– Są zawodnicy na rynku polskim, którzy nie mają klubu – ja bym ich chętnie widział w Górniku Łęczna. Ale musimy stanąć w kolejce. Z numerem siedemnaście albo osiemnaście. Może ktoś tam ich poodrzuca, to wtedy zdecydują się na Górnik Łęczna. Może to śmieszne, ale z drugiej strony trochę smutnawe. Kurczę, chciałbym takiego Waleriana Gwilię u nas. Widziałbym go. Ale my nie jesteśmy w stanie niczym go zachęcić do gry u nas – Veljko Nikitović, legenda Górnika Łęczna, a dziś jego dyrektor sportowy, przed startem Ekstraklasy nie gryzie się w język. Mówi o tym, że Górnik de facto jest pierwszoligowcem w Ekstraklasie, a o piłkarzy walczy z innymi pierwszoligowcami. Przyznaje, że z Widzewem przegrał walkę o Aziza Tetteha. Mówi też jednak, że w pionie sportowym jest sam, nie ma pomocy ani jednego skauta. Wskazuje, że sam awans był niezwykłym sukcesem. I przede wszystkim Górnik wyciągnął wnioski z poprzedniej przygody w ESA – nie będzie życia na kredyt i robienia długów. Zapraszamy.
Velo, jakie u ciebie emocje przed dzisiejszym startem ligi?
Powiem uczciwie, jeszcze tak do końca tego nie czuję. Nie było czasu je poczuć. Ten okres pomiędzy zakończeniem I ligi, a startem ESA, był tak krótki – to raz. Nie było czasu na odpoczynek, nie było czasu nawet poświętować. Po drugie, cały czas pracuję. Poszukuję wciąż zawodników, żeby jeszcze wzmocnić zespół. Może jutro (rozmawiamy w piątek – przyp. LM.) jak zobaczę kibiców na trybunach, rozgrzewających się zawodników, poczuję ten dreszczyk emocji, że zrobiliśmy fajną rzecz.
Pamiętam głosy, gdy spadaliście kilka lat temu z Ekstraklasy, że Górnik Łęczna już na ten poziom nie wróci. Że czasy się zmieniły i zostaniecie gdzieś najwyżej na średnich szczeblach piramidy rozgrywkowej.
Pamiętam je. To też bierze się z tego, że dość często się mówi – futbol powinien być tam, gdzie duże aglomeracje i wielkie stadiony. My jesteśmy tego zaprzeczeniem. Prawda jest taka, że tak jak w życiu prywatnym, tak w życiu naszego klubu, były lata tłuste, lata chude. Jak spadliśmy z ESA, sytuacja finansowo-organizacyjna była taka, że to nas pociągnęło jeszcze szczebel w dół. Ale ostatnie dwa lata poukładaliśmy to i mogę powiedzieć, że to były lata tłuste. Ciekaw jestem jakie teraz będą. Na pewno natomiast jesteśmy klubem, który ma dużo lepszą kondycję organizacyjną niż kiedyś.
Wiele można było mówić o Górniku w ostatnich latach, ale nie sposób się było z wami nudzić. Spadki, awanse.
Jak się popatrzy na całą historię Górnika Łęczna zapisaną przez 41 lat, to ten klub przeszedł już chyba wszystko. Nie wiem co go jeszcze nie spotkało. Czekam jeszcze tylko, może jakieś UFO na stadionie wyląduje. Mamy karną degradację, wszyscy wiemy co się działo w polskiej piłce lat dwutysięcznych. Później zmiana klubu. Zmiana herbu. Nie licząc spadków, awansów – ten klub przeżył bardzo dużo jak na tak krótką historię. Ja sam to odczułem, jestem z tym klubem związany od dwudziestu lat.
Jak ciężka, angażująca czasowo, jest praca dyrektora sportowego w Górniku? Tak nawet od życiowej strony.
Po awansie z I ligi do Ekstraklasy mieliśmy jeden dzień, kiedy faktycznie trochę poświętowaliśmy. Następnego dnia usiedliśmy z trenerem Kieresiem i zaczęliśmy ustalać plan działania na okno transferowe. Chcę jednak zwrócić uwagę, że Łęczna nie jest takim łakomym kąskiem dla piłkarzy, jakim chcielibyśmy, aby była. Wielu zawodników, do których się odzywamy, po prostu nie wybiera Górnika Łęczna. Traktuje nas jako którąś opcję. OK, pogodziłem się z tym, dalej pracuję nad kilkoma ruchami.
A czy tak od życiowej strony jestem zmęczony? Nie, bo ja to lubię, zawsze chciałem to robić. Niemniej dostaję kandydatury zawodników od różnych menadżerów, wielu sam sprawdzam, bo wpadli mi w oko oglądając mecze I i II ligi. Porównuję ich, sprawdzam dane, selekcjonuje w taki sposób, żeby pasowali do Górnika Łęczna. Wiadomo, że jestem w tym dziale sam. Nie mam wokół siebie tych dwóch, trzech, pięciu skautów, jestem sam. I czasowo pewnych rzeczy nie jestem w stanie ogarnąć. Dostaję zawodnika, który na pierwszy rzut oka nam pasuje, muszę obejrzeć kilka jego meczów, przeanalizować zaawansowane statystyki, jak radzi sobie w odbiorze, jak w pressingu, jak przy rozegraniu… A przecież dostaję codziennie po kilkanaście kandydatur zawodników. Nie jestem w stanie tego przerobić.
Czy to jest takie obciążenie czasowe, że nawet bliscy to odczuwają?
Ja swoją żonę poznałem w Łęcznej w 2004, jesteśmy już razem siedemnaście lat, mamy troje dzieci i ona już jakby wie, z czym to się wiąże. Najpierw grałem, jeździłem, teraz przestałem grać, ale w zasadzie jeszcze mniej jestem w domu. Jest na to przygotowana. Ale dzieci cierpią. Taka prawda. Teraz, jak są wakacje, zabieram je ze sobą do pracy, żeby trochę żonę odciążyć.
Co robią dzieciaki w tym czasie?
Biorą piłkę, są tu takie warunki, że mogą pograć. Spędzają czas z zawodnikami. Syn starszy, dziesięcioletni, nawet wczoraj pomagał ludziom, którzy tu pracują, żeby jutro wszystko było uporządkowane na start Ekstraklasy. Młodszy to prawie jak maskotka klubu, ciągle rozmawia z piłkarzami.
Rodzinna atmosfera.
Tak, musimy bazować na czymś takim, wierzymy, że to też nam pomoże.
Niemniej brzmisz jak jeden z najbardziej zapracowanych ludzi Ekstraklasy.
Chciałbym żeby ten pion sportowy się rozszerzał. Ze dwie, trzy osoby zatrudnić do Górnika Łęczna. Jako dyrektor w II i I lidze nie miałem wokół siebie nikogo nie dlatego, że nie chciałem, tylko nie pozwalały na to możliwości. Myślę,
Ale przecież zatrudnienie kogoś, kto będzie skautował piłkarzy, to nie jest wielki koszt. Jest mnóstwo pasjonatów, ludzie chcą się tym zajmować, pracować w piłce.
Zgadza się, ale to też nie jest tak do końca, że ktoś przyjdzie i będzie to robił za pół darmo. Trzeba wsiąść w samochód, pojechać kogoś zobaczyć, coś zjeść po drodze, przenocować. Plus pensja miesięczna. To nie są nie wiadomo jakie koszty dla klubu i OK, zrobimy to na pewno w tym sezonie, ale też awans do Ekstraklasy nam na to dopiero pozwolił. Z drugiej strony, cały czas jesteśmy klubem, który każdy grosz, jaki ma, obraca pięć razy w prawo i lewo.
Tylko budowa skautingu, choćby w podstawowej formie, to dzisiaj standard.
Zgoda. Śmiechem żartem, widać zrobiliśmy ze sztabem super robotę ze sztabem szkoleniowym, skoro w takich warunkach zaliczyliśmy awanse. Śmieję się oczywiście, chcemy rozbudować naszą sieć, wiemy, że to konieczne. Mam nadzieję, że konstrukcję finansową ułożymy w taki sposób, aby każdy był zadowolony.
Jak duży jest problem z tym, że zgłaszacie się po zawodnika, a on wybiera kogo innego?
Jestem świadom tego, że zarobki w Ekstraklasie poszły w górę. Piłkarze chcą coraz więcej zarabiać, taka jest rzeczywistość. Moja praca polega na tym, że dostaję od zarządu określoną kwotę, którą mogę przeznaczyć na zespół Górnika Łęczna. Schodzę do trenera, trener mówi:
– Velo, ja potrzebuję w składzie mieć 22 zawodników plus 4-5 młodzieżowców.
I ja to rozumiem. Ale zarazem jestem święcie przekonany, że w Ekstraklasie mamy zdecydowanie najmniejsze możliwości finansowe. Czasami musimy robić transfery, powiedzmy, sposobem. Kogoś namówić na Górnik Łęczna, wskazać, że jest tu możliwość rozwoju. Ale z całym szacunkiem dla naszego klubu, na dzień dzisiejszy rywalizujemy o zawodników z klubami z pierwszej ligi. Żebym był dobrze zrozumiany: różni menadżerowie proponują różnych zawodników, ale ja wiem, że ci zawodnicy nie są proponowani Jagiellonii, Wiśle Płock, oni są proponowani pierwszoligowcom. Ale na dzień dzisiejszy nie jesteśmy w stanie stanąć w szeregu i walczyć z tymi klubami o zawodników, nie mówiąc o większych klubach.
Górnik Łęczna to taki pierwszoligowiec w Ekstraklasie.
Tak jesteśmy takim pierwszoligowcem w Ekstraklasie. Taka jest rzeczywistość.
Janusz Gol został sprowadzony sposobem?
Ja zadzwoniłem do Janusza od razu, jak wrócił z Rumunii. Wiemy, że miał tam różne problemy w Dynamie, również z wypłacalnością. Zaprosiliśmy Janka do siebie. Pokazaliśmy mu to wszystko. Janek poprosił o chwilę czasu do namysłu, bo miał też inne propozycje. Wybrał ostatecznie Górnika Łęczna, choć był w kręgu zainteresowania Widzewa Łódź. To też jakieś porównanie. I vice versa z Abdulem Azizem, z tym, że on wybrał Widzew. Widzisz, my walczymy o zawodników z Widzewem, z Podbeskidziem. Chcieliśmy na przykład Vulineta Bashę – OK, wybrał Ionikos. Ale gdzieś tam wiem, że było zainteresowanie Podbeskidzia, Miedzi. Czyli z całym szacunkiem dla tych nich, ale na dzień dzisiejszy to kluby grające szczebel niżej.
Ciężkie musisz mieć rozmowy z trenerem Kieresiem.
Zgadza się, ale wydaje mi się też, że trener rozumie sytuację i nasze położenie jako klubu. Są zawodnicy na rynku polskim, którzy nie mają klubu – ja bym ich chętnie widział w Górniku Łęczna. Ale musimy stanąć w kolejce. Z numerem siedemnaście albo osiemnaście. Może ktoś tam ich poodrzuca, to wtedy zdecydują się na Górnik Łęczna. Może to śmieszne, ale z drugiej strony trochę smutnawe. Kurczę, chciałbym takiego Waleriana Gwilię u nas. Widziałbym go. Ale my nie jesteśmy w stanie niczym go zachęcić do gry u nas.
Inny przykład. Chcieliśmy pewnego zawodnika z I ligi. Zaproponowaliśmy mu fajną otoczkę, perspektywy. Rozmawiałem z nim, z jego menadżerem. Mówiłem że będzie grał na swojej ulubionej pozycji, że chcemy to wokół niego obudować. Podane wszystkie aspekty. Finansowo też bylibyśmy w stanie się dogadać. Ale on jednak powiedział, że woli zostać w I lidze, bo coś tam coś tam.
KURSY NA GÓRNIK ŁĘCZNA – CRACOVIA W FUKSIARZ.PL: 3.40 GÓRNIK – REMIS 3.15 – CRACOVIA 2.25
Myślałeś, że Ekstraklasa będzie większym magnesem na rynku.
Myślałem, nie ukrywam. Jeszcze okienko trwa, mamy ponad miesiąc, z natury jestem człowiekiem, który się nie poddaje. Jestem przekonany, że jeszcze ściągniemy takich ludzi, którzy będą stanowić wzmocnienia. Niemniej myślałem też, że będzie nas stać na trochę więcej jeśli chodzi o finanse. Ale realia są takie i trzeba się z nimi zmierzyć. Chcę wrócić do jednej rzeczy, która dla mnie jest niezwykle istotna – to jest to, co powiedział prezes Salski. Dzień po meczu barażowym powiedział, że Górnik wydał jedną trzecią tego, co wydał ŁKS, a to Górnik awansował do Ekstraklasy. Także to też jest dobra ocena naszej pracy. Mądrze wydawaliśmy to, co mieliśmy.
Po was można się spodziewać najpóźniejszych transferów.
Zgadza się. Wiadomo, że rozumiem trenera, który chciałby mieć dopiętą kadrę na pierwszym treningu. Ale takie jest nasze położenie – będziemy budować zespół do końca okienka. W tym budżecie jest jeszcze parę złotych na nowych zawodników.
Wasze obecne podejście bierze się też stąd, że nie ma życia na kredyt.
Nie ma. Dostałem określony tort i muszę go pokroić. Każdy, kto dostanie kawałek, musi być najedzony. Nie będzie tak, że podzielimy tort, a obok jeszcze pojawią się jakieś drogie ciasteczka. Nie. Górnik Łęczna jest klubem, który od dosyć długiego czasu płaci pensje dziesiątego, płaci premię na czas, wszystko w porę. Jak nie chcę być dyrektorem, którego ktoś jedenastego będzie ciągnął za rękę na korytarzach klubowych i pytał „słuchaj, kiedy będzie pensja?”.
Sam to przeżywałeś kiedyś.
Przeżywałem. Prosiłem zawodników, żeby jeszcze wyszli na trening, a mieli od paru miesięcy niepłacone. Dzwoniłem do właścicieli wynajmowanych przez obcokrajowców mieszkań, żeby ich nie wyrzucano stamtąd, bo Górnik jeszcze zapłaci. Nie chcę do tego wracać. Mamy trzy złote, to wydajemy trzy złote, nie trzy pięćdziesiąt.
To wszystko są lekcje wyciągnięte z waszej poprzedniej przygody w ESA.
Awansowaliśmy w 2013 i przez trzy lata graliśmy w Ekstraklasie. Uważam, że to był duży sukces, na pewno nie chcę mówić, że wszystko w tamtym okresie było złe. Ale koniec końców skończyło się tak, że Górnik Łęczna spadając z Ekstraklasy miał 7 milionów 170 tysięcy długu czystego „cashu”. Ja wtedy zostałem prezesem klubu. Mieliśmy po 30, 40 wezwań do zapłaty dziennie. W pewnych momentach nie byłem sobie w stanie poradzić. Odczuła to moja rodzina. Wracałem do domu, nie wiedziałem co się dzieje. To była taka lekcja, że już nigdy nie możemy pozwolić, aby coś takiego się zdarzyło w Górniku, szczególnie przy takim sponsorze jak Lubelski Węgiel „Bogdanka”. To było niewyobrażalne i odcisnęło na mnie mocne piętno.
Wtedy po prostu Górnik grał na kredyt.
Z roku na rok wszystko było robione, żeby ta Ekstraklasy była. W ostatnim sezonie nawet graliśmy w Lublinie, bo ktoś liczył, że będzie z tego więcej pieniędzy. A długi z roku na rok rosły. Skończyło się po prostu katastrofą. Byłem skautem Górnika za trenera Smudy, pamiętam jak prosiłem Gersona czy Josimara Atoche żeby wyszli na trening. Schodziłem do szatni i ich prosiłem. To są rzeczy, które nie powinny mieć miejsca w takim klubie.
Czyli wasza dzisiejsza sytuacja finansowa jest stabilna.
Stabilna. Nawet jeśli kosztem tego, że znowu spadniemy z Ekstraklasy, to trzeba zrobić to z klasą. Każdego zawodnika czy pracownika, którego zapytacie, potwierdzi – w Górniku Łęczna płacone jest wszystko na czas.
To jaki jest wasz cel na ten sezon Ekstraklasy?
Widzę, że wszyscy już nas skreślili. Ja się z tego cieszę. Pamiętam dwa lata temu, kiedy przy Widzewie, ŁKS-ie, Stali Rzeszów, nikt nie dawał nam szans na awans do I ligi. A awansowaliśmy. W zeszłym sezonie, gdy dobrze zaczęliśmy, mało traciliśmy bramek, mówiono – a, beniaminek, poszedł falą, ale noga im się powinie. Tymczasem znowu awansowaliśmy. Dziś wszyscy mówią, że jesteśmy pewnym spadkowiczem – OK, niech mówią, a my będziemy ciężko pracować.
Ja uważam, że dla nas zaczyna się fajna przygoda. Dla tego klubu, dla sztabu, dla mnie jako dyrektora – przygoda. Będziemy robić wszystko, żeby w każdej kolejce grać dobrze. Na pewno nie będziemy wystraszeni, na pewno nie będziemy chłopcem do bicia. Możemy przegrać, gdy będziemy słabsi piłkarsko – OK, fair play, podamy przeciwnikowi rękę i pogratulujemy. Wyciągniemy dalsze wnioski. Ale kiedyś prezes kopalni powiedział mi „Velo, ty nie przegrywasz. Ty się uczysz”. I zrobimy to, w Ekstraklasie czeka nas dużo nauki.
Wiem, że ci niezręcznie przed sezonem mówić o scenariuszach na wypadek spadku, no ale tak mi się wydaje, że możecie spaść, ale przez rok spędzony w Ekstraklasie i tak zyskać, wzmocnić swoje struktury i tym podobne.
Zgadza się. Oprócz Lubelskiego Węgla Bogdanka, strategicznego sponsora klubu od wielu lat, na Lubelszczyźnie ciężko znaleźć kolejne firmy, które byłyby zainteresowane wyłożyć kasę na Górnik Łęczna. Grając w ESA dobrze wiemy, że mamy określoną kwotę, którą dostaniemy za grę, a którą można wykorzystać w naszych strukturach. I takich pieniędzy nie jesteśmy w stanie znaleźć w tym momencie na Lubelszczyźnie. Być może ten rok pozwoli nam jeszcze się dźwignąć finansowo, wzmocnić, poukładać, a nie daj Boże spadek na pewno nie spowoduje, że Górnik rozwali się jak domek z kart.
Leszek Milewski
***
CZY LUBELSZCZYZNA ZNÓW BĘDZIE WDZIĘCZNA? CZYTAJ „ODKRYWAMY KARTY” O GÓRNIKU ŁĘCZNA
Fot. NewsPix