o przyszłości argentyńskiego napastnika Dario Benedetto. Miał być zmiennikiem Milika, ale ustępował mu pod względem skuteczności. Zresztą ten mankament przyczynił się do sprowadzenia Polaka. Benedetto ma kilka ofert, najbardziej zainteresowane jest nim Sao Paulo FC. Problem w tym, że brazylijski klub boryka się z trudnościami finansowymi i to co proponuje, odbiega od oczekiwań piłkarza i jego agenta. Rozmowy jednak trwają, może dojść do wypożyczenia i część pensji Benedetto pokrywać będzie OM. – Sprzedaż zawodników to najłatwiejszy sposób na zbilansowanie budżetu – uważa Longoria. – W tej chwili prawie wszystkie kluby są zobowiązane do sprzedaży zawodników. Prawie 80 procent europejskich klubów zakończyło ostatni sezon w finansowym czerwonym kolorze. Wszędzie występuje problem z przepływem gotówki, z powodu braku przychodów z biletów w ostatnich miesiącach. Dla nas sprzedawanie zawodników to nie tylko konieczność ekonomiczna, ale sposób na rozwój klubu ze znaczącym źródłem dochodu.

Super Express

Poza tekstem o tym, ile kosztują ciuchy Ani i Roberta Lewandowskich ze zdjęcia z wakacji – nic o piłce.

Przegląd Sportowy

Antoni Bugajski o Paulo Sousie. Konkretniej – o jego milczeniu i pokucie.

Selekcjoner reprezentacji Polski nie wygląda na zachwyconego, kiedy z trybun obserwuje mecze z udziałem naszych drużyn. Sprawia wrażenie, jakby to robił z przykrej konieczności, niemal za karę. I pewnie trochę tak jest. Zasłużył. Jeżeli po przegranym EURO sam nie zrezygnował z dalszej pracy z Biało-Czerwonymi, teraz musi pocierpieć. Wtajemniczeni twierdzą, że zagraniczny selekcjoner bardzo mocno przeżył jałowy występ reprezentacji Polski na mistrzostwach Europy. Był totalnie rozczarowany. Wcześniej stworzył medialną bańkę, w której żył razem z wybrańcami i szczerze uwierzył w głoszone przez siebie słowo – że drużyna jest świetnie przygotowana do turnieju, że jest w stanie nie tylko wyjść z grupy, co dla Portugalczyka było oczywiste, lecz przy pomyślnych wiatrach utorować sobie drogę nawet do ścisłego finału. […] Byłem ciekawy, jak – przede wszystkim w wymiarze medialnym – Sousa zareaguje na europejską porażkę i muszę przyznać, że znowu mnie nieprzyjemnie zaskoczył. Z jego poznanym już „rodzinnym” podejściem do naszej kadry przypuszczałem, że będzie się starał z blamażu otwarcie wytłumaczyć, spróbuje z wpadki wyciągnąć coś dobrego, także w formie rzetelnego rachunku sumienia. Wiele razy raczył nas złotymi sentencjami, więc tym bardziej teraz miał pole do popisu. On jednak ograniczył się tylko do podsumowującego wystąpienia przy okazji konferencji prasowej po meczu ze Szwecją (2:3) i… zamilkł. Wybrał się na urlop, bo najwyraźniej kilkumiesięczna praca z reprezentacją Polski mocno go wyczerpała. Na pogłębioną publiczną ocenę występu Polaków zdobył się następnego dnia tylko prezes PZPN Zbigniew Boniek i ta jego samotność – bez selekcjonera, bez kapitana drużyny i żadnego innego kluczowego piłkarza była wręcz symboliczna.

Legia Warszawa znów zagra w Europie. Teraz pozostaje rozstrzygnąć kwestię tego, w którym pucharze.

Trenerowi Michniewiczowi Lopes był potrzebny do przytrzymania piłki w strefie obronnej Flory i przerywania akcji przeciwnika. A później, jak się okazało, także do zapewnienia awansu. Mimo większych umiejętności, w pierwszej połowie spotkania w Tallinie, piłkarze Legii kilka razy podnieśli ciśnienie wszystkim przed telewizorami. Kibiców z Warszawy nie wpuszczono na obiekt, ponieważ przy okazywaniu biletów zażądano od nich… estońskich dowodów osobistych. Może i lepiej, że nie widzieli nerwowych pierwszych 60 minut. Zespołowi Michniewicza sprzyjało szczęście we własnym polu karnym – piłka dwukrotnie przelatywała wzdłuż bramki Artura Boruca, raz nie sięgnął jej skrzydłowy gospodarzy, a po interwencji Mateusza Wieteski był rzut rożny. Po przerwie piłkarze z Tallina zaatakowali jeszcze śmielej, aż dopięli swego, ale sędzia słusznie nie uznał gola. Nie dość, że strzelec był na spalonym, to jeszcze jeden z Estończyków zagrał ręką. Legia wyprowadziła kontrę, Juranović zagrał do Lopesa, a ten trafi ł do siatki. Tym razem cieszynka zawodników Legii była bezpieczna: Luquinhas, Martins i strzelec gola usiedli na murawie i zaczęli udawać, że znowu grają na PlayStation. Do czasu wyeliminowania Flory zabronił im tego trener Michniewicz. Teraz pewnie poluzuje obostrzenia.

Ivica Vrdoljak twierdzi, że faworytem dwumeczu z Legią będzie Dinamo Zagrzeb.

Przed spotkaniami Dinama z mistrzem Cypru trener mistrzów Chorwacji powiedział, że w III rundzie zwycięzca tej pary zagra z najtrudniejszym przeciwnikiem, na jakiego mógł trafi ć. Miał na myśli Legię i nie sądzę, by to była tylko kurtuazja. Uważam, że zespół Damiana Krznara jest przynajmniej o klasę lepszy od Flory Tallin i – mimo wszystko – będzie faworytem dwumeczu z Legią. Co nie znaczy, że warszawska drużyna jest bez szans. O nie, tak bym na pewno nie powiedział! Uważam, że mistrz Polski ma lepszych bocznych obrońców i skuteczniejszych napastników. Sezon dopiero co się rozpoczął, a do bramki przeciwników zdążyli już trafi ć Emreli, Pekhart i Lopes. Snajper Dinama Bruno Petković nie jest tak skuteczny, a w europejskich pucharach to jest najważniejsze. Na innych pozycjach przewagę mają Chorwaci.

Maciej Murawski o Ekstraklasie. Jego zdaniem Legia, Raków i Pogoń powalczą o tytuł.

Dziś ma nowy dom, podobnie jak Pogoń Szczecin.

Jeśli Piotr Parzyszek będzie w stanie zdobywać po kilkanaście bramek w sezonie, zespół Runjaica może być groźniejszy niż poprzednio. Z przyjemnością patrzę na Kacpra Kozłowskiego, kilkanaście miesięcy temu miał wypadek, stracił wiele tygodni, ale dziś już nikt nie pyta, dlaczego Paulo Sousa zabrał go na EURO. Ma łatwość wygrywania pojedynków, jest pewny siebie, nie jest skrzydłowym, ale nie boi się gry jeden na jednego, wygląda, jakby grał bez układu nerwowego. Niektórych zjada presja i stres, a Kacper jest pozytywnie bezczelny – nie ma znaczenia, czy gra ważny mecz przy 50 tysiącach kibiców, czy w juniorach dla setki osób na widowni. Wychodzi i robi swoje. Oby rozegrał cały sezon, pomógł Pogoni w pucharach, może zdobył jakieś trofeum i dopierowyjechał. Musi mądrze wybrać – iść do klubu grać, a nie wchodzić na końcówki. Powinien zdecydować się na zespół, w którym pójdzie do przodu. W ostatnich latach młodzi zawodnicy odchodzili do fajnych klubów, ale nie grali. Chciałbym, żeby Kacper zrobił krok do przodu, a nie taki, który go zablokuje.

Odżyła Wisła Kraków.

Biała Gwiazda chce grać w piłkę, a trener Gula to inny przypadek niż trener Hyballa. Ten drugi miał wady, o których łatwo było się dowiedzieć, jeśli się chciało. Gula nie miewa problemów personalnych z zawodnikami, na potknięcie nie zareaguje jak furiat, co zdarzało się Hyballi. Dobrze, gdyby zespół z Krakowa potrafi ł dołączyć do czołówki.

Na koniec – co do ligi wniosą beniaminki? Górnik Łęczna, Radomiak i Bruk-Bet Termalica Nieciecza zaczęli rozgrywki od remisów.

Po ostatnim sezonie i tym, co pokazała Warta, nie odważę się typować, jak skończą beniaminki. Sądzę, że dla każdego priorytetem będzie utrzymanie. Ludzie z Poznania też tak mówili, a kiedy już zapewnili sobie ligowy byt, skończyli na piątym miejscu. Ale strategią beniaminków jest utrzymanie. Na razie zobaczyliśmy, że nowe drużyny nie odstają od reszty ligi.

Raków Częstochowa nadal kompletuje kadrę. Teraz sięgnął po dwóch stoperow, rozważany jest też powrót bramkarza.

W ostatnich dniach umowy z Rakowem podpisali: Jordan Courtney-Perkins (poprzednio australijskie Brisbane Roar), Dominik Wydra (niemiecki Eintracht Brunszwik) i Alexandre Guedes (portugalskie Famalicao). Pierwsi dwaj to środkowi obrońcy, a ten ostatni to napastnik. – Od dłuższego czasu szukaliśmy ludzi do wzmocnienia linii obrony tak, aby trener Papszun miał szersze pole manewru. Po zakontraktowaniu Jordana i Dominika mamy realną rywalizację o miejsce w składzie i o to nam chodziło. Liczymy na to, że obaj szybko się zaaklimatyzują – mówi prezes Rakowa Wojciech Cygan. Courtney-Perkins trenował z częstochowskim zespołem już podczas obozu w austriackim Kaprun (1–10 lipca). Lewonożny środkowy obrońca pojawił się na boisku w trzech letnich sparingach i swoją postawą przekonał sztab szkoleniowy Rakowa, że warto ściągnąć go do klubu. Wbrew pojawiającym się informacjom za 18-latka trzeba było zapłacić odstępne. Sporą niespodzianką jest za to pozyskanie Wydry. 27-latek to były kapitan austriackiej młodzieżówki. Jest wychowankiem Rapidu Wiedeń, a w ostatnich latach grał w niemieckich klubach: Paderborn, Bochum, Erzgebirge Aue czy Eintracht Brunszwik. Z tym ostatnim spadł do 3. Bundesligi i po sezonie nie przedłużył wygasającej umowy. Austriakiem polskiego pochodzenia interesowała się m.in. Wisła Płock. […] Dowiedzieliśmy się, że cały czas możliwy jest powrót Dominica Holeca. Słowak bronił w ekipie wicemistrzów Polski wiosną, ale 30 czerwca skończyło się jego wypożyczenie z czeskiej Sparty Praga. W pierwszych dwóch spotkaniach tego sezonu 26-latek był tylko rezerwowym w praskim klubie. Prowadzone są rozmowy, aby ponownie go wypożyczyć lub wykupić.

Robert Pich jest kuszony przez Cypryjczyków. Śląsk znów go straci?

Według naszych informacji Słowakiem interesuje się jeden z klubów ligi cypryjskiej. Śląsk słyszał o takim zainteresowaniu, lecz nie ma mowy o konkretach. – Do klubu nie dotarła żadna oferta, ale zupełnie mnie nie dziwi, że są drużyny, które chciałyby mieć w drużynie Roberta, bo to jeden z najlepszych i najbardziej doświadczonych naszych zawodników – przyznaje dyrektor sportowy Śląska Dariusz Sztylka. […] u. W ubiegłym roku przedłużył ważność kontraktu do końca obecnego sezonu. Należy do najlepiej zarabiających piłkarzy, ale w Śląsku nie żałują tego wydatku, bo jest ważnym zawodnikiem, na którego stawiają kolejni szkoleniowcy. Teraz trener Jacek Magiera liczy na słowackiego pomocnika w czwartkowym rewanżu z Araratem. 

Jak w 1. kolejce wypadli piłkarze, którzy wracają do Ekstraklasy? Najlepszy okazał się Michał Pazdan.

Najwięcej zadowolenia ze swoich występów po powrocie do Polski mają dwa obrońcy. Barry Douglas znów zagrał w meczu Lecha Poznań po 5,5 roku gry w Turcji i Anglii. W spotkaniu przeciwko Radomiakowi (0:0) podawał dużo i celnie (na poziomie 82%), udało mu się też wygrać kilka pojedynków i zaliczyć kilka odbiorów. W występie Szkota zabrakło tylko bardziej zdecydowanych wejść ofensywnych i rajdów po skrzydle, do których przyzwyczaił nas podczas pierwszego pobytu w Lechu. Zdecydowanie najbardziej udany powrót do ekstraklasy miał Michał Pazdan. Nazywany przez kibiców ministrem obrony narodowej stoper rozegrał świetne spotkanie przeciwko Lechii (1:1). Były kadrowicz wygrał 100% pojedynków (12), aż siedem razy odzyskał piłkę, do tego 55 z 58 wyprowadzonych przez niego podań dotarło do adresata. Meczem z gdańszczanami Pazdan pokazał, że nie potrzebuje czasu na ponowną aklimatyzację w Jadze i z miejsca może stać się najlepszym środkowym obrońcą PKO BP Ekstraklasy. Reszta wracających do Polski piłkarzy śmiało może brać z niego przykład i nadrabiać zaległości.

Gazeta Wyborcza

Nic o piłce.

fot. FotoPyK

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

23 komentarzy

Loading...